Żeby choć raz nie bolało

Fot. Paweł Stauffer
To zdjęcie pochodzi z października 1995 roku. To był ósmy miesiąc kuracji, jaką Cecylia Raudzis przechodziła po oblaniu jej kwasem. Wtedy było już wiadomo, że za zamachem stała mafia spirytusowa i że bandyta wziął panią Cecylię za prokurator Wiolantynę Mataniak. Wkrótce naprawił swój i błąd i okaleczył także panią prokurator.
To zdjęcie pochodzi z października 1995 roku. To był ósmy miesiąc kuracji, jaką Cecylia Raudzis przechodziła po oblaniu jej kwasem. Wtedy było już wiadomo, że za zamachem stała mafia spirytusowa i że bandyta wziął panią Cecylię za prokurator Wiolantynę Mataniak. Wkrótce naprawił swój i błąd i okaleczył także panią prokurator. Fot. Paweł Stauffer
Już nie chowa głowy w kołnierz, gdy przechodzi w pobliżu. Włosy nie stają dęba, a skóra nie szczypie do bólu. Tylko dlaczego ciągle obchodzi TAMTO miejsce?

Można powiedzieć: czas goi rany. Można powiedzieć: trzeba pogodzić się z tym, co się stało, tego tematu już nie ma. Ale podświadomości nie da się oszukać. To ona każe Cecylii Raudzis omijać szerokim łukiem to miejsce, przy skrzyżowaniu Niemodlińskiej z Wojska Polskiego w Opolu, w którym 10 lat temu w ciągu jednej sekundy zawalił jej się cały świat.
- Nikogo nie widziałam - opowiada 61-letnia dziś pani Cecylia, dla znajomych Celina. - Zapamiętałam tylko kobietę, która biegła przede mną do tego samego autobusu. Miała kraciastą spódnicę. Zrobiłam parę kroków za nią, żeby też zdążyć. Ale do autobusu nie dobiegłam. Poczułam ciepłą, lepką ciecz na twarzy, a po paru sekundach okropne pieczenie...

Piekąca ciecz okazała się kwasem siarkowym. To było 13 lutego 1995 roku. Cecylia Raudzis, pracownica opolskiej poczty, jak co dzień rano wyszła z domu, wsiadła na rower, przejechała jakieś dwa kilometry, zostawiła rower u siostrzenicy przy ul. Wojska Polskiego i szybkim krokiem ruszyła w stronę przystanku na ul. Niemodlińskiej. Muszę zdążyć, dziś ważny dzień, przekazanie placówki w Brzeziu - powtarzała w myślach. Do przystanku nie doszła...
- Od tej chwili wiem, że nic nie musi być - wzdycha pani Celina, gładząc ręką szeroką czerwoną bliznę na prawym policzku. - Jest, co jest. Nic na siłę. Powtarzam wszystkim: nie mów, że ja muszę, nie mów, muszę zdążyć, bo nic nie musisz. Trzeba zostawić wszystko losowi.

Od dziecka była przesądna i bała się trzynastek. Zawrócić się z domu po coś, będzie pech - to przesąd pierwszy. Trzynastka - pech, przesąd drugi. Tego dnia było i jedno, i drugie. Ważny dzień, więc się wystroiła w najlepszą bluzkę, wyjściowy turkusowy płaszcz, jedwabny szalik. Wyszła z domu i od razu poczuła przenikliwe zimno. Wróciła do domu po ciepły szalik i opaskę z polaru, żeby się nie zaziębić na rowerze.
- Wracałam po ten szalik i myślałam: Boże, żeby nie był pech. Żeby mi autobus nie uciekł, o takim pechu myślałam - opowiada obecna rencistka. - Nie czułam się przez nikogo zagrożona. Uczciwa rodzina, praca na państwowym, żadnych interesów z nikim. Ja lubię czytać kryminały, ale w życiu nie czytałam takiego kryminału, gdzie człowiek człowieka oblałby kwasem siarkowym!
Dziś wie, że to turkusowy płaszcz ściągnął na nią nieszczęście. Identyczny nosiła opolska prokurator Wiolantyna Mataniak, mieszkająca w tej samej dzielnicy. To ona była miała być obiektem bestialskiego zamachu groźnych przestępców. Pani Cecylia miała podobną sylwetkę, nosiła okulary, wsiadała na tym samym przystanku...
Za to "przyczyna pecha", ciepły szalik i ciepła opaska, po które się wracała, uratowały jej życie.
- To, co poczułam na twarzy, było ciepłe, lepkie, lejącę i zaraz żrące - wspomina. - Odruchowo, w tej samej sekundzie, wycierałam to z twarzy rękawiczkami i szalikiem, żeby się tylko nie dostało do ust. To, co zdążyło wejść w skórę, to już zostało i zaczęło piec niemiłosiernie. Szalik i opaska z polaru dużo tego płynu wchłonęły. Inaczej kwas wlałby mi się do ucha, a jakby nie ciepły szalik, to by poleciało niżej, na drogi oddechowe i dziś nie udzielałabym wywiadu. Byłabym na tamtym świecie.

Krzyczała, wołała pomocy, ale nikogo nie było. Dobiegła do postoju taksówek. Do szpitala, do okulisty - poprosiła. Już na wysokości dawnego Domu Towarowego "Za Odrą" przestała widzieć, prawego oka nie dało się już uratować. Ból niesamowity. Potem izba przyjęć w szpitalu na Katowickiej i dwa miesiące bolesnej kuracji.
- Dla męża i syna, który miał wtedy 30 lat, to był większy szok niż dla mnie. Jak przyjechali do szpitala, to była czarna rozpacz, więc zamiast oni mnie, to ja ich pocieszałam, że będzie dobrze. Oni rozpaczali, bo widzieli to, co ja zobaczyłam dopiero po paru dniach, gdy zerknęłam do lustra. To nie była twarz człowieka, ale twarz potwora...
Widok zmaskarowanego odbicia bolał, ale gorszy był ból fizyczny.
- Dziękowałam Bogu, że to mnie spotkało, a nie moich mężczyzn, bo oni by tego nie wytrzymali - wzdycha. - Żadnych znieczulających lekarstw w szpitalu nie przyjmowałam, bo na większość jestem uczulona. Wszystko na żywo, pałeczkowanie oka, żeby nie powstały zrosty to był najgorszy punkt dnia. Przeczyszczenie rany, fastrygowanie maściami odparzeń, ropa się lała, infekcja za infekcją, tak było przez miesiąc. Potem do szpitala przyjechał inny lekarz, po chirurgii oparzeniowej i zmienił leczenie. Zdzierał wszystko do żywca, czyścił, dezynfekował, nakładał siatkę. Dopiero wtedy rany zaczęły się zabliźniać.

Kto mi to zrobił?
To pytanie nie dawało jej spokoju. Pewnie jakaś chora psychicznie osoba - mówili policjanci. Pani Cecylia błagała ich: łapcie tego człowieka, bo obleje następną kobietę. Ale policja wolała wszystko robić cichaczem i... stało się.
Tego dnia, 2 marca, pani Cecylia od rana miała złe przeczucia. Leżała na szpitalnym łóżku, a jakby siedziała na beczce z prochem. Słuchała Radia Maryja i patrzyła na termos z ziółkami stojący obok.
- Siedzę, patrzę na ten termos jakby coś się miało zdarzyć i nagle termos strzela. Wtedy już wiedziałam, że coś niedobrego się dzieje. Nie minęło pół godziny, jak przyszła pielęgniarka. "No, pani Celino, wykrakała pani. Mamy następną...
Wówczas już było wiadomo, że to zamach na prokurator Mataniak. Z użyciem kwasu siarkowego. Że stoi za tym mafia. Że zlecenie...
Dziś wiadomo, kto zlecił zamach. Był to Jeremiasz Barański, pseudonim "Baranina", przeciwko któremu prokurator Mataniak prowadziła śledztwo o gigantyczny przemyt spirytusu; późniejszy zabójca ministra Jacka Dębskiego. Popełnił tajemnicze samobójstwo w celi. Ale pani Celiny ta wiadomość nie uspakaja ani nie zadawala.
- Wina nigdy nikomu nie została udowodniona. Mnie interesuje tylko jedno - żeby dali spokój mnie i mojej rodzinie.

Boli. Bardzo boli.
Z roku na rok coraz bardziej. Kiedyś napady bólu były okresowe. Dziś ból jest ciągły, nieustający, coraz dotkliwszy. Nie pozwala zasnąć.
- Żyję ze świadomością, że będzie coraz gorzej, tak mi powiedział 10 lat temu lekarz i to się sprawdza. Boli wewnątrz, bo nerwy są uszkodzone, czuję takie ciągnięcie od środka, jakby mi ktoś chciał wyciągnąć oko, na które zresztą nie widzę. Boli na okrągło, ale w ciągu dnia, jak człowiek czymś się zajmuje, a ja ani minuty nie siedzę bezczynnie, ból się eliminuje. Najgorzej jest wieczorem, jak człowiek chce się położyć, spokojnie poleżeć, odpocząć, a tu łubudubu, łubudubu, i tak co dnia. Katastrofa. Śpię codziennie po 3-4 godziny. Leki nasenne ziołowe po tygodniu przestały działać. Innej chemii nie mogę, bo jestem uczulona. Chyba w końcu pójdę do psychologa, może on mi pomoże.
Z powodu alergii musiała porzucić pracę, którą uwielbiała, i przejść na rentę. Dostała od państwa w 1995 roku... 380 złotych. Do tego doszło odszkodowanie z ubezpieczenia pracowniczego na życie. Całe... 600 złotych.
- Pocztowcy w tym czasie bardzo cienko zarabiali i mieli niskie stawki ubezpieczeniowe. Jak mój dyrektor usłyszał, ile dostałam odszkodowania, to tak się zdenerwował, że od razu zrobił porządek i kilka miesięcy później stawki wzrosły. A ja musiałam sobie jakoś radzić, nikt mi niczego nie dał na leczenie.

Jedyna operacja plastyczna miała miejsce w Polanicy - rekonstrukcja fragmentów skóry na szyi. Trzeba było poluzować zrosty, aby chora mogła swobodnie ruszać głową. Pani Celina myślała, że zapłaci za to państwo, była przecież ubezpieczona.
- Nic z tego, za każdy centymetr rekonstrukcji musiałam płacić około 400 złotych, dla mnie majątek. O przeszczep skóry, żeby jakoś wyglądać, nawet się nie starałam, bo operacja nie wchodzi w grę. Jestem uczulona na narkozę. Sterty leków na astmę, które połykałam, nie dawały efektu. Potem znalazłam profesora z Filadelfii, który przyjeżdżał do Krakowa i leczył swoimi zagranicznymi specyfikami. On mnie wyleczył z astmy, ale jedna wizyta u niego z lekami kosztowała 500-650 złotych, a ja jeździłam co dwa miesiące, przez dwa i pół roku. Finansowo mojej rodzinie było naprawdę ciężko.
Ciężko było również dlatego, że o wypadku pracownicy poczty się nie mówiło. Wszystkie wzmianki w mediach zawsze dotyczyły pani prokurator.
- Kiedyś widywałam panią prokurator w kościele. Miałam ochotę się z nią spotkać, porozmawiać. Myślałam sobie tak: obie jesteśmy pokrzywdzone przez los. Nie powinno się to stać, ani tobie, ani mnie. Ale nie miałam śmiałości podejść. Wiedziałam, że prokuratura i ministerstwo dużo jej pomagają. Bałam się, że pomyśli, że ja coś od niej chcę - zwierza się ofiara zamachu.

Pani Celinie najbardziej pomógł Bóg. Gdyby nie wiara w Boga, toby nie podołała. Załamanie psychiczne murowane. Owszem, pytała, Boże, dlaczego akurat ja? Dlaczego właśnie mnie to spotkało? Ale nie zachwiało to jej silnej wiary.
- Odpowiadam sobie, że Bozia nakłada krzyżyki tylko temu, kto potrafi je udźwignąć. Widocznie ja sobie z tym radzę...
O czym marzy? Rencistka spuszcza wzrok, a potem mówi cicho:
- Żeby choć przez jeden dzień mnie nie bolało...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska