Depresję można leczyć

fot. sxc
Współczesna psychiatria dysponuje całą gamą leków przeciwdepresyjnych. W odpowiedni sposób normują one nastrój. Są także lekarstwa zapobiegające nawrotom tej choroby.
Współczesna psychiatria dysponuje całą gamą leków przeciwdepresyjnych. W odpowiedni sposób normują one nastrój. Są także lekarstwa zapobiegające nawrotom tej choroby. fot. sxc
Według psychiatrów za 10-15 lat co dziesiąty Polak będzie miał depresję. Choroba pojawia się często u osób pracowitych, ambitnych, dokładnych, które mają wobec siebie duże wymagania.

45-letnia Dorota zmaga się z depresją od dwóch lat. Gdy opowiada o sobie, jest przejmująco smutna, z trudem powstrzymuje się od płaczu. A jeszcze nie tak dawno była kobietą sukcesu.

- W banku szybko awansowałam, zaczęłam coraz lepiej zarabiać - opowiada Dorota. - Żyłam tylko tym, co się dzieje w firmie. Nie miałam czasu na założenie rodziny. Nie chciałam się angażować. Opamiętanie przyszło dopiero wtedy, gdy w banku zredukowali etaty. Okazałam się zbędna.

Z dnia na dzień znalazła się na bruku, z nie spłaconym kredytem na mieszkanie, w którym nikt na nią nie czekał. - Na razie żyję z zasiłku. Czuję, że się pogrążam, na nic mi nie starcza. Wstydzę się powiedzieć prawdę rodzicom. Oni myślą, że ja ciągle robię karierę.

Dorota od trzech miesięcy leczy się u psychiatry.

Jestem do niczego

Depresje były, są i będą. Jednak ostatnio ich liczba niepokojąco rośnie. Dotyczy to zwłaszcza tzw. depresji reaktywnych, wywoływanych przez czynniki stresotwórcze takie jak: utrata pracy, bieda, eksmisja, brak perspektyw życiowych, ale także
- choroba lub śmierć bliskiej osoby, niewierność małżonka.

Wzrost liczby depresji reaktywnych to cena, jaką społeczeństwo płaci za przemiany ustrojowe, bo nie każdy potrafi się znaleźć w nowej sytuacji - mówi psychiatra Kamil Ruciński, ordynator Oddziału Dziennego Psychiatrycznego ZOZ-u w Nysie.

Wielu ludzi nie nadąża za obowiązującym tempem życia, mają ciągłe poczucie "niewyrabiania się" - podkreśla psychiatra Ewa Pendziałek-Grunwald, ordynator Dziennego Oddziału Rehabilitacji Psychiatrycznej przy Wojewódzkim Zespole Neuropsychiatrycznym w Opolu. - Wydaje im się, że jak przyspieszą, to wtedy zdołają więcej zrobić. Nic podobnego. Z powodu przewlekłego zmęczenia, niedbania o własne potrzeby, niewysypiania się i niedojadania - układ nerwowy w końcu nie wytrzymuje.

U 40-letniej Jadwigi z podopolskiej wsi depresja po raz pierwszy dała znać o sobie 15 lat temu. Potem wracała jeszcze kilkakrotnie, mijała po lekach i psychoterapii.

Teraz Jadwiga znowu się z nią zmaga. Od tygodnia jest pod opieką Dziennego Oddziału Rehabilitacji Psychiatrycznej w opolskim szpitalu na ul. Wodociągowej.

Zawsze zaczyna się u mnie tak samo: od zdenerwowania i bezsenności, od lęku przed kolejnym dniem - opowiada przygaszonym głosem ładna brunetka. - Ja w ogóle nie śpię, tylko trochę drzemię. Tracę apetyt, nie mogę nic przełknąć, mam uczucie, jakby mi coś stanęło w gardle. Za każdym razem mam wrażenie, że jestem do niczego. Nachodzą mnie czarne myśli.

Po raz pierwszy depresja ujawniła się, gdy Jadwiga wyszła za mąż, wyprowadziła się z rodzinnego domu. - Poczułam się tam bardzo osamotniona, bo nikogo nie znałam i z nikim nie umiałam nawiązać kontaktu - wspomina. - Miałam pracę, ale urodziłam jedno, potem drugie dziecko i musiałam pójść na urlop wychowawczy.

Zmarła na raka moja matka. Siedziałam zamknięta w czterech ścianach i to mnie dobiło. Mąż i teściowa zmuszali mnie, żebym chociaż coś przełknęła. Bo ja nie umiałam sobie nawet sama nic przygotować.

W depresji bardzo ważne jest wsparcie rodziny, a na męża nie za bardzo mogę liczyć - wyznaje Jadwiga. - On mnie nie rozumie, mówi, że mi się nie chce pracować. Gdyby nie problemy finansowe i mieszkaniowe, z którymi się borykamy, to człowiek szybciej dochodziłby do siebie.

Nie wstydź się okazywać słabości

Pod słowem depresja kryje się grupa schorzeń o rozmaitym charakterze. Wiele osób nadużywa tego słowa.

- Zwykłe pogorszenie humoru, chandra to jeszcze nie depresja - zaznacza dr Ewa Pendziałek-Grunwald. - Każdy z nas może mieć gorszy dzień. Jest to normalna reakcja na trudną sytuację. Gdy jednak zły nastrój utrzymuje się dzień po dniu i człowiek sam nie potrafi sobie poradzić ze smutkiem, lękiem, obawami, różnymi "czarnymi" myślami, jeśli uważa, że nic nie ma sensu, a on jest do niczego - to warto pójść do specjalisty.

Inne objawy depresji to: brak tzw. napędu życiowego, bezsenność, brak apetytu, utrata zainteresowania zwykłymi rzeczami, niechęć do jakiejkolwiek aktywności (w ciężkich przypadkach nawet do wstania z łóżka), irytacja, płacz, ataki paniki, problemy z koncentracją i pamięcią, z podejmowaniem decyzji.

Według psychiatrów jedno jest pewne: depresje pojawiają się często u osób pracowitych, ambitnych, dokładnych, które mają wobec siebie duże wymagania. A gdy nie mogą im sprostać - zaczynają chorować.

Oprócz depresji reaktywnych wzrasta też liczba depresji endogennych. Są one poważniejsze. Ich przyczyny nie są do końca zbadane. Mówi się o genetycznej skłonności do zaburzeń nastrojów, wynikających z niedoboru serotoniny i melatoniny, nazywanych hormonami szczęścia.

- Przyczyna depresji endogennej jest w głowie - zaznacza dr Pendziałek. - Wynika ze złego przekazywania informacji w mózgu. Niestety, znaczący procent samobójców to właśnie ludzie cierpiący na ten rodzaj depresji. Chory się męczy, cierpi, aż w końcu nie potrafi tego wytrzymać.

Na depresję cierpi więcej kobiet niż mężczyzn, ale to kobiety częściej szukają pomocy. Mężczyźni uważają, że nie wypada im okazywać słabości i że poradzą sobie sami. W efekcie to oni częściej rezygnują z życia.

- Mężczyźni wybierają też bardziej drastyczne samobójcze metody - mówi dr Kamil Ruciński. - Powieszenie, śmierć pod kołami pociągu, skok z wysokości.

Depresje są uleczalne

Chodzi tylko o to, by chory chciał się poddać kuracji. Wiele osób boi się jednak zgłosić do psychiatry. Niektórzy idą więc do lekarza ogólnego, dostają tabletki na nerwice, a depresja się rozwija, a wraz z nią dramaty. Współczesna psychiatria dysponuje całą gamą leków przeciwdepresyjnych. W odpowiedni sposób normują one nastrój. Są także lekarstwa zapobiegające nawrotom tej choroby.

Z pomocy Dziennego Oddziału Rehabilitacji Psychiatrycznej przy Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Opolu korzysta obecnie 30 pacjentów. Dziesięcioro z nich trafiło tu z powodu depresji i nerwic.

Jest wśród nich małżeństwo, które niemal jednocześnie straciło pracę. W przypadku depresji reaktywnych w pierwszej kolejności stosuje się psychoterapię.

Pacjenci korzystają też z innych zajęć - z muzykoterapii, terapii poprzez sztukę np. malowanie, taniec, tkanie, rzeźbienie. Taki turnus trwa 12 tygodni. Zajęcia odbywają się od poniedziałku do piątku od 8 do 14. Można łatwo z nich skorzystać, bo do psychiatry skierowania nie potrzeba.

Celem psychoterapii, wyjaśniając najprościej, jest pomaganie pacjentom w zmianie negatywnych schematów myślenia - mówi dr Pendziałek. - W odbudowaniu poczucia własnej wartości, żeby ci ludzie z powrotem uwierzyli w siebie. Nauczyli się akceptacji swoich silnych i słabych stron. Jeśli ktoś chce być idealny, to nigdy nie będzie szczęśliwy.

Lekarze, terapeuci pacjentowi pracy nie znajdą, nie nakłonią niewiernego męża, żeby wrócił do żony. Natomiast pozwolą mu się nauczyć nowych zachowań.

- Po takiej terapii człowiek wraca do domu i do życia inny, silniejszy. Uświadamia sobie, że jego szef może nie jest taki zły, tylko to on powinien się zmienić. Że nie warto zatracać się w pracy, trzeba dbać o relacje z bliskimi: z mężem, dziećmi, przyjaciółmi.

Każdy choruje inaczej. Dlatego nie ma jednego skutecznego leku dla każdego. Poza tym leczenie trochę trwa i trzeba to choremu powiedzieć, bo niektórzy pacjenci się niecierpliwią. Po tygodniu lub dwóch odstawiają leki, argumentując: mnie to nie pomaga.

- Niestety, rodziny osób cierpiących na depresję często popełniają szkolne błędy - podkreśla dr Pendziałek. - Gdy człowiek leży w łóżku, jest przygnębiony, rodzina nie rozumie, że tak naprawdę to on by chciał wstać i iść do pracy. Uwagi typu: "musisz wziąć się garść" lub "wyjedź na urlop i odpocznij" tylko potęgują jego poczucie winy.

Osobom najbliższym łatwiej jest bowiem zaakceptować dolegliwości fizyczne niż psychiczne u chorego członka rodziny.

Tymczasem osoby najbliższe mają tu kluczowe znaczenie. Trzeba przede wszystkim takiego człowieka wysłuchać. I w żadnym wypadku nie bagatelizować jego problemów. Jeśli chory unika zwierzeń, zamyka się w sobie, trzeba zapytać go wprost: czy coś cię gnębi, od kiedy tak się czujesz itd. Powiedzieć: ja się o ciebie martwię, boję. Następnym etapem jest nakłonienie go do wizyty u psychiatry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska