Tymochowicz: - (prawie) Wszystko jest na sprzedaż

Redakcja
Świat w większości jest taki, jakim go widzimy, choć widać też rękę spin doktorów - mówi Piotr Tymochowicz.
Świat w większości jest taki, jakim go widzimy, choć widać też rękę spin doktorów - mówi Piotr Tymochowicz.
Rozmowa z Piotrem Tymochowiczem, specjalistą ds. wizerunku i marketingu politycznego.

- Rządzą nami spin doktorzy? Specjaliści od public relations, kreowania wizerunku, wmawiania nam, co dla nas dobre, a co złe?
- Mile łechce pan moją próżność, ale muszę zaprzeczyć. Jeszcze tak źle nie jest. Świat w większości jest taki, jakim go widzimy, choć widać też rękę spin doktorów.

- Na przykład?
- Na przykład w mediach. Zastanawiał się pan, czym w istocie jest tarcza antyrakietowa?

- Czym jest tarcza antyrakietowa, każdy widzi…
- To przecież tak czy inaczej zwykła wyrzutnia rakiet.

- Antyrakiet.
- Ale jednak rakiet. I otóż fachowcy od sprzedaży produktu z koncernu Lockheed dostali zadanie wprowadzenia do potocznego języka takiego określenia tych wyrzutni rakietowych, by ludzi nie straszyć. No bo kto chciałby mieszkać w pobliżu potwora gotowego odpalić śmiercionośną salwę? Wiele milionów dolarów poszło na to, by w mediach konsekwentnie pojawiało się określenie "tarcza". A w sąsiedztwie tarczy to aż przyjemnie sobie mieszkać, prawda?

- Bezpiecznie i korzystnie. Bo jeszcze można zarobić na żołnierzach, którzy ją obsługują!
- Oto geniusz PR w pełnej krasie! Tak zareklamować broń, by ludzie nie tylko się jej nie bali, ale wręcz pożądali w swoim pobliżu!

- Czym innym radary jako elementy tarczy, czym innym antyrakiety...
- A któż się w to będzie zagłębiał? PR ma na celu stworzenie przychylnego klimatu społecznego dla produktu. A proszę jeszcze pamiętać, że tarczy, jak nasz rząd chce, strzec będą patrioci! Żadne tam rakiety, które przyciągają uwagę przeciwnika, lecz poczciwi, swojscy patrioci! Jakby żywcem przeniesieni spod Grunwaldu czy Olszynki Grochowskiej. Czy można nie lubić patriotów?

- Wszyscy kochamy patriotów i oby ich było jak najwięcej.
- I o to chodzi w tym biznesie. A czy ktoś jeszcze pamięta, jak jakiś czas temu Europą wstrząsnęły informacje, że banki szwajcarskie wzbogaciły się na Holocauście? Że Szwajcarzy wiedzieli, skąd płyną pieniądze do ich skarbców i że przymykali na to oko, bo strumień pieniędzy był zbyt wartki, by zawracać sobie głowę sumieniem?

- Była wtedy znaczna afera…
- Więc banki szwajcarskie złożyły się, by wynająć pewną stosunkowo niewielką firmę PR-owską. I raptem ucichły częste wtedy wezwania do bojkotu tamtejszych finansistów, do nielokowania tam kapitału. Szwajcarzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znów ukazali światu swą uśmiechniętą twarz dobrodusznych, poczciwych bankierów i… świat to kupił. Znowu lubimy Szwajcarów.

- Jak to zrobiono?
- Półtora roku zabrało mi szukanie odpowiedzi na to pytanie. Znalazłem, ale proszę wybaczyć - odpowiem w mojej książce, którą właśnie piszę.

- Wszystko można wszystkim wmówić? To straszne. Matrix jakiś…
- Rozsądek, kierowanie się własnym doświadczeniem, wiedzą wystarczą, by oprzeć się PR-owskim zabiegom. Choć ta odporność słabnie, bowiem jak długo można opędzać się od często sztucznie podsycanych masowych histerii? Pamiętamy dziś o chorobie szalonych krów? O panice w sklepach mięsnych? Alarmujących nagłówkach? Nie pamiętamy, bo środki służące do zapobiegania skutkom epidemii zostały sprzedane, tak jak miały być. Zresztą zaraz potem uwaga opinii została skierowana na ptasią grypę, chorobę występującą od zawsze, ale nigdy z taką medialną oprawą. I ta histeria też napędziła sprzedaż odpowiednich środków, wydano sporo pieniędzy na zabezpieczenia, zatem przestała być interesująca. Ciekawe czym będziemy straszeni niebawem?

- Nie popada pan w jakąś odmianę spiskowej teorii dziejów? Może większość tych rzeczy dzieje się ot, tak? Przypadkiem, ale też wskutek globalizacji, która sprawia, że jak Eskimos kichnie, a agencje napiszą o tym, pół świata mówi mu: na zdrowie!
- Po co odwoływać się od razu do teorii spiskowej, która ma wyraźnie ujemne konotacje? Wystarczy przecież powiedzieć, że skutki mają przyczyny, a często bywa tak, że pewne przyczyny programuje się celowo. Mamy niby to samo, ale już bez podtekstów o maniactwie…

- Jeśli wiele rzeczy można efektownie ludziom wcisnąć, wmówić, wywołać w nas nawet ich pożądanie, to czy tak samo jest w polityce?
- W dużej mierze tak.
- Mamy jakichś politycznych Frankensteinów?
- To zbyt obcesowe określenie. Wolałbym mówić o ludziach, którzy z gorszym lub lepszym skutkiem potrafili "sprzedać" samych siebie na politycznym rynku.

- Nieuchronnie zmierzamy do braci Kaczyńskich, których w swojej książce "Biblia skuteczności" charakteryzuje pan… ujemnie, powiedzmy. Czy ich jakiś zdolny PR-owiec zdołałby wykreować na postacie budzące sympatię?
- Obawiam się, że nie. Obaj są zbyt naturalni w swych zachowaniach. Lech nie zdoła ukryć swej depresyjno-podporządkowanej bratu natury, Jarosław natomiast całą mową ciała zdradza skłonność do agresji i burzenia. Są niereformowalni.

- Ale odnieśli sukces. Czyli nie PR-owcy rządzą światem.
- Potrafili czekać, aż doczekali się momentu, w którym w kraju wzrosła fala oczekiwań, że ktoś przerwie spiskowanie przeciwko interesom narodu i prawdziwych Polaków, ktoś zaprowadzi ład, sprawiedliwość, porządek, obroni nas przed obcymi, którzy dybią, i rozliczy wiekowych już budowniczych komuny, którzy ponoć jątrzą.

- Sami się wymyślili jako liderzy takiego właśnie ruchu czy ponieważ taki ruch się zaznaczył, po prostu stanęli na jego czele?
- Raczej to drugie. To nie są politycy elastyczni.

- A koalicja z Samoobroną i LPR?
- Tak naprawdę to nigdy ich liderzy i elektoraty braci nie raziły.

- Dlaczego rozmaici stuknięci charyzmatycy wzbudzają takie uwielbienie mas? Dlatego, że jak mówił klasyk PiS, Jacek Kurski: ciemny lud wszystko kupi?
- Lud lubi mieć wodzów. Paradoks polega na tym, że im bardziej ma taki człowiek skrzywioną psychikę, tym łatwiej mu tym wodzem zostać. Bo czy Hitler był normalny w klasycznym tego słowa rozumieniu? Albo Stalin? Otóż tego typu ludzie z natury są bardzo medialni, a to gwarantuje rozgłos, zatem i wzięcie wśród mas. Bo zło niesie w sobie pierwiastek tajemnicy i dreszczyku, a to ludzie kochają. Dobro natomiast jest ciepłe i rozlazłe jak kisiel. Trudno zbudować interesującą fabułę opartą na adoracji dobra. W każdym razie trudno znaleźć chętnych podjęcia się tego mozołu.

- Cały czas mam wrażenie, jakby jednak opisywał pan matrix.
- Przesada. Choć gdy tak przelatuję pilotem stacje telewizyjne, mam szczerą ochotę zaapelować, by ograniczyć skłonność polityków do korzystania z usług spin doktorów.

- Wojna jest zbyt poważną sprawą, by pozostawiać ją generałom. Tym bardziej politykę politykom.
- No tak, biorąc poprawkę na naszą narodową skłonność do przesady, można by się obawiać wezwań do masowych aresztowań ludzi od propagandy i PR-u. My, gdybyśmy mieli wyprostować krzywą wieżę w Pizie, pozostawilibyśmy ją pewnie wygiętą w drugą stronę.

- Kuszący scenariusz z tymi specami od reklamy… Wracając do charyzmatyków - są takie sfery życia, jak wiara, gdzie chyba szczególnie łatwo rozbujać emocje i stanąć na czele mas. Mówię o księdzu Rydzyku.
- Z księdzem Rydzykiem kłopot polega na trudności w określeniu, czy jest on jeszcze księdzem, czy już normalnym politykiem. Jeśli uznalibyśmy go za polityka, to należy mu się tytuł mistrza świata za typowo PR-owskie działanie, czyli uzyskanie i audiencji u Benedykta XVI, i jego błogosławieństwa dla Radia Maryja. Dał bowiem w ten sposób dowód na to, że dla papieża jest on kimś w rodzaju interesującego misjonarza nowego typu, a problem Radia Maryja, tak jak go definiujemy w Polsce, dla Watykanu w ogóle nie istnieje. Zastrzegam dla jasności, że mówię tu jedynie o pewnych technikach służących budowaniu swego wizerunku, bez pretensji do ich ocen.

- Wszystko jest towarem? Wszystko jest na sprzedaż? I wszystko można kupić?
- Wszystko - nie. I zalecałbym wstrzemięźliwość w kamienowaniu PR-owców. Andriej Sadowyj, ukraiński biznesmen, zaproponował, żebym mu pomógł wygrać wybory na mera Lwowa. Startował z pułapu 1 procenta poparcia dla swojej kandydatury. Ponieważ na Ukrainie nie ma problemu bezrobocia, gdyż można tam zatrudniać ludzi na ułamki etatu, realnym problemem jest zwyczajny brak pieniędzy. Poradziłem mu, by zaproponował ludziom wprowadzenie systemu wymiany towar za towar, usługa za usługę. Pomysł tak chwycił, że Sadowyj został merem z 42 procentami poparcia, a inne miasta zaczęły ten system kopiować. A skoro tak, to czy PR-owski chwyt wyborczy można z czystym sumieniem nazwać cyniczną zagrywką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska