Krzysztof Stańko znowu przed sądem. Jest wyrok za paserstwo

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
- Jeśli prokurator nie będzie składał apelacji, to ja również tego nie zrobię. Po 12 latach gehenny, które przypłaciłem zdrowiem, w końcu chciałbym zacząć żyć normalnie - mówił po dzisiejszej rozprawie Krzysztof Stańko.
- Jeśli prokurator nie będzie składał apelacji, to ja również tego nie zrobię. Po 12 latach gehenny, które przypłaciłem zdrowiem, w końcu chciałbym zacząć żyć normalnie - mówił po dzisiejszej rozprawie Krzysztof Stańko. Archiwum
Sąd uznał, że sprawa się przedawniła i umorzył postępowanie wobec przedsiębiorcy z Turawy.

Krzysztof Stańko jest właścicielem ośrodka wypoczynkowego w Turawie i stałym bywalcem sądów. Tym razem trafił przed oblicze Temidy za sprawą... volkswagena transportera z końcówki lat 80. ubiegłego wieku. Mężczyzna, według prokuratury, kupił samochód w 2001 roku wiedząc, że jest kradziony.

- Sąd, analizując materiał dowodowy uznał, że oskarżony nabył rzecz pochodzącą z kradzieży przez swoje niedbalstwo - uzasadniała sędzia Marzena Drozdowska z Sądu Rejonowego w Opolu, przed którym toczyła się sprawa. - Oskarżony nie dołożył należytej staranności dokonując transakcji kupna samochodu. Nie zastosował też zasady ograniczonego zachowania wobec kontrahenta.

Przedsiębiorca ma jednak swoje racje. - Od człowieka, który sprzedał mi auto dostałem dwa kluczyki oraz brief (jest to niemiecka karta pojazdu, ponieważ auto zostało sprowadzone - przyp. red.). W życiu bym nie przypuszczał, że ktoś dał sobie ukraść samochód z kluczem zapasowym i dokumentami w środku - mówi Stańko.

Ostatecznie sąd musiał jednak umorzyć postępowanie, ponieważ sprawa... przedawniła się. Wyrok nie jest prawomocny.

- Jeśli prokurator nie będzie składał apelacji, to ja również tego nie zrobię. Po 12 latach gehenny, które przypłaciłem zdrowiem, w końcu chciałbym zacząć żyć normalnie - mówił po dzisiejszej rozprawie mężczyzna.

Prokurator tuż po zakończeniu procesu nie był w stanie powiedzieć, czy będzie się odwoływał.

Wszystko zaczęło się od zeznań świadka koronnego Macieja B., ps. Gruby. Tego samego, którego opowiastki przyczyniły się do postawienia Krzysztofowi Stańce zarzutów produkcji narkotyków na wielką skalę i kompromitacji prokuratora Romana Pietrzaka, gdy zarzuty z hukiem upadły przed sądem.

"Gruby" był kilka razy na rybach w ośrodku Stańki, a kiedy został świadkiem koronnym zaczął sobie "przypominać" rzekome fakty, które mogły pogrążyć właściciela ośrodka. Skruszony przestępca twierdził m.in., że w ośrodku produkowano narkotyki, które potem wożono łódką na wyspę na Jeziorze Turawskim.

Stańko został zatrzymany w brawurowej akcji antyterrorystów, spędził w areszcie 27 miesięcy, ale ostatecznie został uniewinniony, bo rewelacje świadka koronnego nie trzymały się kupy (fachowcy nie znaleźli w ośrodku ani śladu narkotyków, nie doszukali się też tajemniczej wyspy, którą opisywał Gruby).

W międzyczasie Maciej B. umarł, ale zeznania pogrążające Stańkę zostały. Przedsiębiorca nie ma żalu do świadka koronnego, że ratując własną skórę, pogrążał jego. - Mam żal do prokuratora, bo choć w rewelacjach Macieja B. było mnóstwo nieścisłości, on za ich sprawą zabrał mi kawał życia, które straciłem na bieganie po sądach - mówi przedsiębiorca.

Stańko, za niesłuszny areszt, domaga się od skarbu państwa ponad 3 milionów złotych odszkodowania. Proces został jednak zawieszony do momentu, aż prawomocnie zakończy się sprawia o paserstwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska