Eksmisja - świat się zawalił. Wtedy „Szansa” daje jakąś szansę

Lina Szejner
Ośrodek Readaptacji Społecznej „Szansa”. Tu można przetrwać trudne chwile.
Ośrodek Readaptacji Społecznej „Szansa”. Tu można przetrwać trudne chwile. Fot. Sławomir Mielnik [O]
Słyszysz: bezdomny, a wyobraźnia wyświetla obraz człowieka brudnego i podpitego, który sam sobie winien, że stracił dach nad głową. Okazuje się, że można zostać bez domu nie z własnej winy. Trudno stratę odzyskać.

Pani Krystyna, 58-letnia dziś kobieta, i jej 60-letni mąż z Opola przeżyli eksmisję przed czterema laty. I choć czas ostudził emocje, kobiecie, gdy o tym mówi, łzy płyną po twarzy aż na sweter.

Przez 30 lat mieszkali w służbowym, blokowym mieszkaniu. Ładne było, funkcjonalne, w sam raz dla dwojga małżonków, bo dzieci już poszły na swoje. Administracja tego mieszkania mieściła się we Wrocławiu. Dziś pani Krystyna myśli, że komuś się ich lokum bardzo spodobało, bo czy można inaczej sądzić, kiedy potraktowano ich jak jakąś patologię. Nie chce jednak nikogo oskarżać, bo przecież nie ma już ludzi, którzy podejmowali decyzję o eksmisji i nie można dawnego mieszkania odzyskać. O tamtych wydarzeniach może jednak już mówić spokojniej, bo wkrótce małżonkowie wprowadzą się do nowego mieszkania komunalnego, którego remont właśnie się kończy.

Przez 30 lat, kiedy mieszkali w tamtym „M”, regularnie płacili czynsz. Ale był taki moment w ich życiu, kiedy pani Krystyna zachorowała i musiała wybierać, czy zapłacić czynsz, czy wydać pieniądze na leczenie. Wraz z mężem wybrali tę drugą opcję. Słusznie, bo choroba została pokonana. Kilkumiesięczne zadłużenie zostało spłacone, ale dopiero po latach okazało się, że należało również zapłacić odsetki. Małżonkowie otrzymali pismo, że zaległość z tego tytułu wynosi 40 tys. zł.

- Przyjęliśmy tę informację z niedowierzaniem - wspomina. - Zastanawialiśmy się, dlaczego wcześniej nas o tym nie informowano, prosiliśmy o rozłożenie długu na raty, ale się nie zgodzili. Kredytu nie mogliśmy wziąć, bo mój zakład został zlikwidowany, a pensja męża nie gwarantowała zdolności kredytowej. Kiedy dostaliśmy zawiadomienie o terminie eksmisji, był to dla nas szok. Musieliśmy coś zrobić z naszym dorobkiem i zaczęliśmy rozdawać ludziom meble, naczynia i inne, latami gromadzone przedmioty, bo usłyszeliśmy, że możemy dostać miejsce w noclegowni. Wtedy nie wytrzymałam. Usiłowałam powiesić się w łazience. Odratowano mnie i zaproponowano pokój w „Szansie”. Bardzo mi pomogły rozmowy z psychologiem i powoli zaczęłam dochodzić do siebie. Jeszcze trochę i będziemy się żegnać z tym miejscem, w którym odzyskałam równowagę i wiarę w ludzi. Mąż nadzoruje ostatnie prace w remontowanym przez nas mieszkaniu komunalnym, które otrzymaliśmy od miasta. Ma 36 m kw. i jest położone w dogodnym dla nas miejscu. Tam zaczniemy nowe życie.

O niewielkim mieszkanku marzą także państwo B., sąsiedzi pani Krystyny z „Szansy”. Zetknęłam się z nimi po raz pierwszy 2,5 roku temu, gdy otrzymali decyzję o eksmisji z małego, własnościowego mieszkanka na Zaodrzu. Ona - urzędniczka z niezłymi zarobkami. On - pracownik zakładu budowlanego. Wzięli pokaźny kredyt na mieszkanie dla syna pod zastaw swojego „M”. Życie mu się pogmatwało. Ukrywał przed rodzicami, że nie spłaca zadłużenia. Na domiar złego pani B. ciężko zachorowała na nowotwór. Gdy wreszcie okazało się, że dług wraz z odsetkami jest niemożliwy do spłacenia, bank sięgnął po zastaw. Widmo dalszego życia w noclegowni zagroziło także państwu B. Na szczęście im też zaproponowano pokój w „Szansie”, gdzie mieszkają do dziś. Jej niezła emerytura i jego przedemerytalny zasiłek pomniejsza zadłużenie, które będą spłacać do końca życia. Zostaje im tyle, by jakoś mogli przeżyć. 64-letnia kobieta nadal choruje i z trudem się porusza. Ciężko jej dotrzeć do wspólnej dla całego piętra toalety. Małżonkowie marzą o własnym pokoju z łazienką, bo na utrzymanie takiego byłoby ich stać. Mają na nie szansę.
Kolejna kobieta, 5o-letnia Marianna, która przeżyła eksmisję, nie chce nawet do tego wracać. Pracowała przez kilka lat za granicą, a jej mieszkaniem opiekowała się koleżanka. W tym czasie kamienica, w której się znajdowało, zmieniła właściciela. Nowy niebotycznie podniósł czynsz, którego kobieta nie mogła zapłacić. Nie wiedziała zresztą o zmianach, bo koleżanka się wyprowadziła i nie miał jej kto informować. Gdy wróciła do Polski, przeżyła prawdziwą traumę. Kiedy zaproponowano jej pokój w „Szansie”, poczuła grunt pod nogami, ale kilkunastoletnia córka nie chciała się zgodzić na „życie z patologią”. Pomogły dopiero kilkakrotne rozmowy z psychologiem. Ponieważ nieszczęścia chodzą parami, Maria straciła też wkrótce pracę. Po takich ciosach od losu naprawdę niełatwo się podnieść.

- Ale Maria to silna kobieta - mówi o niej Izabela Gwiździł, specjalistka pracy socjalnej w „Szansie”. Walczyła na wszystkich frontach jednocześnie. Pomagaliśmy jej w różny sposób, także finansowo, ale najbardziej pomogła sobie sama. Dobry kontakt z córką sprawił, że po pewnym czasie skończyły się problemy wychowawcze. Praca na czarno, na zlecenia, na stażach i wreszcie na umowie dała poczucie bezpieczeństwa. Ukoronowaniem tych starań jest przydział mieszkania do remontu. Maria jest szczęśliwa. Wkrótce, po trzech trudnych latach wprowadzi się do nowego mieszkania komunalnego. Ma pracę, dobre relacje z córką i ładne, nowe mieszkanie, w którym trwają prace wykończeniowe. Wreszcie odetchnie.

Do „Szansy” trafiają co pewien czas ludzie, którzy w wyniku eksmisji stracili dach nad głową.

- Niektórzy czują się szczęśliwi, że nie wylądowali w noclegowni - mówi Izabela Gwiździł. Szybko nawiązują kontakty z innymi mieszkańcami, urządzają się w swoich pokojach, szukają pracy i robią wiele, aby ich życie w tych warunkach przypominało normalne, domowe. Ale są i tacy, którzy po eksmisji długo nie mogą się podnieść i nawet częste kontakty z psychologiem nie są w stanie szybko zaleczyć psychicznych okaleczeń. Czują się nieszczęśliwi, nie integrują się z innymi mieszkańcami, nie mogą odnaleźć w miejscu, które - ich zdaniem - cieszy się złą sławą. Musi minąć trochę czasu, nim zrozumieją, że „Szansa” to nie „miejsce dla patologii”, że trafiają tu także bezdomni, którzy zostali bez domu nie z własnej winy. Kiedy odreagują traumę, docenią, że mają pod bokiem prawników, doradców, psychologów, z których pomocy mogą bezpłatnie skorzystać. I są tu też ludzie tacy jak oni, którzy po stracie mieszkania, które dla wszystkich jest życiową kotwicą, wyszli na prostą.
Eksmisja to ostateczność

- Mamy świadomość, co oznacza dla człowieka utrata mieszkania - mówi Izabela Baryłowicz, naczelnik wydziału lokalowego Urzędu Miejskiego w Opolu. Dlatego przepisy są skonstruowane tak, by każdy użytkownik lokalu, który zalega z czynszem, mógł na dogodnych warunkach spłacić zadłużenie.

Jeśli najemca nie zapłaci czynszu za dany miesiąc, otrzymuje upomnienie. Po trzech miesiącach wysyłane jest wezwanie do zapłaty. Potem dłużnik dostaje tzw. przedsądowe wezwanie do zapłaty z terminem 30-dniowym, a jeśli nie ureguluje zaległości, grozi mu utrata tytułu prawnego do lokalu. Mieszka nadal, ale już bez umowy. Po około pół roku sprawa zadłużenia idzie do sądu i teraz zaczyna się procedura sądowa: wezwania do zapłaty i kolejne szanse dla dłużnika. Potem odbywa się rozprawa i sąd może orzec eksmisję z prawem do lokalu socjalnego lub bez takiego prawa.

- Na każdym etapie procedury zadłużony lokator może się starać o rozłożenie zaległości na raty - zastrzega Zofia Twarduś, dyrektor Miejskiego Zarządu Lokali Komunalnych. Nigdy nie odmawiamy takim wnioskom, choć zdarza się, że mimo zapewnień lokatorzy nie spłacają rat. Często wiąże się to z niefrasobliwością i kalkulacją, że jeśli już wybierać, za co zapłacić, to lepiej nie zalegać za prąd czy gaz, bo wyłączą. Z mieszkania tak szybko nie wyrzucą. - Tak myślą najczęściej ci, którzy mają problemy z uzależnieniem i wybierają pomiędzy zapłatą za czynsz i wódką. Ponieważ są to ludzie, którzy mają bardzo niewielkie dochody, liczą na to, że sąd przydzieli im mieszkanie socjalne, które będzie wyremontowane i wygodniejsze niż dotychczasowe. Nie wszyscy eksmitowani należą do grupy rodzin patologicznych. Bardzo często dłużnicy są osobami niezaradnymi, nierzadko to byli wychowankowie domów dziecka lub pochodzący z rodzin, które nie dały dzieciom odpowiednich wzorców. Ale i oni nie są pozbawieni pomocy. Mogą liczyć na wsparcie finansowe z Miejskiego Centrum Świadczeń, na dopłaty do czynszu.

Zdewastowałeś mieszkanie? - Jesteś bez szans na socjalne

Przyznanie prawa do lokalu socjalnego osobie pozwanej w procesie o eksmisję zależy od uznania sądu, który podejmując decyzję, bierze pod uwagę dotychczasowy sposób korzystania przez tę osobę z lokalu oraz jej szczególną sytuację materialną i rodzinną.

- Teraz wielu dłużników ma szanse pozbyć się czynszowych zaległości, korzystając z możliwości, jakie daje uchwała oddłużeniowa - przypomina Izabela Baryłowicz. Wnioski można składać do końca marca. Na razie wpłynęło ich 200, a zadłużonych jest 1700 osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska