Celem opolskich asystentów rodziny jest pomoc i wsparcie, a nie kontrola

Redakcja
Nie chcemy, by uważano nas za kontrolerów, ale za przyjaciół - mówi asystentka rodziny Joanna Szolka (z prawej). Na zdjęciu z Aleksandrą Stelmaszczuk i jej synkiem Gracjanem.
Nie chcemy, by uważano nas za kontrolerów, ale za przyjaciół - mówi asystentka rodziny Joanna Szolka (z prawej). Na zdjęciu z Aleksandrą Stelmaszczuk i jej synkiem Gracjanem. Sławomir Mielnik
Po latach doświadczeń wiadomo, że asystentki rodziny to najtrudniejsza praca w pomocy społecznej. Niełatwo zdobyć zaufanie podopiecznych i skłonić ich do zmiany wieloletnich nawyków.

Wkrótce miną 3 lata, od kiedy w strukturach pomocy społecznej wprowadzono etat asystenta rodziny. W opolskim MOPR są zatrudnione obecnie trzy asystentki. Miały wypracować nowe formy i metody pracy z rodzinami, które przeżywały trudności opiekuńczo-wychowawcze.

W praktyce chodzi o pomoc tym, którzy nie radzili sobie z opieką nad dziećmi i albo im je odebrano (do czasu uporania się z problemami), lub też takie rozwiązanie grozi im w najbliższej perspektywie.

- Ustawa przewidziała dla jednego asystenta kuratelę nad 20 rodzinami, ale to okazało się zbyt wielkim obciążeniem dla nich - mówi Felicyta Kościółek, szefowa działu opieki nad rodziną i dzieckiem MOPR w Opolu. - Po nowelizacji zmniejszono liczbę rodzin przypadających na jednego asystenta do 15, ale nie przydzielono pieniędzy na dodatkowe etaty. Nadal więc każda z zatrudnionych asystentek opiekuje się 20 rodzinami.
- A problemów jest w naszych rodzinach bardzo wiele - przyznaje asystentka Małgorzata Żukiewicz. - Jeśli sąd pozwoli, dzieci przebywające w rodzinach zastępczych lub w domach dziecka, mogą odwiedzać biologicznych rodziców i przebywać u nich w weekendy i święta.

Bywa, że zanim zapadł wyrok, dzieci nie widziały się z matką kilka miesięcy. One są nieufne, niełatwo do nich dotrzeć, a matki nie bardzo wiedzą, jak się się zachować, co robić z dziećmi, czym je zająć, bo odwykły od swoich dawnych obowiązków. My pomagamy im ułożyć scenariusz spotkań, staramy się pokazać, że budowa nowych więzi polega na rozmowach, wspólnym przygotowywaniu posiłków, zabawie, okazywaniu zainteresowania i uczuć. Chodzi o to, by dzieci wracające z weekendów do codzienności zachowały dobre wspomnienia i przekonanie, że rodzic je kocha i na nie czeka.

- Niestety, nie da się szybko zmienić nawyków utrwalonych przez wiele lat, a czasem nawet przez pokolenia - dodaje Joanna Szolka. - Na efekty nie można liczyć szybko, a w dodatku zależą one nie tylko od nas, ale od tego, w jakim stopniu rodziny chcą z nami współpracować. Nie każdy też rozumie naszą rolę. Nie chcemy, by uważano nas za kontrolerów, ale za przyjaciół. Do takich rodzin przychodzi też kurator, dzielnicowy i pracownik socjalny. Ludziom trudno się czasem zorientować, kto w jakim celu ich odwiedza.

Mają "pod górkę"

Bywa i tak, że w rodzinach podopiecznych nie brakuje miłości, ale jest niedostatek zaradności. Matka, której dzieci czasowo odebrano z powodu przemocy i alkoholizmu partnera, teraz jest w trudnej sytuacji materialnej. Ma jeden pokój, szuka pracy, nie jest w stanie utrzymać rodziny. Asystentka pomaga jej więc znaleźć zatrudnienie, załatwić zasiłki, uczy gospodarowania skromnymi pieniędzmi.

- O satysfakcję w naszej pracy naprawdę niełatwo - dodaje Małgorzata Żukiewicz . - Cieszę się, gdy uda mi się pomóc samotnej kobiecie załatwić pracę, kiedy widzę, że w jej domu zapanował porządek, a czekając na wizytę dzieci, kobieta przygotowuje dla nich miejsce do zabawy i coś dobrego do jedzenia, że w planach ma pójście z dziećmi do biblioteki.

Sytuację komplikują często stosunki rodzinne panujące w rodzinach powierzonych opiece asystentek. Rozpadają się małżeństwa, konkubinaty, tworzą nowe związki.

- Mam taki przypadek, gdzie nowy partner mojej podopiecznej zapewnił jej mieszkanie i wpłynął na pozytywne zmiany w życiu kobiety - mówi Joanna Szolka. - Nalega, by doprowadziła do scalenia rodziny i wzięła dzieci z powrotem do siebie. Obiecuje pomoc w ich wychowaniu i utrzymaniu. Nikt nam jednak nie da pewności, czy słowa dotrzyma. Czy kiedy dzieci wrócą do domu, dobre chęci nie przegrają z pierwszymi problemami wychowawczymi? Decyzje o powrocie dzieci do rodziny są więc w podobnych sytuacjach obarczone dużym ryzykiem.

- Nie mniej problemów trzeba pomóc rozwiązać rodzinom niewydolnym wychowawczo - mówi Izabela Gacia, kierowniczka zespołu ds. pieczy zastępczej - by nie doszło do rozdzielenia rodziny. Kiedy po kilku miesiącach udaje nam się poprawić sytuację, zdarza się, że któraś z matek dostrzeże: to dzięki asystentce. Wtedy czujemy, że nasza praca ma sens.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska