Gęsi, czyli śmierdząca sprawa

Beata Szczerbaniewicz [email protected]
Sąsiedzi fermy w Żużeli od trzech lat walczą o ograniczenie działalności hodowcy.
Sąsiedzi fermy w Żużeli od trzech lat walczą o ograniczenie działalności hodowcy.
Woń jest tak odstraszająca, że jak ktoś przejeżdża w pobliżu rowerem, to jedną ręką zatyka nos. A my tu obok mieszkamy przez cały czas - skarżą się sąsiedzi fermy w Żużeli.

Według naszych rozmówców hodowla gęsi na terenie dawnego PGR-u liczy w okresie letnim nawet 17 tysięcy sztuk. Marcin Felka, właściciel fermy, mówi o 12 tysiącach i zapewnia, że w tym roku będzie ich "tylko 10 tysięcy".

Ci, którzy mieszkają najbliżej, już trzeci rok ślą skargi do wszelkich możliwych instytucji: straży miejskiej, krapkowickiego urzędu miejskiego, starostwa, a na wojewódzkim inspektorze środowiska skończywszy.
- Wiadomo, mieszkamy na wsi, prawie każdy coś hoduje. Ja też mam 17 świń, nie są bezwonne - mówi pan Waldemar (wszystkie nazwiska rozmówcy zastrzegli do wiadomości redakcji). - Ale trzymam je w chlewie i co drugi dzień sprzątam przy nich. Nie ma żadnego porównania z odorem, jaki unosi się od fermy!

Sąsiedzi twierdzą, że obornik z tysięcy gęsi jest nie wybierany przez cały sezon. Dlatego smród jest nie do wytrzymania.
Pan Paweł przekonuje, że od wiosny do jesieni nie może z powodu okropnych zapachów otwierać okien w domu. - To przecież terror! - wykrzykuje.
Wtóruje mu pani Krystyna: - Nie ma mowy, by usiąść przed domem w ogrodzie. Każdy, kto przyjedzie mówi: "Boże, jak wy to możecie wytrzymać". Już nie możemy.
Liczne skargi i interwencje do tej pory nie dały oczekiwanego przez żużelan skutku.
Według starych przepisów o ochronie środowiska burmistrz mógł nakazać zaprzestanie produkcji rolnej uciążliwej dla otoczenia. Teraz nie ma takiej możliwości, chyba że udowodnione zostanie łamanie ustawowych norm, a nie ma miary na określenie uciążliwości zapachu.
O konflikcie wokół gęsiej fermy pisaliśmy w "NTO" w ubiegłym roku. Rozgorzał on właśnie teraz, po tym jak właściciel fermy złożył do burmistrza wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy dla terenu, na którym hoduje gęsi.
Tydzień temu sprawa wróciła jak bumerang na sesję Rady Miejskiej Krapkowic. Arnold Donitza, żużelski radny, przedstawił burmistrzowi wniosek mieszkańców wsi. Żużelanie chcą, żeby samorządowiec wstrzymał wydanie nowej decyzji dla fermy do czasu uchwalenia planu zagospodarowania przestrzennego ich wsi. Plan ma być gotowy w ciągu 9 miesięcy.

Mieszkańcy ulic położonych najbliżej gęsiej fermy (Krapkowickiej, Polnej i Osiedlowej) wiążą z tym dokumentem duże nadzieje. - Zgodnie z prawem mogą wnieść do planu swoje uwagi i wnioski. Na przykład - że nie życzą sobie uciążliwej hodowli na skalę produkcyjną albo chcą jej ograniczenia - tłumaczy radny Donitza.
Gdyby burmistrz wydał wcześniej decyzję dla hodowcy, nie czekając na uchwalenie planu, sąsiedzi nie mogliby już dochodzić swoich racji.
DWA PYTANIA
Tylko plan tu pomoże
- Co mogą zrobić sąsiedzi fermy w Żużeli, żeby przestało im śmierdzieć?

Odpowiada Roksana Kosacka,
naczelnik wydziału ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Krapkowicach:
- Wielokrotnie kontrolowaliśmy tę hodowlę wspólnie ze służbami ochrony środowiska urzędu miejskiego. Nie stwierdziliśmy żadnych nieprawidłowości. Decyzje urzędu miejskiego ograniczające uciążliwość i nakaz powiatowej inspekcji nadzoru budowlanego przywrócenia budynkom fermy pierwotnego sposobu użytkowania (kiedyś były tam magazyny PGR) uchylane były przez organy wyższej instancji. Powodem był właśnie brak planu zagospodarowania przestrzennego. Moim zdaniem opracowanie tego dokumentu wreszcie wyjaśniłoby sytuację dla wszystkich stron i zniknęłyby problemy z egzekwowaniem prawa.
- W jaki sposób plan może ograniczyć uciążliwość fermy dla reszty wsi?
- Możliwości jest wiele. Mieszkańcy mogą wnioskować na przykład
o wyznaczenie stref do hodowli zwierzęcej na skalę produkcyjną z dala od zabudowań. Można ograniczyć chów tylko do określonych gatunków, albo określić przepisową odległość od drogi. Trzeba jednak pamiętać, że przepisy obowiązywać będą całą wieś, nie tylko jednego gospodarza.

OPINIA
To jest moja praca
Mówi Marcin Felka, właściciel fermy: - Nie robię nic nielegalnego. Przestrzegam wszystkich przepisów związanych z hodowlą i nie zamierzam jej wcale zwiększać. Zwracając się o wydanie decyzji o warunkach zabudowy, nie chodziło mi o żadną rozbudowę. Chciałem tylko potwierdzenia na piśmie tego, co jest, aby zostało to uwzględnione w przygotowywanym planie zagospodarowania przestrzennego. W tym miejscu była hodowla, jest i będzie. Kilku osobom to się nie podoba, ale składanie wniosku do burmistrza w imieniu całej wioski to nadużycie. Od trzech lat jestem nękany wszelkimi kontrolami i niekorzystnymi decyzjami lokalnych władz, ale kolegium odwoławcze i urzędy wyższych instancji uchylają je. Hodowla gęsi to moja praca, z tego żyję, nie mogę nagle z niej zrezygnować, bo komuś to się nie podoba, chyba że sąsiedzi albo gmina spłacą za mnie kredyty!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska