Polska sztanga stała się bardzo ciężka od dopingu

Marcin Sagan
Marcin Sagan
Tomasz Zieliński (z prawej) został przyłapany na dopingu. Poważne wątpliwości dotyczą też jego brata Adriana (z lewej).
Tomasz Zieliński (z prawej) został przyłapany na dopingu. Poważne wątpliwości dotyczą też jego brata Adriana (z lewej). Jarosław Pruss
Polskim sportem przy okazji igrzysk w Rio de Janeiro wstrząsnął skandal dopingowy z udziałem sztangistów. Niestety ta dyscyplina niedozwolonym wspomaganiem jest straszliwie skażona.

Co rusz jakieś skandale dopingowe wstrząsają światem sportu. Wpadają wielkie gwiazdy jak lekkoatleci: Ben Johnson, Marion Jones, Justin Gatlin. Dopingował się też kolarz Lance Armstrong, którego podziwiali wszyscy kibice za wygraną walkę z rakiem i świetną postawę na trasach. Była ona taka świetna, że korzystał z niedozwolonego wspomagania.

Chyba jednak najtrudniej wygląda walka z dopingiem w podnoszeniu ciężarów. Opinia o tym sporcie jest fatalna. Od kilkunastu lat mówi się o jego wykluczeniu z rodziny sportów olimpijskich. Nie ma się jednak temu co dziwić. Ciężarami co rusz wstrząsają poważne skandale.

W tym roku ujawniono, że ponowne badanie próbek pobranych cztery lata temu na igrzyskach w Londynie wykazało, że „na koksie” był Kazach Ilia Ilin - mistrz olimpijski i chyba największa gwiazda tego sportu na świecie. „Wpadły” także trzy mistrzynie olimpijskie z Kazachstanu: Zulfija Czinszanlo, Maja Maneza i Swietłana Podobiedowa.

Dopingowali się Rosjanie (reprezentacja tego kraju została wykluczona ze startu w igrzyskach w Rio de Janeiro nie tylko w lekkiej atletyce, ale też właśnie w podnoszeniu ciężarów), Białorusini, Azerowie, Bułgarzy. Zresztą można tak wymieniać długo. Światowa Federacja Podnoszenia Ciężarów podała, że w 2015 roku przyłapano na dopingu 70 sztangistów i sztangistek. Wielu z nich to medaliści najpoważniejszych międzynarodowych imprez.

Niestety, polskie ciężary też nie są wolne od dopingu. Przykład „złapanego” kilka dni temu tegorocznego mistrza Europy Tomasza Zielińskiego i podejrzeń wobec jego brata Adriana, który jest mistrzem olimpijskim sprzed czterech lat, są tego przykładem. Sprawa Adriana Zielińskiego ma się wyjaśnić prawdopodobnie dziś. Według olimpijskiego kalendarza ma on wyjść jutro na pomost w Rio de Janeiro. Jego brat na pewno nie wyjdzie.

Wątek dopingowy, który pojawił się przy okazji igrzysk to dla polskich ciężarów prawdziwy cios. Nie ma co ukrywać, że ten sport w naszym kraju jest niszowy. Interesuje się nim niewiele osób. Należy on do grupy kilkunastu (jak choćby dżudo, zapasy, wioślarstwo, kajakarstwo), którymi kibice i media żyją tylko raz na cztery lata przy okazji igrzysk olimpijskich. Co roku rozgrywane są mistrzostwa świata i Europy, ale informacje z nich nie trafiają na czołówki gazet czy do telewizyjnych i radiowych serwisów informacyjnych. Nie przebijają się też, co akurat dobre dla ciężarów, informacje o dopingu.

Tych w naszym kraju było bardzo dużo. Tylko w tym roku wykryto go u czterech zawodników. Sprawa Tomasza Zielińskiego i pochodzącego z Opola Krzysztofa Szramiaka stała się głośna, bo dzieje się przy okazji igrzysk. Wiosną wykryto natomiast niedozwolone wspomaganie u dwóch innych czołowych polskich zawodników: Arsena Kasabijewa i Jarosława Samoraja. Obaj stracili szanse na wyjazd na igrzyska. Dodać do tego trzeba, że w 2014 roku wpadł niezwykle utytułowany Marcin Dołęga. Dopiero co po dyskwalifikacji wrócił do startów olimpijczyk z Londynu Krzysztof Zwarycz. Problemy miał też Paweł Koszałka.

Pytanie o to, czy w polskich ciężarach istnieje problem dopingu, jest dziecinnie naiwne. On jest i nie ma sensu temu zaprzeczać, bo statystyka ostatnich lat jest dla przedstawicieli tej dyscypliny nieubłagana. Przyłapani na dopingu sztangiści zwykle tłumaczą się w ten sam sposób: nic nie brałem, to pomyłka, czemu miałbym to robić. Tak samo mówił polskim dziennikarzom w Rio de Janeiro Tomasz Zieliński. Niektóre jego teorie nie wytrzymują jednak konfrontacji z faktami.

- Pan profesor z Niemiec, który przyleciał na zbadanie mojej próbki B, powiedział, że jest wysoce nieprawdopodobne, abym zażywał nandrolon, bo on utrzymuje się w organizmie około półtora roku. Jak to wyjaśnić? Miałbym być tak głupi, że mając szansę na medal, biorę nandrolon przed samym wylotem na igrzyska? - mówił młodszy z braci Zielińskich.

- Nie jest prawdą, że ten środek utrzymuje się latami w organizmie - mówi przewodniczący Komisji do Zwalczania Dopingu w naszym kraju, prof. Jerzy Smorawiński. - Zależy od dawki i metabolizmu, ale zwykle znika najdalej po kilkunastu dniach. Zieliński mógł liczyć, że zostanie zbadany tuż przed startem lub tuż po starcie w Rio de Janeiro i wtedy mógłby być czysty. Badanie przeprowadzono jednak zaraz po jego przylocie do Brazylii.

Kolejny argument Zielińskiego: - To jest steryd ze średniowiecza. Po co miałbym go brać?

Prof. Smorawiński: - Nandrolon faktycznie znany jest w sporcie od kilkudziesięciu lat, ale nie jest dopingiem archaicznym. Nadal pozostaje w powszechnym użyciu. Zwłaszcza wśród sztangistów jest niestety popularny.

- Zaraz po starcie ostatniego polskiego sztangisty na igrzyskach w Rio de Janeiro podaję się do dymisji - mówił na specjalnej konferencji prasowej prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Szymon Kołecki. - Jest mi po prostu wstyd po tym, co się stało. To są poważne ciosy dla naszej dyscypliny.

- Jestem załamany - mówi Ryszard Szewczyk, trener i dyrektor najlepszego w Polsce klubu, jakim są Budowlani Opole. - Nie zostali złapani sztangiści z naszego klubu, ale afera rzuca się cieniem na całą dyscyplinę. Nawet nie chcę myśleć, jakie to może mieć konsekwencje dla ciężarów w Polsce.

Podnoszenie ciężarów jako sport mało popularny, a przy tym skażony dopingiem może zostać przez ministerstwo sportu „ukarany” przy rozdziale dotacji, co wiąże się z powolnym umieraniem dyscypliny. Nie ma się bowiem co oszukiwać, że bez pieniędzy z budżetu państwa jest ona w stanie przetrwać na tym samym poziomie jak do tej pory. Pod względem marketingowym i wizerunku dobrze polskiemu związkowi zrobił wybór na prezesa byłego świetnego zawodnika Szymona Kołeckiego, który jako elokwentny i dobrze wypadający w mediach człowiek nadał organizacji pozytywnej świeżości. Za nim przyszło kilku sponsorów, ciężary też częściej gościły w TVP, a dla tej dyscypliny obecność w telewizji to niemal jak tlen. Teraz Kołecki chce zrezygnować, co może być krokiem wstecz. Jego oponenci jednak wypominają mu, że pod jego okiem wyrosła wręcz dopingowa hydra.

- Nie wiem, co będzie dalej - przyznaje trener Szewczyk, który jest też w zarządzie związku. - Jestem pełen obaw. Muszę brać pod uwagę rozwiązanie, że będzie trudniej o zdobywanie pieniędzy na nasz klub, choć to nie sztangiści Budowlanych zostali złapani na dopingu. Skandal przy okazji igrzysk to najgorsze, co mogło spotkać całe nasze środowisko.

- Przedstawiciele podnoszenia ciężarów muszą zrozumieć, że jeśli nie zaczną sami piętnować zawodników stosujących doping, to będą mieć problemy - mówi prof. Smorawiński. - Metody badań są coraz nowocześniejsze, a sztangiści są szczególnie monitorowani. Oczywiście często nasze działanie i postawa sportowców przypomina zabawę w policjantów i złodziei, ale oni muszą też zrozumieć, że mają wiele do stracenia.

Po tym jak ujawniono, że Tomasz Zieliński został złapany na dopingu po badaniu w Brazylii, w środowisku sztangistów pojawiły się w sumie uzasadnione pretensje, że „wypuszczono” go z kraju, a nie odwołano go wcześniej z kadry. Tym bardziej że - jak się okazało już po wiadomościach z Rio de Janeiro - podczas badania wykonanego w Polsce też wykryto u niego doping. Oczywiście wstyd wtedy byłby mniejszy, ale to nie zmienia faktu, że podstawowym, a w zasadzie jedynym powodem tego, że teraz trzeba się rumienić ze wstydu, jest to, że zawodnicy ten doping przyjmują. O podnoszeniu ciężarów mówi teraz cała Polska, ale nie w taki sposób, jak przedstawiciele tego środowiska by chcieli.

Potężny wstyd 40 lat temu
Na igrzyskach olimpijskich w Montrealu w 1976 roku najlepszy w wadze lekkiej w podnoszeniu ciężarów był Zbigniew Kaczmarek. Jak się jednak okazało, reprezentant Polski był na dopingu i po trzech miesiącach odebrano mu złoty medal. Sprawy w Polsce nie komentowano. Według socjalistycznej propagandy panującej wówczas w naszym kraju polski sportowiec nie mógł być na dopingu. Sprawę w zasadzie przemilczano. To był największy skandal dopingowy z udziałem polskiego sportowca w historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska