Emigranci nie potrzebują współczucia tylko pomocy

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
To już tradycja. Seminaria Śląskie przyciągają do Kamienia Śląskiego wielu gości.
To już tradycja. Seminaria Śląskie przyciągają do Kamienia Śląskiego wielu gości. DWPN
- Podczas Seminarium Śląskiego przypomnieliśmy sobie problemy z emigracją w przeszłości, żeby wyciągnąć aktualne wnioski - mówi Lucjan Dzumla, dyrektor DWPN.

Tegorocznym Seminarium Śląskim chcieliście państwo sprowokować jego uczestników do refleksji o emigracji we współczesnej Europie. Udało się?
Nasz pomysł się sprawdził, bo temat emigracji wzbudził bardzo duże zainteresowanie i to bardzo różnych grup. Na widowni sympozjum mieliśmy uczniów, studentów, nauczycieli, polityków szczebla samorządowego oraz stałych odbiorców, uczestników wielu projektów Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej. A i informacje zwrotne potwierdzały, że temat emigracji okazał się bardzo interesujący. W dodatku konkretne referaty przybliżały go z bardzo wielu perspektyw, także mocno niszowych. Podział programu na sekcje dał wszystkim możliwość wyboru tego, co ich zainteresowało.

Seminarium rozpoczęła - przeprowadzona we współpracy z Fundacją Konrada Adenauera - „Rozmowa o Europie” z udziałem m.in. dra Adama Bodnara, rzecznika praw obywatelskich. Jej uczestnicy zastanawiali się, czy migracje są potencjałem współczesnej Europy. No właśnie, są albo chociaż mogą być?
Głosy ekspertów (profesorowie Okólski i Jończy), jak i publiczności były podzielone. Co potwierdziło, że jest to temat, który obecnie mocno ludzi różni. Ale odpowiedź ostateczna dałaby się sprowadzić do poglądu, że migracja może być potencjałem dla współczesnej Europy. Tylko że musimy tę szansę dostrzec i spróbować ją wykorzystać. Samo blokowanie migracji na dłuższą metę niewiele daje. Mimo że otoczymy się płotami, ludzie i tak do nas przychodzą i będą przychodzić. Mury w naszych czasach nie są skuteczne. Przez mur berliński ludzie też się na Zachód przedostawali. Lepiej się otworzyć na tych, którzy do Europy przybywają.

Ale jak pokonać lęk - wcale nie tylko irracjonalny - że przyniosą przemoc i terroryzm albo że za 2-3 pokolenia tak bardzo ich przybędzie, że zdominują naszą cywilizację, religię itd.
Przecież nie chodzi o to, by przyjmować wszystkich przybyszów i by czynić to bezwarunkowo. Na seminarium górę brał raczej głos: Przyjmujmy, ale na naszych warunkach. Jeśli ktoś chce do nas przyjść, musi dostosować się do reguł, które u nas panują. Nikt nie może oczekiwać, że skoro przybędą do nas muzułmanie, to my będziemy zmieniać nasz cały system kulturowy. Przeciwnie, to gość powinien zaakceptować reguły obowiązujące w domu, do którego wchodzi.

Bardzo to słuszne, tyle że dotychczas tak w Europie nie było...
O tym też rozmawialiśmy, że emigranci - głównie zarobkowi - napływali do Europy już w latach 50., ale w wielu miejscach odbyło się to ostatecznie nie pomyśli krajów, które ich przyjmowały. Szczególnie zaskakujące było to, że postawy nacjonalizmu i nieakceptowania porządku zastanego pojawiały się zazwyczaj nie u przybyszów, ale w drugim i w trzecim pokoleniu imigrantów. Ale dzisiaj już to wiemy i możemy reagować.
Zmieniamy perspektywę z ogólnej na lokalną. Miałem przyjemność moderować obrady sekcji poświęconej skutkom migracji dla regionu. Referaty znakomite, ale wnioski smutne. Ofiarą migracji na Śląsku Opolskim są przede wszystkim dzieci. Albo zostały eurosierotami, albo wcale nie przyszły na świat, bo rodzice żyjący na dwa domy się na nie nie zdecydowali. Z powodu wyjazdów luzują się więzi małżeńskie i rodzinne. Ekonomiści, demografowie i moraliści przestrzegają, ale są bezradni. Ludzie jeżdżą, skoro w Polsce stawka za godzinę ma wynosić 12 zł, ale w Niemczech już wynosi 38 zł.
Niestety, tak właśnie jest. Podjęliśmy ten temat, bo eurosieroctwo pojawiło się u nas o wiele wcześniej niż w innych częściach Polski. Zwłaszcza profesor Jończy kreślił, gdy idzie o nasz region, raczej czarne wizje. Demografia i procesy ekonomiczne są nieubłagane. Za raptem 15 lat możemy mieć region starych ludzi. A osłabianie więzi rodzinnych tylko problem pogłębia. Ale trudno też zaprzeczyć, że emigracja zarobkowa przyniosła regionowi wymierne profity finansowe i to rzędu dziesiątków miliardów złotych. Tyle że częściej te pieniądze były konsumowane niż inwestowane. Mamy więc jednocześnie wysoki poziom życia, ale też - pewnie jeszcze wyższe - koszty społeczne.

Seminarium pozwalało też przyjrzeć się historii migracji na Śląsku, także tej, jaką po 1945 zafundowały światu wielkie mocarstwa. Jednych stąd wypędzono, innych przypędzono. Tyle że po 70 latach możemy o tym mówić już bez emocji.
Nie jestem tego do końca pewien. Kiedy podejmujemy ten temat, rozmawiając zwłaszcza ze świadkami tamtych czasów, emocje wracają. Może dlatego, że przez długie lata PRL-u nie można było o tym, co się na Śląsku po wojnie działo, głośno mówić. Teraz, kiedy mamy wolność, jest potrzeba mówienia o tym i to naturalnie dobrze.

Jakie wnioski z tamtych migracji wynikają dla współczesnych „wędrówek ludów” w Europie?
Myślę, że większość z nas w ogóle nie widzi związku między tymi doświadczeniami.

A można by je znaleźć. Różnica kulturowa i religijna między wyjeżdżającymi Niemcami i przyjeżdżającymi Polakami z Kresów i Polski centralnej była oczywiście mniejsza niż między współczesnymi Europejczykami i muzułmanami z Bliskiego Wschodu czy Afryki północnej. Ale wzajemna niechęć i nieufność po wojnie była wielka. A przecież potomkowie autochtonów i przybyszów po 70 latach żyją zgodnie razem.
Wtedy trudno było uwierzyć, że te grupy ludzi się kiedyś poznają i zaakceptują i dziś wielu ludzi też w taką możliwość w stosunku do nowych przybyszów nie wierzy. Wówczas jedni trochę bali się drugich. Dziś lęk jest tym mocniejszy, że różnice kulturowe i religijne są większe. Analogii jest więcej. Ślązacy uciekający lub wygnani na Zachód nie byli wcale przyjmowani z otwartymi ramionami. Przeżywali ciężkie chwile, co podczas seminarium przypominała okolicznościowa wystawa. Tamci migranci przeżywali to samo co obecni, siedzący gdzieś w namiotach, zdani na łaskę innych, pełni obaw, co się z nimi stanie.

Mają prawo do naszego współczucia?
Nie tylko do współczucia, bo z niego im za wiele nie przyjdzie, ale przede wszystkim mają prawo do naszej pomocy. Owa przemyślana, skuteczna pomoc to najlepszy początek ich integracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska