Nowy bestseller, stare herezje

Rys. Andrzej Czyczyło
Rys. Andrzej Czyczyło
Jeśli wierzyć Danowi Brownowi, Chrystus nie był Bogiem, Maria Magdalena była Jego żoną, a Kościół jest oszustem. Tylko czy są podstawy, by mu wierzyć?

Autor wydanego w milionach egzemplarzy i w kilkudziesięciu językach bestselleru przekonuje swoich czytelników, że odkrył skrywaną przez wieki przez hierarchów prawdę o Kościele katolickim. Kiedy czyta się choćby wywołane lekturą wypowiedzi internautów, widać, że wielu czytelników tak właśnie książkę odczytuje. Czy zatem Dan Brown może zachwiać wiarą chrześcijan i zagrozić Kościołowi?
Przeczą temu opinie wielu uznanych autorytetów naukowych i to nie tylko kościelnych. Według nich Brown powołuje się na sekretny tekst znaleziony w roku 1975 w paryskiej bibliotece, który ma być jakoby dowodem na istnienie kościelnego spisku zmierzającego do zafałszowania prawdy Ewangelii. "Zapomina" przy tym dodać, że jego autorzy niedługo potem przyznali, że jest on fałszywką. Czytelnicy albo o tym nie wiedzą, albo im to nie przeszkadza.
Kiedy przyjrzeć się bliżej tezom zawartym w "Kodzie Leonarda da Vinci", łatwo dostrzec, że powtarza on wiele "dyżurnych" zarzutów antykościelnych. Wyróżnia go natomiast atrakcyjna forma, bo powieść jest właściwie gotowym scenariuszem filmowym. Nic dziwnego, że przeczytało ją 25 milionów ludzi.

Czy Jezus był Bogiem?
Trudno postawić Kościołowi cięższy zarzut niż ten, że pierwsi chrześcijanie wcale nie mieli Chrystusa za Boga, a prawdę o Jego bóstwie narzucił ludzkości cesarz Konstantyn i to dopiero w czwartym wieku.
- Najstarsze teksty chrześcijańskie potwierdzają, że podstawowym wyznaniem wiary pierwszych chrześcijan było stwierdzenie: "Jezus jest Panem lub Jezus jest Bogiem" - mówi ks. prof. Tadeusz Dola, dziekan Wydziału Teologicznego UO.
Jednak już w IV wieku arianie zaczęli głosić, że Chrystus był tylko człowiekiem. Sobór w Nicei - o którym pisze także Brown - w 325 roku był dla chrześcijaństwa trudną próbą.
- Ojcowie soboru obronili prawdę płynącą wprost z Ewangelii, że Chrystus jest Synem Bożym równym Ojcu - dodaje ks. prof. Dola
Komentatorzy "Kodu Leonarda" podkreślają, że jest mało prawdopodobne, by Konstantyn mógł sam zmienić przekonania religijne kilkuset biskupów uczestniczących w soborze, w tym także tych, którzy dla Chrystusa cierpieli prześladowania.
Zaprzeczenie bóstwu Jezusa znajdujemy nie tylko w dawnych herezjach, ale i w wielu współczesnych tekstach literackich, by wymienić choćby "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Nikosa Kazantzakisa. Jezus pozostaje tu w kontakcie z Bogiem, ma świadomość wybraństwa i misji do spełnienia, ale Bogiem nie jest. Nawet kuszenie na pustyni jest tylko próbą odciągnięcia Chrystusa od mesjańskich obowiązków. Dlaczego zatem Brown oburza bardziej niż Kazantzakis? Ten drugi nie przekonywał swych czytelników, że fikcja jest historyczną prawdą.
Zresztą wątpliwości dotyczące bóstwa i człowieczeństwa Chrystusa nie są wyłącznie XX-wieczną specjalnością. Jezusa próbowano już w czasach Oświecenia pogodzić z czysto rozumowym obrazem świata.
- Dla Immanuela Kanta i jego uczniów Chrystus jest nauczycielem moralności i wzorcem życia ludzkiego i jako taki jest on do zaakceptowania. Nie wyklucza to nawet, że kto postępuje tak, jak On chciał, ten się zbawi. Ale w takim myśleniu o Panu Jezusie nie ma miejsca na Kościół, sakramenty, łaskę Bożą itp. - mówi ks. prof. Dola.

Powstanie z martwych czy z letargu?
Od zaprzeczenia bóstwu Chrystusa jest tylko krok do zaprzeczenia śmierci Chrystusa na krzyżu i jego zmartwychwstaniu. Rzymscy żołnierze, którzy utrzymywali, że ciało Jezusa wykradli podczas ich snu uczniowie, wcale nie mają monopolu na ten pogląd.
W książce Holgera Kerstena i Elmara Grubera "Jezus ofiarą spisku" pojawia się hipoteza, że skoro Chrystus skonał na krzyżu zaraz po podaniu mu gąbki nasączonej octem, to widać nie był to ocet, ale kwaśne wino z dodatkiem opium. Dzięki narkotykowi mógł On nie tylko znieść ból, ale i wisząc na krzyżu, wyglądał jak martwy.
- Jeśli do tego dodać hipotezę, że w grobie, do którego włożono ciało Jezusa, Józef z Arymatei umieścił pobudzające zioła, jesteśmy o krok od próby wykazania, że zmartwychwstanie jest tylko dziełem uczniów Chrystusa - mówi ks. prof. Dola.
Bardziej wyrafinowanym sposobem zracjonalizowania zmartwychwstania są tak zwane wizje sugestywne. Jeśli im wierzyć, widzenia Pana Jezusa, jakie mieli apostołowie po zmartwychwstaniu, były efektem wyobraźni ludzi zmęczonych pracą, którzy w dodatku mocno wierzyli, że Chrystus zmartwychwstanie i bardzo chcieli go zobaczyć. Mamy tu do czynienia z odwróceniem tradycji chrześcijańskiej. Według niej wiara uczniów w zmartwychwstanie była wynikiem autentycznych spotkań z Chrystusem. Według tej teorii, rzekome spotkania zmartwychwstałego Jezusa z apostołami są rezultatem ich wiary.
Zmartwychwstaniu rzadko zaprzecza natomiast współczesne, mało pobożne kino.
- Także filmy biblijne robione przez ludzi niewierzących i pokazujące chrześcijaństwo raczej w perspektywie kulturowej niż religijnej (Rosselini, Pasolini) nie zaprzeczają zmartwychwstaniu. Motyw ten został natomiast "rozmyty" w musicalu "Godspel" z początku lat 70. Ciało ukrzyżowanego Chrystusa uczniowie niosą tam ulicami Nowego Jorku, znikając w tłumie - mówi ks. dr Marek Lis, filmoznawca z Wydziału Teologicznego UO.

Apostołowie zazdrośni
o Marię Magdalenę?
Gdyby wierzyć Brownowi, Maria Magdalena była żoną Jezusa i to ona, a nie Jan Apostoł, siedziała tuż obok Mistrza w wieczerniku podczas ostatniej wieczerzy. Nie jest to myśl nowa.
Podobną jak w "Kodzie" sugestię, że Chrystus i Maria Magdalena zawarli małżeństwo i mieli dzieci, by podtrzymać królewski ród Dawida, zaś dzieci Chrystusa znalazły schronienie na południu Francji, gdzie tamtejsza gmina zapewniła im przetrwanie, znajdujemy w wydanej także w Polsce książce "Święty Graal, święta krew".
Natomiast Barbara Thiering w tomie "Jezus mężczyzną" pisze, że Maria Magdalena, podobnie jak Matka Boża, należała do stronnictwa konserwatywnego, a ich przełożonym był Judasz. Autorka przekonuje nie tylko, że Maria Magdalena wzięła ślub z Jezusem, ale że nie było to jej pierwsze małżeństwo.
Czy Chrystus mógł być bezżenny? Niektórzy badacze utrzymują, że nie, bo w czasach biblijnych i w tamtej kulturze mężczyźni samotni byli rzadkością. Z drugiej strony wielu proroków w Starym Testamencie było kawalerami. Czy zatem apostołowie mieli powód by być zazdrosnymi o Marię Magdalenę, którą Chrystus miał całować, jak chcą autorzy powołujący się na apokryficzną "Ewangelię Filipa" z III wieku?
Należy wątpić. Zdaniem ks. Marka Lisa, źródłem, które mówi o bliskich relacjach emocjonalnych Jezusa z różnymi kobietami, jest sama Ewangelia. Choćby przy wskrzeszeniu Łazarza ewangelista pisze, że Jezus kochał Łazarza i jego siostry.
Bliskie relacje Chrystusa z kobietami przeniknęły także do współczesnej kultury. W telewizyjnym filmie pt. "Jezus" z roku 1999 jedna z sióstr Łazarza jest zakochana w Jezusie. Chrystus musi jej nawet wprost powiedzieć, że nigdy nie będzie jej mężem. W tym samym filmie Jezusa kocha Maria Magdalena, która łzami radości wita zmartwychwstanie i Jego powrót do życia. W filmie "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Maria Magdalena kocha Jezusa i zostaje Jego żoną. Tyle że małżeństwo to jest tylko pokusą, wyobrażeniem tego, co by się stało, gdyby Chrystus odrzucił krzyż i zadanie zlecone mu przez Boga.
- To, że w gronie przyjaciół Jezusa było wiele kobiet, nie oznacza wcale, że związki z nimi miały charakter erotyczny, a wręcz temu przeczy - dodaje ks. Lis. - Społeczeństwo starotestamentalne było niesłychanie restrykcyjne. Zawarcie małżeństwa było łatwe do przeprowadzenia, ale erotyczne wybryki pozamałżeńskie kończyły się społecznym odrzuceniem i groziły ukamienowaniem kobiety cudzołożnej.
- W dzisiejszym mocno zerotyzowanym świecie trudno uwierzyć, że mężczyzna może funkcjonować bez seksu. To jest problem szerszy, czy traktujemy Ewangelię jako niełatwy wzorzec, do którego próbujemy dorosnąć swoim życiem, czy też próbujemy dopasować Ewangelię do własnego stylu życia i przykroić Chrystusa do swojej miary. Od takiej postawy tylko krok do zarzutów, że wysokie wymagania dotyczące etyki seksualnej Jezusowi przypisali dopiero jego radykalni uczniowie - uważa ks. Tadeusz Dola.

Kiedy zaczął się w Kościele antyfeminizm?
Wśród zarzutów, jakie postawił Kościołowi "Kod Leonarda da Vinci", pojawia się też zarzut antyfeminizmu. W nim jest może trochę prawdy, co nie oznacza jednak, że autor udowodnił, iż apostołowie-mężczyźni wycięli z Ewangelii prawdę o rzeczywistej roli kobiet w pierwotnym Kościele.
- Kiedy czytamy listy św. Pawła i Dzieje Apostolskie, widać wyraźnie, że pierwsze społeczności chrześcijan były bardziej profeministyczne niż Kościół w kolejnych wiekach. Św. Paweł pisze, że nie ma już mężczyzny ani kobiety, ale wszyscy jesteśmy jedno w Chrystusie i to jest to prawdziwa rewolucja - mówi ks. dr Lis. - Tyle że w drugim wieku do Kościoła powróciły poglądy pochodzące ze Starego Testamentu uznające kobietę za nieczystą choćby po porodzie czy, mówiąc językiem reklam, "w te dni".
Zdaniem ks. prof. Doli nieprzystawanie Kościoła do nauki Chrystusa nie oznacza, że Kościół świadomie tę naukę fałszował.
- Jezus przekroczył zasady obowiązujące w jego czasach. Spotykał się z ludźmi wykluczonymi - celnikami, grzesznikami, także łatwymi kobietami i przemieniał ich życie. Trzeba było czasu, by Kościół zbliżył się do tego ideału. W historii znajdujemy wiele zdarzeń, które pokazują, że Kościół nie zawsze ceni kobiety tak wysoko jak sam Chrystus, ale to jeszcze nie powód, żeby zaprzeczać prawdzie Ewangelii. To tylko dowód na to, że musimy do niej dorastać. Jesteśmy świętym Kościołem grzesznych ludzi - mówi ks. prof. Dola.

Kościół oszustem?
Brown zarzuca Kościołowi, że zafałszował naukę Chrystusa, wybierając spośród wielu ewangelii te, które były wygodne, a odrzucając prawdziwe i ukrywając je skrzętnie.
- Te ukryte ewangelie apokryficzne można znaleźć choćby w bibliotece Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego - śmieje się ks. Marek Lis. - Gdyby w Kościele naprawdę miała miejsce jakaś manipulacja księgami Pisma św., to musiałoby to wyjść na jaw na długo przed książką Browna. Do prawdziwych, niezafałszowanych Ewangelii Kościoły wracałyby przede wszystkim w chwilach wstrząsów. Tymczasem Marcin Luter podczas reformacji atakował nauczanie papieży, ale nie autorytet Pisma Świętego.
Z ducha XIX-wiecznego racjonalizmu wywodzi się przekonanie, że ewangelie pierwotnie opowiadane ustnie w czasie kolejnych prób zapisywania i redagowania zostały tak pozmieniane, że raczej zasłaniają, niż odsłaniają Chrystusa. Przeczą temu odkrycia archeologiczne, bo znajdowane fragmenty najstarszych zapisów Ewangelii "pasują" do tekstu współczesnego.
Reakcje Kościoła na zarzuty zawarte w "Kodzie Leonarda da Vinci" są bardzo różne. Arcybiskup Genui Tarcisio Bertone na falach Radia Watykańskiego zarzucił książce, że niesprawiedliwie i kłamliwie pokazuje Kościół, oraz odradził jej czytanie. Trudno nie zauważyć, że apel ten jest nieco spóźniony. Biskup Javier Echevaria, zwierzchnik atakowanej przez Browna wspólnoty Opus Dei, zapewnił, że modli się codziennie za autora książki. Prawdopodobnie dziś, gdy dotarła ona do 25 milionów odbiorców, jest to najlepsza rzecz, jaką można zrobić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska