Gdyby Lech Wałęsa od razu powiedział, jak było, zyskałby jako człowiek i jako polityk

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Fot. Archiwum
Rozmowa z dr. Mariuszem Patelskim, pracownikiem naukowym Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego.

IPN nie ma wątpliwości, że podpisy Lecha Wałęsy na zobowiązaniu do współpracy i na pokwitowaniach są jego podpisami. Jak pan to przyjął?
Byłem kiedyś mocno zaangażowany we współpracę, jeśli nie z samym Lechem Wałęsą, to z tą opcją, która go popierała. Brałem udział w kampanii wyborczej 1989 roku i tworzyłem akademicki komitet poparcia Wałęsy w pierwszych wyborach prezydenckich. Krytykowano nas wtedy bardzo, bo jak to: młodzi, inteligentni, wykształceni, a popierają Wałęsę. Jest mi smutno, że te dokumenty, które zresztą były już wcześniej publikowane, okazały się w świetle ekspertyz grafologicznych autentyczne.

Czy bycie „Bolkiem” przekreśla dorobek Wałęsy raz na zawsze?
W jego biografii były trzy różne okresy. W latach 70., z których pochodzą podpisy, o których znowu jest głośno, młody robotnik, Lech Wałęsa dał się złamać i zobowiązał się do współpracy, a nawet pobierał jakieś gratyfikacje. W latach 80. był przywódcą „Solidarności” i prowadził wielki ruch do niepodległości Polski. O ile wiem, nie ma podstaw, by twierdzić, że w czasie ówczesnej działalności miał ze Służbą Bezpieczeństwa coś wspólnego i by go to obciążało. Jako prezydent wykonywał różne polityczne wolty. Najpierw mocno popierany przez prawicę, a zwalczany przez Unię Demokratyczną, potem wzmacniał „lewą nogę”.

To mógł być efekt tego, że łatwo było go tymi ubeckimi kwitami zaszantażować? Kiszczak miał na niego haka...
Potencjalnie mogło tak być, dokumenty w ręku Kiszczaka mogły mieć wpływ na decyzje i zachowania Lecha Wałęsy, ale twardych dowodów na razie nie mamy. Jego pełna biografia jest wciąż przed nami. Potrzebny jest dystans, bo to bardzo złożona postać. A dziś cały czas Wałęsa jest ważną figurą i uczestniczy w politycznej grze. Trudno nam jako historykom wypowiadać się jednoznacznie o tej postaci.
A niszczenie dokumentów? Zaprzeczanie oczywistym - jak się dziś wydaje - faktom?
To są zagadnienia polityczne, nie historyczne.

Nade wszystko etyczne...
Jako człowieka Wałęsy nie bronię, bo jak mówiłem, sparzyłem się na nim osobiście. O niszczeniu dokumentów pisał już Cenckiewicz i nie został za to w żaden sposób ukarany, więc widocznie miał rację.

Nie lepiej gdyby Lech Wałęsa od razu, przed laty, uczciwie powiedział, jak było? Był młody, niedoświadczony, kiedy podpisywał. Mógł liczyć na zrozumienie .
Zyskałby jako człowiek i jako polityk. Mieliśmy przykłady w regionie. Niektórzy opolscy politycy przyznali się do współpracy i słupki poparcia w wyborach im nie spadły. Gdyby Wałęsa u szczytu powodzenia i sławy, gdy razem z całym obozem „S” dokonywał przemian 1989 roku, przyznał się, uciąłby dyskusje i wiele osób by mu wybaczyło.

Dlaczego tego nie zrobił?
Nie mnie to oceniać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska