Hitler straszył i fascynował

Redakcja
Dr hab. profesor UŚ Ryszard Kaczmarek jest historykiem zatrudnionym w Instytucie Historii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, gdzie kieruje Zakładem Historii Śląska. Specjalizuje się w historii II wojny światowej i historii Śląska w XX wieku. Autor m.in.: „Józef Biniszkiewicz (1875-1940). Biografia polityczna” (1994), „Pod rządami gauleiterów. Elity władzy w rejencji katowickiej 1939-1945” (1998), współautor „Alzacja/Lotaryngia a Górny Śląsk. Dwa regiony pogranicza 1648-2001” (2001). Obecnie przygotowuje monograficzne opracowanie dziejów II wojny światowej na Górnym Śląsku. Profesor Kaczmarek wygłosił, w ramach IX Seminarium Śląskiego Rozwój Śląska wczoraj-dziś-jutro w Kamieniu Śląskim, wykład pt. „Powstanie i rozwój NSDAP. Przejęcie władzy przez Hitlera w 1933 roku”.
Dr hab. profesor UŚ Ryszard Kaczmarek jest historykiem zatrudnionym w Instytucie Historii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, gdzie kieruje Zakładem Historii Śląska. Specjalizuje się w historii II wojny światowej i historii Śląska w XX wieku. Autor m.in.: „Józef Biniszkiewicz (1875-1940). Biografia polityczna” (1994), „Pod rządami gauleiterów. Elity władzy w rejencji katowickiej 1939-1945” (1998), współautor „Alzacja/Lotaryngia a Górny Śląsk. Dwa regiony pogranicza 1648-2001” (2001). Obecnie przygotowuje monograficzne opracowanie dziejów II wojny światowej na Górnym Śląsku. Profesor Kaczmarek wygłosił, w ramach IX Seminarium Śląskiego Rozwój Śląska wczoraj-dziś-jutro w Kamieniu Śląskim, wykład pt. „Powstanie i rozwój NSDAP. Przejęcie władzy przez Hitlera w 1933 roku”.
Z dr. hab. Ryszardem Kaczmarkiem, historykiem z Uniwersytetu Śląskiego, rozmawia Krzysztof Ogiolda

- Dlaczego Niemcy - naród filozofów i muzyków - zafundował sobie w latach 30. rządy Hitlera i jego partii - NSDAP?
- Po wojnie wśród historyków była koncepcja, która demonizowała Hitlera i wyjaśniała jego uwiedzenie narodu niemieckiego za pomocą straszliwego geniuszu, przyczynami prawie nadprzyrodzonymi - wręcz uwiedzeniem przez demona zła. Powodem obiektywnym, racjonalnym była wola Niemców, którzy wybrali tę partię i uczynili ją najsilniejszą w Reichstagu, by mogła uczestniczyć we władzy. Taką wolę miała w 1933 roku więcej niż jedna trzecia wyborców. Bo trzeba pamiętać, że Hitler sięgnął po władzę legalnie, nie na drodze rewolucji. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź jest złożona. Na przełomie lat 1932/1933 mamy do czynienia jednocześnie z kryzysem demokracji, jak i z szeregiem korzystnych dla Hitlera przypadków i zbiegów okoliczności oraz takiej walki politycznej, która utorowała mu drogę do władzy.
- Którzy politycy stanęli po jego stronie?
- Przede wszystkim pomogło mu to, że do władzy chciała dojść skrajna prawica niemiecka, która była gotowa porozumieć się w tym celu z NSDAP, choć równocześnie monarchiści czy nacjonaliści patrzyli na Hitlera nieufnie i nie mieli wątpliwości, że jest niebezpieczny. Zarówno Hugenberg, jak i von Papen chcieli tego kaprala wykorzystać jako narzędzie do własnych celów. Przekonali więc prezydenta Hindenburga, że Hitler jako kanclerz to lepsze rozwiązanie niż zdobycie władzy przez zyskujących coraz większy wpływ komunistów.
- Potocznie mówi się, że Hitlera popierał ogół Niemców, a antyfaszyści byli absolutnymi wyjątkami. Jak to się ma do 30 procent głosujących na NSDAP w 1933 roku?
- O sympatiach i antypatiach politycznych społeczeństwa niemieckiego potrafimy powiedzieć niewiele, bo wówczas nie prowadzono tak często jak dziś sondaży opinii publicznej. Możemy oceniać tylko oficjalne wyniki wyborów. Przed 1930 rokiem poparcie dla nazistów było bardzo mizerne i wahało się w okolicach 3 procent, co dawało tylko 12 mandatów w 560-osobowym parlamencie. Potem NSDAP zyskiwała. W roku 1930 naziści mieli już ponad 100 deputowanych i głosowało na nich około 20 procent Niemców.
- Czy popularności przysporzył faszystom wielki kryzys?
- Tak się często ten dobry wynik tłumaczy, ale w rzeczywistości rok 1930 to jest dopiero początek kryzysu, więc chyba nie on decydował. Apogeum przyniosły NSDAP wybory w lipcu 1932 roku, gdy na nazistów oddało głosy nieco ponad 37 procent Niemców, co uczyniło ją najsilniejszą partią w Reichstagu. To był wielki sukces, bo przecież NSDAP była nową partią. Myślenie, że Hitlera popierał ogół Niemców, nie jest pozbawione racji, ale dotyczy zwłaszcza sytuacji po roku 1933. Wskazują na to nie tylko wyniki wyborów, ale także rosnąca szybko liczba członków NSDAP. Choć wielu wstępowało dla kariery, a nie z przekonania.
- W listopadzie 1933 roku NSDAP popierało już ponad 90 procent Niemców. Dlaczego - pana zdaniem - tak głosowali?
- Trzeba pamiętać, że począwszy od marca 1933 wybory odbywały się już w atmosferze obowiązywania ustaw wyjątkowych i nie były demokratyczne. A poparcie ponad 90 procent dla Hitlera naziści dostali w Niemczech wtedy, gdy zakazana już została działalność partii opozycyjnych. Wybory przypominały więc głosowanie z czasów komunistycznych po wojnie w Polsce. Była tylko jedna lista wyborcza. Jedynym sposobem zamanifestowania sprzeciwu wobec faszyzmu mógł być bojkot wyborów.
- Ale to nie byłoby w stylu niemieckiego społeczeństwa...
- Rzeczywiście, stereotyp posłusznego społeczeństwa miał swoje znaczenie, ale trzeba pamiętać, jak odbywało się głosowanie. Do wszystkich, którzy nie pojawili się w lokalach wyborczych, przyjeżdżali członkowie Hitlerjugend i namawiali do oddania głosu. Bojkot był wyraźną manifestacją antyfaszystowską i wymagał dużej odwagi cywilnej. Na to zdecydowało się tylko kilka procent obywateli.
- Nie wierzę, że wszyscy głosowali ze strachu. Czym zatem pozyskał ich Hitler?
- Głosów przysporzył mu na pewno sukces gospodarczy. Wprawdzie dziś wielu historyków twierdzi, że przesilenie kryzysu nastąpiło wcześniej, a trafne decyzje gospodarcze, które podjął poprzedni rząd, skutkowałyby w roku 1933 i 1934, także bez wodza, wyjściem z kryzysu. Ale ówcześni Niemcy przypisali ten sukces właśnie kanclerstwu Hitlera. Poparcia przysporzyło mu też znalezienie pracy dla 6 milionów bezrobotnych Niemców. Hitler zapewnił nie tyle prawo do pracy, co przymus pracy, jaki wiązał się z rozwojem przemysłu zbrojeniowego i inwestycjami w infrastrukturę, szczególnie w budowę autostrad, ale faktem jest, że "zwyczajny Niemiec" odczuwał to jako radykalną poprawę swojego losu.
- Jak na tle ogólnoniemieckiego poparcia dla Hitlera wyglądało poparcie dla NSDAP na Górnym Śląsku?
- Górny Śląsk różni się bardzo od reszty Niemiec. Największe poparcie Hitler dostał w okręgach wyborczych na północy i wschodzie Rzeszy. Na katolickim w 90 procentach Górnym Śląsku na Hitlera głosowało stosunkowo niewielu wyborców. Swoje znaczenie miała tu nie tylko wiara, ale i katolicyzm polityczny wyrażający się silnym poparciem dla partii niemieckich katolików, czyli Centrum. W roku 1932 na Śląsku głosowało na NSDAP o połowę mniej wyborców niż średnio w Niemczech. Potem wprawdzie poparcie zbliża się tu powoli do średniej niemieckiej, ale jej nie osiąga. Jeszcze mniejsze poparcie NSDAP miała tylko w Badenii-Wirtembergii. Sukcesy wyborcze stale NSDAP odnosiła natomiast - od 1930 roku - na bardziej ewangelickim Dolnym Śląsku, gdzie poparcie dla nazistów było zdecydowanie większe niż średnio w Niemczech. Dotyczy to zwłaszcza rejencji legnickiej.
- Na ile popularności u wyborców Hitlerowi przysporzyła polityka zagraniczna?
- Bardzo mocno, bo z punktu widzenia niemieckiego zrzucenie z siebie ograniczeń wersalskich poprzez odbudowę armii, porozumienie z Wielką Brytanią w sprawie uzbrojenia na morzu, odzyskanie Nadrenii to jest ciąg tryumfów, w dodatku osiąganych drogą pokojową, bez przelewu krwi. Wyborcom zdawało się, że Hitler rzeczywiście dotrzymuje przyrzeczeń rewizji traktatu wersalskiego, do których od lat dwudziestych szczególnie była przywiązana prawica niemiecka. Dla Niemców Hitler był w tym momencie wiarygodnym politykiem. Pierwsze krótkie rozczarowanie nastąpiło dopiero w momencie wybuchu wojny. Niemcy dobrze pamiętali przegraną I wojnę światową. Silna była trauma związana z porażką i poniesionymi ofiarami. Tym większa, że w 1914 roku Niemcy szli na wojnę z przekonaniem, że będzie ona szybka i łatwa, a okazała się straszliwym doświadczeniem całego pokolenia, w którego rezultacie Niemcy poniosły olbrzymie straty. Dopiero sukcesy na froncie w roku 1939, a zwłaszcza w wojnie z Francją w roku 1940 przyczyniły się do wzrostu pronazistowskiej euforii w Niemczech.
- Kiedy dziś patrzymy na filmy dokumentalne z epoki, wiele zachowań Hitlera robi wrażenie psychopatycznych. Czy ówcześni wyborcy tego nie widzieli?
- My żyjemy w cywilizacji obrazkowej i według tego oceniamy rzeczywistość. Wówczas film - choć bardzo przez Goebbelsa doceniany - odgrywał jednak rolę drugorzędną. W kampaniach wyborczych z lat 30. główną rolę odgrywały radio i prasa. Kiedy rozmawia się z ludźmi, którzy słuchali wówczas Hitlera w radiu, zwykle przyznają oni, że dawali mu się uwodzić. Potężne wrażenie na wyborcach robiły też olbrzymie zgromadzenia publiczne. Na świadomość wpływała organizacja tych uroczystości. Wiemy - z filmów Leni Riefenstahl - jak wyglądały wielkie zgromadzenia nazistowskie w Berlinie czy Norymberdze, ale podobne widowiska odbywały się we wszystkich miastach niemieckich. Wzorowy porządek, setki mundurów, marsze z pochodniami - to oddziaływało na nastroje.
- Na ile - niezależnie od socjotechniki - faszyści zdobywali głosy za pomocą terroru i strachu przed nim?
- Do roku 1932 oficjalnego terroru nazistowskiego nie było, bo NSDAP nie była partią rządzącą. W roku 1932 wszędzie dochodziło za to do walk bojówek faszystowskich z organizacjami paramilitarnymi SPD i KPD. Te burdy uliczne działały na korzyść NSDAP, bo tworzyły wrażenie, że władza Republiki Weimarskiej nie umie utrzymać porządku wewnętrznego. Stąd tylko krok był do wniosku, że trzeba tę władzę zmienić. Po roku 1933 nastał jednak terror państwowy. Pretekstu do uchwalenia ustawy o ochronie państwa i narodu dostarczyło spalenie Reichstagu. Pozwalała ona na legalne zwalczanie SPD i KPD. Od wiosny 1933 roku SA-manów włączono do policji, czyli mogły te formacje stosować terror, działając jako służby państwowe. Wtedy też SA zaczęło tworzyć więzienia i pierwsze prowizoryczne obozy koncentracyjne dla przeciwników politycznych. Jeden z nich działał także w Opolu. Kiedy SA zostało zastąpione przez SS, można już było mówić wręcz o powstaniu państwa SS.
- Czy Niemcy wiedzieli i mogli wiedzieć w latach 30. o tym, co stało się potem fundamentem nazistowskiej polityki - antysemityzmie i ludobójstwie?
- O ludobójstwie w kampaniach politycznych się nie mówiło. Zaś o antysemityzmie ci, którzy chcieli wiedzieć, wiedzieli. Tyle że zbyt wielu takich nie było. Trzeba pamiętać, że "Mein Kampf" mało kto z Niemców czytał, nawet gdy w latach 30. książka ukazywała się w masowych nakładach. Kto próbował przez nią przebrnąć, wie, że jest to dzieło obszerne i przegadane. A jej część programowa jest zwyczajnie nudna. Wyborcy dziś też nie czytają podobnych książek. Słuchają głośnych haseł i czytają nagłówki. A wśród nich postulat segregacji rasowej pojawiał się rzadko lub w takiej tonacji, która była dla wyborców do przyjęcia. Trzeba zresztą pamiętać, że antysemityzm nie był w latach 30. tylko niemiecką specjalnością. Był akceptowany w wielu krajach Europy. Ogół wyborców nie głosował na NSDAP z powodu antysemityzmu. Choć bojkot sklepów żydowskich zaczął się tuż po 30 stycznia 1933 roku, więc nikt nie może powiedzieć, że Niemcy nie wiedzieli, na co się zanosi. Równie wczesna - z kwietnia 1933 - była tzw. ustawa urzędnicza, która wprowadzała paragraf aryjski dla urzędników. Zatem trzeba powiedzieć, że wyborcy przynajmniej biernie zaakceptowali antysemityzm jako cenę za uporządkowanie sytuacji politycznej w Niemczech.
- Jak pan ocenia "Upadek", najnowszy niemiecki film o Hitlerze, któremu część krytyków wytknęła, że pokazuje dyktatora mało diabolicznie, jako człowieka pełnego moralnych rozterek?
- Nie potrafię się ustosunkować do filmu, którego nie widziałem, ale solidna konsultacja historyczna, której poddano film, nakazuje ostrożność przed pochopnymi ocenami. Warto podkreślić, że film przedstawia ostatnie dni życia Hitlera, a to był rzeczywiście inny Hitler niż z okresu walki o władzę. Miała na to wpływ sytuacja zamknięcia w bunkrze, choroba, ujawnienie Ewy Braun, o której istnieniu i o życiu rodzinnym wodza wielu Niemców dowiedziało się dopiero po wojnie. Jeśli film pokazuje go jako człowieka steranego życiem, to być może budzi on współczucie. Chyba że obrazom z bunkra Fuehrera towarzyszy pokazywanie tego, co odbywało się tuż obok - rozstrzeliwania więźniów czy jeńców przez SS. To byłaby właściwa perspektywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska