Ludzie się truli. Gdzie były służby?

Daniel Polak
- Czasem w mieście trudno oddychać - mówi Adrian Urbańczyk z Kędzierzyna-Koźla.
- Czasem w mieście trudno oddychać - mówi Adrian Urbańczyk z Kędzierzyna-Koźla. Daniel Polak
W piątek stężenie pyłów w Kędzierzynie-Koźlu przekroczyło stan alarmowy. Urzędnicy zataili tę informację, choć mieli obowiązek powiadomić o zagrożeniach mieszkańców. Tłumaczą się, że nie miał kto... obsłużyć faksu.

Chodzi o pył zawieszony oznaczony tajemniczym kodem PM10. Ta trucizna zawiera bardzo groźne dla zdrowia metale ciężkie i dioksyny.

- Pył zawieszony jest szczególnie niebezpieczny dla osób z dolegliwościami dróg oddechowych, m. in. z astmą - podkreśla dr Stefan Kuś, lekarz medycyny pracy z Kędzierzyna-Koźla.

Związki te negatywnie wpływają też na układ krążenia i zwiększają ryzyko zawałów serca. Zimą poziom stężenia pyłu PM10 zazwyczaj jest dużo wyższy, czego powodem są m. in. spaliny z przydomowych kotłowni. Ale tym razem sytuacja była wyjątkowa.

W piątek stacja badania jakości powietrza w Kędzierzynie-Koźlu zarejestrowała dobowe stężenie pyłu na poziomie 204 mikrogramów na metr sześciennych. Oznaczało to, że przekroczony został stan alarmowy (wynosi 200 mikrogramów).

Przepisy mówią, że w takich przypadkach należy bezzwłocznie poinformować o tym mieszkańców i przekazać apel dotyczący ograniczenia do minimum przebywania na powietrzu, zwłaszcza przez kobiety w ciąży, dzieci i osoby starsze.

W tym czasie nie można także wietrzyć mieszkań i unikać wysiłku fizycznego. W przypadku pogorszenia się stanu zdrowia, mieszkańcy powinni natychmiast kontaktować się z lekarzami. Tak poważne środki bezpieczeństwa powinny być zastosowane na co najmniej 3 dni, bo w tym czasie może dojść do zachorowań związanych ze skażonym powietrzem.

Informację o stanie alarmowym odczytał Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Opolu.

- W sobotę przekazaliśmy ją do urzędu marszałkowskiego, który ma obowiązek poinformować o tym fakcie mieszkańców. Zrobiliśmy, co do nas należało - Krzysztof Gaworski, szef opolskiego inspektoratu ma poczucie dobrze spełnionego obowiązku.

Manfred Grabelus, dyrektor Departamentu Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego twierdzi, że informacja ta... nie dotarła do niego. Nie wyklucza, że faks przyszedł w sobotę. - Ale wtedy urząd marszałkowski nie pracuje - rozkłada ręce dyrektor Grabelus.

Więcej o tej bulwersującej sprawie w środowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska