Emigracja. Opolanie znów wyjeżdżają na stałe na Zachód [raport]

sxc.hu
Wielka Brytania to jeden z kierunków, który wybierają emigrujący Opolanie.
Wielka Brytania to jeden z kierunków, który wybierają emigrujący Opolanie. sxc.hu
Najczęstsze kierunki to: Niemcy, Holandia, Austria, Belgia, Norwegia i Wielka Brytania.

To wynik pogarszających się warunków życia i rosnącego bezrobocia. W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się młodzi ludzie z małych miast wielkości Krapkowic, Prudnika czy Głubczyc, którzy kończą właśnie studia i przychodzi im szukać pracy.

- Dla osób po takich kierunkach jak pedagogika, socjologia, marketing, politologia ofert zatrudnienia nie mamy prawie wcale - przyznaje Roman Kus, zastępca dyrektora w Powiatowym Urzędzie Pracy w Strzelcach Opolskich. - Nic nie zapowiada też, że ta sytuacja zmieni się w najbliższych miesiącach...

Prof. Romuald Jończy, ekonomista i badacz problematyki migracyjnej zauważa, że młode wykształcone osoby stanowią obecnie trzon nowej fali emigracji, która rusza właśnie na Zachód.

- Liczby mówią same za siebie, co roku na Opolszczyźnie studia kończy 7 tysięcy osób - tłumaczy prof. Jończy. - Tymczasem nasz rynek pracy jest w stanie przyjąć w tym czasie maksymalnie 2 tysiące osób z wyższymi kwalifikacjami. Jeszcze kilka lat temu absolwenci tych szkół ratowali się przeprowadzkami do dużych miast, jak np. do Wrocławia, gdzie praca na nich czekała. Ale kryzys sprawił, że to się zmieniło. Tamtejszy rynek się zapchał i coraz trudniej o pracę. Stąd znów pojawiło się większe zainteresowanie zagranicą, bo choć tam też jest kryzys, to jednak łatwiej o etat.

Ale nie tylko osoby po studiach wyjeżdżają.

Marek i Iwona ze Strzelec Opolskich, rodzice dwójki chłopców w wieku 2 i 6 lat planują wyjazd do Austrii, choć oboje mają pracę. On zatrudniony jest w firmie budowlanej, ona dorabia w restauracji. Kilka lat temu kupili mieszkanie na kredyt korzystając z programu "Rodzina na swoim". Dziś chcą wyjechać, bo nie są w stanie związać końca z końcem.
- Po opłaceniu rachunków i raty kredytu zostaje nam na życie kilkaset złotych - mówi Marek. - Pieniądze kończą nam się zazwyczaj w połowie miesiąca, a później zaczyna się pożyczanie od rodziny. W sklepach coraz drożej, a moja pensja nie drgnęła od pięciu lat. Gdy opowiedziałem szczerze szefowi o moich problemach, dał mi na odczepnego 100 zł podwyżki, choć firma odnotowuje setki tysięcy złotych zysku.

Zmienia się także podejście emigrantów do wyjazdów.

Jeszcze kilka lat temu wielu z nich snuło wizje, że wrócą do ojczyzny. Dziś mało kto się łudzi, że w kraju sytuacja poprawi się na tyle, by tutaj wrócić. - Byłem w szoku, kiedy kolega przyjechał z żoną i dziećmi pytając, czy przygarnąłbym jego psy, bo on sprzedaje wszystko i wyjeżdża do Anglii - mówi Tomasz z Kędzierzyna-Koźla. - To była smutna chwila, ale oboje zostali bez pracy, więc nie mieli wyboru.

Prof. Jończy dodaje, że tzw. emigracja wypychana wzięła obecnie górę nad czynnikami przyciągającymi. - W pewnym uproszczeniu oznacza to, że ludzie nie wyjeżdżają już zachęceni szybkimi zyskami za granicą, a robią to ze względu na brak szans i perspektyw u nas. Wybierają stabilny byt na Zachodzie - dodaje Jończy.

Nadchodzi druga fala emigracji

Oczy młodych Opolan znów skierowane są na Zachód, bo w kraju żyje im się coraz trudniej.

Kolejnym motorem napędzającym emigrację są niejasne warunki awansu, a często nawet ich brak w opolskich firmach. Wielu wykształconych ludzi godzi się pracować za minimalną krajową, licząc, że z czasem zostaną zauważeni i przeniesieni na lepsze stanowisko. Niestety, po latach pracy okazuje się, że wciąż są w tym samym miejscu. Tymczasem dobrzy pracownicy na Zachodzie są odpowiednio premiowani - wbrew krążącym opiniom, że Polaków traktuje się gorzej.

Dla przykładu Michał, który kilka lat temu wyjechał spod Strzelec Opolskich do Anglii, awansował raptem po kilku miesiącach z szeregowego magazyniera na kierownika zmiany, tylko dlatego, że po godzinach pracy stworzył w Excelu formularz, który usprawnił w firmie przepływ informacji. Szef był tak zaskoczony jego inicjatywą, że dał mu przy tym podwyżkę i nagrodę.

Opolski urząd marszałkowski obliczył kilka lat temu, że aby przekonać ludzi do powrotów w rodzinne strony, miejscowi pracodawcy muszą im zaproponować co najmniej 60 proc. tego, co mieli za granicą.

Natomiast absolutnie minimalną stawką, która może powstrzymać od emigracji, to 15 zł za godzinę. Realia są zaś takie, że miejscowe firmy płacą 2-3 razy mniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska