Kto ma niemiecki paszport, powinien znać "Vater unser"

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Dawni i obecni działacze TSKN zapozowali na tle jubileuszowej wystawy. Do wspólnego zdjęcia zaprosili marszałka województwa i panią konsul.
Dawni i obecni działacze TSKN zapozowali na tle jubileuszowej wystawy. Do wspólnego zdjęcia zaprosili marszałka województwa i panią konsul. Krzysztof Świderski
W niedzielę TSKN świętował 25 lat istnienia. Członkowie MN są dumni z tego, co udało się osiągnąć, ale niepokoją się, czy młodzież utrzyma niemiecką tożsamość.

Na rocznicowych uroczystościach spotkało się kilka pokoleń członków mniejszości od "rycerzy pierwszej godziny" po dzisiejszych liderów i członków TSKN. Mszy św. po niemiecku przewodniczył w wypełnionej katedrze bp Andrzej Czaja. Z okazji 25-lecia życzył członkom mniejszości, by żyli w zgodzie i otwartości wobec siebie nawzajem, mając przychylność polskiej większości i niemieckiej ojczyzny oraz Boże błogosławieństwo.

W foyer Filharmonii Opolskiej otwarta została wystawa fotograficzna "Oni tworzyli mniejszość niemiecką". Portrety 25 żyjących lub zmarłych założycieli struktur mniejszości zostały opatrzone informacjami o ich największych osiągnięciach.
Witając gości, lider TSKN Norbert Rasch poprosił o refleksję jednego z założycieli Towarzystwa i bohaterów wystawy, Richarda Urbana. Przypomniał on, że drogowskazem dla mniejszości i pomysłodawcą akcji zbierania podpisów poparcia dla powstania struktur mniejszości był nieżyjący Johann Kroll.

- Ta akcja to był strzał w dziesiątkę - mówił Richard Urban. Po czym przypomniał cały ciąg zdarzeń poprzedzających rejestrację TSKN 16 lutego 1990: spotkanie kilkuset działaczy rodzącej się mniejszości z Johannem Krollem w Strzebniowie, obchody 201. rocznicy urodzin Eichendorffa w Łubowicach w marcu 1989, pierwszą mszę św. w języku niemieckim na Górze św. Anny 4 czerwca tegoż roku. - To była dla nas rewolucja - wspominał wzruszony. - Po 45 latach mogliśmy publicznie śpiewać i modlić się w swoim języku.

Nie zapomniał o pierwszych spotkaniach z przedstawicielami niemieckiego Bundestagu ani o Mszy św. Pojednania w Krzyżowej. Na koniec emocjonalnie zaapelował o kultywowanie języka niemieckiego w rodzinach.
- Jeżeli nie będziemy mówić po niemiecku, jesteśmy jako Niemcy straceni, po prostu przestaniemy być Niemcami - podkreślił. - Dotyczy to także dzieci. Nie może być tak, że ktoś ma niemiecki paszport, a nie potrafi odmówić w ojczystym języku modlitwy "Vater unser" (Ojcze nasz).

Przyszłości TSKN poświęcił przemówienie przed koncertem leśnickiej orkiestry pod dyrekcją Klaudiusza Lisonia Norbert Rasch.

- Musimy zadbać o to, by język niemiecki był powszechnie nauczany. A do tego potrzebne są kolejne szkoły dwujęzyczne. Potrzebna jest silna, scalona tożsamość. O działalność Towarzystwa jestem spokojny na kilka dziesiątków lat. Ważne, by zachować tę tożsamość także w domach. Niemieckość nie może być tylko czymś odświętnym, fasadowym po co przychodzi się do organizacji. Chcemy, by była codziennością.

Z troską o przyszłości mniejszości niemieckiej myśli jej były poseł Helmut Paisdzior.

- To, że przetrwaliśmy roztropnie, rozsądnie i w sposób pokojowy, to jest nasz wielki sukces - uważa pan Paisdzior. - Ale czy tworzymy warunki, by następna generacja chciała głośno i bez obaw mówić: Jesteśmy Niemcami? To jest istotne pytanie. Obserwuję,że dzieci pochodzenia niemieckiego często u nas obawiają się do niemieckości przyznać. Zwłaszcza w kontekście rocznic wybuchu czy zakończenia wojny. Moja generacja zahartowana, określająca się w opozycji do obowiązującego w PRL-u komunizmu, przyznawała się odważnie do swojej tożsamości. Najmłodsi, wychowywani często bez wymagań, jak to się mówi, bezstresowo, mają z tym problem. Przy najmniejszym podejrzeniu, że ktoś może uznać ich za "złych Niemców", rezygnują.

Szczęśliwe okno historii

Natomiast minione 25 lat starsi i młodsi działacze podsumowują jako sukces mniejszości.

- Mojemu ojcu udało się zbudować struktury - mówi Henryk Kroll, poprzedni przewodniczący TSKN - bo miał na mniejszość autorski pomysł. - Zależało mu, by zrobić coś takiego dla ludzi, co pozwoli im tu zostać, zachowując niemiecką tożsamość. Wcześniejsze próby tworzenia mniejszości wiązały się raczej z namawianiem ludzi do wyjazdów do Niemiec. Sama rejestracja TSKN o tyle nie była zaskoczeniem, że to zostało najpierw politycznie postanowione. Co nie zmienia faktu, że rejestracja nastąpiła 16 lutego w piątek zaocznie. Nas powiadomiono dopiero w poniedziałek, już po drugiej turze wyborów do Senatu. Ale entuzjazm był tak wielki, że dostałem niecałe 125 tys. głosów. Ten entuzjazm był o tyle zrozumiały, że tak jak zmian ustrojowych oczekiwała polska większość, my też ich pragnęliśmy. Ale dla nas one się łączyły z niemieckością. No i nikt wtedy nie przeciwstawiał śląskości i niemieckości. Mówiłem wówczas głośno: Jestem na pewno Ślązakiem. I to wystarczyło.
- Mniejszość trafiła w szczęśliwe okno historyczne - uważa Gerhard Bartodziej, były senator mniejszości. - Dziś byłoby to niemożliwe. Sprawy mniejszości załatwia się - choćby na Ukrainie - przy pomocy czołgów. To okienko było niewielkie. Początkowo prawa mniejszości miały być objęte 11. protokołem do Konwencji Praw Człowieka. Jak zaczęła się wojna na Bałkanach, wszyscy zobaczyli, że sprawy mniejszości mogą być niebezpieczne. Zamiast twardych i zaskarżalnych praw, dorobiliśmy się konwencji Rady Europy. Zgodnie z nią los mniejszości zależy od państwa, w którym ta mniejszość mieszka. Trzeba więc wyrazić wdzięczność tym osobom z większości i z mniejszości, które potrafiły w tamtej niepewnej sytuacji utrzymać tu pokój i stworzyć dla mniejszości przestrzeń do działania. W dodatku, mam tu także osobiste wspomnienia, odegraliśmy ważną rolę w ułożeniu stosunków polsko-niemieckich. Byłem jedynym polskim parlamentarzystą, który na trybunie honorowej Bundestagu słuchał historycznego przemówienia Władysława Bartoszewskiego. Obok mnie siedział były wicekanclerz, pan Erich Mende. Pochodził ze Strzelec Opolskich i pamiętał moją matkę.

Na minione 25 lat z uznaniem i optymizmem patrzą też młodsi członkowie mniejszości:

- Ćwierć wieku temu większość z nas oficjalnie po niemiecku nie chciała rozmawiać lub się bała - mówi Arnold Czech, prezes Fundacji Rozwoju Śląska. - Dziś mamy wolność. Możemy się przemieszczać, rozwijać swój język i kulturę. Jako ludzie jesteśmy na całkiem innym etapie rozwoju niż przed 25 laty. A współżycie z polską większością też jest zupełnie na innym poziomie niż kiedyś. Czasy, gdy musieliśmy się ze swoją niemieckością choćby w pociągu czy na ulicy ukrywać, minęły - jak sądzę bezpowrotnie. Być może dałoby się osiągnąć nieco więcej, ale i tak osiągnęliśmy bardzo dużo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska