Śladem pewnego munduru

Zdjęcia: Paweł Stauffer
Mundur Edwarda Netkowskiego to rarytas dla kolekcjonera. Bo nie jest bezimienny.
Mundur Edwarda Netkowskiego to rarytas dla kolekcjonera. Bo nie jest bezimienny. Zdjęcia: Paweł Stauffer
Nie piszą o nim w podręcznikach historii. Za mały był, zbyt nieważny. A jednak istniał. Miał niebieskie oczy, okrągłą twarz i dbał o swój mundur. Ten mundur trafił niedawno do Opola.

Mole potraktowały historię Edka z należytym szacunkiem, chociaż jego mundur uszyty został ze smakowitej zielonej wełny. Nadżarły nieco rękawy. Nie ruszyły wojskowych oznaczeń. W spokoju zostawiły misterną naszywkę z ręką trzymającą miecz - symbol pancerniaków i prosty, biały napis na czerwonym tle: "POLAND".
Edek nie był mężczyzną potężnie zbudowanym: w jego bluzie nie utonęłaby żadna kobieta. Zresztą nie wiadomo, czy w ogóle miał jakąś kobietę. Jeśli była, musiała bardzo kochać, bo o mundur przez powojenne dziesięciolecia ktoś bardzo dbał.
A może robił to sam Edek? Raz w tygodniu wietrzenie. Polerowanie metalowych oznak drugiego korpusu polskiego pod dowództwem generała Andersa, drugiej kompanii czołgów i powojennej odznaki pamiątkowej. Obracanie w palcach trzech nieśmiertelników z II wojny. Staranne chronienie przed wilgocią i zabójczym upływem czasu dokumentów: przedwojennego dowodu osobistego, książeczki wojskowej i książeczki żołdu, biletu wstępu na jakąś imprezę we Włoszech w 1949.
O Edku nie przeczytacie w podręcznikach historii. Za mały był, zbyt nieważny. Zwykły strzelec, żołnierz frontowy. A jednak istniał. Miał okrągłą twarz, niebieskie oczy, włosy lekko pofalowane, koloru ciemno-blond, ładne usta i bliznę na lewym policzku. Urodziny obchodził 10 marca.
Przyszedł na świat w Elblągu w 1916. Jako 15-latek nie wyuczył się jeszcze zawodu, mieszkał w gminie Stary Międzyłęż, w powiecie gniewkowskim, w województwie pomorskim. Dowód osobisty wydał mu sołtys o nazwisku Lipiński. Poświadczył własnym podpisem, że Edward Netkowski, syn Feliksa i Klary, ma 168 cm wzrostu.

Czy widział czerwone maki?
Baczność! Spocznij! Surname: Netkowski. Army Number: 112/N/1916/III. Książeczka wojskowa z listopada 1945 roku jest angielska. Edek miał wtedy prawie 30 lat. Wierzył w Boga. Zdążył zdobyć zawód: czeladnik krawiecki. Ważył 73 kg, mierzył 176 cm wzrostu (albo tak urósł, albo w którymś z dokumentów ktoś się pomylił). Został zaszczepiony m. in. przeciw tyfusowi i chorobom tropikalnym. "Samotny" - napisali mu w książeczce.
Pechowcem z pewnością wtedy nie był, bo przeżył wojnę, kampanię włoską, w której walczył razem z drugim korpusem polskim generała Andersa. Czy był pod Monte Cassino? Czy widział czerwone maki?
"Polacy mieli ogromną świadomość polityczną" - pisali po wojnie brytyjscy historycy. "Nawet najskromniejszy żołnierz wierzył, iż jeśli pomoże aliantom odnieść zwycięstwo, droga do wolnej, niepodległej Polski może się jeszcze raz otworzyć."
Wyposażenie osobiste strzelca Netkowskiego to m.in.: dwa berety, dwie pary drelichowych spodni i tyle samo trzewików sznurowanych, pantofle gimnastyczne, bluza sukienna, kalesony wełniane i letnie, krótkie, szorty, dwie koszule tropikalne i dwie wełniane, łyżka deserowa, kubek emaliowany do picia, dwa ręczniki bawełniane do rąk, trzy pary skarpetek, szelki do spodni, grzebień, przybory do golenia i szycia, znak tożsamości. Nie pobrał z magazynu sznurka do gwizdka, szczotki do guzików i chusteczek do nosa. Pod koniec 1945 Edward nie dostał już broni. Stacjonował w Italii, w tym samym Bari, w którym w 400 lat wcześniej umarła polska królowa Bona Sforza.

Z ziemi włoskiej do Polski
Po wojnie należał do kompanii zaopatrywania 28. dywizji, która powstała po przeformowaniu alianckiej armii. Miał prawo przebywania poza jednostką, ale musiał się w niej stawiać codziennie do godz. 21.59. Kiedyś w Bari coś przeskrobał, bo dowódca kompanii, kapitan K. Mittelsteadt pouczył Edka o odpowiedzialności karnej (pod tym samym dowódcą Netkowski służył w czasie walk na froncie włoskim).
Jako starszy strzelec dostawał żołd: od września do grudnia 1945 wypłacono mu 18 funtów 21 szylingów. W sumie aż do 1947 roku Edek zasłużył na 80 funtów 17 szylingów i 3 pensy.
W 1946 dostał też odznakę drugiego korpusu. "Dla upamiętnienia wspólnych przeżyć w ZSSR, Iraku, Palestynie, Egipcie oraz w walkach we Włoszech, do uzewnętrznienia przynależności do 2. korpusu zarówno w obecnej chwili jak i w przyszłości..." - legitymację nr 017115 podpisał generał Władysław Anders.
Istnieje dowód pośredni, że Edek był we Włoszech jeszcze w 1949: bilet wstępu na jakąś imprezę kulturalną. Kolejny ślad to koperta, stemplowana w 1949 roku przez angielską pocztę Jej Królewskiej Mości i jeden z banków. Nie zachowała się zawartość przesyłki (może było to zawiadomienie o wypłacie żołdu?), ale wyraźny jest adres: Mr. Edward Netkowski, Subkowy, powiat Tczew, województwo gdańskie, POLAND.
A więc wrócił z ziemi włoskiej do Polski. Pewnie jako były żołnierz Andersa miał w komunistycznej ojczyźnie duże kłopoty. Czy był szczęśliwy? Czy był dobrym człowiekiem?
Gdyby żył, miałby dziś 88 lata. Prawdopodobnie zmarł, bo mundur i dokumenty trafiły w ręce obcych ludzi. Jak często żyjący żołnierze pozbywają się własnych nieśmiertelników nanizanych na sznurek?

Kiedy mundur ma klimat
"Obce ręce" należą do Marcina Picza, kolekcjonera z Opola, handlującego starymi przedmiotami, znawcy akcesoriów wojennych, właściciela sklepiku z militariami na targowisku przy ul. Dubois.
- Kupiłem je w tym roku, na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku - wyjaśnia Marcin Picz. - Najpierw bluzę i nieśmiertelniki. Są w całości, nieprzełamane. Rzadka rzecz. Do kompletu dokumenty i lornetkę z czasów pierwszej wojny światowej. Może także należała to tego człowieka? Dokumentacja sprawia, że mundur nabiera szczególnej wartości. Przestaje być bezimienny. Ma klimat.
Na potrzeby kolekcjonerów historia Edwarda Netkowskiego została wyceniona. 4 tys. zł. To sporo - Marcin Picz przyznaje, że czasem jakiś swój eksponat tak zdąży polubić, że niechętnie się z nim rozstaje, co może mieć wpływ na cenę.
Tak było np. z kombinezonem lotniczym z brązowej skóry. Kupił go w końcu właściciel odrestaurowanego zabytkowego samolotu i teraz w pełnym rynsztunku z epoki propaguje lotnictwo na pokazach. W sklepiku na targowisku ciągle jest jeszcze do kupienia podobny kombinezon z czarnej skóry. Wiadomo, że po ulicy nikt w nim chodził nie będzie, a muzea...
- Muzea powinny zbierać takie rzeczy, ale nie mają pieniędzy - mówi Marcin Picz. - Zresztą wiele mundurów trafia tam do magazynów i nikt ich nawet nie może oglądać. Chyba już lepiej, jeśli weźmie je kolekcjoner. Na takim pokazie lotniczym ludzie będą mieli do czynienia z ożywioną historią.
Pewien fanatyk historii kupił od Marcina Picza mundur niemieckiego feldfebla, a na nim, w postaci różnych oznaczeń i odznaczeń, pełną, kilkuletnią, historię kariery wojskowej w hitlerowskiej armii. Do tego prawdziwa niespodzianka: ukryty w kieszeni przez kilkadziesiąt lat bilet na przejazd Niemca z Berlina do Brzegu na Opolszczyźnie i plan zawodów lekkoatletycznych rozgrywanych w tej miejscowości we wrześniu 1943 roku pomiędzy drużynami z Dolnego i Górnego Śląska.
Są też inne kolekcjonerskie smaczki: granatowy mundur polskiego oficera lotnictwa marynarki wojennej razem z mapą lotów aż na Syberię.
- Sprzedał mi go właściciel - opowiada Marcin Picz. - W latach 80. miał wypadek w Zatoce Gdańskiej. Dowódcy potraktowali go potem jak śmiecia. Miał żal. Nie chciał tych rzeczy.

Truskawki i Monte Cassino
Picz jeździ na targi staroci po całej Polsce i za granicę. Do Opola zwozi z nich później takie rarytasy jak niemiecki, wojenny plakat z 1944 roku, informujący o zbrodni w Katyniu oraz gadzinówki: roczniki "Gazety Lwowskiej" i "Dziennika Radomskiego" z tego samego czasu.
Papier pachnie starością, ale jest pięknie zachowany. Z numerów majowych można się dowiedzieć, że we Lwowie wkrótce zostanie otwarta kryta pływalnia, a w Radomsku rozpoczyna się sezon na truskawki. Jednak czołówki gazet to propagandowe, proniemieckie informacje z frontów. Gloryfikują niemieckie sukcesy, chętnie opisują klęski i straty aliantów. A przecież rok 1944 to Normandia, a trochę wcześniej Włochy.
"Na froncie południowo-włoskim nieprzyjaciel przy użyciu nowych dywizji piechoty i czołgów kontynuował ataki na nasz system obronny z punktem ciężkości na południe od Cassino - informował "Dziennik Radomski" 17 maja 1944, na dzień przed zdobyciem Monte Cassino (nieprzyjaciel oznacza aliantów).
"Po stronie alianckiej potwierdzają wiadomość, że polskie kontyngenty wojskowe, które w obecnej chwili w mundurach angielskich walczą na froncie południowo-włoskim wraz z wojskami pomocniczymi Północnej Afryki, Indyj i różnych części Imperium Brytyjskiego, poniosły niezwykle wysokie straty" - czytamy w "Gazecie Lwowskiej" z 25 maja. "Jedno ze sprawozdań londyńskich stwierdza, że pewna kompania polska, która walczyła w rejonie Cassino, musiała być wycofana z walki, ponieważ pozostało w niej tylko 6-ciu ludzi. Większa część kontyngentów polskich została już dotychczas w tych walkach zdziesiątkowana. (...) Jak słychać, znaczne części tych polskich jednostek miały przejść na stronę niemiecką"...
Edward Netkowski tych artykułów nigdy nie czytał. Może i dobrze. Marcin Picz wycenił każdy z oprawionych w drewno roczników na 150 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska