Cudny Gierek. Narzucony ojciec narodu

Archiwum
Gospodarskie wizyty pierwszego sekretarza wtedy wyśmiewane, dziś dobrze się kojarzą.
Gospodarskie wizyty pierwszego sekretarza wtedy wyśmiewane, dziś dobrze się kojarzą. Archiwum
Rozmowa z prof. Antonim Dudkiem, politologiem i historykiem, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkiem Rady Instytutu Pamięci Narodowej.

- SLD proponuje Sejmowi ogłoszenie 2013 r. Rokiem Edwarda Gierka. Skąd, według pana, taki pomysł?
- Dwa ugrupowania, SLD i Ruch Palikota, walczą o przywództwo na lewicy. Sentyment do PRL był od początku charakterystyczny dla Sojuszu. Leszek Miller ma świadomość, że nostalgia i tożsamość peerelowska konsoliduje nadal spory elektorat. Kariera samego Leszka Millera zaczęła się w epoce Gierka. To wtedy awansował on z prostego robotnika w żyrardowskich zakładach włókienniczych na instruktora w Komitecie Centralnym PZPR. No i zbliżają się 100. urodziny Gierka (6 stycznia - przyp. red.).

- Edwarda Gierka wspomina dziś dobrze także wiele osób, które na SLD nie głosują.
- To można wytłumaczyć istnieniem elektoratu socjalnego. Należą do niego ludzie, którzy mają często światopogląd konserwatywny, bardzo katolicki, ale politykę PRL-u kojarzą właśnie z bezpieczeństwem socjalnym, zwłaszcza z pełnym zatrudnieniem. Ci ludzie wspominają dobrze lata 70., szczególnie ich pierwszą połowę. Bo wtedy, w latach 1971-1976, stopa życiowa wzrosła najszybciej w powojennej Polsce. To jest epoka masowej motoryzacji, której symbolem stał się "maluch", i masowego budownictwa. Powstawały wtedy paskudne osiedla z wielkiej płyty, ale mnóstwo Polaków nadal w nich mieszka.

- Ale przecież epoka Gierka to także załamanie gospodarcze pod koniec lat 70. i "ścieżki zdrowia" w Radomiu i Ursusie w 1976...
- Wolimy pamiętać rzeczy sympatyczne niż przykre. Więc miliony Polaków wypiera wiedzę o tym, że ten cud na kredyt zaczął się załamywać. W 1979 roku pierwszy raz w PRL-u przyznano oficjalnie, że dochód narodowy spadł, co skończyło się ostatecznie falą strajków z udziałem milionów ludzi w roku 1980. Ale ci sami ludzie przeżyli potem stan wojenny i katastrofę ekonomiczną lat 80. Poziom dochodu narodowego z roku 1978 osiągnęliśmy dopiero w 1989. Z tej perspektywy dekada Gierka jawi się im ciągle jako belle epoque doby socjalizmu. To jest psychologicznie zrozumiałe, choć konfrontacji z wiedzą historyczną nie wytrzymuje.

- A co z tymi "ścieżkami zdrowia"?
- W Radomiu i Ursusie bito pałkami bez miłosierdzia, ale do robotników, jak za Gomułki, nie strzelano. Gierek osobiście zakazał używania broni. Co nie znaczy, że w epoce Gierka nie zdarzały się przypadki pobicia, a nawet zabicia opozycjonistów przez nieznanych sprawców, nie mówiąc o zwolnieniach z pracy. Ale w 1980 Gierek znów nie zgodził się na desant na stocznię, tylko podpisał - rękami swych reprezentantów - porozumienia społeczne. Uważał je za mniejsze zło, sposób na spacyfikowanie nastrojów. Nie zdawał sobie sprawy - zresztą jak nikt w partii - że z tego buntu w parę tygodni powstanie wielomilionowy związek "Solidarność".

- Podobał się ludziom, kiedy zaczynał przemówienie od ciepłego "Rodacy", a nie jak Gomułka od "Towarzysze i obywatele".
- Nawet zewnętrznie bardziej niż Gomułka nadawał na ojca narodu. Był przystojnym, postawnym mężczyzną obdarzonym dobrym głosem.

- No i z prezydentem Francji rozmawiał po francusku jak prawdziwy mąż stanu.
- Sama znajomość języka to za mało, by nim być. To był prosty górnik. Jedyną szkołą, jaką ukończył, była szkoła partyjna. Intelektualnie nie wzbił się nigdy nad poziom lokalnego działacza. Ale zaczął rządy dobrze, od spotkania ze stoczniowcami w centrach strajkowych i od słynnego "pomożecie, towarzysze?". To budziło nadzieję i pomogło w zbudowaniu jego legendy. Szybko się okazało, że zmiany były dość ograniczone. Gierek był zakładnikiem epoki realnego socjalizmu, systemu niereformowalnego. Poprawił fasadę, malując ją barwami z importu, ale za fasadą trwał system zbudowany za Bieruta. Tyle że bez masowego terroru. Gierek go unikał, bo zależało mu na dobrych relacjach z kanclerzem Niemiec, prezydentem Francji itp. Wewnątrz kraju rządził za pomocą spychotechniki.

- Co to znaczy?
- Polska podzieliła się na udzielne księstwa. Wojskiem niepodzielnie rządził Jaruzelski, służbami Stanisław Kania, propagandą Jerzy Łukaszewicz i Maciej Szczepański - najlepszy w PRL spec od łączenia w telewizji ideologii z atrakcyjną rozrywką. Wszyscy oni byli współpracownikami Gierka, ale niezbyt lojalnymi, co się z czasem miało okazać i na nim zemścić.

- Pierwszy sekretarz dzielący się władzą z innymi to prawie demokrata...
- Demokrata musiałby być wybrany. Gierka wybrała Moskwa i grupa spiskowców, która w grudniu 1970 zbuntowała się przeciw Gomułce. Ówczesny wicepremier Jaroszewicz rozmawiał w sowieckim premierem Kosyginem o kandydatach na przywódcę PZPR. Kosygin powiedział wprost, że Moskwa nigdy nie zaakceptuje polskiego nacjonalisty Moczara. To był sygnał, że I sekretarzem ma być Gierek. Nie zmienia to faktu, że na początku lat 70. cieszył się on autentycznym poparciem społecznym. Nienawiść przyszła dopiero w 1980. Jej skutkiem było wykluczenie Gierka z partii. A potem jego internowanie. Jaruzelski zrobił to nie tylko z osobistej zemsty. Także pod naciskiem, by Gierka osądzić. Na co się zresztą nie zdecydował. Obawiał się, że w sądzie sekretarz i jego oskarży.

- Zrobił to dopiero w wywiadzie rzece "Przerwana dekada" pod koniec lat 80. Narzekał na zimę stulecia 1979-1980 i spisek Stanisława Kani.
- Zima obnażyła całą słabość rzekomo 10. gospodarki świata. Dla porównania, dziś mówi się, a i to trochę na wyrost, że jesteśmy około 20. miejsca. Drugim ciosem była pielgrzymka papieża z 1979 z udziałem milionowych tłumów. Natomiast dla przejęcia władzy przez Kanię decydująca okazała się nieobecność Gierka, z powodu arytmii serca, na plenum KC na początku września. Ale o spisku mowy nie ma, bo to nie Kania wywołał społeczne niezadowolenie i falę strajków. On je tylko wykorzystał.

- Dla jednych Gierek jest politykiem, który skierował Polskę ku Zachodowi i chciał nas uniezależnić od Związku Radzieckiego, dla innych - posłusznym namiestnikiem Moskwy.
- Oba te poglądy są prawdziwe. Symbolami otwarcia na Zachód były coca-cola, marlboro i zachodnie licencje, których złe wykorzystanie przyczyniło się w końcu do jego upadku. Ale jednocześnie mocniej od poprzedników Gierek wiązał Polskę z ZSRR. To on przystał na podporządkowanie wielu jednostek bojowych Wojska Polskiego pod dowództwo Układu Warszawskiego z pominięciem polskiego sztabu generalnego, na co Gomułka nigdy się nie zgadzał. Zacieśniono współpracę służb polskich i sowieckich. Od granicy do Huty Katowice zbudowano kolej szerokotorową - huta miała po wsze czasy być zaopatrywana w rudę z Rosji. Statki sprzedawaliśmy na wschód za ruble transferowe, ale ich wyposażenie kupowaliśmy za twardą walutę. To było skrajnie niekorzystne dla Polski.

- Jak z perspektywy dzisiejszego zadłużenia Polski ocenia pan zaciągnięte przez Gierka kredyty?
- Bardzo krytycznie. Dzisiejszy dolar jest pięć razy mniej wart od ówczesnego. Więc zadłużenie na koniec rządów Gierka trzeba by szacować nie na 20 mld tamtych dolarów, tylko na 100 mld dzisiejszych. A i tego nie można porównywać z dzisiejszym zadłużeniem Polski, po nasze obecne PKB jest wielokrotnie wyższe niż w latach 70. Tamtego zadłużenia zwyczajnie nie dało się obsłużyć. W 1978 roku aż 80 proc. dochodu z eksportu trzeba było przeznaczać na spłatę długu. Pętla się zaciskała. Zaciągano nowe długi, by spłacać stare. Gospodarka już do końca lat 80. nie złapała oddechu.

- Kredyt obiektywnie nieduży był za ciężki na gospodarkę PRL-u?
- W dodatku zmarnotrawiony. Przejedzony - bo wydany na mięso, w PRL produkt strategiczny, lub na pasze, albo na nietrafione inwestycje. Licencję na autobusy Berliet, zbyt delikatne na polski klimat, kupiono, bo udziały w tej fabryce miała Komunistyczna Partia Francji. Psuły się ciągle. Ciągniki Massey-Ferguson nie dość, że były za drogie dla polskiego rolnika, to z powodu miar calowych nie pasowały do naszego sprzętu rolniczego. Nie powiodła się koncepcja samospłaty drogich technologii sprzętem wyprodukowanym w zbudowanych po zakupie licencji polskich fabrykach. Technologie okazywały się przestarzałe i sprzedawano je do strefy rublowej, nie na Zachód.

- Ile jest prawdy w czarnej legendzie o gierkowskiej rozrzutności, lotach żony sekretarza do paryskich fryzjerów itp.?
- To są legendy i plotki wymyślane przez ludzi, którzy po jego upadku chcieli Gierka ostatecznie zniszczyć. Na pewno żył na wyższym poziomie niż ascetyczny Gomułka, ale jego willa w Aninie nie kapała od złota i luksusów. To był średni poziom Europy Zachodniej. Rozrzutna i wystawna była natomiast reforma administracyjna 1975 roku. Stworzenie 49 województw spowodowało falę lokalnych aspiracji. Budowano nowe gmachy partii, budynki komend wojewódzkich milicji, dworce autobusowe i kolejowe, często projektowane mocno na wyrost.

- Symbolem jego rządów są gospodarskie wizyty. Pamiętane i wyśmiewane do dziś...
- Wyśmiewane i znienawidzone były zwłaszcza w latach 70., bo też były wyreżyserowane do najmniejszego szczegółu. Z tamtych czasów zostało w języku pojęcie malowania trawy na zielono. Z czasem te oceny złagodniały. Niektórzy są zdania, że PO wygrała ostatnie wybory, bo premier wsiadł w "tuskobus" i w różnych miastach rozmawiał z ludźmi. Jak nie ma wyborów, to tego nie robi. Gierek się żadnymi wyborami nie interesował. Jeździł przez całą dekadę, bo uważał to za rytuał sprawowania władzy. Kiedy już przestał rządzić, te wyjazdy zaczęły być wspominane dobrze. Są do dziś, jak cała dekada Gierka, idealizowane. Fenomen jego popularności po latach jest chyba ciekawszy niż on sam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska