Co boli Temidę?

Redakcja
Z dr. Januszem Kochanowskim, prezesem Fundacji Ius et Lex, rozmawia Maciej T. Nowak

Dr Janusz Kochanowski, prezes Fundacji Ius et Lex, specjalista od prawa karnego z Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1991-1995 był konsulem generalnym RP w Londynie. W latach 2003-2004 przewodniczył organizacji samorządów zawodów prawniczych.

- Zgadza się pan z tym, że proces FOZZ w ostatnich tygodniach obnażył nie najlepszy stan polskiego wymiaru sprawiedliwości?
- Tak, i mam nadzieję, że będzie to katalizatorem przemian. Okazuje się, że polski wymiar sprawiedliwości nie jest w stanie osądzić jednej z największych afer III Rzeczpospolitej. Śledztwo dotyczące FOZZ wszczęto już w 1991 r. Wymiar sprawiedliwości jest dysfunkcjonalny. Nie mówię już o sprawie kopalni "Wujek", ani o masakrze robotników na Wybrzeżu w 1970 r.

- FOZZ to wielki proces. A co najbardziej dokucza statystycznym Polakom: Kowalskiemu, Nowakowi, Wiśniewskiemu?
- To problem dostępu do wymiaru sprawiedliwości osób ubogich. Jak wiemy, w Polsce takich ludzi jest bardzo dużo, ok. 5 mln.

- Ostatni Tydzień Pomocy Ofiarom Przestępstw pokazał, że jest bardzo duże zapotrzebowanie na porady prawne.
- Światowa tendencja idzie w kierunku budowania różnych form pomocy prawnej. To dążenie do stworzenia pomocy prawnej osobom ubogim, które nie mają wiedzy ani pieniędzy. W Holandii czy Wielkiej Brytanii jest to zrobione znakomicie, przy pomocy bardzo dużych nakładów. Teraz minister sprawiedliwości zgłosi do Sejmu projekt o pomocy prawnej.

- Na czym ma ona polegać?
- Na stworzeniu biur pomocy prawnej w siedzibach sądów, które bezpłatnie pomagałyby osobom potrzebującym. Zainteresowani musieliby złożyć podanie i wykazać status osoby ubogiej. Sama idea jest słuszna, ale boję się, że powstanie duży biurokratyczny aparat, który pochłonie dużo pieniędzy przeznaczonych na pomoc.

- Co jest największą bolączką polskiej prokuratury?
- Jest kilka takich rzeczy. Pierwsza to dyspozycyjność prokuratury. Wydaje mi się, że prokuratorzy nie są w stanie przezwyciężyć tego mentalnie. Druga rzecz to ręczne sterowanie. Jak wynika z wypowiedzi Zygmunta Kapusty przed komisją śledczą, który powiedział do prokuratora Stefańskiego: "nie telefonowalibyście do nas tylko pod jednym warunkiem, gdyby wam telefony pozabierać". Dalej wydaje się, że w wielu zawodach prawniczych, także w prokuraturze, jest zatracenie pewnego poczucia przyzwoitości. Przypomnę przypadek prokurator, która uczestniczyła w bankiecie z gangsterami i nie widziała w tym nic złego. Dalej jest brak przygotowania głównie do spraw o charakterze gospodarczo-aferalnym. To wymaga pewnej wiedzy, której my studentów na wydziałach prawa nie uczymy i to się mści. Przypomnę wpadkę z biegłymi w aferze Wieczerzaka.

- A przewlekłość postępowań? Czasem trzeba miesiącami czekać na zakończenie prostej sprawy dotyczącej wypadku samochodowego.
- To wynika, jak mi się wydaje, nie tylko z lenistwa niektórych osób, ale także ze słabego organizacyjnego przygotowania. Do wielkich spraw typu FOZZ potrzebny jest zespół specjalnie oddelegowanych prokuratorów, z odpowiednim zapleczem asystentów. Wtedy mogliby tego zadania się podejmować.- Są też naciski na robienie statystyki.
- Ktoś rozpracuje wielką aferę, a ktoś inny będzie umarzał, i wtedy ten drugi ma lepsze rezultaty niż ten pierwszy. Prokuratorzy są nastawieni na robienie statystyki.

- A co jest głównym grzechem sądownictwa?
- Niedawno poseł Rokita trafnie określił to, że sądy przekazano samorządowi sędziowskiemu, a nigdzie żadne wielkie przedsiębiorstwo prowadzone przez samorząd pracowników nie jest w stanie osiągać porządnych rezultatów.
- Może za mało osób pracuje w wymiarze sprawiedliwości?
- Sędziów w Polsce jest bardzo dużo, chyba 10 tys. W Hiszpanii jest ich trzy razy mniej i dosyć dobrze sobie radzą. Postępowania sądowe można by skrócić o połowę. Sędzia prowadzący dużą sprawę powinien być wyznaczony według kolejności wpływu. To często bywa fikcją. Sprawa FOZZ nie tylko unaocznia nam katastrofę wymiaru sprawiedliwości, ale powinna być też punktem zwrotnym w jego uzdrawianiu.

- A co boli polską adwokaturę?
- Sędzia wyznacza sobie na jeden dzień po kilkanaście spraw, bo nie jest pewny, czy mu ludzie przyjdą. To się zaczyna już na poziomie zawiadomienia o sprawie. To te słynne "zwrotki". Powinno się zreformować sposób doręczania zawiadomień. Mogą to robić woźni.

- To jest nawet tańsze niż wysyłanie zawiadomień pocztą.
- Podobno tak. Powinien być również zreformowany system mobilizowania stron, które się nie stawiają przed sądem albo przekazują usprawiedliwienia. Już jest taki projekt PiS, który idzie we właściwym kierunku, ale jest zbyt rygorystyczny.

- Chodzi o dyscyplinowanie adwokatów, którym za niestawiennictwo groziłby nawet 30-dniowy areszt?
- Tak, ale nie tylko ich. Zmiany wymaga system powoływania i kontrolowania biegłych. Oni są również bardzo słabym ogniwem wymiaru sprawiedliwości. FOZZ mógłby się zakończyć już latem ubiegłego roku, gdyby biegli chcieli uzupełnić opinię od ręki.

- Jeśli już uda się wydać wyrok, to często bywa problem z jego wykonaniem.
- Polski wymiar sprawiedliwości, nawet gdyby funkcjonował prawidłowo, to na końcu wszystko ulega zawaleniu. Egzekucja karna nie jest właściwie sprawowana. Ok. 30 tys. osób, które powinny siedzieć w więzieniach, chodzi po wolności. Uchylają się lub odracza im się karę. W PRL co jakiś czas ogłaszano amnestię. Zwalniano z więzień po to, by potem zamykać, bo nie prowadzono żadnej polityki karnej. Obecnie też nie ma konsekwentnej polityki karnej. Nie ma odpowiedniej ilości i jakości zakładów penitencjarnych. W związku z tym 84 proc. kar jest warunkowo zawieszona. Nie byłoby to naganne, gdyby nie fakt, że kontrola takiej osoby jest fikcją. W świadomości społecznej warunkowe zawieszenie jest traktowane jako brak kary. Grzywna jest w małym stopniu egzekwowalna. Ograniczenie wolności połączone z pracą społeczną właściwie nie funkcjonuje. Podobnie jest z egzekucją w sprawach cywilnych. Ci, którzy są zdeterminowani, idą do firm windykacyjnych, które często egzekwują dług z naruszeniem prawa.

- Czy można się pokusić o analogię, że te same bolączki, które trapią FOZZ, dotykają również pozostałych Polaków, klientów wymiaru sprawiedliwości w swoich drobnych sprawach?
- Oczywiście. W 1995 r. składałem wniosek o wpisanie do księgi wieczystej mojego domu i dopiero w 2000 r. otrzymałem ten wpis. Samo dokonanie wpisu pewnie zajęło godzinę, a musiałem czekać na to pięć lat. Tyle trwają studia prawnicze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska