O kulisach, balangach i festiwalowej kuchni mówią opolanki

Redakcja
Janina Mirońska w 1963 roku, gdy w Opolu po raz pierwszy odbywał się festiwal polskiej piosenki, pracowała w gastronomii. Na kilka festiwalowych dni musiała wziąć na siebie obowiązki szefowej restauracji "Pająk", która dla artystów na długie lata stała się centrum rozrywkowo-żywieniowym.

- Na okres festiwalu wydział handlu na zaopatrzenie restauracji zwiększał pulę - opowiada. - Rarytasem była wówczas cielęcina, artyści ją uwielbiali. I pieczarki. Rzucali się na pieczarki z patelni. I zajadali pomidory sprowadzane z Bułgarii. Pamiętam, że wyłącznie gotowane dania przygotowywano specjalnie dla głównego jurora, Jerzego Waldorffa, bo był na diecie. On też miał w "Pająku" specjalne miejsce na piętrze, na balkoniku. Tam rezydował.
A na parterze brylował Piotr Skrzynecki. Chodził po drabinie i dzwonił dzwoneczkami. Kiedy po ostatnim festiwalowym koncercie całe towarzystwo przeniosło się do restauracji, zabrakło krzeseł. Artystom to nie przeszkadzało, siedzieli nawet na skrzynkach po warzywach i transporterach od butelek. Dla Janiny Mirońskiej, młodej mężatki i mamy, największym zaskoczeniem były jednak swobodne obyczaje gwiazd polskiej estrady: - Bez żenady przytulali się, siadali sobie na kolanach. W futerale od kontrabasu przemycali do lokalu dziewczyny. I ostro pili, przeważnie czystą. Do białego rana.
Minęło 10 lat i Janina Mirońska znów przejęła opiekę nad bohaterami opolskiego festiwalu, tym razem jako szefowa "Hotelowej". Był początek lat 70. festiwal okrzepł, artyści byli już bardziej wybredni, i lista dań w restauracji znacznie dłuższa. - Maryla Rodowicz zawsze zamawiała krem z raków - wspomina pani Janina. - I zawsze przyjeżdżała do Opola ze swoimi życiowymi partnerami. Najpierw z Krzysztofem Jasińskim, potem z Danielem Olbrychskim, z Andrzejem Jaroszewiczem. A kelnerzy się bili, żeby ją obsługiwać, bo dawała największe napiwki.
Znacznie mniej kłopotów niż z artystami było wówczas z partyjnymi bonzami. Maciej Szczepański, ówczesny szef radiokomitetu, zrobił awanturę personelowi "Hotelowej", kiedy się okazało, że w restauracji jest coca-cola, a nie ma pepsi, którą on chce pić. Sprawa dotarła do opolskiego komitetu PZPR. Pepsi się znalazła.
Po koncercie w amfiteatrze w "Hotelowej" gwiazdy urządzały już we własnym gronie nocne koncerty przy pianinie (bankiety dla partyjnych notabli odbywały się w hali Gwardii, oni się z artystami nie bratali). Co roku tuż przed festiwalem instrument przechodził przegląd, zajmował się nim stroiciel. Janina Mirońska: - Nie pamiętam już, który to był rok. Grała grupa "Pod Budą". Liczyli na nagrodę za piosenkę "Kap, kap, płyną łzy". Nagrody nie dostali. Po koncercie w "Hotelowej" rozżalony Andrzej Sikorowski usiadł przy pianinie i grał bez przerwy to "Kap, kap...", aż w końcu uderzył butelką w klawiaturę i było po klawiszach. Na drugi dzień przyszedł skruszony, chciał pokryć straty.
Porządek musiał być. W "Hotelowej" miejsca były zarezerwowane na długo przed każdym festiwalem, a panie do towarzystwa mogły wejść do restauracji i na pokoje pod warunkiem, że "były wcześniej zgłoszone".
Julia Wojnarowicz od 1967 roku przez kolejnych siedem lat, gdy "Opole" reżyserował Janusz Rzeszewski, pracowała jako inspicjentka przy opolskich festiwalach. Wcześniej była spikerką w TVP Katowice.
- Stałam po jednej stronie sceny i moim zadaniem było wypuszczanie zespołów. Musiałam wiedzieć, ile trwa utwór, co do minuty. Miałam pilnować, żeby artyści byli gotowi 10 minut przed wejściem na scenę - wspomina. To nie było proste zadanie. Młode, zazwyczaj debiutujące zespoły zmagały się z wielką tremą. Nie lada przeprawę przeszła ze Skaldami. Panowie, jak jeden mąż, nie wytrzymali ciśnienia i dosłownie kilka minut przez koncertem zmagali się z wielkimi nerwami w toalecie. - Ręce miałam czerwone od dobijania się do nich, a chłopaki były niewzruszone. Wykrzykiwali, żebym dała im spokój. Ale daliśmy temu radę - opowiada.
W latach siedemdziesiątych, za ciężkiej komuny, do obowiązków pani Julii należało zadbać o to, by wszyscy długowłosi śpiewający panowie mieli spięte czupryny i występowali bez krzyżyków na piersiach. - Lakierowaliśmy im fryzury i błagali, by zostawili swoje krzyże na zapleczu. Jedynym, który się postawił, był Stan Borys, ale potem miał olbrzymie kłopoty w Warszawie - wspomina.
O mały włos miałaby też wroga w Maryli Rodowicz. Przez wiele lat głośno było o potężnej antypatii między Marylą i Urszulą Sipińską. - Któregoś roku, wychodząc z garderoby Sipińskiej, przez pomyłkę powiedziałam do Maryli: pani Urszulko, proszę na scenę. A ona na to: Pani Julko, bo się obrazimy na śmierć i życie - opowiada.
Jej festiwale to było istne szaleństwo. Po próbach do domów lub słynnego "Pająka" odwoziły ich polewaczki. Gdy zabrakło alkoholu, do akcji wkraczał Ryszard Poznakowski. Wsiadał na rower z dużym bagażnikiem i ruszał w miasto w poszukiwaniu jarzębiaka. Pani Julia mieszkała obok amfiteatru, jej dom stał się mekką dla niedobawionych artystów i branży. Do rana biesiadowali tam Dwa Plus Jeden, No To Co, Kydryńscy, Walterowie. - To były przesympatyczne czasy. Festiwal nie miała zadęcia, a amfiteatr nie przypominał dzisiejszej twierdzy - mówi.
Publiczność za to zawsze była wspaniała. Pani Julia pamięta występ Zofii Kamińskiej, Polki ze Stanów. Już podczas koncertu artystka zapomniała słów piosenki. Dziś rzecz nie do pomyślenia. Wtedy pani Julia podrzuciła prowadzącej koncert Irenie Dziedzic kartkę ze słowami, ta dzielnie podpowiadała treść, dzięki czemu Zofia Kamińska, zalewając się łzami, zdołała zakończyć występ. Otrzymała za to owacje na stojąco.
Inne było też festiwalowe Opole. Życie towarzyskie wychodziło na ulice. Milicja grzecznie patrolowała ulice, a tych, którzy niedomagali, odwoziła do domów. Nad ranem całe towarzystwo przenosiło się na pobliskie kamionki, by zażywać kąpieli o brzasku.
Sztandarowym lokalem był "Pająk", otwarty przez całą dobę. Tu można było przyjść na kolację i wytrwać do śniadania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska