Dr Stanisław Jałowiecki: Nie byłem na zjeździe kłótni i gwizdów

fot. Archiwum
Dr Stanisław Jałowiecki
Dr Stanisław Jałowiecki fot. Archiwum
Rozmowa z pierwszym przewodniczącym Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Śląska Opolskiego.

Co pan przeżywał podczas wczorajszego zjazdu "S", gdy gwizdano na prezydenta i premiera?
- Okazało się, jak wielka jest różnica między tym, jak być powinno, a jak jest. Cieszę się, że tam nie pojechałem, choć dostałem zaproszenie. I jeszcze coś. Przypominałem sobie, że śp. Lech Kaczyński podkreślał tak często rolę państwa. Okazało się, że ci, którzy wygwizdywali wychodzących prezydenta i premiera, pokazali, że jeśli państwo nie pasuje do ich definicji w stu procentach, to można z nim robić, co się chce. Także podważać państwowe instytucje. To było niegodne i przykre.

- Dlaczego ludzie "Solidarności" kłócą się przy okazji własnego święta i uśmiercają własną legendę?
- Bo dla tych, którzy chcą prowadzić walkę, dobra jest każda okazja. A święto jest nawet najlepsze, bo wtedy oczy świata, a przynajmniej oczy Polski i obiektywy kamer są na walczących zwrócone.

- Jarosław Kaczyński atakował przeciwników i mówił także wiele rzeczy słusznych, np. że do naszej cywilizacji prawa pracownicze należą tak samo jak giełda.
- Praca jest nawet ważniejsza od giełdy. Najpierw trzeba wytworzyć, żeby móc spekulować. Ale obok takich słusznych zdań w tym przemówieniu pojawiły się słowa podsycające konflikt. Widać osobowość człowieka nie jest podporządkowana jednemu wzorcowi. Jej kawałki czasem nie pasują do siebie. Współczuję Jarosławowi Kaczyńskiemu. Moja pierwsza żona wcześnie mnie odumarła i ja wiem, co to znaczy. Ale to nie może być powód, by tych, co nie są z mojego obozu, obwiniać i mieć więcej niż za przeciwników.

- Jak na tym tle wypadła Henryka Krzywonos, która wykazała się odwagą 30 lat temu i wczoraj nie zawahała się przywołać sali i prezesa do porządku?
- Dobrze, że tacy ludzie są. Dobrze, że znalazła się osoba, która niczego się na "Solidarności" nie dorobiła, którą ta "Solidarność" wiele kosztowała i właśnie ona miała odwagę w tym rozgardiaszu krzyknąć "stop".

- Lech Wałęsa dobrze zrobił, że się tam nie pojawił?
- Taki był jego wybór. Pewnie się spodziewał, że i on zostanie wygwizdany, może wyzwany od agentów. Niby powinien się zahartować. Bo - jak mówił Helmut Kohl - to należy do profesji polityka, że dziś jest stawiany na ołtarzu, a jutro krzyżowany. Ale jest granica odporności na opluwanie. Najwyraźniej on osiągnął tę granicę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska