Leni Riefenstahl: triumf propagandy

Krzysztof ZYZIK [email protected]
Leni Riefenstahl ze swoim guru. Po wojnie mówiła, że nic nie wiedziała o jego morderstwach.
Leni Riefenstahl ze swoim guru. Po wojnie mówiła, że nic nie wiedziała o jego morderstwach.
Ten film razi jak pociski armatnie - pisano o "Triumfie woli", sztandarowym dziele nadwornej reżyserki Hitlera. Po upadku III Rzeszy uciekła od cywilizacji, kręcąc dokumenty o rafach Oceanu Indyjskiego.

O Leni Riefenstahl można napisać tylko jedną rzecz nie budzącą kontrowersji - była wybitną artystką. Natomiast ocena jej postawy życiowej jest od zakończenia II wojny światowej przedmiotem ostrych sporów i bezwzględnej krytyki.
Leni przez całe powojenne życie z uporem broniła swej godności, odżegnując się od związku z nazistowskimi zbrodniami. Przypominała, że w 1952 roku oczyszczono ją z jakichkolwiek zarzutów, zapewniała, że w najgorszych latach hitleryzmu była "tylko artystką". Mimo dziesiątek nagród, jakie otrzymała po wojnie za filmy niezwiązane z polityką, do końca swoich dni płaciła wysoką cenę za osobisty i trzeba przyznać, nieprzeciętny wkład dla nazistowskiej propagandy.
Najlżejszy zarzut, jaki jej stawiano, to oportunizm.

List do reżysera
Leni wymarzyła sobie karierę artystyczną już jako nastolatka, choć jej ojciec, Alfred Riefenstahl, właściciel firmy hydraulicznej, gwałtownie się temu sprzeciwiał. Tancerki w rozpasanym Berlinie lat 30. nie były kojarzone jako wzór cnót, ojciec obawiał się, że córka zejdzie na złą drogę. Jednak 16-letnia Leni postawiła na swoim i potajemnie zapisała się na kurs tańca nowoczesnego. Szybko osiągnęła wysoki poziom, dawała solowe występy w Berlinie, Zurychu, Pradze, za które brała niewyobrażalne dla ojca pieniądze (do tysiąca marek za występ). Kontuzja kolana przerwała jej karierę profesjonalnej tancerki.
Przełomem w jej życiu był moment, w którym po raz pierwszy zobaczyła plakat do filmu "Góra przeznaczenia" Arnolda Fancka, na którym dobrze zbudowany mężczyzna wspina się po stromej skale. Było to w berlińskim metrze - Leni wybierała się właśnie do lekarza z obolałym kolanem. Plakat tak ją zahipnotyzował, że zlekceważyła wizytę u doktora i jeszcze tego samego dnia kilka razy zobaczyła w kinie anonsowany film.
Kilka dni później z charakterystycznym dla siebie tupetem napisała list do reżysera z prośbą o główną rolę w jego kolejnym "górskim filmie". Fanck nie zlekceważył tego śmiałego listu, przeciwnie, zaprosił Leni na spotkanie. Kiedy zobaczył jak piękną jest kobietą i jak dobrze tańczy, zaproponował jej główną rolę żeńską w swojej najnowszej produkcji "Święta góra".
Leni nie tylko błyszczała urodą, ale także zmagała się z białym żywiołem, bowiem u Fancka góry nie były udawane w studiu.
- Scenariusz wymagał, aby zasypała mnie lawina - wspominała. - To było szaleństwo. Musiałam uczepić się skały i czekać, aż zejdzie lawina. Nie raz, lecz kilka razy. Fanck wymagał, aby wszystko działo się naprawdę.
Kilka lat później miał miejsce epizod, który mógł zaważyć na całym dalszym życiu Leni. Po sukcesie filmu "Białe piekło Piz Palu" zainteresował się nią znany niemiecki reżyser Josef von Sternberg, autor "Błękitnego anioła" z Marleną Dietrich w roli głównej. Jeśli wierzyć słowom Riefenstahl, Sternberg zakochał się z niej bez pamięci i zaproponował, że wykreuje ją na gwiazdę w Hollywood. Leni nie chciała jednak wyjeżdżać z Niemiec, była w tym czasie zakochana w kim innym. Sternberg zabrał do Ameryki Marlenę, a Leni już wkrótce wpadła w ręce nazistów.

Riefenstahl podczas kręcenia dzieła życia - „Olimpiady”. Miała nieograniczony budżet i 40 operatorów.
Riefenstahl podczas kręcenia dzieła życia - „Olimpiady”. Miała nieograniczony budżet i 40 operatorów.

Jej prawdziwą karierę rozpoczęły role
w filmach "górskich" Arnolda Fancka.

Triumf propagandy
Riefenstahl zagrała w sześciu "górskich" filmach Fancka. Jeden z nich, "Święta góra", bardzo spodobał się Adolfowi Hitlerowi, który odbierał ten film, jak i pozostałe dzieła Fancka, jako pochwałę siły, czystości, i nieskazitelności ludzi gór. Na przeciwległym biegunie stawiał "doliny", z zepsutymi i moralnie zgniłymi wielkimi miastami. Hitler bardzo też polubił pierwszy samodzielny górski film Leni - "Błękitne światło". To wtedy fuehrer wpadł na pomysł, aby młoda i zdolna Leni nakręciła film o rosnącej w siłę NSDAP.
Riefenstahl twierdzi, że nie chciała robić filmu dla Hitlera, ale bała się mu odmówić. Niektóre fakty przeczą jednak jej powojennym opowieściom. Josef Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, zapisał w swoim pamiętniku:
"17 maja 1933, środa. Leni Riefenstahl opowiada o swoich planach. Proponuję jej nakręcenie filmu o Hitlerze. Jest zachwycona".
Jeszcze bardziej pogrąża ją list, jaki wysłała rok wcześniej, 18 maja 1932 roku.
"Wielce Szanowny Panie Hitler!
Niedawno pierwszy raz w życiu byłam na imprezie politycznej. Przemawiał pan w pałacu sportu. Muszę przyznać, że Pańska i osoba i entuzjazm słuchaczy wywarły na mnie wrażenie. Pragnęłabym poznać pana osobiście (...)".
Po latach Leni wspominała wiec z udziałem Hitlera:
- Czułam, że wszyscy ulegli temu człowiekowi. Ja sama przeżyłam w tym momencie wizję nieomal apokaliptyczną, której nigdy już nie mogłam zapomnieć. Miałam wrażenie, jakby ziemia nagle rozpłaszczała się pode mną jak półkula, która rozpada się w środku, i wyleciał z niej w górę potężny strumień wody".
Pierwszy film Leni o Hitlerze i jego partii pt. "Zwycięstwo wiary" z 1933 roku nie wyszedł. Nie spodobał się przede wszystkim samej artystce, która uznała, że dostała za mało czasu i pieniędzy, aby oddać prawdziwego ducha pierwszych zjazdów NSDAP po dojściu faszystów do władzy. Przekonała Hitlera, że należy nakręcić nowy film, z większym rozmachem, poprosiła o nieograniczone środki finansowe i wolną rękę w sprawach artystycznych.
Rok później na zjazd NSDAP do Norymbergii przyjechało już około 150-osobowa ekipa Leni w tym około 40 operatorów, z których część filmowała zjazd z kilku samolotów, które krążyły nad stadionem. Leni pomyślała nawet o specjalnej windzie dla kamerzysty, zamontowanej na 38-metrowym maszcie flagowym. Efektem tej gigantycznej pracy (120 kilometrów nakręconej taśmy) był film "Triumf woli", uznawany do dziś za arcydzieło propagandy. Film, poza samym Hitlerem i funkcjonariuszami NSDAP, ukazuje przede wszystkim po mistrzowsku entuzjazm tłumu, również kobiet i dzieci. Leni nie unika zbliżeń, na których widać poszczególne twarze, pełne uwielbienia i nadziei. Robotnicy stoją niczym armia gotowa do walki, lecz zamiast karabinów mają na ramionach łopaty. Sporą część filmu zajmuje płomienne przemówienie Hitlera, w finale mistrz ceremonii Rudolf Hess wykrzykuje: Partia to Hitler, a Hitler to Niemcy!
Leni montowała "Triumf woli" pół roku, nie wychodząc w tym czasie praktycznie z montażowni. Efekt przyprawił o gęsią skórkę wielu znanych filmowców.
- Filmy Riefenstahl były koszmarne pod względem ideologicznym, ale fantastycznie zrobione i wywierały wielkie wrażenie - stwierdził w 1940 roku Luis Bunuel.
"Triumf woli" na festiwalu w Wenecji w 1935 roku zdobył tytuł najlepszego zagranicznego filmu dokumentalnego. Trzy tygodnie po premierze niemieckie gazety donosiły, że dokument zdążyło już obejrzeć ponad 100 tysięcy berlińczyków i prawie 40 tysięcy gdańszczan.
- W "Triumfie woli" nie ma mowy o rasizmie czy antysemityzmie, dlatego też nigdy nie miałam wrażenia, że zrobiłam coś, co mogłoby komuś zaszkodzić - mówiła po latach Leni.

Żyła 101 lat. Pracowała niemal do końca. Tu - przy montażu swoich podwodnych filmów.
Żyła 101 lat. Pracowała niemal do końca. Tu - przy montażu swoich podwodnych filmów.

Riefenstahl podczas kręcenia dzieła życia - "Olimpiady". Miała nieograniczony budżet i 40 operatorów.

W zdrowym ciele
Po spektakularnym sukcesie "Triumfu woli" było jasne, że Leni zajmie się dokumentowaniem zmagań sportowców na igrzyskach olimpijskich w Berlinie. Choć trudno to sobie wyobrazić, ekipa filmowa pracowała z jeszcze większym rozmachem niż podczas realizacji "Triumfu woli". Środki techniczne, jakie Leni zastosowała podczas realizacji nowego dokumentu w 1936 roku, były na owe czasy tak odkrywcze, że przez następne dziesiątki lat wyznaczały standardy filmowania sportu. To ona po raz pierwszy wymyśliła i zastosowała wózek na kamerę, który mknął wzdłuż bieżni za sprinterami. To na jej zlecenie technicy zbudowali kamerę do zdjęć podwodnych, ona też wpadła na pomysł, aby skok o tyczce pokazywać z dołu wykopanego pod poprzeczką, a wysiłek sportowców pokazywała na dużych zbliżeniach, dzięki supernowoczesnym teleobiektywom.
Leni nie skupiała się na samej sportowej rywalizacji, nie interesowały ją wyniki. Całą uwagę kierowała na ludzkie ciało, zdrowe, wysportowane, miotane heroicznym wysiłkiem. W fabularyzowanym prologu dokumentu, nadzy sportowcy, stylizowani na starożytnych Greków, ćwiczą na pustej plaży, a antyczny dyskobol nagle ożywa na berlińskim stadionie.
Krytycy Leni dostrzegli w filmie "Olimpiada" przede wszystkim kult siły i zdrowego ciała, uznając, że Riefenstahl gorliwie spełniła podstawowy postulat nazistowskiej estetyki:
"Wszystko, co zdrowe jest słuszne i naturalne, wszystko, co słuszne i naturalne jest zarazem piękne".
Ekipa Leni nakręciła podczas olimpiady aż 400 kilometrów taśmy. Leni wybrała z tego 6 kilometrów, po czym montowała film przez... dwa lata. Znów odniosła wielki sukces, zbierała międzynarodowe nagrody.
W 1938 roku popłynęła z "Olimpiadą" do Stanów Zjednoczonych. Nie zdążyła zejść na ląd, gdy dopadli ją dziennikarze z pytaniem, co sądzi o tym, że w Niemczech płoną synagogi. Odpowiedziała im, że w to nie wierzy.
- Na stronie tytułowej "New York Timesa" był artykuł o płonących synagogach, plądrowaniu żydowskich sklepów, a obok moja wypowiedź, że to nie może być prawdą. To było dla mnie niewyobrażalne, uważałam, że to kłamstwo - wspominała po latach Leni.
Jednak w 1938 roku Hoolywood zbojkotowało Riefenstahl, uznając ją za kochankę Hitlera. Leni do końca życia zaprzeczała, aby łączyło ją z fuehrerem cokolwiek innego poza fascynacją duchową z wczesnych lat 30.

Żyła 101 lat. Pracowała niemal do końca. Tu - przy montażu swoich podwodnych filmów.

Wrzesień 1939, Polska
Od 1938 roku Leni w wywiadach starała się podkreślać swój dystans do polityki. Utrzymywała, że interesuje ją tylko sztuka, przypominała, że nawet nie zapisała się do NSDAP.
Jednak we wrześniu 1939 roku zgłosiła się na ochotnika jako korespondentka wojenna i pojechała za armią do podbijanej właśnie Polski.
12 września Leni pojawiła się z ekipą filmową w Końskich. Spóźniła się - dwa dni wcześniej był tu z wizytacją sam Hitler. Leni (w mundurze i oficerkach) wzięła się więc za filmowanie pogrzebu kilku niemieckich żołnierzy, którzy zginęli w bitwie o miasteczko.
Według jej relacji, oficer, który pilnował Żydów kopiących groby, miał coraz większą trudność, by opanować żołnierzy, którzy wyżywali się na nich za rzekome zbezczeszczenie ciał zmarłych hitlerowców.
Stojąca z boku Leni miała krzyknąć:
- Nie słyszeliście, co powiedział wam oficer!? I wy chcecie być niemieckimi żołnierzami?
Niemcy całą wrogość skierowali na nią. Jakiś żołnierz krzyknął: zastrzelcie tę babę!
Po chwili jeden z Niemców wystrzelił do kopiącego grób Żyda, pozostali zaczęli uciekać. Niemcy strzelali w tłum, na oczach Riefenstahl zginęło około 30 mieszkańców miasteczka. Leni histerycznie płakała, potem zemdlała.
Po tragicznych wydarzeniach w Końskich Riefenstahl poleciała do Gdańska, gdzie wkrótce zjawił się Hitler. Zaprosił ją na uroczysty obiad do Sopotu i odegrał swój teatr, trząsł się z oburzenia na wiadomość o masakrze cywili na skwerku w Końskich.
- Winni zostaną postawieni przed sądem wojennym - zapewniał Hitler i jednocześnie pochylał się w konwersacji nad losem kobiet i dzieci z Warszawy.
- Warszawa nie będzie zaatakowana, dopóki w mieście są kobiety i dzieci - dodał ku uciesze naiwnej artystki.
Leni do końca życia utrzymywała, że wierzyła wtedy Hitlerowi, kiedy mówił jej, że wszelkie wojenne okrucieństwa dzieją się bez jego wiedzy.
To nie był melodramat
Po tragicznych przeżyciach z pierwszych dni frontu Leni przestała się interesować przebiegiem działań wojennych. Jakby wbrew wojennej pożodze postanowiła nakręcić... melodramat o życiu hiszpańskich wieśniaków. Paradoksalnie, za ten właśnie film była najostrzej po wojnie krytykowana. Zatrudniła bowiem w charakterze statystów kilkudziesięciu Cyganów sprowadzonych specjalnie na jej życzenie z obozu pod Salzburgiem. W 1941 roku, po zakończeniu zdjęć, większość z "aktorów" pani Riefenstahl trafiła do Oświęcimia i tam zginęła.
- Nazwę Auschwitz usłyszałam dopiero po wojnie - mówiła, a właściwie wykrzyczała Leni jeszcze w 1985 roku podczas procesu o zniesławienie, jaki wytoczyła jednej z niemieckich dziennikarek.
Riefenstahl twierdziła, że nie wiedziała o tym, gdzie trafią po zdjęciach Cyganie. Zapewniała, że w czasie pracy nad filmem byli bardzo dobrze traktowani.

Wyrok: niewinna
Aresztowanie w 1945 roku przez Amerykanów było dla niej szokiem. Trafiła do Dachau. Podczas przesłuchań, kiedy się dowiedziała o Holocauście, o komorach gazowych w Oświęcimiu, płakała, histeryzowała, zapewniała przesłuchujących, że o tych zbrodniach nie wiedziała.
Przyznała, że miała okres zawahania w 1938 roku, kiedy jej znajomi żydowscy artyści opuszczali w popłochu III Rzeszę. Zdobyła się wtedy na odwagę i zapytała Hitlera, co się dzieje. Ten miał wtedy odpowiedzieć, że nie będzie z nią rozmawiał na takie tematy. No więc od tego czasu Leni nie poruszała już z hitlerowskimi dygnitarzami podobnie "drażliwych tematów".
Amerykanie uznali, że Leni nie brała udziału w zbrodniach hitlerowskich i wypuścili ją z obozu. Wtedy jednak aresztowali ją Francuzi, była wielokrotnie przesłuchiwana, z ciężką depresją trafiła na kilka miesięcy do szpitala psychiatrycznego.
Na przełomie lat 40. i 50. przeszła jeszcze kilka procesów denazyfikacyjnych, których celem było orzeczenie stopnia zaangażowania w nazizm i np. dopuszczenie bądź zamknięcie drogi do pracy w administracji publicznej. Leni Riefenstahl nigdy nie uznano winną za zbrodnie hitleryzmu, zawsze otrzymywała taką samą cenzurkę: oportunistka.
Ponieważ po wojnie była bojkotowana, a jej filmów nie można było prezentować w kinach, wyjechała z Niemiec do Sudanu, by tam kręcić dokumenty o plemieniu Nubijczyków.
Po przekroczeniu siedemdziesiątki, fałszując datę urodzenia, nauczyła się nurkować i zajęła się filmowaniem raf koralowych na Malediwach. Swoje filmy montowała samodzielnie w piwnicy domu w bawarskim miasteczku Poecking.
W ostatnich latach życia jej filmy znów zaczęły być popularne, zdobywały międzynarodowe nagrody, Leni była zapraszana przez kinomanów z całego świata. Swój ostatni film "Podwodne impresje" zgłosiła m.in. do Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Zdjęcia pod wodą kręciła sama, mając 98 lat.
Niemal do ostatnich lat życia zmagała się z opinią publiczną, z dociekliwymi dziennikarzami. Od lat 50. wytoczyła kilkadziesiąt procesów o naruszenie jej dobrego imienia - prawie wszystkie wygrała.
- Gdybym w latach 30. mieszkała w Moskwie, prawdopodobnie robiłabym filmy na zlecenie Stalina, takie były czasy - mówiła jeszcze niedawno.
Leni Riefenstahl zmarła w ubiegły poniedziałek w domu, we śnie.
Jodie Foster, słynna hollywoodzka aktorka, przymierza się do wyreżyserowania filmu fabularnego o życiu niemieckiej dokumentalistki. Chce też w nim zagrać główną rolę.
Jej pomysł już spotkał się z ostrą krytyką w Hollywood...

P.S. Korzystałem m.in. z zasobów archiwalnych "Filmu", "Gazety Wyborczej", "Tygodnika Powszechnego" i "Rzeczpospolitej". Zdjęcia: archiwum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska