Gaszyński: To już jest inne Opole

- Pamiętam pierwszy festiwal z 1963 roku. To była skromniutka impreza, nadawana tylko przez radio. Wielu artystów po raz pierwszy znalazło się na tak dużej scenie i trzeba było ich na nią wypychać, zachęcać do wyjścia. Wtedy byłem inspicjentem w amfiteatrze.
Nie zapomnę, jacy oni byli wówczas strasznie nieśmiali, zdenerwowani. I naprawdę trzeba było coś potrafić, żeby w Opolu dostać nagrodę. Teraz też niby jest trudno, bo artystów coraz więcej, ale i łatwiej zarazem, bo publiczność dziś jest mało wymagająca. Przed laty w piosence ważne były słowa, za to muzyka - łatwiejsza do powtórzenia, ale artysta śpiewał ustami, a nie rękami.
Dzisiaj "Opole" to jest gigantomania. Wielka impreza, rozbuchana, robiona pod dyktat telewizji. Widocznie jednak taka jest kolej rzeczy. Przyszło nowe pokolenie, jest inna wizja, inne spojrzenie na muzykę. W "Opolu" dostrzegam jednak taki przerost formy nad treścią. Piosenka to sprawa ulotna, drobna, po co robić takie wielkie "halo" wokół muzyki rozrywkowej? Z drugiej strony tyle osób na tym zarabia, więc się nie dziwię, że tak jest.
Oczywiście, nie neguję wszystkiego. Widziałem "Premiery" i laureat tego konkursu - zespół "Zakopower" - moim zdaniem może się podobać, bo łączy góralszczyznę z dobrą muzyką rockową. Choć odkrywcze to nie jest. Już "De Press" tak robił i to samo śpiewa "Golec uOrkiestra". Ale ważne, że ludzie lubią słuchać takich piosenek. Bardzo podoba mi się też Monika Brodka, choć jej piosenki są moim zdaniem mało przebojowe, trudno je powtórzyć. To jednak utalentowana dziewczyna i na pewno coś z niej będzie.