Czwarta porażka AZS-u na własnym parkiecie

fot. sebastian Stemplewski
Krzysztof Makaryk długo po meczu nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło na parkiecie w Nysie. Jednak on i jego koledzy pretensje mogą mieć tylko do siebie.
Krzysztof Makaryk długo po meczu nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło na parkiecie w Nysie. Jednak on i jego koledzy pretensje mogą mieć tylko do siebie. fot. sebastian Stemplewski
Akademicy z Nysy przegrali z BBTS-em Bielsko-Biała. To ich piąta porażka w tym sezonie, a czwarta na parkiecie zwanym "nyskim kotłem".

Bohater

Bohater

Wielki powrót
Michał Jaszewski przez kilka sezonów był podporą nyskiej ekipy, a w sobotę zagrał po przeciwnej stronie siatki. Jako kapitan BBTS-u. Ze swojej roli wywiązał się bez zarzutu.
- W Nysie grałem cztery lata temu i dzisiejszy mecz nie był dla mnie wyjątkowym wydarzeniem - mówił Jaszewski. - Chyba najlepiej znam tutejszy obiekt, ale to nie miało znaczenia. Zagraliśmy zespołowo, prezentowaliśmy dobrą zagrywkę, popełniając małą liczbę błędów. Bardzo ważne jest to, że w momencie kiedy gospodarze łapali wiatr w żagle i nas doganiali, potrafiliśmy zdobyć decydujące punkty.

Podopieczni trenera Romana Palacza przeżywają w swojej hali spore katusze. Często nie przypominają zespołu, który na wyjazdach zawiódł tylko raz, przegrywając w Międzyrzeczu mecz Pucharu Polski. W Nysie AZS kompletnie zawiódł tylko w spotkaniu z Avią Świdnik, z którą nie podjął walki. W innych meczach rozpoczynał bardzo dobrze prowadząc z Treflem Gdańsk (2:0), czy w sobotę z BBTS-em (1:0). Dobra gra jednak szybko się i potem akademicy nie mieli sposobu na rywali.

- Zlekceważyli Bielsko, po pierwszym dość łatwo wygranym secie - skwitował Zbigniew Jankowski, dyrektor klubu. - Z każdą piłką grali coraz gorzej.

- Zaczęło się dobrze, ale kiedy rywalowi "zaskoczył" blok nie wiedzieliśmy co robić - dodał Dawid Migdalski, przyjmujący AZS-u. - Poza tym popełnialiśmy bardzo dużo błędów w ataku, rozdawaliśmy punkty zagrywką. Ten mecz zupełnie nam nie wyszedł i popełniliśmy jakiś błąd w przygotowaniach, a może taktyce. Nie możemy jednak tego rozpamiętywać. Trzeba wygrać za tydzień i poprawić grę.

Słowa Migdalskiego najlepiej oddają przebieg meczu. W pierwszym secie wyrównana walka trwała do stanu 10:10. Wówczas w obronie pokazał się Marcin Kryś, a w kontrze świetnie spisali się Adam Kurian i Krzysztof Makaryk. AZS uzyskał 4 pkt przewagi, a kiedy w pole zagrywki wszedł Michał Kozłowski jego zespół rozbił rywala.

Od początku drugiej odsłony akademicy głównie popełniali błędy. Fatalnie serwowali zaliczając około 25 błędów, nie potrafili skończyć ataku. Z tym nie miał kłopotów Michał Jaszewski. Były zawodnik miejscowych kończył każdą, nawet najgorszą wystawę. Kiedy AZS przegrywał 16:23 na parkiecie zameldował się Adrian Szlubowski i obok serwisów Kozłowskiego, to był jedyny jasny punkt w nyskiej ekipie. Skończył wszystkie swoje ataki, BBTS pomylił się trzy razy, a Michał Nalborski zatrzymał Tomasza Tomczyka i było 23:24. Tomczyk dostał jeszcze jedną szansę i tym razem Nalborski był bezradny.
- Było bardzo blisko i nawet uwierzyliśmy, że odwrócimy losy seta - dodał Migdalski. - Ale zabrakło nam atutów.

W trzecim secie trwała wymiana cios za cios, a prowadzenie kilka razy przechodziło "z rąk do rąk". Piłkę setową mieli jednak bielszczanie, ale miejscowi się obronili i atak skończył Michał Żuk. Jednak przy kolejnej piłce setowej w siatkę kiwał Kozłowski.

- Wydawało mi się, że piłka poszła po rękach rywali, ale sędzia miał inne zdanie - mówił Kozłowski. - Miałem trudną sytuację, bo piłka uciekała i musiałem zaryzykować. Cóż nie udało się, a to był bardzo ważny moment.

Rozgrywający gospodarzy był bliski rehabilitacji w czwartej partii, w której sytuacja akademików znów była fatalna. Rywale znaleźli sposób na Szlubowskiego, a nadmiernie eksploatowany Żuk zaczął zawodzić. AZS przegrywał 15:22, kiedy w polu serwisowym stanął Kozłowski. Po kolei sprawdził wszystkich przyjmujących. Wreszcie udało się także zatrzymać Jaszewskiego i zrobiło się 21:22. Jednak kapitan BBTS skończył najważniejszą kontrę meczu, a dzieła dopełnił środkowy Mariusz Gaca.

- Źle serwowaliśmy, ich rozgrywający mógł robić wszystko co chciał i nasz blok był rozrzucony - zakończył Kozłowski. - Mamy młody zespół i może nie wytrzymujemy presji, a może brakuje spokoju. Koniec końców wszystko poszło nie tak jak powinno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska