Paragrafem go zadusisz

Fot. Jerzy Stemplewski
- Nie ma sensu wskazywanie pojedynczego bubla prawnego, ponieważ niemal całokształt dorobku legislacyjnego zasługuje na krytykę - twierdzi Anna Sitarczyk-Czajkowska, właścicielka biura rachunkowego "Anna” z Opola.
- Nie ma sensu wskazywanie pojedynczego bubla prawnego, ponieważ niemal całokształt dorobku legislacyjnego zasługuje na krytykę - twierdzi Anna Sitarczyk-Czajkowska, właścicielka biura rachunkowego "Anna” z Opola. Fot. Sławomir Mielnik
Dodaj ciężar samochodu do obwodu uda teściowej i podziel przez liczbę godzin, w czasie których będzie jeździła nim twoja żona.

Równie dobrze tak można było sformułować wzór, na podstawie którego właściciel firmy może odliczyć VAT za zakupiony samochód. Mowa o wzorze Lisaka.
- Przepis powinien być jasny - kupujesz samochód, którego używasz do prowadzenia firmy - odliczasz VAT, nie wykorzystujesz go - nie odliczasz - mówi księgowy w jednej z dużych opolskich firm. - Ktoś wymyślił wzór, na podstawie którego można dokonywać odliczeń. Trzeba przemnażać ilość miejsc w samochodzie przez kilogramy. Kompletna bzdura. Tylko u nas można było coś takiego wymyślić.

Nieprzejrzyste przepisy, brak jednoznacznej interpretacji prawa (można ją otrzymać dopiero od stycznia 2005) bardziej przeszkadzają przedsiębiorcy niż rozrastająca mu się przy boku konkurencja. Bo o ile konkurenta można przystopować dobrym pomysłem, lepszym towarem albo szybciej wykonaną usługą, to na głupi paragraf nic nie działa.
- Jest za dużo zbyt szczegółowych przepisów - mówi Stanisław Starzec z firmy "Multi" z Opola, która od 15 lat zajmuje się dystrybucją drukarek i zatrudnia ponad 30 osób. - Jeśli do firmy wchodzi kontrola i sprawdza wykonanie kilkudziesięciu przepisów, to z góry można założyć, że coś będzie zrobione nie tak, jak chciałyby tego paragrafy.
Zdaniem przedsiębiorcy mylą się ci, którzy uważają, że kolejny przepis usprawni system i pozwoli na łatwiejsze działanie biznesowi oraz przeciętnemu Kowalskiemu. Jeszcze bardziej wszystko utrudni.
- Teraz bałbym się zaczynać - dodaje przedsiębiorca. - Po pierwsze trudno jest przebrnąć przez gąszcz ciągle zmieniających się przepisów, a po drugie rynek stał się trudniejszy.
- Korzystam z usług biura, które zajmuje się obsługą księgowo-prawną mojej firmy - mówi opolski przedsiębiorca (zajmuje się reklamą). - Gdybym tych zadań nie zlecił, to nie mógłbym prowadzić biznesu, tylko musiałbym śledzić przepisy.

Jego zdaniem ktoś, kto chce prowadzić własną firmę, ma mieć przede wszystkim dobry pomysł. Wcale nie musi znać się na podatkach, umieć interpretować przepisy i dawać sobie radę w gmatwaninie urzędniczych wymysłów. Prawo powinno być skonstruowane tak, aby poradził z nim sobie przysłowiowy Kowalski. Co miesiąc tylko za to, żeby nie musieć ślęczeć nad przepisami i mieć spokojną głowę, płaci od 200 do 500 złotych. Tyle kosztuje go biuro zajmujące się księgowością i podatkami.
Bogumiła Lisik, która od blisko 15 lat prowadzi sklep spożywczy w Opolu, część przepisów nazywa po prostu absurdem.
- Po 1 maja 2004 muszę mieć na zapleczu sklepu brodzik, zamontowany dokładnie 50 centymetrów nad ziemią, i tylko tam mogę wylewać brudną wodę po sprzątaniu - mówi właścicielka sklepu. - Do maja muszę go mieć, bo jak nie, to zapłacę karę.
Księgowością w sklepie zajmuje się jej mąż, który żeby rodzinny biznes mógł działać, śledzi zmieniające się przepisy. Co miesiąc z urzędu skarbowego przynosi do domu nowe broszurki, w których namnożono kolejnych zmian.
Kazimierz Meissner, radca prawny z Kancelarii Meissner & Partnerzy z Opola, od 10 lat zajmujący się m.in. doradztwem podatkowym dla firm, twierdzi, że przedsiębiorcom najbardziej może doskwierać nieprzejrzysty system prawny oraz częste zmiany prawa i niejednolite interpretacje.
- Polskie prawo podatkowe traktowane jest przez rządzących bardzo instrumentalnie - mówi Kazimierz
Meissner. - To lekarstwo na problemy budżetowe. Zmiany przepisów następują zbyt pochopnie i za szybko. Niejednokrotnie różnego rodzaju poprawki do przepisów wprowadza się w ostatniej chwili bez jakiejkolwiek analizy ich skutków. Przedsiębiorca, który nie wie, jak będą wyglądały przepisy za pół roku, za rok - nie może planować rozwoju firmy.

- Po 1 maja 2004 muszę mieć na zapleczu sklepu brodzik, zamontowany dokładnie 50 centymetrów nad ziemią, i tylko tam mogę wylewać brudną wodę po sprzątaniu - żali się Bogumiła Lisik, właścicielka sklepu spożywczego z Opola.
(fot. Fot. Jerzy Stemplewski )

Zdaniem Kazimierza Meissnera polscy przedsiębiorcy mogą mieć również kłopot z jakością tworzonego prawa. Sytuacje, w których profesjonaliści zajmujący się podatkami nie są w stanie zrozumieć treści przepisu - nie mówiąc już o przysłowiowym przeciętnym Kowalskim - wciąż są na porządku dziennym.
- To tworzy idealne warunki do nadużywania wszelkiej maści interpretacji, które są prawdziwą zmorą przedsiębiorców - uważa Meissner. - Zbyt często pojawiają się interpretacje pochodzące od aparatu skarbowego, które nie mają nic wspólnego z rzetelną wykładnią prawa. Nie można naginać przepisów tak, jak jest to państwu wygodne.
Zdaniem Ireneusza Jabłońskiego z Centrum im. Adama Smitha z Warszawy polskim przedsiębiorcom nieustannie podkładane są pod nogi kłody w postaci coraz to nowych przepisów.
- Mamy aż 64 wyłączenia dotyczące kosztów uzyskania przychodu - mówi Jabłoński. - To jakiś absurd. Jak już się przedsiębiorca czegoś nauczy, to wymyślane jest coś innego i znowu musi śledzić przepisy, żeby być na bieżąco.
- Nie ma sensu wskazywanie pojedynczego bubla prawnego, ponieważ niemal całokształt dorobku legislacyjnego zasługuje na krytykę - twierdzi Anna Sitarczyk-Czajkowska, właścicielka biura rachunkowego "Anna" z Opola. - Większość przepisów uchwalonych po 1990 roku nie służyła dobru ogółu przedsiębiorców, a tylko różnym grupom interesów.
Najwięcej zastrzeżeń Anna Sitarczyk-Czajkowska kieruje pod adresem ustawy o podatku od towarów i usług VAT z marca 2004. Chodzi m.in. o skomplikowane regulacje dotyczące wymaganej dokumentacji, niezbędnej do otrzymania stawki "0" w dostawach wewnątrzwspólnotowych. Część dokumentów, jak np. potwierdzenie odbioru albo specyfikacja zamówienia, nie funkcjonują w obrocie gospodarczym UE, a ich uzyskanie od kontrahentów jest bardzo trudne. W krajach starej Unii wystarczy sama faktura VAT, żeby przedsiębiorstwo otrzymało stawkę "0".

Na tym nie koniec. Od 1 maja 2004 wprowadzono możliwość niepodpisywania faktur. Podpisy na tych dokumentach utraciły swoje podatkowe znaczenie, ale nadal są ważne na gruncie cywilnoprawnym. Niejednokrotnie w sporach o zapłatę należności podpisana faktura wykorzystywana jest jako dowód dostarczenia towaru lub wykonania usługi. Jeśli podpisu nie ma, wtedy zdecydowanie trudniej jest dochodzić swoich roszczeń. Anna Sitarczyk-Czajkowska swoim klientom radzi, aby przy dostawie towarów z odroczonym terminem płatności takiego podpisu wymagali.
Leszka T. z Opola (nie chce podać nazwiska, bo boi się odwetu urzędu skarbowego), właściciela firmy zajmującej się montażem instalacji elektrycznych, denerwują częste zmiany druków deklaracji, które trzeba składać do urzędów skarbowych. Ilekroć zmienia się przepis, drukowany jest kolejny formularz. Denerwuje się, że pieniądze podatników są po prostu wyrzucane.
W 2002 roku wydrukowano ponad 52 mln formularzy PIT i CIT, co kosztowało blisko 1,4 mln złotych. Rok później formularzy było ponad 51 mln, a kosztowały 1 mln 470 tys. złotych. W 2004 roku druków PIT i CIT było 53 mln. Zapłaciliśmy za nie ponad 1,7 mln złotych.

Ireneusz Jabłoński idzie dalej i mówi wprost: - Już dawno przestało być tajemnicą, że częste zmienianie formularzy nie jest dziełem przypadku. Konieczność druku nowych dokumentów to tworzenie rynków dla "znajomych królika". Podobnie było chociażby z kasami fiskalnymi dla taksówkarzy.
- Państwo, mnożąc przepisy, spycha część przedsiębiorców do pracy w szarej strefie - twierdzi Jabłoński.
Potwierdza to Krzysztof - 24-latek. Jego rodzice prowadzą gospodarstwo rolne, w którym on również pracuje. Zdarzało się, że w garażu naprawiał auta znajomych, bo jest blacharzem.
- Chciałem być uczciwy, otworzyć firmę, naprawiać auta legalnie i płacić podatki - mówi Krzysztof. - To miała być druga działalność, dlatego nadal chciałem być ubezpieczony w KRUS-ie.
Urzędnik powiedział jednak - stop. Krzysztof musi płacić składki co najmniej przez trzy lata. Dopiero później może założyć firmę. Jak mu się nie podoba, to ma się ubezpieczyć w ZUS-ie.
- I dalej klepię samochody nielegalnie w garażu, bo nie ma ich aż tylu, żeby po zapłaceniu ZUS-u została jakaś przyzwoita kwota dla mnie - mówi. - W tym kraju nie można być uczciwym.
Każdy przedsiębiorca posiadający samochód zarejestrowany na firmę musi zapłacić tzw. opłatę środowiskową za zanieczyszczanie środowiska. Nawet pan Janek prowadzący warzywniak raz na kwartał ma obowiązek dostarczyć do urzędu marszałkowskiego raport na temat tego, jak jego polonez truck, którym wozi jabłka i marchewkę, zaszkodził otoczeniu. Mnoży ilość zużytej benzyny przez specjalny wskaźnik i jeśli wychodzi kwota mniejsza niż 200 złotych, to do urzędu trzeba dostarczyć tylko dokumenty, a gdy będzie wyższa, to również wpłacić pieniądze.

A na koniec nowość w przepisach, która dotknęła nas wszystkich, nie tylko przedsiębiorców. W 2005 roku składka na ubezpieczenie zdrowotne wzrosła do 8,5 proc. (w 2004 roku stawka wynosiła 8,25 proc.). Podatek dochodowy można zmniejszyć w dalszym ciągu tylko o składkę w wysokości 7,75 proc. Oznacza to, że w tym roku ubezpieczony pokrywa z własnej kieszeni 0,75 proc. składki. W 2006 roku składka ma wynieść 8,75 proc., a w 2007-9 proc. Wysokość odliczenia od podatku pozostanie na nie zmienionym poziomie.
- Kiedy zaczynałam 15 lat temu, to ktoś, kto miał własny biznes, koncentrował się przede wszystkim na tym, aby go rozwijać - kończy Bogumiła Lisik. - Teraz trzeba śledzić przepisy, dostosowywać się do nie zawsze racjonalnych wymogów, a firma i jej rozwijanie pozostało gdzieś z boku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska