Czesi zarabiają miliony na narciarzach z Opolszczyzny. Dlaczego nie wydajemy pieniędzy w naszych górach?

fot. Krzysztof Strauchmann
fot. Krzysztof Strauchmann
Narciarski tort już przynosi naszym sąsiadom miliony. I co rok będzie większy. My nie dostaniemy nawet kawałka.

Frekwencja na stokach w mijającym właśnie sezonie wywołała entuzjazm u właścicieli wyciągów w czeskich Jesenikach.

- W sobotę na początku lutego miałem na stoku 800 narciarzy z Polski. Polacy to u nas 80 procent wszystkich gości - mówi Jaroslav Vojćak, dyrektor ośrodka narciarskiego Prziczna w Zlatych Horach. - W czasie waszych ferii zimowych w zwykłe dni liczba Polaków na naszym stoku to średnio 300 osób.

W Zlatych Horach odsetek Polaków jest największy, bo tu mamy najbliżej. W ośrodku Miroslav w Lipowych Łaźniach Polacy to przeciętnie 60 procent narciarzy. W Filipovicach 60 - 70 procent.

Właściciele wyciągów niechętnie dzielą się danymi o dochodach, ale spróbujmy przeprowadzić prosty szacunek. Zakładając, że każdy z polskich narciarzy zapłacił za ski pass 250 koron (średni koszt jazdy przez 3 godziny), to przy frekwencji 300 osób w powszednie dni i 800 osób w wolne, Polacy przynieśli ośrodkowi w Zlatych Horach ok. 250 tys. zł dochodu tylko w czasie dwutygodniowych ferii. Przez całą zimę około 2 - 3 razy więcej. W całych Jesenikach kwoty wydane przez narciarzy z Polski na przejazdy wyciągiem czy kolejką będą liczone w milionach złotych. Do tego dochodzi drugie tyle na obiady, posiłki na stoku, wypożyczenie sprzętu, noclegi.

- Nasz ośrodek bardzo zwiększył ruch turystyczny w okolicy - mówi Jaroslav Vojćak, pytany o dochodowość interesu. - Przynosi dodatkowe obroty w sklepach, restauracjach, pensjonatach. Powoduje promocję regionu, co widać choćby po większym zainteresowaniu lokalnym rynkiem nieruchomości.

Jeździmy i będziemy jeździć!
W 2004 roku pracownia badań społecznych TNS OBOP przeprowadziła wśród Polaków ankietę na temat uprawiania sportów zimowych. 19 procent rodaków uznało w niej, że potrafi jeździć na nartach lub desce snowboardowej. 2 procent populacji twierdzi, że jeździ bardzo dobrze. 4 procent z nas wybiera się przynajmniej raz w roku na stok. Jeszcze 10 lat temu na deskach jeździło ok. 500 tys. Polaków. Dziś ta liczba może dochodzi do 2 milionów. W ciągu kolejnych 10 lat nasze wydatki na zimowy aktywny wypoczynek mają wzrosnąć trzykrotnie.

W województwie opolskim będziemy mieć 20 tys. zapalonych narciarzy i 40 tysięcy ludzi jadących na narty przynajmniej raz w sezonie. Każdy z nich wyda na wyjazd średnio 100 złotych, co daje do zagospodarowania kwotę 4 mln, którą moglibyśmy przynajmniej w części zostawić tutaj, ale wydamy za granicą kraju lub województwa.

W Beskidach i Małopolsce władze wręcz namawiają właścicieli dogodnych stoków w górach do brania pożyczek, szukania unijnych funduszy i stawiania wyciągów. Najważniejsze to mieć teren i odpowiednio daleko najbliższy park narodowy czy krajobrazowy, żeby nie wejść w konflikt z ochroniarzami przyrody.

Ale i te wymogi można spełnić. Podhalańskim góralom pieniądze z nart zapachniały tak bardzo, że zawiesili trwające od pokoleń spory o miedzę. Pierwsi byli mieszkańcy Białki Tatrzańskiej, którzy na nieszczególnie wysokiej Palenicy Białczańskiej dogadali się, zawiązali spółkę właścicieli ziemi i zbudowali stację narciarską. Trzy lata temu ruszyły kolejne stacje w okolicy - Hawrań w Jurgowie (założona przez 270 właścicieli działek i działeczek tworzących stok), Czarna Góra (100 udziałowców i posiadaczy ziemi).

Prywatne ośrodki biorą kredyt albo zdobywają unijne dofinansowanie z programów rozwoju regionalnego i za kilka czy kilkanaście milionów stawiają stację narciarską. Spłacają potem kredyt przez 10 lat, ale ośrodek już przynosi zyski właścicielom. Wojciech Cebula, rolnik z Rudawców Janowickich w Sudetach, kilka dni temu uruchomił na Górze Jaworowej 700-metrowy orczyk. Zrobiła go dla niego lokalna firma, a za całość zapłacił 400 tys. zł.

Program Rozwoju Obszarów Wiejskich przyznał mu 100 tys. dofinansowania. Rudawy to niewielkie pasmo koło Jeleniej Góry, podobne do Gór Opawskich. Wyciąg Wojciecha Cebuli to pierwsza inwestycja narciarska w okolicy.

Inwestują też po sąsiedzku Czesi. Nowy ośrodek narciarski Prziczna (wcześniej Bohemaland) kosztował w 2007 roku 125 mln koron (ok. 18 mln zł) z czego połowę wyłożył Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego i czeskie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. W budowę ośrodka zaangażowały się władze Zlatych Hor, które załatwiły dotację. Przygotowywanie projektu i pozwoleń trwało 2,5 roku, ale udało im się uzyskać m.in. zgodę na wycinkę 9 hektarów świerkowego lasu.

- Mamy pozwolenie na budowę II etapu, który obejmie drugą kolejkę, o długości 1250 metrów na szczyt Przicznej Hory - mówi Jaroslav Voćak, dyrektor ośrodka. - Budowa ma ruszyć niebawem. Gmina Zlate Hory zaproponuje realizację tego projektu prywatnemu inwestorowi.

Potężny ośrodek porównywany do Harrachova czy Szpindlerowego Młyna przygotowują władze gminy Kouty nad Desnou. Nie brakuje i mniejszych inwestycji. Prywatny właściciel ośrodka w Filipovicach za dużo mniejsze pieniądze sprowadził zdemontowaną w austriackich Alpach dwuosobową kolejkę, która od kilku tygodni wozi narciarzy w nowym miejscu.

Postawimy domki na stoku
- Krew się we mnie gotowała, kiedy patrzyłem na tę piękną zimę za oknem. Ośrodki wypoczynkowe w okolicy radzą sobie w lecie, ale zimą mamy tu całkiem pusto - przyznaje Marian Gorzelanny, przedsiębiorca z branży turystycznej z Pokrzywnej pod Kopą Biskupią. Cztery lata temu Gorzelanny był jednym z inicjatorów powołania przez lokalny biznes stowarzyszenia "Kopa Biskupia", którego celem była budowa kolejki w rejonie najwyższej góry Opolszczyzny.

- Ekspert światowej federacji narciarskiej FIS wskazał nam w terenie dwie możliwe trasy zjazdowe - opowiada Marian Gorzelanny. - Jedna z Jarnołtówka, z rejonu ośrodka Ziemowit na szczyt Kopy. Druga z Pokrzywnej, z parkingu przy kąpielisku na szczyt Góry Zamkowej. Atutem tej lokalizacji jest duża ilość wody z jeziorka, która może być wykorzystana do sztucznego zaśnieżania stoku. Niestety, nie ma tu prywatnych terenów i niezbędna jest zgoda Lasów Państwowych.

Stowarzyszenie zdobyło unijne dofinansowanie na przygotowanie tzw. studium zagospodarowania turystycznego regionu. Jego autor, Tomasz Sikora z firmy Business Mobility, przyznawał wtedy, że kolejki krzesełkowe i wyciągi narciarskie są opłacalne nawet przy bardzo ostrożnych założeniach.

- Na koniec okazało się, że na naszym terenie takie zamierzenia zbyt mocno ingerują w przyrodę i są w sprzeczności z programem Natura 2000, bo pod budowę trasy narciarskiej i kolejki trzeba by wyciąć trochę lasu - mówi Gorzelanny. - Tymczasem z powodu inwazji kornika nadleśnictwo wycina ostatnio duże połacie i jakoś nikomu to nie przeszkadza. Jestem przekonany, że kolejkę górską dałoby się pogodzić z ochroną środowiska. Jak pokazują ostatnie wydarzenia w kraju, tacy ludzie jak Sobiesiak potrafią sobie załatwić pozwolenie na wycinkę lasu na wyciąg. Nam zabrakło siły przebicia, poparcia politycznego. Nikt nam nie chce pomóc ani we władzach lokalnych, ani w województwie.

Po dwóch latach starań stowarzyszenie Kopa Biskupia praktycznie przestało działać. Część założycieli, zniechęcona niemocą, przestała płacić składki członkowskie. Wymiaru wręcz symbolicznego nabrało zamknięcie w tym sezonie jedynego na Opolszczyźnie wyciągu orczykowego w Jarnołtówku. Wybudowany w połowie lat 80. przez trzech braci: Stanisława, Józefa i Jana Giemzików wyciąg nie spełnił wymogów Urzędu Dozoru Technicznego. Właściciele stwierdzili, że inwestowanie w nowy wyciąg jest nieopłacalne.

- Za mały stok, za mało ludzi, za mało śniegu - podsumowuje Jan Giemzik. - Tegoroczna śnieżna zima jest pierwszą od kilku lat z dobrymi warunkami do jazdy. Wcześniej bywały sezony, że musieliśmy do tego dokładać. Utrzymywaliśmy wyciąg raczej z sentymentu, jako hobby, a latem brat wypasał na tej łące owce. Wątpię, żeby ktoś kiedyś zrobił tam jeszcze stok narciarski.

Po śmierci najstarszego z braci 5-hektarową łąkę przejęła jego córka. Ponieważ nie ma chętnych na kupienie całego terenu po proponowanej cenie, właścicielka zamierza podzielić łąkę na działki i sprzedać. Domy wyrosną na starej trasie zjazdowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska