Powołani

Agata Jop
Leszek Lepiorz wyrósł w pobożnej rodzinie, więc ludzie nie pytali go, czy pójdzie do seminarium, tylko kiedy.
Leszek Lepiorz wyrósł w pobożnej rodzinie, więc ludzie nie pytali go, czy pójdzie do seminarium, tylko kiedy.
Marzyli o domu z ogródkiem, żonie i gromadce dzieci. Aż Głos powiedział im, żeby rzucić wszystko i służyć Bogu.

Wiara jest żywa albo i nie. Staszek Zioła szczerze wyznaje: jego żywa nie była, odziedziczona raczej, wyniesiona z domu, automatyczna. To się działo w Prudniku. Staszek nosił wówczas spodnie z krokiem w okolicy kolan, szalał na rolkach i pobijał własne rekordy czasu spędzanego przy grach komputerowych (stanęło na siedemnastu godzinach, tak ciurkiem, z przerwami na jedzenie). Generalnie - się buntował. Na pewno Chrystusa wówczas nie rozumiał.

- Kościół zawsze był w moim życiu - mówi Staszek - ale ja nie zawsze uczestniczyłem w życiu Kościoła. To się zmieniło w drugiej klasie liceum. Zakochałem się. Miała na imię Malwina.

Mieszkała z rodziną w Paryżu. Staszek pojechał tam na wycieczkę. Polskiej grupie towarzyszył katecheta, ksiądz Leszek.
- Malwina przyjedzie do Polski na oazę - powiedział ksiądz.
- A co to jest oaza? - zapytał Staszek.
Dla tej dziewczyny uczestniczył w rekolekcjach. Z początku dziwnie było: nabożeństwo codziennie zamiast raz na miesiąc. Czwartego dnia chłopak usłyszał słowa, które wiele zmieniły: "Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście". To z Księgi Powtórzonego Prawa, rozdział 30.

- Pod wpływem tych słów wybrałem Chrystusa jako Pana i Zbawiciela w moim życiu - mówi Staszek. - Zaczęło się. Zacząłem poznawać wartości, których wcześniej nie rozumiałem.

Lednica, 180 tysięcy młodych ludzi klęknęło przed trzymetrową monstrancją. To wtedy Staszek pierwszy raz pomyślał o seminarium. Kto kogo wybiera? Chrystus człowieka czy człowiek Chrystusa?
- Pan zawsze jest pierwszy - mówią klerycy z Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu. - Czy mnie miłujesz? - pyta i czeka na odpowiedź.
Półtora roku przed ukończeniem liceum Staszek został ministrantem. Żeby się upewnić, czy chce zostać księdzem, poszedł z pielgrzymką do Częstochowy. W okolicach Strzeleczek podczas kazania usłyszał od księdza Tomka: "Za Chrystusem idź na całość!". To kolejne ważne słowa. Znak.

A jednak wątpić jest rzeczą ludzką. Staszek wybrał Wrocław, politechnikę, budownictwo. Malwina była już wtedy przecudnym wspomnieniem, miłością niespełnioną. Po niej pojawiła się Agnieszka, pierwsza i ostatnia dziewczyna "do chodzenia". Kiedy rezygnował z budownictwa i decydował się na sutannę, nie miał nikogo.

Luksus modlitwy

- W seminarium mamy warunki, żeby kształtować duchowość przez lekturę Pisma Świętego i medytację - mówi Marcin Kłosowski.
- W seminarium mamy warunki, żeby kształtować duchowość przez lekturę Pisma Świętego i medytację - mówi Marcin Kłosowski.

- Kiedyś nie uczestniczyłem w życiu Kościoła. Potem wybrałem Chrystusa jako swego Pana i Zbawiciela - mówi Staszek Zioła.

Klerycy zaczynają się budzić razem z kurami, po godz. 5.00 rano. W pokojach mieszkają po dwóch, trzech, rzadko w pojedynkę. Współlokatora nie można sobie wybrać. Dostaje się go z przydziału. Przyszły duszpasterz powinien dogadać się z każdym. Klerycy nie ukrywają: zgodnego życia z obcym człowiekiem trzeba się nauczyć. Zanim to nastąpi, można się pokłócić, na przykład o to, kto sprzątnie wspólną łazienkę.

O 6.00 społeczność spotyka się na modlitwie porannej w seminaryjnym kościele. Wszyscy razem śpiewają, a potem każdy osobno przez 20 minut medytuje Słowo Boże. Wyobraź sobie 6 rano zimą - ciemno i chłodno. Rozmyślania o Bogu bywają w takich okolicznościach zwycięstwem nad własną słabością.
- W seminarium mamy warunki, żeby kształtować duchowość - mówi Marcin Kłosowski (22 lata, czwarty rok seminarium). - Trzeba do tego dużej dyscypliny wewnętrznej, ale rytm dnia, ustalenie godzin dają nam "luksus" modlitwy. Są określone pory, kiedy człowiek jest sam na sam z Pismem Świętym i medytacją.
- Każdy z nas przyszedł tu ze świata, gdzie warunki rozwoju duchowości są trudne lub gdzie ludzie wcale jej nie mają - twierdzi Łukasz Knosala (20 lat, pierwszy rok seminarium). - Tylko tym różni się życie w seminarium od życia poza nim.
Potem śniadanie w refektarzu i o godz. 8.00 początek wykładów. W seminarium uczą kleryków teologii dogmatycznej, fundamentalnej, moralnej, etyki życia seksualnego i homiletyki (to o przygotowywaniu kazań), ale też psychologii, pedagogiki, filozofii. Są przedmioty fakultatywne - psychologia zachowań społecznych czy psychologiczne aspekty ciała człowieka - oraz obowiązkowe, np. łacina, greka i język hebrajski. Klerycy dowiadują się, jak ułomne bywają tłumaczenia.

Staszek: - Na przykład greckie "metanoiete" znaczy "zmieniajcie myślenie", a jest tłumaczone jako "nawrócenie". Czy to jest to samo? Albo miłość. Po polsku jest tylko jedna, a greka zna trzy odcienie miłości - zakochanie, miłość przyjaźni i miłość polegająca na całkowitym oddaniu się.

Piłka nożna i powołanie

- W seminarium mamy warunki, żeby kształtować duchowość przez lekturę Pisma Świętego i medytację - mówi Marcin Kłosowski.

Sport - to było całe życie Leszka Lepiorza. Nawet za dziewczynami nie latał, tylko piłka i piłka w Sośnicy Gliwice. Rodzina pobożna, chłopak służył jako ministrant. Wtedy jest się blisko ołtarza. I blisko Boga.
- Ludzie nie pytali mnie, czy pójdę do seminarium - mówi Leszek. - Pytali: kiedy.
Czy człowiek nosi w sobie powołanie? Czy podoła? Duszpasterz - pasterz dusz. To ogromna odpowiedzialność, bo od tej posługi może zależeć czyjeś zbawienie.
- Trzeba być dla wiernych przykładem - uważa Leszek. - Trzeba mieć świadomość, że ludzie odchodzą z Kościoła z powodu złego prowadzenia się swojego księdza.
Duża odpowiedzialność, ale dla mnie nie było innej drogi.

Dziś Leszek ma 23 lata, jest na 4. roku i gra w seminaryjnej drużynie piłkarskiej. Na tym samym kursie studiuje jego... brat bliźniak, Grzegorz. Mieszkają w jednym pokoju. Dotychczas na temat powołania nie rozmawiali. Nie było takiej potrzeby. Leszek twierdzi, że wybór brata tylko trochę go zdziwił.
Nie każdy, kto przyszedł do seminarium, zostanie księdzem. Łukasz Knosala już to wie, chociaż jest dopiero kilka miesięcy.
- Na moim kursie z 40 osób zostało już 38 - mówi kleryk. - Potem może być jeszcze trudniej. Nie da się latami udawać przed samym sobą, że się człowiek do posługi nadaje, jeśli się nie nadaje. Dlatego ludzie rezygnują.
Są też zasady, których łamać nie wolno. Żadnego alkoholu. Żadnych papierosów, jeśli się nie paliło przed wstąpieniem do seminarium. Trzeba sobie wzajemnie pomagać. Fali żadnej tu nie ma, chociaż każdy rocznik zna swoje prawa i obowiązki. Pierwszy kurs pracuje fizycznie - sprząta. Drugi rok zmywa refektarz. Na trzecim otrzymuje się posługę lektora.

Domek pod lasem

Historia Łukasza zaczęła się w Głogowcu pod Głogówkiem. Przysiółek, wszystkiego jakoś 120 mieszkańców. Tata od 15 lat pracuje za granicą, przyjeżdża na weekendy - to takie typowe dla naszych czasów. Dlatego Łukasz szybko dojrzał. Opiekował się domem, mamą, starszą siostrą i młodszym bratem.

- Rodzina - mówi kleryk - jest bardzo ważna. Moja siostra ma już dwójkę swoich dzieci - 4-letniego Kubusia i 2-letnią Anię. Jestem chrzestnym Ani. Ciężko samemu sobie wytłumaczyć, że jeśli zostanę księdzem, nigdy nie będę miał własnych dzieci. Przy moich siostrzeńcach to jest takie... namacalne. Zawsze marzyłem o domku pod lasem. Żona, dwójka dzieci, ale gdyby była trójka, tobym się nie obraził.
Łukasz uważa, że dla rozwoju kapłana ważna jest praca z jakąś grupą młodzieży. Nie za dużą, żeby z każdym mieć kontakt indywidualny. Łukasz jest typem społecznika, w gimnazjum - rzecznik praw ucznia, w liceum - przewodniczący szkoły. Akcje, projekty, wolontariat. Jeszcze rok przed wstąpieniem do seminarium nie wiedział, co to jest alba. Chciał zostać prawnikiem.

- Omadlałem też zostanie ekonomistą - śmieje się sam z siebie.
Według Łukasza droga do seminarium przebiega tak: najpierw są predyspozycje, potem trzeba pomyśleć, do czego się nadaję, omodlić sprawę, czyli porozmawiać o niej z Panem Bogiem. Warto też pogadać z ludźmi. Wreszcie - postanowienie. Łukasz przyznaje, że objawienia nie miał. Ani znaku. Ani nawet punktu zwrotnego. Więc co się stało, że zechciał do seminarium? Bóg tak chciał.
- Jestem tutaj - mówi - ale to nie znaczy, że nie będę miał rodziny i swojego domku pod lasem. Mam kilka lat na przemyślenie. Ciągle jeszcze mam wybór.

Zabawy w księdza

Rafał Biniek, 21 lat, 2. rok seminarium, pochodzi z Lublińca, ale przeprowadził się z rodziną do Częstochowy. W domu jedynak. Pobożność dostał w prezencie od dziadków. O Panu Bogu mu opowiadali - to było piękniejsze od bajek. Babcia uczyła: Aniele Boży, Stróżu mój... To było dobre dzieciństwo. Brakowało tylko rodzeństwa - kogoś, z kim można pogadać lub choćby się pokłócić. Wpływ kuzyna Michała, niewiele młodszego, ujawnił się jakoś po pierwszej komunii. Michał wyciągnął Rafała na nabożeństwa majowe i zaproponował zostanie ministrantem.
- Bawiliśmy się razem w kolejarzy, ale przede wszystkim w księży i w odprawianie mszy - wspomina Rafał. - Dzieci bawią się w to, co je interesuje.

Potem Michał wymyślił rekolekcje wakacyjne. Wakacyjne? Wtedy powinno się leżeć na plaży albo grać w piłkę, a nie się modlić! Pojechali. Pierwszy raz Rafał przebywał tak długo z ludźmi, którzy tak dużo mówili o duchowości. Pod koniec gimnazjum pojawiła się myśl o zakonie. Na co dzień normalne życie nastolatka: książki detektywistyczno-przygodowe (Robert Ludlum przede wszystkim), kibicowanie na meczach piłkarskich, kolekcjonowanie piłkarskich statystyk, zainteresowanie skokami narciarskimi, kiedy jeszcze latanie wychodziło Małyszowi średnio. W liceum myśl o zakonie się zamazała, m.in. z powodu sukcesów na olimpiadach historycznych. Może by zostać prawnikiem? Krok do tyłu w drodze do ołtarza.
Był Wielki Piątek, późno wieczorem Rafał uczestniczył w adoracji grobu Pańskiego. Klęknął. Panie Jezu - zapytał tak wprost - gdzie powinienem pójść? Odpowiedź zupełnie niespodziewana: - Do seminarium.

Co to było? Sam Bóg czy może zwykły głos wewnętrzny?
Przed maturą Rafał - oczywiście przez kuzyna - poznał Martę i Agnieszkę. Obydwie fajne, Agnieszka troszkę bardziej... Zaprosiły Rafała do parafialnej wspólnoty młodzieżowej.
- Kryterium wiary nie miało znaczenia dla mojego zainteresowania Agnieszką - podkreśla kleryk. - Pojechaliśmy całą grupą do Lednicy (chyba w tym samym roku co Staszek). Chciałem się upewnić w decyzji o wstąpieniu do seminarium. Miałem w pamięci tamten głos w Wielki Piątek, ale obok Agnieszkę...
Jest mądrą dziewczyną. Nie wyśmiała chłopaka, który nagle ujawnił jej swoje uczucia. Powiedziała tylko: - Żebyś nie popełnił błędu.

Dużo rozmawiali o seminarium. Wieczorem w przeddzień składania papierów miał jeszcze wątpliwości. Rano, kiedy wsiadł do autobusu, był już przekonany, że decyzja jest słuszna. Z takim przekonaniem człowiek robi się pełen spokoju.
Żeby życie miało sens
Jedynak - byłoby nienormalne, gdyby rodzice nie marzyli, aby się ożenił i dał im wnuki. Marcin Kłosowski nie był ministrantem. Pochodzi z Bytomia Miechowic. Jako dziecko chciał zostać kierowcą, lekarzem albo sędzią. Słuchał muzyki. Grał na komputerze. Weekendy spędzał ze znajomymi. Do dzisiaj jeździ w góry. Lubi narty. Rodzice byli jego nauczycielami wiary (nie wszyscy rodzice nimi są). Chcą, żeby był szczęśliwy. Co daje szczęście? Poczucie, że to, co się robi, ma sens.
- Jestem w zgodzie z sobą i z Panem Bogiem - mówi Marcin. - Czy wcześniej żyłem bezsensownie? Nie, bo wszystko jest nauką, doświadczeniem.
Wierzy głęboko, że pomysł na szczęście dla niego - Marcina - jest pomysłem Boga. Wcześniej chłopak pytał sam siebie, tak egoistycznie: Gdzie mi będzie najlepiej? Dziś wybacza sobie ten egoizm - jest taki ludzki.
- Dziś - mówi Marcin - słucham nie tylko rocka, ale też śpiewów gregoriańskich, bo Kościół dba o kulturę. Słucham też trochę hip-hopu i rapu, to z powodu młodych ludzi, dzięki muzyce nawiązuję z nimi kontakt. W hip-hopie teksty wiele mówią o ich życiu.

Zwykłe życie jest także w gazetach i w internecie - nawet seminarzysta nie odrywa się całkiem od zwykłego świata. Intelekt i poznanie - nie tylko wiara - też prowadzą do Boga.
Sutannę zakłada się dopiero na czwartym roku. Marcin już założył. Wychodzi na ulicę. Reakcje przechodniów są różne. Nieznajomi kłaniają się. Szczęść Boże. Już nikt nie powie proszę pana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska