Lodowaty zabójca

Maciej T. Nowak [email protected]
Richard Kuklinski ps. Iceman, z pochodzenia Polak, jest najsłynniejszym kilerem, jaki działał w Stanach Zjednoczonych. Na sumieniu ma ponad 100 osób, a skazano go jedynie za zabicie czterech.

Richard Kuklinski ps. Iceman
1935 r. - przychodzi na świat w ubogiej rodzinie robotniczej
1949 r. - zabija po raz pierwszy
1954 r. - zabija po raz drugi
1981 r. - morduje i zamraża ofiary, otrzymuje pseudonim "Iceman"
1986 r. - zostaje zatrzymany przez policję, po trzyletnim śledztwie
1988 r. - sąd skazuje go na podwójne dożywocie

Amerykańska policja uznała go za jednego z najniebezpieczniejszych przestępców w historii USA. Zabijał, używając broni palnej, noża, trucizny, kuszy, garotty (obręcz zaciskana gwintem służąca do duszenia). Przyznał, że mordowanie nigdy nie robiło na nim wrażenia. Zabijał przez ponad 25 lat, na zlecenie mafii. Ginęli także ci, którzy osobiście mu się narazili lub zagrażali jego rodzinie. Liczbę jego ofiar szacuje się na ponad 100.
Richard Kuklinski (zbieżność nazwisk z słynnym polskim pułkownikiem przypadkowa) urodził się w 1935 r., w ubogiej rodzinie robotniczej, której korzenie sięgały Polski. Podobnie jak inni zabójcy działający na zlecenie czy też mordercy seryjni, Kuklinski ma za sobą traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Było ono nieudane i smutne. Ojciec pił, wymagał i bił. Matka była nerwowa i niecierpliwa. Sytuacja rodziny była trudna. Miał nawet przezwisko "chudy Polak".
Richard był ministrantem, ale stracił szybko wiarę w Boga. Szybko zaakceptował przemoc jako dopuszczalną formę zachowania społecznego. Zabijał, bo miał poczucie krzywdy. Robił to także dla pieniędzy.

Współpracę zaproponowała mafia
Pierwszy raz zabił, gdy miał 14 lat. Ukradł wino i schował je w kotłowni. Stamtąd butelki zabrał mu Johnny, przywódca osiedlowej bandy. Richard zaczaił się pod blokiem i postanowił walczyć o swoją godność. Drążkiem bił rywala, aż ten upadł i przestał się ruszać. Gdy rano się dowiedział, że chłopak nie żyje, przestraszył się i przez tydzień nie wychodził z domu.
W wieku 18 lat miał 190 cm wzrostu oraz opinię twardziela i zabijaki. Następną ofiarą był mężczyzna, który publicznie wyraził się o nim bardzo niepochlebnie. Do jego samochodu wrzucił butelkę z benzyną...
- Skończył tylko osiem klas - pisze Jonathan Dunder, autor artykułów poświęconych Kuklinskiemu, które można poczytać m.in. na witrynie internetowej www.freeinfosociety.com
Za pożyczone pieniądze Kuklinski otworzył swój biznes - produkcję filmów pornograficznych. Spóźnił się z oddaniem mafijnej kasy, więc dostał w skórę. Jednak później rodzina Gambino (jedna z najbardziej liczących się w Nowym Jorku) zaproponowała mu współpracę. Jego bezpośredni przełożony Roy DeMeo zaczął o nim mówić "twardy Polak". Nie wahał się użyć siły, a wkrótce uznano, że jest idealnym kandydatem na kilera. Testem było zastrzelenie mężczyzny spacerującego z psem.
Roy DeMeo powiedział kiedyś do Kuklinskiego: "Któregoś dnia, Polak, albo ja zabiję ciebie, albo ty mnie." - Ciało DeMeo znaleziono w styczniu 1983 r. w bagażniku jego własnego samochodu porzuconego na Brooklynie. Miał cztery przestrzeliny w głowie, a na jego ciele leżał żyrandol - informuje dr Zbigniew Lasocik, autor książki poświęconej zabójcom na zlecenie. Dr Lasocik przeanalizował przypadek "Icemana". Starał się o osobiste spotkanie z kilerem, ale władze stanu New Jersey nie udzieliły mu zgody.
Według policji wyrok na mafiosa DeMeo wydała rodzina Gambino, a jego wykonanie zlecono Kuklinskiemu. Morderca przyznał się do tego zabójstwa, ale nie został za nie osądzony, gdyż organa ścigania nie zebrały wystarczających dowodów. Podejrzany nigdy nie wyjaśnił symboliki żyrandola na ciele ofiary.

Kiler przynosił kwiaty żonie
- Kuklinski przyznaje, że mordował z zemsty za konkretne krzywdy, ale mówi także, że wielokrotnie zabijał z zemsty za to, co zrobił mu ojciec - wyjaśnia dr Lasocik. - Tłumaczył, że gdy zabijał ludzi, którzy wobec niego zachowywali się arogancko lub okazywali mu lekceważenie, to tak jakby zabijał swojego ojca, który lekceważył go przez całe życie.
"Iceman" obsesyjnie bał się biedy i jej skutków, dlatego zdecydował się na zarabianie pieniędzy, bez patrzenia na konsekwencje. Kuklinski mieszkał w dobrej dzielnicy, miał porządne samochody. Głównym źródłem jego dochodów były honoraria za egzekucje, ale także handel narkotykami i pornografią. Za mokrą robotę brał po kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Nikt z rodziny nie miał pojęcia o jego podwójnym życiu. - Aresztowanie było totalnym szokiem dla jego żony i dzieci. Nie mogli uwierzyć w to, że jest on zabójcą na zlecenie - pisze Jonathan Dunder. Był domatorem, nie lubił podróżować i opuszczać rodziny.
Barbara Kuklinski, żona Richarda, wspomina, że był on szarmancki, czuły i romantyczny. Przynosił jej kwiaty i upominki. Nie wie, jak to się stało, że mógł zabijać z zimną krwią.
Jednego ze swoich dłużników Kuklinski zabił, gdy siedzieli w samochodzie. Huk wystrzału ogłuszył go. Przyznał, że był to jeden z niewielu momentów w życiu, gdy wpadł w panikę. Gdy odzyskał wzrok i słuch, przeszukał samochód i ze schowków zabrał pieniądze. Wrócił do domu. Była wigilia, więc pod choinką - jak gdyby nic się nie stało - ułożył prezenty dla dzieci.
Kuklinski jest postacią medialną. Poświęcono mu wiele artykułów, reportaży, audycji telewizyjnych. Sam dzięki temu nabrał mentorskiego tonu. Jego opowieści charakteryzowała rozbudowana dramaturgia i swoisty klimat.
O mężczyźnie, którego zastrzelił, gdy ten stał na światłach: "Nigdy już nie zobaczył zielonego światła..."
O ofierze, którą zabił, strzelając przez wizjer: "Nigdy nie wiesz, co możesz zobaczyć..."

Spray z cyjankiem
Mimo iż Kuklinski twierdzi, że nigdy nie lubił zabijać, to zdarzało mu się eksperymentować w tej dziedzinie. Starał się zgromadzić jak największą wiedzę o technikach pozbawiania życia i o sposobach zacierania śladów. Najczęściej używał broni palnej, ale pod koniec swej kariery zaczął również używać trucizn.
Cyjankiem posługiwał się w bardzo wyrafinowany sposób, niekoniecznie przez podawanie go do pokarmu. Substancja jest zabójcza także wtedy, gdy zostanie rozpylona w powietrzu, w postaci sprayu, i jest wdychana do płuc. Działa też, gdy zostanie umieszczona na odzieży ofiary, ponieważ przez włókna przenika do skóry, a stamtąd do organizmu. By sprawdzić, jak działa zabójczy spray, spryskał nim przypadkowego przechodnia. Później przez kilkanaście sekund przyglądał się konającemu człowiekowi.
- Do historii kryminologii i kryminalistyki przeszedł jako "Iceman". Jego pseudonim wziął się stąd, że Kuklinski niektóre swoje ofiary zamrażał, by wprowadzić w błąd organa ścigania co do rzeczywistego momentu śmierci - tłumaczy dr Zbigniew Lasocik z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zwłoki denata należało zamrozić jak najszybciej. Później trzeba było je położyć w takim miejscu, by odkryto je dopiero, gdy będą już całkowicie rozmrożone.
Rozmrożone ciało posiada takie cechy, które sugerują patologom przeprowadzającym sekcje zwłok, że zgon nastąpił niedawno, podczas gdy rzeczywiście mógł się wydarzyć nawet kilka lat wcześniej. Kuklinski wynajmował chłodnię, w której przechowywał zwłoki.
Louis Masgay, handlowiec z Pensylwanii, wyszedł z domu 1 lipca 1981 r. i nigdy do niego nie powrócił. Jego ciało znaleziono po ponad dwóch latach. We wstępnych ustaleniach przyjęto, że zgon nastąpił krótko przed odnalezieniem. Podejrzenia wzbudziło to, że mężczyzna był ubrany identycznie jak w dniu zaginięcia, a w niektórych tkankach jego ciała (mięsień sercowy) znaleziono kryształki lodu, mimo że była ciepła jesień. Nieznanego wówczas sprawcę zabójstwa zaczęto nazywać "Iceman".

W grupie niebezpieczniej
Dobra passa Kuklinskiego jednak się skończyła. Już jako doświadczony przestępca zaczął popełniać błędy. O tym, że wcześniej działał bezbłędnie, świadczy fakt, że do połowy lat osiemdziesiątych nie prowadzono przeciwko niemu żadnego śledztwa. Kontakty z mafią były policji znane, ale nie było podstaw do wszczynania postępowań.
Podstawowym błędem, który popełnił, było założenie własnej grupy przestępczej, która trudniła się narkotykami, pornografią, kradzieżami luksusowych aut i praniem brudnej kasy. Przestał być ostrożny i dostarczył dowodów swojej winy. Był sprawny jako kiler, ale nie był dobrym kierownikiem gangu. Złamał zasadę, że o działalności przestępczej musi wiedzieć jak najmniej osób.
Policja powołała specjalną grupę, która przez trzy lata obserwowała "Icemana" i zbierała na niego dowody. Jeden z agentów działających pod przykryciem zaproponował mu zabójstwo i nagrał rozmowę. Gdy funkcjonariusze się zorientowali, że rzeczywiście chce on zlikwidować wskazanego człowieka, zdecydowali o aresztowaniu "Icemana". 17 grudnia 1986 r. obstawili okolice jego domu i zablokowali wyjazdy z dzielnicy.
Dwa lata później Kuklinskiego skazano jedynie za cztery zabójstwa. Uwolniono go od zarzutu zabójstwa farmaceuty, którego ciała nigdy nie odnaleziono. "Iceman" dostał dwukrotne dożywotnie więzienie. O warunkowe przedterminowe zwolnienie będzie się mógł ubiegać po odsiedzeniu 60 lat. Jeśli dożyje, będzie wówczas miał 111 lat.
Dziś morderca siedzi w więzieniu w Trenton. Pracuje w bibliotece i praktycznie nie utrzymuje kontaktu z innymi więźniami.
Kuklinski utrzymuje, że nie wykonałby zlecenia, gdyby ofiarą miała być kobieta bądź dziecko. Zapytany kiedyś przez dziennikarza, czy darował komuś życie, opowiedział następującą historię: Zauważył, że ofiara na przemian modli się i błaga go o litość. Zaproponował jej układ. Jeśli w ciągu 30 minut zjawi się jej Bóg i zmieni okoliczności, to daruje jej życie. Bóg się nie zjawił, okoliczności nie zmienił, więc musiał zabić ofiarę.

* korzystałem z książki "Zabójca zawodowy i na zlecenie" autorstwa Zbigniewa Lasocika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska