Letnie wyprzedaże 2012. Prawa konsumenta

Iwona Kłopocka
Kiedy sklepy krzyczą z witryn "Sale, sale, sale!”, ich właścicielom nie chodzi o to, by robić prezenty kupującym, ale przede wszystkim, by ubić dobry interes.
Kiedy sklepy krzyczą z witryn "Sale, sale, sale!”, ich właścicielom nie chodzi o to, by robić prezenty kupującym, ale przede wszystkim, by ubić dobry interes. Archiwum
Handel znów nas kusi. Obniżki cen nawet o 50-70 proc. mogą przyprawić o zawrót głowy. Ważne, by przy tym nie stracić zdrowego rozsądku.

Jagoda bierze do przymierzalni naręcze ubrań. Dwie spódnice, bluzka, T-shirt, sukienka plażowa, spodnie-rybaczki, tunika i żakiet.

Przed obniżką to wszystko kosztowałoby ok. 900 zł, teraz  trochę poniżej 500. Jagoda jest studentką, nie może sobie pozwolić na trwonienie pieniędzy, więc każdą rzecz bardzo dokładnie ogląda.

Ostatecznie w koszyku ląduje efektowna tunika z tygrysią paszczą, pasujące do niej jasnoszare rybaczki, T-shirt i plażówka. Jedna ze spódnic ma niesprawny zamek, druga nadszarpniętą kieszeń. Nie są warte 50 zł każda.

- Lepsze kupię w second handzie po 12-15 zł - mówi Jagoda. Najbardziej zależało jej na żakiecie, ale zdziwiła się jego ceną. - Chodzę za nim już od maja. Ucieszyłam się, widząc, że w końcu został przeceniony, i to aż o 40 proc. Dobrze pamiętam, że kosztował 120 zł bez paru groszy. Okazało się, że teraz po "obniżce” wciąż kosztuje tyle samo, bo przekreślona, niby pierwotna cena wynosi aż 200 zł. Co za oszustwo! - złości się dziewczyna. 

Fikcyjna wyprzedaż to jeden z najbardziej nieuczciwych trików. Kiedy sklepy krzyczą z witryn "Sale, sale, sale!”, ich właścicielom nie chodzi o to, by robić prezenty kupującym, ale przede wszystkim, by ubić dobry interes.

- Takie nieczyste zagrania w naszej branży się zdarzają - przyznaje pani Aldona, kierowniczka jednego z sieciowych sklepów odzieżowych w "Karolince”, ale marże są na tyle wysokie, że często, sprzedając ubranie nawet za pół ceny, sieć nie ponosi straty.

Wyprzedaż nakręca obroty w okresie, który normalnie byłby martwy. Dlatego wyprzedaże robi się po świętach Bożego Narodzenia i w czasie wakacji.

Przy kasie może nas spotkać inna niespodzianka. Mariola ustrzeliła świetne markowe spodnie, przecenione ze 160 zł na 80. Prawdziwa okazja. Tyle że na czytniku kasjerki wyskoczyła cena 110 zł. Dziewczyna tyle się wystała najpierw w kolejce do przymierzalni, a potem w ogonku do kasy, że machnęła na to ręką. I o to chodziło.

- Cena na metce lub na półce jest ceną obowiązującą. Należy walczyć o swoje - przekonuje tymczasem Stanisław Bronowicki, powiatowy rzecznik konsumenta w Brzegu.

Wciąż zdarza się, że w sklepach - zwłaszcza w czasie wyprzedaży - wiszą kartki z napisem "Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się”. A to niezgodne z prawem. Kupując taniej, wcale nie tracimy prawa do reklamowania wadliwego towaru. 

Jeśli przeceny dokonano właśnie dlatego, że towar ma jakąś usterkę, np. pęknięcie czy przebarwienie, i sprzedawca nas o tym uprzedza, na reklamację nie możemy liczyć. Ale jeśli wada nie była widoczna, a wyszła na jaw dopiero po zakupie, możemy towar reklamować i nie ma znaczenia, że był przeceniony.

Sprzedawca odpowiada dwa lata za zgodność towaru z umową. Takie same zasady panują w krajach UE, więc robiąc zakupy na zagranicznych wyprzedażach, również mamy prawo do reklamacji.

Co innego, gdy wrócimy do domu z upolowaną za  półdarmo sukienką i uświadomimy sobie, że w szafie mamy już trzy inne w identycznym kolorze.

- Sprzedawca nie ma obowiązku przyjąć z powrotem towaru tylko dlatego, że on nam się nie podoba, nie pasuje albo trafił do koszyka w przypływie zakupowego szaleństwa - przestrzega Stanisław Bronowicki.

Niestety, badania TNS OBOP pokazują, że 2/3 Polaków jest święcie przekonanych, że zwrot pieniędzy za pełnowartościowy towar im się należy. 

- Tymczasem wszystko zależy od dobrej woli sprzedawcy - podkreśla rzecznik konsumenta. - Jeśli mamy wątpliwości, należy się upewnić, czy będziemy mogli nietrafioną rzecz oddać. I najlepiej, gdyby taka zgoda została potwierdzona na odwrocie paragonu.

Paragon to w ogóle świętość, bo on przede wszystkim jest podstawą dochodzenia wszelkich roszczeń

Badania dowodzą również, że co drugi z nas kupuje pod wpływem impulsu. Handlowcy doskonale o tym wiedzą i stąd biorą się różne sposoby na wyciągnięcie od ludzi pieniędzy.

Np. cały sklep obwieszony jest banerami o obniżce, ale rzeczywista przecena dotyczy tylko wybranych rzeczy, wrzuconych do skrzyni na środku sklepu. Wokół wiszą natomiast ubrania z nowej kolekcji po normalnych cenach. No, ale skoro już weszliśmy...

Inny sposób to wyprzedaż w związku z likwidacją sklepu. Bardzo często jest to pokerowe zagranie obliczone na wzbudzenie w nas poczucia niepowtarzalnej okazji. Jeszcze innym trikiem jest  wyszczuplające lustro. Patrzy grubaska i widzi, że jest z niej niezła laska.

Jak nie kupić kiecki, w której wygląda rewelacyjnie?

Takie lustro-kłamczuszek nie jest trudne do wykrycia. Popatrzmy na odbity w nim nieruchomy przedmiot (np. wieszak) i nie odrywając od niego wzroku przesuńmy głowę w lewo i w prawo. Jeśli obraz faluje, to lustro... oszukuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska