Latem lokalną atrakcją
Latem lokalną atrakcją
stała się małpka, która uciekła z zoo i zamieszkała w parku na wyspie Bolko. Zwierzę upodobało sobie jeden z kasztanowców przy głównej alei parkowej. Małpka Puffii poczuła się na tyle pewnie, że zaczęła nawet podkradać jedzenie mężczyznom pracującym na polach w parku.
Małpka miała gdzie mieszkać, ale na taki luksus w 1958 roku wciąż nie mogło liczyć wielu opolan. Mieszkanie było towarem deficytowym, a dodatkowym problemem była niejasna procedura przydziału. W lipcu zdecydowano się ją zmienić, co miało pomóc. Do budowy wielkich osiedli wciąż było jednak daleko, dlatego problemy pozostały.
Obecnie stolica województwa liczy około 120 tysięcy mieszkańców, a wówczas była dwa razy mniejsza. Miała za to znacznie więcej kin i np. na ulicy Kołłątaja działo sezonowe kino "Ogrodowe". Najwięcej seansów (sześć dziennie) odbywało się jednak w kinie "Odra" na ulicy Ozimskiej.
Znacznie mniej organizowały ich milicyjne kino "Gwardia" przy ul. Katowickiej, a także "Wagonówka" (ul. Rejtana). W długim remoncie, trwającym od stycznia, było za to kino "Bolko" w dzielnicy Nowa Wieś Królewska. Zapowiadano jednak, że już jesienią zostanie ponownie otwarte i pomieści aż 450 widzów. Jednocześnie budowano kino "Piast", bo tak pierwotnie miało się nazywać kino "Stylowe". Obiecywano, że będzie gotowe jesienią, ale ostatecznie otwarto je dopiero w kwietniu 1959 r.
Władze miasta zapowiadały już budowę kina "Kraków" przy ulicy Katowickiej, a Wojewódzka Rada Narodowa podjęła uchwałę o postawieniu gmachu teatru przy ulicy Ozimskiej. Szacowano, że opracowanie projektu budynku potrwa do 1960, a rok później ruszy inwestycja. Wówczas nikt jeszcze nie mógł przypuszczać, że dopiero w styczniu 1975 roku gmach będzie otwarty.
Terminy są po to, aby je zmieniać
Nietrzymanie się założonych terminów było wówczas - zresztą podobnie jest i teraz - zmorą remontów i planowanych inwestycji w mieście.
Wciąż wspominany przez wielu opolan lokal "Europa" na placu Wolności był w lipcu 1958 r. nadal w remoncie, choć pierwotnie termin zakończenia prac przewidywano na jesień 1957 r. Na przeszkodzie w zakończeniu remontu stał brak pieniędzy w kasie miasta.
Problemem była także słaba jakość materiałów i zwykłe niedbalstwo. Mało brakowało, aby właśnie z takich powodów doszło do wielkiej tragedii podczas mistrzostw Polski dzieci w pływaniu, jakie odbyły się na basenie przy placu Róż. W drugim dniu zawodów zawaliła się drewniana trybuna, zbudowana wyłącznie na czas imprezy. Dwie osoby miały złamane kości, a u kilku stwierdzono potłuczenia. Dziś takie wydarzenie skutkowałoby policyjnym dochodzeniem, a pewnie też postawieniem prokuratorskich zarzutów.
Wówczas skończyło się na krótkiej notce w prasie z apelem, aby więcej do takich sytuacji nie dopuszczać. Z basenem był jednak stale problem.
Opolanie skarżyli się na mętną lub brudną wodę, nic w tym jednak dziwnego, skoro stare urządzenia oczyszczające wodę w dużej mierze pamiętały jeszcze czasy niemieckiego miasta.
Sklepów więcej, ale nie towarów
Opolanie zwyczajowo narzekali też na kiepskie zaopatrzenie w sklepach. Brakowało szczególnie letnich ubrań dla pań.
Co ciekawe, sukienki i bluzki były w magazynach Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Odzieżą, ale kierownicy sklepów nie chcieli ich zamawiać, bo wciąż mieli inne ubrania na wieszakach. Pomogły dopiero krytyczne artykuły w prasie. To po nich zdecydowano, że dwa sklepy z odzieżą będą sprzedawać wyłącznie ubrania dla kobiet.
Ale były też handlowe sukcesy. Powszechna Spółdzielnia Spożywców mogła się w lipcu pochwalić otwarciem pierwszego w województwie sklepu samoobsługowego przy ulicy Strzelców Bytomskich. PSS zapowiadała, że takich sklepów będzie przybywać, a rywalizację podjął też Miejski Handel Detaliczny.
Zapomniany obecnie MHD otworzył w lipcu własny sklep samoobsługowy na Rynku. Wielu opolan nie wróżyło im długiego żywota. Przewidywano, że plagą będą kradzieże, a tym samym powstaną duże straty. Tymczasem kupującym taki rodzaj handlu szybko się spodobał, a obroty placówek zadziwiły nawet pesymistów. I pewnie dlatego sklepów samoobsługowych zaczęło przybywać, a w 1961 roku było ich w Opolu już 29.
Niestety, zmiana sposobu sprzedaży nie spowodowała, że towarów przybywało. Dziś wiele osób może w to nie uwierzyć, że bywały dni, kiedy brakowało np. ogórków, a także pasty do zębów.
Niełatwo było kupić jagody, ale to akurat było wytłumaczalne, bo jagody wyjeżdżały z Opola na eksport, który prowadziło Przedsiębiorstwo Leśnej Produkcji Niedrzewnej "Las". Przedstawiciele firmy z dumą informowali, że za jedną tonę jagód - transportowanych na Zachód w wagonach chłodniach - otrzymują aż... 280 dolarów. Owoce wywożono do dwóch istniejących wtedy państw niemieckich (NRD i RFN), a także do Szwajcarii.
Nie eksportowano za to słoików i szklanych butelek, lecz wciąż było ich za dużo i stale był z nimi problem. Nie wszystkie sklepy chciały je odbierać. Problem częściowo rozwiązało dopiero specjalne zarządzenie Wojewódzkiego Zarządu Handlu, który nakazał skup. Częściowo, bo akcja miała trwać tylko do września.
LODO uczy i radzi
Akcje organizowała też Liga Ochrony Dobrych Obyczajów. Jej członkowie zajmowali się m.in. organizowaniem spotkań, na których uczyli opolan, jak ubrać się na dancing czy do teatru. Wieczory z poradami, ale również z muzyką jazzową odbywały się w Wojewódzkim Domu Kultury przy ulicy Strzelców Bytomskich, czyli w budynku, w którym obecnie funkcjonuje Radio Opole.
Dziś historię tego budynku coraz mniej opolan zna, ubywa też osób, które pamiętają, że lipiec był miesiącem wielkich uroczystości. W 1958 roku do święta - które upamiętniało ogłoszenie Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego - przygotowywano się w Opolu przez wiele tygodni.
Uroczystości rozpoczęto już 16 lipca złożeniem kwiatów m.in. na grobach żołnierzy radzieckich, a zakończono dopiero 22 lipca festynem na placu Wolności oraz otwarciem ośrodka kajakowego na wyspie Bolko w tym miejscu, gdzie obecnie działa kawiarnia "Laba".
Dzień wcześniej na wielkiej akademii Józef Buziński, przewodniczący prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, mówił do towarzyszy m.in. o tym, że "Feliks Dzierżyński to świetlana postać naszego narodu, a polski lud pracujący i jego postępowi przywódcy torowali przez wiele wieków drogę do pamiętnego lipca 1944 roku". Nikt wówczas nie mówił, że manifest był wielkim kłamstwem, a wbrew temu co przez lata mówiono, nie był wcale drukowany w Chełmie, lecz w Moskwie, która traktowała Polskę jako kraj satelicki. O tym wszystkim można było pisać i mówić dopiero kilkadziesiąt lat później.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?