Nastolatki w ciąży. Dom Matki i Dziecka w Grudzicach ściąga je z całego kraju

fot. sxc.hu/Tomek
fot. sxc.hu/Tomek
13-letnia Monika trafiła do Grudzic w zaawansowanej ciąży. Z lalką pod pachą. Bawiła się nią niemal do porodu. Monika nie wiedziała, co się z nią stało.

Nie wiedziała też jej matka, która wyrzuciła z domu swojego przyjaciela dopiero wtedy, kiedy się dowiedziała, że to on zgwałcił jej dziecko.

Monika była jak dotąd najmłodszą podopieczną Domu Samotnej Matki i Dziecka w opolskich Grudzicach. Kiedy urodziła, maleństwem zaopiekowała się jej matka. Jak swoim, Monika była z boku, bardziej jak siostra.

Do Domu Matki i Dziecka w opolskich Grudzicach ściągają ciężarne z całego kraju, aby na chwilę znaleźć schronienie. I spokojnie urodzić. Siostry widziały już wiele dramatów, ale nadal im trudno przyjąć to, że dzieci mają dzieci.

Dominikę, niedługo po jej piętnastych urodzinach przywiozła kuratorka. Ona też została później opiekunem prawnym jej dziecka. Dominice, z rolkami na ramieniu, od progu nic się nie podobało. - Wszystko było na "nie" - opowiada siostra Marianna, dyrektor Domu Matki i Dziecka w Grudzicach. - Na dzień dobry krzyczała, że nie chce być w takim miejscu. Chociaż nigdy dotąd jeszcze nie mieszkała sama w tak przytulnym pokoju, który jej przydzielono.

Potem był problem z pójściem do ginekologa. Nie zamierzała się też przejmować ustalonym od lat rytmem domu. Krzyczała, że nie będzie pełnić żadnych dyżurów, a już tym bardziej nie zamierza po innych sprzątać brudów.

Dominika założyła rolki, chciała poszaleć na placu przed Domem Samotnej Matki i Dziecka. - Tłumaczyliśmy jej, że nie wolno - mówi siostra Marianna. - Że upadnie i skrzywdzi swoje dziecko, a tego by na pewno nie chciała.

Ale Dominika była uparta. - Przecież bardzo dobrze jeżdżę na rolkach i na rowerze, nikt mi dotychczas tego nie zabraniał! - krzyczała. - Więc nie rozumiem, o co ta zadyma. A poza tym o jakim dziecku wygadujecie, czy ono ma ręce, nogi? Więc nikogo nie połamię!

Wreszcie ktoś mnie będzie kochał
Ewa Janiuk, opolska położna, od dwunastu lat towarzyszy w ciąży i połogu pensjonariuszkom domu w Grudzicach. Wie, że ciąża z nastolatek wcale nie czyni dorosłych, że wciąż trzeba postępować z nimi jak z dziećmi. Położna do ogromnego już brzucha Dominiki przyłożyła urządzenie do badania tętna płodu. - Słyszysz? - zapytała łagodnym tonem Dominikę. - To serduszko twojego dziecka. A twoje maleństwo ma już rączki i nóżki. O, popatrz, takie, jak na tym zdjęciu. - To serduszko już tak pracuje? - zdziwiła się nastolatka. - Ale jaja!

To chyba wtedy nastąpił przełom, Dominika odstawiła rolki, trochę złagodniała.
Nastolatki nie mogą jeszcze o sobie decydować, nie oswoiły się jeszcze ze swoją kobiecością. I często zapominają o podpaskach. A zachodzą w ciążę. O swoim dziecku też nie będą mogły jeszcze decydować. Bywa, że chcą urodzić, że chcą mieć kogoś do kochania. I że będzie wreszcie ktoś, kto je pokocha. Są i takie, które myślą, że jak urodzą, to zatrzymają chłopaka. Ale potem, kiedy dziecko przyjdzie już na świat, o jego ojcu najczęściej nawet nie chcą pamiętać. Starsze pensjonariuszki grudzickiego domu, te już z dziećmi, i w kolejnych ciążach patrzą na nastolatki pobłażliwie. A nawet im współczują, bo już znają scenariusze - one je same już przeżyły.

Żeby ludzie nie gadali
16-letnią Magdę przywieźli rodzice. Oboje z wyższym wykształceniem, ustawieni w życiu.

- Tak będzie lepiej dla córki ze względu na ludzi z miasteczka, gdzie mieszkamy - tłumaczyli. - No i Magda będzie mogła tutaj kontynuować naukę w gimnazjum…
Bo do domu w Grudzicach przychodzą nauczyciele.

Magda urodziła zdrową córeczkę, wybrała jej nawet imię. Na pamiątkę połowę ze swojego imienia, czyli Lena.

Ze szpitala wróciła jeszcze do Grudzic, wiedziała, że pomogą jej tutaj zajmować się dzieckiem. Do czasu, ile trzeba na załatwienie formalności, by nowonarodzone mogło trafić do adopcji. Magda męczyła się już w Domu Małego Dziecka, mówiła wprost, że ma już dość tych ciężarnych i wiecznie płaczących dzieci. Chciała opuścić Grudzice.

Matka, pomogła jej się spakować. Magda wróciła do swojego dawnego życia i otoczenia, nikt nie wiedział, że urodziła dziecko.

Bez miłości
- Nastoletnie matki są jak pisklęta, które trzeba przygarnąć i oswoić z nową sytuacją - mówi Ewa Kłosowska, która w Grudzicach od dziesięciu lat pomaga przebrnąć młodym matkom przez końcówkę ciąży i okres połogu. - W każdą z nich trzeba wlać przekonanie, że sobie poradzi. Niezależnie od tego, czy dziecko z nią zostanie, czy idzie do adopcji. Muszą usłyszeć to, czego nie usłyszą od najbliższych, bo przecież się boją, są przerażone. A cieple słowa, których często dotąd nigdy od nikogo nie słyszały, są dla nich jak balsam. To naprawdę pomaga.

Kiedy 16-letnia Karolina trafiła do Grudzic, mówiła, że zaplanowała swoją ciążę. To wywoływało uśmiech na twarzach starszych pensjonariuszek. Wtedy przekonywała je, że nie chce być już dłużej sama. Dlatego z chęcią rozpoczęła naukę w szkole rodzenia. Ale poszła tam kilka razy i się zraziła. - Każda przychodzi tam z kimś bliskim, tylko ja jestem sama - płakała.

- Była zbuntowana, ale zainteresowana ciążą, jak rozwija się jej dziecko - mówi Ewa Janiuk. - Ale kiedy już rozpoczęła się akcja porodowa, bardzo nie chciała być sama. Dlatego na opolską porodówkę weszłam razem z nią.

Ewa Janiuk patrzy na ciężarne nastolatki, nawet te najbardziej zatroskane o nienarodzone i nigdy nie wie, jakimi będą matkami.
- A Karolina przyjęła swoje dziecko wspaniale. Intuicyjnie, słuchając natury.
- Nie ją jedną wystarczyło przekonać, że sobie poradzi. To tak niewiele, ale nawet tego od nikogo wcześniej nie dostały - dodaje siostra Marianna.

Karolina w Grudzicach chodziła do gimnazjum, chwaliła się, że tak dobrych ocen w życiu jeszcze nie miała. Niestety, do osiągnięcia pełnoletniości musiała wrócić do domu dziecka.

- A jej dziecko trafiło do rodziny zastępczej, do czasu, kiedy będzie mogła się nim sama zaopiekować - dodaje Ewa Janiuk. - Może je odwiedzać, pielęgnować. Jednak nie jest z nim cały czas. A to jest taka więź, że jak się ją przerwie, to już nie da się jej odbudować. Tym bardziej, że Karolina nigdy nie widziała, jak to jest mieć dom, ojca i matkę.

Dziecko to nie koniec świata
17-letnia Agata miała dużo więcej szczęścia. Do Grudzic przywieźli ją rodzice, to oni później zostali prawnymi opiekunami swojego wnuczka. O tym, że jest w ciąży, dowiedziała się w czwartym miesiącu. Na początku koleżanki jej nie dowierzały, a potem wszystkie chciały oglądać jak jej brzuch faluje, bo dziecko się rusza.
Agata wcześniej miała wielkie plany, chciała trafić do lepszego świata, wyrwać się spod Brzegu do dużego miasta. Ale trafiła do Grudzic do Domu Matki i Dziecka. Początkowo nie potrafiła przystosować się do panujących tam reguł. - Nie rozumiała, dlaczego ma być o osiemnastej w budynku, skoro przyjechały do niej koleżanki - mówi siostra Marianna.

Nie radziła sobie z całą sytuacją, była przerażona. Trzeba było jej długo tłumaczyć, że ciąża i urodziny dziecka to przecież nie koniec świata. Potem do albumu wklejała zdjęcia, swoje i Kubusia. Tak robią te, które się cieszą. Przyjechała po nią i Kubusia mama i tato. Nie musiała, jak wiele dziewcząt, które spotkała w Grudzicach, wracać do "bidula".

Dziecka nie oddam
Tak jak Andżelika. Przeprowadziła się do mieszkania na terenie brzeskiego domu dziecka. Wcześniej była u sióstr Miłosierdzia Bożego św. Faustyny, w domu dla ciężarnych nastolatek we Wrocławiu. Ale siostry nie dostały pozwolenia, żeby go dłużej prowadzić. Tak trafiła do Grudzic. Prawnym opiekunem Andżeliki i jej dziecka została jej 23-letnia siostra.

- Andżelika, kiedy upewniła się, że jest w ciąży, postanowiła urodzić - mówi Beata Stempniak, dyrektor domu dziecka w Brzegu. Wkrótce po tym jak skończyła osiemnaście lat, nie chciała już mieszkać w mieszkaniu chronionym na terenie "bidula". Powiedziała, że brat oddał jej pokój w swoim mieszkaniu i wyprowadziła się z dzieckiem..

- To nie nastolatki powinniśmy obwiniać o to, że są w ciąży, a tych, którzy nie dali im w życiu poczucia bezpieczeństwa - uważa Beata Stempniak. - Kiedy brakuje ojca, a matka co chwilę zmienia partnera, to szuka się ciepła i bezpieczeństwa, a najzwyklejszy gest akceptacji ze strony chłopaka przyjmują jako wyznanie miłości.

- Tu nie chodzi tylko o brak edukacji - dodaje położna Ewa Janiuk. - Bo co z tego, że wszyscy wiedzą, że palenie szkodzi, kiedy i tak sięgają po tego papierosa? Podobnie jest z ciążami u nastolatek. Najlepsze programy i edukacja seksualna niewiele tu zmienią, spotykałam superinteligentne i uświadomione dziewczyny, które zachodziły w ciążę. Są chwile i sytuacje, kiedy rozum się wyłącza. Obok edukacji dziewczyna musi otrzymać normalne wzorce. Musi być mama i tato, od nich będą się uczyć jak żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska