Ekolodzy kontra Elektrownia Opole

Ewa Bilicka
Ekolodzy kontra Elektrownia OpoleWydaje mi się, że przy przygotowywaniu dokumentacji środowiskowej inwestycji wartej 11 mld złotych brutto chyba nie powinno się oszczędzać - mówi ekolog.
Ekolodzy kontra Elektrownia OpoleWydaje mi się, że przy przygotowywaniu dokumentacji środowiskowej inwestycji wartej 11 mld złotych brutto chyba nie powinno się oszczędzać - mówi ekolog. archiwum
Tomasz Wollny, działacz Stowarzyszenia Technologii Ekologicznych Silesia, zasłynął z tego, że wstrzymał budowę kolejnych bloków Elektrowni Opole. Nie wisiał na kominie. Po prostu wyciągnął przepisy.

Polska to nie tylko kraj zmieniających się przepisów, urzędniczego niedoinformowania, ale też - zwyczajnego dyletanctwa oraz pośpiesznego "przyklepywania” papierów, byle zdążyć z terminami, nie bacząc nawet na oczywiste proceduralne uchybienia.

Łatwo więc znaleźć formalne powody do skutecznego oprotestowania inwestycji. Duet ekolog-prawnik ma w Polsce duże pole do popisu, bo samych stron ustaw związanych z ochroną środowiska w ciągu dekady przybyło kilka tysięcy.

- W przypadku Elektrowni Opole współpracowaliśmy z fundacją ClientEarth Poland, skupiającą prawników wyspecjalizowanych w przepisach związanych z ochroną środowiska, pracują w tej fundacji osoby, które nabierały doświadczenia w renomowanych kancelariach prawnych - przyznaje Wollny, który sam odebrał techniczne wykształcenie na niemieckich uczelniach.

Ekolodzy i prawnicy prześwietlili dokumentację opolskiej elektrowni, która była podstawą do wydania tzw. decyzji środowiskowej (decyzja ta pozwala na zdobycie pozwolenia budowlanego).

- W wielu obszernych fragmentach dokumentacja była dobrze przygotowana, ale zabrakło już tego w kwestii emisji zanieczyszczeń do wód. Nie wiem, czy zawinił pośpiech czy oszczędności. Chociaż wydaje mi się, że przy przygotowywaniu dokumentacji środowiskowej inwestycji wartej 11 mld złotych brutto chyba nie powinno się oszczędzać. Tym bardziej, że już wcześniej zwracaliśmy uwagę, że w przypadku inwestycji zabezpieczenia dotyczące emisji zanieczyszczeń do wody są niewystarczające. Ignorowano nas. Tymczasem elektrownia po rozbudowie będzie emitować 22 mln metrów sześciennych ścieków, w nich jest rtęć, bo rtęć jest też w węglu. Zaś w Odrze i tak są przekroczone normy rtęci - kontynuuje Wollny. - Rtęć w rzece to rtęć w rybach żyjących w niej. Związek dostaje się także do Bałtyku. Potem zjadamy ją na przykład z dorszem - mówi Wollny.

Zobacz: Kto wybuduje nowe bloki w Elektrowni Opole

Więcej argumentów nie trzeba było. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił decyzję Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Opolu o środowiskowych uwarunkowaniach i - co za tym idzie - zgodę na realizację przedsięwzięcia. PGE, do którego należy elektrownia, może jeszcze wnioskować o kasację wyroku. Albo opracować nową, lepszą dokumentację.

Jeszcze niedawno mieliśmy nadzieję, że na Opolszczyźnie powstanie hinduska fabryka opon. Inwestor brał pod uwagę dwie lokalizacje: Środę Śląską na Dolnym Śląsku oraz Kędzierzyn-Koźle. To mogła być dla nas inwestycja wszech czasów - wyceniona została na 200 mln euro, a w fabryce zatrudnienie miało znaleźć nawet 1000 osób. Jednak w ostatniej chwili koncern wycofał swą ofertę. Dlaczego?

Poza powszechnymi opiniami o konflikcie między władzami powiatu a gminy dotyczącym nieodpłatnego przekształcenia gruntów, to właśnie kwestie ekologii mogły być też brane pod uwagę przy podejmowaniu przez Hindusów niepomyślnej dla regionu decyzji. Uruchomienie gigantycznej fabryki opon oznacza bowiem emisję związków benzenu do powietrza, a przecież powietrze nad Kędzierzynem i tak jest już bardzo zanieczyszczone, w wielu parametrach przekracza dopuszczalne normy.

- Nie nasza wina, że władze lokalne i regionu nie potrafią sobie dać rady z przekraczającym normy zanieczyszczeniem powietrza w Kędzierzynie-Koźlu - zwraca uwagę Wollny.

Gdy inwestor odchodzi, region traci wpływy z podatków, a ludzie - perspektywę zatrudnienia. I niewiele ich wtedy obchodzi kwestia środowiska, tego, jakie ryby pływają w Odrze czy w Bałtyku oraz lądują na ich talerzu i jakim powietrzem oddychają w Kędzierzynie. Ekologów nazywa się hamulcowymi gospodarki.

- Często urzędnicy podsycają te negatywne opinie, aby przykryć swoją niekompetencję lub opieszałość. Nie rozumiem też, dlaczego, jeśli po przegranym przetargu jakaś firma - składając kolejne protesty - wstrzymuje inwestycję, to dla społeczeństwa jest to sytuacja w porządku, firma przecież walczy o swoją kasę i ma do tego prawo. Ale gdy w sądzie wygrywają racje ekologów - mówi się o ekooszołomstwie - mówi Wollny.

W przypadku wstrzymywania inwestycji ostatnie słowo należy do sądów. To one decydują, czy niektóre administracyjne decyzje i umowy nie zawierają uchybień. Jeśli tak, inwestor ma problem, na własne życzenie.

Dr Arkadiusz Nowak, botanik, pracownik naukowy Uniwersytetu Opolskiego, był wojewódzkim konserwatorem przyrody, gdy zieloni blokowali budowę autostrady A4 w rejonie Góry św. Anny.

- Wśród protestujących byli fachowcy, wiedzący, na czym polega bogactwo i skarb przyrodniczy tych terenów, z nimi można było jeszcze logicznie porozmawiać. Do drzew przykuli się jednak w większości młodzi ludzie, którymi łatwo było manipulować. Powtarzali hasła, że autostrady to przekleństwo dla środowiska - wspomina. - Wielu z protestujących i kierujących akcją przyjechało na Górę św. Anny samochodami obklejonymi autostradowymi winietkami, musieli często z tego "przekleństwa” korzystać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska