Ksiądz Tadeusz Dola: - Zostań synem marnotrawnym

fot. Paweł Stauffer
fot. Paweł Stauffer
- To jest najpiękniejsza jałmużna: pokazać drugiemu człowiekowi, że jest dla nas ważny - mówi ks. prof. dr. hab. Tadeusz Dola z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego.

- Wielki Piątek to dzień ścisłego postu. Ale w każdy inny piątek w roku o poszczeniu wielu wierzących nie pamięta. Dlaczego?
- Wszyscy w Kościele, od księży począwszy, zbyt rzadko zastanawiamy się i mówimy, dlaczego warto pościć, jaki to ma sens. A post nie podbudowany religijnie staje się tylko obowiązkiem, a i to nie dla wszystkich zrozumiałym. Skutek jest taki, że, jak napisał znany jezuita, o. Stanisław Musiał, post w sposób niezauważalny, chyłkiem trochę zniknął z naszej kościelnej wspólnoty. Ludzie mówią: jaki to post, kiedy nie będę jadł mięsa, a najem się w piątek pysznych serów czy ryb, które i tak bardziej lubię. I rzeczywiście, takie postępowanie z postem nie ma nic wspólnego.

- A kiedy post jest naprawdę postem?
- Decyduje motywacja i to ją najbardziej dziś zatraciliśmy. Powinniśmy pościć, czyli rezygnować z czegoś, żeby uregulować swoje relacje ze światem materialnym, nabrać do niego dystansu. Post może więc być rezygnacją nie tylko z jedzenia mięsa czy innych pokarmów, ale także z przesadnych zakupów, nadmiernie oglądanej telewizji czy internetu, jeśli spędzam przy nim całe godziny.

- Tylko po co robić to wszystko?
- Żeby świat materialny, jeśli troszczymy się o niego w nadmiarze, nie przesłonił nam tego, co naprawdę ważne - naszego życia rodzinnego, naszych relacji z innymi ludźmi i z Bogiem. Post jest ściśle związany z nawróceniem. To nie jest przypadek, że Kościół jednym tchem wymienia wraz postem dwa inne uczynki pokutne: modlitwę i jałmużnę. Wielki Piątek w sposób szczególny przypomina, że Chrystus zachęca nas do nawrócenia, czyli refleksji nad sobą i do zmiany życia. Jeśli chcemy się nawrócić, modlitwa porządkuje nasze relacje z Bogiem, jałmużna z innymi ludźmi, post ze światem materii.

- Złotówki wrzuconej żebrakowi wielu z nas nie odmawia. Czy to już jałmużna?
- Czasem pewnie tak, ale daleko nie zawsze. Nie tylko dlatego, że kogoś pracującego i mającego niezłe dochody złotówka czy dwa złote niewiele kosztują. Sam się czasem na widok człowieka proszącego mnie o grosz zastanawiam, czy mój dar nie przyczyni się do tego, że on raczej pogłębi za moje pieniądze swoją chorobę alkoholową.

- Lepiej zamiast dawać pieniądze, kupić mu to, co potrzebuje do jedzenia?
- To też jest jakieś wyjście. Ale najcenniejszą formą jałmużny i najtrudniejszą jednocześnie byłoby zainteresowanie się losem drugiego człowieka. Nie lekceważąc faktu, że wokół nas wciąż jest wielu ludzi potrzebujących pomocy materialnej, rozumienie jałmużny trzeba w dzisiejszych czasach rozszerzyć. Coraz więcej ludzi wokół nas nie potrzebuje od nas złotówki, za to bardzo pragnie, byśmy im poświęcili czas, poszli ich odwiedzić, zadzwonili, wysłali e-maila lub kartkę ze świątecznymi życzeniami. To jest najpiękniejsza jałmużna: pokazać drugiemu człowiekowi, że jest dla nas ważny. W dodatku jałmużna tak rozumiana ściśle wiąże się z postem. Jeśli nie potrafię pościć, czyli ograniczyć swoich potrzeb materialnych, muszę pracować coraz więcej, by tym potrzebom sprostać. Będzie mi wtedy brakowało czasu nawet dla moich najbliższych, a co dopiero dla ludzi w potrzebie.
- Na modlitwę też brakuje nam czasu. Zrywamy się rano do swoich zajęć i jak się uda zrobić znak krzyża i odmówić krótki pacierz, to wszystko. A potem już gonimy aż do wieczora. Nasze babcie śpiewające godzinki, odmawiające co dzień różaniec coraz bardziej należą do świata wspomnień i literatury. Tworzymy cywilizację bez modlitwy?
- Mam nadzieję, że nie. Pocieszające jest już to, że coraz częściej ludzie wierzący, także w rozmowach z księdzem, mówią o tym, że im czasu na modlitwę brakuje i że go szukają. Starają się na przykład, biegnąc przez miasto, choć na chwilę ciszy wejść do kościoła, by pomyśleć przed Bogiem, jak swój dzień ułożyć.

- Zaspieszeni chrześcijanie dziś mówią: może i chciałbym się modlić, ale nie mam kiedy, a ponieważ robię to rzadko i krótko, nie bardzo już potrafię. Co by im ksiądz poradził?
- Na pewno nie wystarczy mówić, że jest źle. W zagonionym świecie można i należy szukać chwili na modlitwę. Jeśli nawet przytłoczeni zajęciami nie mamy czasu na długie modlitwy, to każdy z nas może ileś razy w ciągu dnia dosłownie przez chwilę, na błysk oka pomyśleć o Bogu, oderwać się od pracy, by powiedzieć mu jedno zdanie podziękowania czy prośby. W tradycji Kościoła nazywa się to aktem strzelistym. Na taki modlitewny "strzał" myśli w stronę Boga każdego z nas od czasu do czasu stać.

- I to wystarczy?
- To nie jest mało. Ktoś pytał Jana Pawła II, kiedy ma czas na modlitwę, skoro cały dzień ma szczelnie zaplanowany, spotkanie za spotkaniem, a co rozmowa, to ważniejsza. Papież odpowiedział, że jak żegna się z jedną grupą gości i czeka na następnego rozmówcę, to w tym czasie modli się za tych, którzy nadchodzą. Warto się tego nauczyć. Takich chwil jest więcej, nawet jak mamy dużo zajęć. Możemy się modlić w autobusie, jadąc do pracy czy stojąc w kolejce do kasy w hipemarkecie, zamiast denerwować się na kasjerkę, że za wolno nabija ceny. Ważne, żeby chcieć - także w Wielkim Poście - coś zrobić ze swoją modlitwą, jałmużną i postem, słowem - chcieć się nawrócić.

- Wielki Post już się skończył. Nie za późno na nawrócenie?
- Nigdy nie jest za późno na to, żeby przemyśleć swoje życie i podjąć decyzję o nawróceniu. Przykładem dla każdego z nas może być syn marnotrawny z ewangelicznej przypowieści. Zastanowił się, zbilansował, co stracił w swoim życiu po odejściu z domu, i wreszcie podjął decyzję: Wstanę i pójdę do mojego ojca. Na taki zwrot każdy dzień jest dobry. Wielki Piątek szczególnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska