Jeden podpis może dużo kosztować

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Archiwum (O)
Opolanin podpisał papier, który miał być zgodą na wymianę licznika. Okazało się, że to była umowa na... nowy telefon. Klasyczny kant.

Mężczyzna podający się za montera liczników pojawił się w mieszkaniu na opolskim Zaodrzu pod koniec stycznia.

- Zdziwiło mnie, że chcą nam wymieniać licznik, bo niedawno to robili - wspomina pani Marianna. - Powiedziałam mu nawet, że wygląda mi na oszusta, ale on zaczął mówić, że zostaliśmy wylosowani i nie wszystkim taką wymianę proponują - relacjonuje.

Pani Marianna ani się obejrzała, gdy mężczyzna podsunął kwitek mężowi. Wytłumaczył, że jest to zgoda na wymianę licznika i błyskawicznie ulotnił się z mieszkania.

Z pozoru błahe zdarzenie nie dawało kobiecie spokoju. Zagadka rozwiązała się po dwóch tygodniach, gdy do małżeństwa zadzwonił operator telefonii komórkowej, informując, że od północy nie będzie świadczył im usług.

- Okazało się, że mąż jednym podpisem zgodził się na zerwanie z tą siecią umowy i przejście do innej - opowiada pani Marianna. - Dlatego musimy zapłacić im karę. Firma, która podsunęła nam papier, nalicza jakieś dziwne opłaty dodatkowe, więc najchętniej i tę umowę byśmy zerwali, ale za to też jest kara. Nie wiemy nawet, przez jaki czas będzie nas ona obowiązywała, bo nie dostaliśmy kopii umowy.

Zdaniem fachowców nie było to przypadkowe działanie. - Konsument na odstąpienie od umowy zawartej poza siedzibą firmy ma 14 dni, ale trudno odstępować od czegoś, o czym nie miało się pojęcia - mówi Małgorzata Płaszczyk-Waligórska, powiatowy rzecznik konsumentów w Strzelcach Opolskich i Krapkowicach. - Jeden podpis może nas sporo kosztować, bo bywa, że naciągacze podsuwają nam do podpisania inne zobowiązania niż te, o których mówią. Dlatego nie podpisujemy niczego bez czytania i kategorycznie żądajmy kopii umowy dla siebie.

Rzecznicy konsumentów mają pełne ręce roboty, bo firm, które próbują wyciągać pieniądze od łatwowiernych przybywa. - Złożenie podpisu z pozoru nic nas nie kosztuje, dlatego bez zastanowienia kwitujemy odbiór prezentów na przykład na pokazach garnków - mówi Małgorzata Płaszczyk-Waligórska. - Jedna z konsumentek dopiero po czasie zorientowała się, że pokwitowała w ten sposób nie odbiór gadżetu, ale zaciągnięcie sporego kredytu na zakup garnków.

Naciągacze poruszają się na granicy prawa, a udowodnienie, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd, gdy na umowie widnieje podpis, jest trudne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska