Lekcja: jak zrozumieć świat niepełnosprawnych

Redakcja
Sławomir Mielnik (o)
W galerii Biały Kruk w Opolu odbyły się niezwykłe zajęcia - pełnosprawne dzieci wcieliły się w rolę osób pozbawionych wzroku, słuchu, mowy. Najpierw był śmiech. Szybko przyszła refleksja.

Wiecie, co było najgorsze? Gdy mój przewodnik mówił do mnie „Patrz”. - powiedział 12 latek o spacerze po opolskim Rynku. Wcielił się w rolę niewidomego, bo z oczami zasłoniętymi ciemną przepaską. Oprowadzał go klasowy kolega i - zupełnie nieświadomie - powtarzał: „Patrz- zaraz będzie schodek”. „O, patrzcie, gołębie!”. Takie bezwiedne, odruchowe „patrz” osoby, która wszystko widzi. - Ja jednak nic nie widziałem, bałem się, że mój przewodnik kompletnie mnie nie rozumie, nie „widzi”, mej ślepoty - mówi chłopak.

Gdy role się odwróciły i dotychczasowy “niewidomy” stał się “przewodnikiem”, to już dbał, by nie mówić owego „Patrz”. Inny chłopak z zawiązanymi oczami - krzyczy:- Dajcie mi psa! Będę bezpieczny!

Jego przyjaciel-przewodnik na chwilę się zagapił a na drodze stał kwietnik...

Z kolei jedna z uczennic mówi z przejęciem: - Czuję się tak bardzo odpowiedzialna za koleżankę, ona na mnie polega i nie mogę go zawieść.

W role “niewidomego” wcieliła się też wychowawczyni klasy VIa szkoły TAK w Opolu, Małgorzata Dobrowolska: - Zupełnie straciłam orientację. Myślałam, że jestem na deptaku z dala od ulicy, tymczasem usłyszałam hałas samochodu i głos przewodniczki, która zapowiedziała, że zbliżamy się do przejścia dla pieszych Przestraszyłam się własnego zagubienia. Mimo, że przewodniczkę miałam bardzo dobrą.

- Boje się! Wciąż myślę o tym, że ktoś przede mną stoi ! - to inny chłopak.

Podczas spaceru krawężniki nie były problemem, bo o nich zwykle przewodnik ostrzegał. Jednak już dyskretne nierówności kostki brukowej, które normalnie są niezauważalne - już tak.

I jeszcze jeden kłopot: jak słowami, zastąpić obraz?

- Wasze zadanie jest takie, że macie oprowadzić po rynku niewidomego, który nigdy Opola nie widział. - zaordynowała Monika Kawa z galerii Biały Kruk.

- Wysoka szara wieża- to o wieży ratuszowej. Czerwona budka - to o budce z wi-fi pod ratuszem. - padają opisy.

Tylko, że niewidomy nie wie, co to: wysoka, szara, czerwona...

Wszystko zaczęło się od lekcji języka polskiego. Jedna z uczennic klasy VI szkoły podstawowej TAK, przygotowała prezentację na podstawie lektury Katarzyny Ryrych „Wyspa mojej siostry”. Przesłanie lektury wychowawcze: przekazać dzieciom ideę tolerancji wobec zachowań i sytuacji, w jakiej znajdują się osoby niepełnosprawne zarówno fizyczne jak umysłowo. Oswoić z innością. Dać do myślenia.

Uczennica podczas prezentacji wspomniała o galerii Biały Kruk, którą kiedyś pokazała jej mama. To miejsce, gdzie artystycznie pracują i sprzedają swe dzieła osoby niepełnosprawne (głównie podopieczni fundacji Dom). Różne osoby - z zespołem Downa, z porażeniem mózgowym, z chorobami psychicznymi. Sztuka jest dla nich terapią. Dla pełnosprawnych , zwykle klientów galerii - rzeczywistością pokazującą jak kolorowy i wartościowy może być świat niepełnosprawnych.

Narodził się pomysł, aby lekturę potraktować jako podstawę do czegoś więcej, do wejścia w świat niepełnosprawności, poczucia go.

Tylko jak? Jakieś wspólne warsztaty artystyczne, podczas których to niepełnosprawni byliby mistrzami dla dzieci?

- Gdy w fundacji “Dom” pojawiła się mama tej dziewczynki i przekazywała idę pomysłu, zaprosiłam na spotkanie moje terapeutki i zaczęłyśmy wspólnie dyskutować o pomyśle. Nie ukrywam - był kontrowersyjny. - wspomina Teresa Jednoróg z fundacji.

Terapeuci obawiali się, że podopieczni mogą być potraktowani jak eksponaty, z drugiej strony nie chcieli też gloryfikować niepełnosprawnych, robić z nich bohaterów, mistrzów artystycznych - bo to też nie jest prawdziwe.

Po dyskusji pojawiła się koncepcja - złotym środkiem są warsztaty w Białym Kruku, ale nie typowe artystyczne „wspólne tworzenie” z niepełnosprawnymi.

Tylko warsztaty z niepełnosprawności.

Schody (i to wcale nie bariery architektoniczne) zaczęły się już na “Dzień dobry”, po wejściu dzieci do galerii:

- Czas się przedstawić - Monika Kawa przywitała młodych ludzi - Ale...rezygnujemy z mowy - szybko uciszyła pierwszych chętnych.

Dzieciom zostały tylko dłonie: układając palce w odpowiednie kształty pokazują kolejne litery imienia.

Warto pamiętać, że litery mają być pokazane w lustrzanym odbiciu - tak, aby osoba stojąca naprzeciwko właściwie je odczytała, czyli „d” nie może wyglądać na „b”.

Niektórym dzieciom brakuje palców, więc sięgają pod dłonie stojących obok koleżanek i kolegów. O lustrzanym odbiciu łatwo zapomnieć męcząc się nad właściwym ułożeniem palców.

Kolejne zadanie - bez użycia mowy i słuchu należy przekazać swą datę urodzenia, ustawić się od najstarszego do najmłodszego”. Widać, że przyzwyczajenie do pełnosprawność jest w tej sytuacji ograniczeniem. Zadanie trudnie, bo dzieci są też z różnych roczników.

- Widzicie jak trudno przekazać bez mowy i lub słuchu podstawowe informacje, komunikować się. - zauważają pracownicy galerii. - Trzeba było użyć zupełnie innych zmysłów. Brawo za kreatywność!

Wśród pracowników galerii są Natalia i Basia. Natalia ma porażenie mózgowe. Basia, bardzo poważną skoliozę. Dyskretnie współuczestniczą w zajęciach.

To artyski. Natalia, mimo poważnych ograniczeń ruchowych, haftuje. Gdy dzieci po burzy mózgów związanej z emocjami z powodu spaceru i wyłączania zmysłów, zaczęły haftować w filcu, to Natalia i Basia naturalnie weszły w rolę “podpowiadaczy” - mówiły jakich szablonów użyć do wyszywania , jak trzymać igłę. Poprowadziła dzieci po trudnej sztuce haftu .

- Gdy pierwszy raz haftowałam, to miałam udo czerwone od ukłuć igłą, niemal w ranach. Trzymałam bowiem na nodze filc i wbijałam w niego igłę. Nie odpuściłam jednak. Dziś haftowanie to moje życie! - mówi Natalia. I jeszcze dodaje: - Proszę nie myśleć, że ja jakaś “ciapa” jestem. O nie! Zaradna ze mnie osoba. W domu prowadzę całą buchalterię, mam napisane terminy płatności i zawsze ich dotrzymuję. Przelewy robię w komputerze, interentowe płatności to nic trudnego - mówi.

Basia robi piękne, wyszukane maskotki, tworzy też linoryty, plecie w papierze. Mieszka pod Krapkowicami. Gdy trzy lata temu okazało się, że ma dojeżdżać do pracy w Opolu, sparaliżował ją strach.

- Poczułam wówczas, że moja niepełnosprawność fizyczna zaczyna mnie ograniczać także mentalnie, bałam się że nie podołam: najpierw mam kilometr piechotą do przystanku PKS, potem muszę dojechać autobusem do Opola, następnie dojść do galerii - mówi - Przez pierwsze dni jeździła ze mną siostra. Teraz robię to samodzielnie, co więcej - po pracy spaceruję po mieście, robię zakupy. Najważniejsze to przełamać bariery, które są w nas - mówi.

Już po warsztatach, w drodze do szkoły, uczniowie dopytywali o osoby niepełnosprawne, które pomagały im w warsztatach plastycznych.

- Te osoby były dla nich najważniejsze. - mówi Małgorzata Dobrowolska. - Wszyscy nauczyliśmy się wiele o sobie i o swoich ograniczeniach podyktowanych stereotypami, a przede wszystkim trochę o ograniczeniach związanych z niepełnosprawnościami. Otworzyliśmy się - i dzieci i dorośli - na inny świat. I na pewno to dopiero początek naszej współpracy.

Lektura. I co dalej?

Mowa bez słów

Dyskretni mistrzowie

* * *

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska