Czy sowieckie pomniki powinny zniknąć z miejscowości na Opolszczyźnie?

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Uczniowie PSP nr 6 w Kędzierzynie-Koźlu odwiedzili cmentarz radzieckich żołnierzy 2 listopada 2015. Przychodzą tu w Dzień Zaduszny co rok.
Uczniowie PSP nr 6 w Kędzierzynie-Koźlu odwiedzili cmentarz radzieckich żołnierzy 2 listopada 2015. Przychodzą tu w Dzień Zaduszny co rok. archiwum prywatne
Nikt nie chce ruszać szczątków radzieckich żołnierzy ani monumentów na cmentarzach. Co do innych pomników sowieckich zdania samorządowców i mieszkańców regionu są podzielone.

Dyskusja o tzw. pomnikach wdzięczności ożyła po niedawnej wypowiedzi prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. IPN proponuje, by sowieckie pomniki zostały zdemontowane jako znak radzieckiej powojennej dominacji w Polsce. Jeszcze w tym półroczu samorządy dostaną propozycję udziału w akcji likwidowania pomników.

IPN podkreśla, że monumenty ni będą niszczone, mają zostać przeniesione do specjalnego muzeum. Akcja nie dotyczy cmentarzy radzieckich żołnierzy ani pomników na takich cmentarzach. Nietknięte mają pozostać także te upamiętnienia, pod którymi - lub w ich bezpośrednim sąsiedztwie - zostali pochowani polegli podczas II wojny światowej żołnierze. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało w wydanym kilka dni temu oświadczeniu, że takich cmentarzy i kwater jest w Polsce blisko 1900. Na ich utrzymanie i remonty państwo polskie wydało w ostatnich kilku latach 14 mln zł.

Przedmiotem sporu jest około 500 pomników wdzięczności. Strona rosyjska podkreśla, że upamiętniają one ponad 600 tys. żołnierzy poległych podczas walk na terytorium Polski. W Polsce przypomina się często, że wiele z nich nie powstało z inicjatywy mieszkańców wyzwolonych miejscowości - budowali je sami Rosjanie.

Cmentarze radzieckich żołnierzy znajdują się m.in. w Opolu i w Kędzierzynie-Koźlu. Ten drugi - założony w latach 50. XX wieku odwiedzają uczniowie tutejszej Szkoły Podstawowej nr 6. Przychodzą tu co roku 2 listopada, zapalają znicze, czytają o wydarzeniach związanych z II wojną światową w ich mieście.

- Historia Polski, historia Śląska jest bardzo skomplikowana - przyznaje Marta Kościukiewicz, nauczycielka z PSP nr 6. - Wiadomo, że żołnierzy Armii Czerwonej nie można nazwać wyzwolicielami. Wielu mieszkańców Opolszczyzny, którzy nie mieli nic wspólnego z nazizmem, sporo wycierpiało z rąk sowieckich żołnierzy. Ale mimo to zmarłym należy się szacunek. To byli młodzi ludzie, wielu z nich nie chciało ginąć na wojnie, nie identyfikowało się ze zbrodniczym komunizmem. Ponadto na tym cmentarzu, według wielu informacji, leżą nie tylko Rosjanie, ale i żołnierze innych narodowości.

Zdaniem pani Marty cmentarze żołnierzy radzieckich powinny pozostać otoczone czcią i szacunkiem. Tego szacunku dla zmarłych uczy swoich uczniów.

- Ale nie ukrywam, że pozostałe symbole Armii Czerwonej czy komunizmu powinny zostać z przestrzeni publicznej usunięte, tak samo jak usunięto symbole faszyzmu - dodaje.

W województwie opolskim jest osiemnaście upamiętnień żołnierzy sowieckich.

Jeden z bardziej znanych pomników tego typu znajduje się w Brzegu.

Dzieło trzech autorów stanęło tu w 1972 roku. Upamiętnia zdobycie miasta przez Rosjan 6 lutego 1945 roku. Dr Andrzej Peszko, kierujący Biurem Promocji, Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta w Brzegu, podkreśla, że treść pomnika jest niejednoznaczna. Na jego dwóch pylonach upamiętniono zarówno bitwę pod Stalingradem i zdobycie Berlina, jak i obronę Westerplatte, czyli fragment kampanii wrześniowej 1939 i zdobycie Monte Cassino przez żołnierzy II Korpusu. Upamiętnianie żołnierzy Andersa na początku lat 70. wcale takie oczywiste nie było.

- Jeden z moich dziadków bił się u Andersa - mówi dr Peszko, drugi był żołnierzem Batalionów Chłopskich. Dla mnie łączenie na jednym pomniku polskich i radzieckich żołnierzy to jest zgrzyt. Obecność wojsk sowieckich w Brzegu wiązała się z przemocą i z indoktrynacją. Znane są raporty polskiej administracji, która jeszcze w grudniu 1945 roku skarży się do sowieckiej komendantury na akty napaści i podpalenia będące dziełem czerwonoarmistów. A poza wszystkim forma artystyczna tego monumentu budzi wśród mieszkańców miasta kontrowersje. Nieprzypadkowo w Brzegu nazywa się go pomnikiem hydraulika. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby zniknął.

Inny status ma pomnik poświęcony Armii Czerwonej w Mikolinie. Upamiętnia on żołnierzy, którzy zginęli podczas przeprawy w rejonie Mikolina, Skorogoszczy i Golczowic. Przez dziesięciolecia PRL-u propaganda wyolbrzymiała ich liczbę do 40 tysięcy. W rzeczywistości było ich raczej 600-700. To też niemało - prawdopodobnie najwięcej na Opolszczyźnie.
- Ten pomnik odsłonił zaraz po wojnie pierwszy burmistrz Skorogoszczy Mieczysław Dratwa - opowiada pasjonat lokalnej historii i radny w Lewinie Brzeskim, Dariusz Zięba. - I on się jakoś wpisał w powojenne dziedzictwo naszej ziemi. Nie ma tu już wprawdzie mogił żołnierzy, bo ich szczątki zostały przeniesione najpierw na cmentarz w Skorogoszczy, potem do Kluczborka. Ale ludzie mają świadomość, że to miejsce jest zroszone krwią. Jestem za tym, by ten pomnik tutaj został. Nie jako gloryfikacja żołnierzy sowieckich. Wszyscy wiemy, jak się na Śląsku zachowywali. Żywa jest pamięć o śmierci z ich rąk choćby proboszcza w Skorogoszczy. Powinien jednak zostać jako świadek historii i jako przestroga przed wojną. Gmina nie ma wprawdzie pieniędzy na jego remont, ale wiem, że w ubiegłym roku do burmistrza zgłosiła się jakaś organizacja gotowa etapami monument odnawiać. Pewne prace już nawet podjęto. Brakuje mi natomiast w tym miejscu tablicy po polsku informującej o historii i przesłaniu pomnika. Przesłaniu, które mówi, że czerwonoarmiści, obalając wówczas hitlerowski system totalitarny, narzucili na kilka dziesięcioleci znienawidzony totalitarny system komunistyczny. Byłby to również przejaw szacunku dla ofiar obu totalitaryzmów.

Na Śląsku, także na jego opolskiej części, przejścia Armii Czerwonej raczej nie nazywa się wyzwoleniem. Nic dziwnego, skoro sowieccy żołnierze poinformowani, że wokół nich rozciąga się „wot eta prakliataja Giermania” wyzwalali przede wszystkim kobiety z czci, gwałcąc je masowo, a mężczyzn z życia. Do tego okresu historii na trwale przylgnęła nazwa Tragedii Górnośląskiej. Nie oznacza to jednak, że mniejszość niemiecka czy szerzej ludność rodzima jakoś szczególnie nastaje na pomniki.

Bardzo wyraźnym przejawem takiej otwartej postawy było choćby „Światełko dla Rosji” - nabożeństwo odprawione pod pomnikiem żołnierzy sowieckich w Folwarku z udziałem proboszczów i parafian z Boguszyc i Chrząszczyc 9 maja 2010 roku. Po polsku i po niemiecku modlono się za wszystkich poległych i o polsko-rosyjskie pojednanie. Znaczenie tego gestu było wymowne zwłaszcza w tym miejscu. W pobliskich Boguszycach czerwonoarmiści dokonali rzezi, mordując ponad 300 cywilów - głównie starców, kobiet i dzieci. Przejmująco brzmiały relacje nielicznych już naocznych świadków tamtej zbrodni: Nigdy nie zapomnimy, ale chcemy po latach przebaczyć.

- Spotykamy się w tym miejscu co roku - mówi Norbert Rasch, jeden z liderów mniejszości niemieckiej - oczywiście, że pamiętamy, co robiła tu Armia Czerwona, ale też pamiętamy, że obok pomnika w Folwarku znajdowały się kiedyś żołnierskie mogiły Rosjan (ciała ekshumowano na żołnierski cmentarz w Opolu). Z chrześcijańskiego punktu widzenia każdy człowiek zasługuje na modlitwę i na to, by mu życzyć życia wiecznego. Więc modlimy się także za zbrodniarzy. Rozumiem intencje władz, które chcą usuwać pomniki z czerwonymi gwiazdami czy napisami typu: „Chwała bohaterom niepokonanej armii radzieckiej” wszędzie tam, gdzie przy pomnikach mogił nie ma. Ale myślę, że te miejsca nie muszą zostać puste. Niechby się tam pojawiły krzyże czy tablice zachęcające do refleksji i przypominające o potrzebie pojednania.

Zwolennikiem usunięcia pomnika wdzięczności w Głogówku jest Dariusz Kolbek, nauczyciel w tutejszej PSP nr 1 i dyrektor biura senatorskiego Jerzego Czerwińskiego.

- Kiedy kawałek płyty na pomniku został uszkodzony, ktoś życzliwy doniósł na mnie, że zaprowadziłem tam uczniów i to oni mieli rzucać w pomnik kamieniami. Nawet policja prowadziła ze mną na ten temat rozmowy. Ale to kompletna bzdura. Nigdy tam z uczniami nie byłem. Natomiast uważam, że takie pomniki powinny zostać usunięte i już od jakiegoś czasu o to walczę. One zakłamują polską historię i na pewno nie są elementem patriotycznego wychowania. Nie mówię, żeby je niszczyć. Ich miejsce jest w muzeum PRL-u.

Burmistrz Głogówka Andrzej Kałamarz przypomina sobie, że kiedy ktoś utrącił na pomniku róg granitowej płyty, z prośbą o przywrócenie stanu pierwotnego dzwoniono z konsulatu Rosji. Usterkę naprawiono.

- Poległym bezwzględnie należy się szacunek, ale pod naszym pomnikiem nie ma żołnierskich grobów. Nie jest on także miejscem odwiedzanym przez mieszkańców - mówi burmistrz. - Nawet w okresie dnia Wszystkich Świętych nie pojawiają się tam znicze. Nie mam antyrosyjskich uprzedzeń, język rosyjski uważam za bardzo piękny. Ale takie pomniki przypominają, że to Związek Radziecki przyniósł nam ustrój socjalistyczny wraz z jego gospodarką, a w wymiarze politycznym ubezwłasnowolnienie. To były lata naszej młodości, ale to nie były piękne lata. Nie planuję jakichś wyprzedzających działań w tej sprawie, ale jeśli zostanie uchwalona ustawa o usuwaniu radzieckich pomników, to ją wykonam i bronił go nie będę.
Opolski historyk - dr Marek Białokur przestrzega, by przy postępowaniu z radzieckimi pomnikami używać raczej skalpela niż siekiery.

- Jeśli pomnik czci bohatera Armii Czerwonej, który na ziemiach polskich w latach 1944-1946 brał udział w prześladowaniach i eksterminacji ludności czy w likwidacji Polskiego Państwa Podziemnego, trudno sobie wyobrazić, żeby on nadal stał na swoim miejscu. Te monumenty z zachowaniem norm powinny zostać przeniesione w jakieś jedno wyznaczone miejsce. Natomiast jestem przeciwny traktowaniu wszystkich tych budowli jednakowo.

Dr Białokur rozumie argumenty strony rosyjskiej, która podkreśla, że ci żołnierze walczyli z faszyzmem.

- Problem w tym, że z wyzwolicieli stawali się często okupantami - dodaje. - Państwo polskie ma prawo decydować, jakie pomniki na jego terytorium stoją. Warto jednak przed podjęciem decyzji zasięgnąć opinii miejscowej ludności i lokalnych historyków. Oni wiedzą, jak Rosjanie na danym terenie czy wręcz w konkretnej miejscowości się zachowywali. Pewnie inaczej trzeba traktować upamiętnienia, które rzeczywiście zbudowała z wdzięczności albo z szacunku dla poległych ludność miejscowa, nawet bez inspiracji władz. Inaczej te, które kazała postawić partia komunistyczna, by się przypodobać dowódcy stacjonującego w pobliżu oddziału armii radzieckiej. Każdy przypadek warto analizować oddzielnie.
Opolska baza upamiętnień

Na stronie internetowej Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego znajduje się zakładka „Opolska baza upamiętnień”. Została ona utworzona we współpracy Urzędu Wojewódzkiego i opolskich gmin.

Można tam znaleźć informacje o pomnikach, tablicach, obeliskach, popiersiach itp. znajdujących się w województwie opolskim, z uwzględnieniem podziału na gminy i powiaty oraz na okresy historyczne, z jakich pochodzą. Wśród nich są także pomniki radzieckich żołnierzy.

Pomnik został rozebrany

17 września 2015 roku w Pieniężnie na Warmii zdemontowano popiersie generała Armii Czerwonej Iwana Czerniachowskiego. Władze miasta - uzyskawszy odpowiednie zezwolenia - uczciły w ten sposób ofiary przypadającej w tym dniu 76. rocznicy sowieckiej napaści na Polskę. Robotnicy na polecenie władz miasta usunęli z pomnikowej kolumny metalowe popiersie Czerniachowskiego.

Generał brał udział w likwidacji żołnierzy Armii Krajowej na Wileńszczyźnie. Zasłużył sobie na przydomek „kata AK”. Usunięcie jego podobizny spowodowało ostry sprzeciw rosyjskiej ambasady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska