Kazimierz Kutz: - Człowiek ma w sobie ogromne zasoby energii

fot. Sławomir Mielnik
Kazimierz Kutz
Kazimierz Kutz fot. Sławomir Mielnik
- Przy życiu trzyma mnie surowe mięso - mówi Kazimierz Kutz, poseł na Sejm, reżyser filmowy i teatralny, który dziś (16 lutego) obchodzi 80. urodziny.

Fajeczka, gołąbeczek, ławeczka, ogródeczek i w kadłubku kos to starzyka los. Coś słabo pan pasuje do tego obrazu ze śląskiej śpiewki...
- Może dlatego, że jestem już od dość dawna starzykiem ogólnopolskim. Wprawdzie dziś stuka mi osiemdziesiątka, ale ja jeszcze nie złożyłem papierów do ZUS-u, więc nie wiem, co to znaczy być emerytem. Cały czas jestem posłem, jeżdżę po Polsce, pracuję, piszę.

- Równie aktywnie jak w czasach młodości?
- Tak już nie szaleję, bo głowa słabsza niż dawniej i pojemność już nie ta. Zauważyłem, że jak człowiek jest starszy, to nie potrzebuje tyle snu. A więc ma więcej czasu. A jak człowiek ma więcej czasu, a nie może już na przykład pić, to go bardziej poświęca czytaniu, refleksji i smakowaniu świata w jakiś bardziej subtelny sposób.

- Z robieniem filmów już koniec?
- Obiecałem, że zrobię w przyszłości tylko jeden film - w oparciu o książkę Janoscha "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny". Ale zabiorę się za to, jak skończę taką poważniejszą książkę. Pracuję nad nią już od siedmiu lat.
- Może pan zdradzić, o czym będzie ta poważniejsza książka?
- To jest historia z lat mojej generacji oparta na moich doświadczeniach. Ale to będzie literatura, nie autobiografia. Jest takie pokolenie, które przeżyło czasy przedwojenne, wojnę, socjalizm i teraz przeżywa kapitalizm. To jest bardzo ciekawe, zwłaszcza jeśli ma się dobrą pamięć.

- Jubileusze sprzyjają podsumowaniom i autorefleksji. Co w swoim dorobku filmowym ceni pan - po latach - najbardziej?
- Najbardziej lubię swoje dwa pierwsze filmy ("Krzyż walecznych" i "Nikt nie woła" - przyp. red.). Pierwszy, bo był pierwszy, drugi, bo był rewolucyjny. Za ważne uważam też pięć filmów o Śląsku. Myślę, że spożytkowałem swoją śląskość jak mogłem. Mam po latach przeświadczenie, że nie byłem leniem. Jeśli do filmów doda się spektakle teatru żywego i teatru telewizji, to uzbiera się tego ponad 70 tytułów. Nie wiem, czy w mojej branży znajdzie się ktoś równie pracowity.

- A co w swojej działalności publicznej uważa pan za najważniejsze?
- Cały czas walczę o Śląsk. Kiedyś robiłem to poprzez moje filmy, które nie były przecież rozrywkowe. A teraz, jak już mi się nie chce ich robić, jestem posłem i to ściśle ze Śląskiem związanym. Bo ja nie należę do żadnej partii. Jestem wybierany przez Ślązaków.

- Czego Śląsk potrzebuje dziś najbardziej?
- Pełnego równouprawnienia. Nie wiem, dlaczego w ustawie, która wymienia wszystkie mniejszości narodowe i grupy etniczne, nie ma największej grupy etnicznej, czyli Ślązaków. To znaczy, że dalej jesteśmy obywatelami drugiej kategorii w wolnym państwie. Państwo w swym polonocentryzmie chce, by wszyscy Ślązacy wyjechali lub żeby nagminnie wstępowali do mniejszości niemieckiej. Ślązak wciąż musi wybierać, czy jest Polakiem czy Niemcem. Uważam, że to wstyd.

- Nie jest tajemnicą, że pan poważnie choruje. Jak daje pan sobie z tym radę?
- Człowiek ma w sobie ogromne zasoby energii. Może się tak zmobilizować, by przy pomocy współczesnej medycyny dać sobie z chorobą radę. Mam raka i cukrzycę i cały czas jestem na lekarstwach, ale nie przyjmuję choroby do wiadomości. A tak prywatnie, to od dziecka jem dużo surowego mięsa. Nie odmawiam sobie surowej kiełbasy czy polędwicy. Szynki nie jem. I ta staroindiańska dieta służy mojej witalności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska