Piraci.pl - kradzież w sieci

Redakcja
Kto z ręką na sercu powie, że nigdy nie oglądał na wideo pirackiej kopii filmu albo nie używał nielegalnego oprogramowania? Na początku lat 90. chodniki pełne były ludzi sprzedających wprost z waliz najpierw kasety VHS, potem spod lady krążki CD zapełnione, czym dusza zapragnie.

Jeszcze kilka miesięcy temu o rzut beretem od siedziby prokuratury w Opolu "młodzi przedsiębiorcy" prowadzili stragan, oficjalnie zapełniony kasetami magnetofonowymi ze "ślunskimi ślagrami". Obok stosu kaset leżała niepozorna karteczka. Na niej spis najnowszych wówczas wersji oprogramowania komputerowego.

Rozmowy przebiegały mniej więcej tak:
- Ten Windows ma numery seryjne?
- No pewnie!
- A cała reszta programów?
- Połamane do imentu. Każdy odpala i hula na kompie!
Płyty trzeba było zamówić i przyjść po odbiór nazajutrz o umówionej porze. Firma - jak nazywali się z lubością prowadzący stragan - gwarantowała, że gdyby z jakichś ekstraordynaryjnych przyczyn program nie odpalił, natychmiast zwraca pieniądze albo daje drugą kopię.

Marek prowadził ten stragan: - Wykładaliśmy na stoły kasety magnetofonowe z Bayer Full, a obok mieliśmy ofertę tego samego w formacie komputerowym mp3. Najlepszy utarg był na tych, co pojechali do Niemiec, a tu przychodzili żeby móc sobie w domu puszczać śląską muzykę na komputerze. Jak było widać, że gość chce sobie zrobić zapas muzyki do domu, mówiło się: weź pan muzykę z całego straganu na CD i to za nieduże pieniądze. Jakość dźwięku jest taka, że różnice mogą usłyszeć tylko nietoperze i filharmonicy. A zapłacisz pan dziesięć razy taniej. I nie było klienta, który by się nie skusił. Obroty były takie, że sfery niebieskie przy nich wysiadały. Okradaliśmy tych złodziei z wytwórni płytowych i firm tworzących oprogramowanie - śmieje się Marek.
To były początki piractwa.

Sprzedaż odręczna i chodnikowa stawała się jednak z czasem coraz bardziej ryzykowna. Wokół anarchizujących piratów zaciskała się prawna pętla. Jednocześnie rozwijał się internet. Coraz więcej Polaków zyskiwało dostęp do sieci, tym samym wplatało się w system dający możliwość wymiany plików w skali całego globu.
Zastrzegający anonimowość ("Wiesz, jakże mam się przyznać, że piratowałem") opolski informatyk: - Na początku największy problem polegał na szybkości transmisji. Łącza były marnej jakości, serwery wolne. Przesłanie byle pliku tekstowego już stanowiło sukces, ale o transmisji naprawdę wielkich plików nie mogło być mowy.
A przecież tak naprawdę chodziło w tym wszystkim o to, by można się było wymieniać plikami kolosami, czyli w gruncie rzeczy zawartością całych krążków CD.

Opolski informatyk: - Od początku chodziło o duże pliki i problem ich kompresji. Czyli zmniejszenia. Jest taki szwedzki smarkacz, który wymyślił dwa lata temu sposób ściśnięcia pliku filmowego prawie stukrotnie, dzięki czemu wysłanie go do dowolnego komputera na Ziemi nie zajęłoby więcej niż kilkanaście minut. To oznaczałoby w praktyce, że dotychczasowy system dystrybucji filmów w praktyce przestaje mieć sens. Bo każdy mógłby ściągnąć dowolny film z internetu i wyświetlić go na ekranie swojego telewizora.
Dzień po ukazaniu się informacji o programistycznym sukcesie szwedzkiego nastolatka, na jego stronie internetowej pojawił się wpis dokonany przez jego ojca. Poprosił on o niezadawanie pytań i niezgłaszanie próśb o udostępnienie programu kompresującego napisanego przez jego syna. Został właśnie aresztowany - wyjaśniał - więc jego sytuacja prawna jest mocno skomplikowana.

Piraci zaciągają sieć
Wraz z postępującym w tempie geometrycznym wzrostem szybkości transmisji w sieci piractwo stało się czymś tak powszechnym jak alergie na wiosnę.
Ma to też i taki walor: gdy rząd biedzi się teraz, skąd wziąć pieniądze na "digitalizację" - czyli przeróbkę filmoteki narodowej z niszczejących taśm na wiecznotrwałe krążki CD - piraci już właśnie to robią.
Mariusz (w sieci nick: Tey) - filmożerca z Opola - jak o sobie mówi: - U nas jest jakiś pokopany system. Pożyczam z biblioteki płytę DVD z filmem, po czym przepuszczam ją na kompie przez specjalny program - piracki zresztą, zmniejszam do formatu *.avi po czym wrzucam na stronę internetową. Po co zadaję sobie ten trud? Nie dla kultury narodowej. Ładując do sieci film, zyskuję prawo ściągania filmów, które dopiero co weszły na ekrany albo mają datę premiery za tydzień. I to na całym świecie.

Polskie pirackie strony wiszą w sieci od lat i żadne akcje czy to policji, czy służb powołanych do ich likwidacji nie zdają się ich wzruszać. Tylko kontakt z ich "adminami" jest trudny.
Moorhunt - jedna z najbardziej znanych witryn - oferuje nawet specjalny program do ściągania plików. W praktyce - dowolny film, bajkę dla dzieci, film wyłącznie dla dorosłych. Na podobnych stronach są "do wzięcia" transmisje meczów piłkarskich (w tym Górnika Zabrze z Manchesterem City czy Benfiki z Eusebio). Ale także e-booki - książki - klasyki polskiej literatury czytane przez lektorów.

Osobno rozwija się system witryn, z których ściągać można napisy do obcojęzycznych filmów. Tam stworzyła się już cała społeczność tłumaczy - ludzi występujących pod pseudonimami, którzy (ze słuchu) tłumaczą słowa, zaś osobna społeczność programistów dba, by napisy ukazywały się na ekranie w odpowiednim momencie.
"To moje hobby" - wyjaśnił mi w mejlu jeden z administratorów strony udostępniającej filmy wyłącznie polskie. I dalej: "Wiem, że to piractwo, dlatego inna forma kontaktu, choćby telefonicznego, nie jest możliwa".
Dwaj oficerowie operacyjni Wydziału do Zwalczania Przestępstw Gospodarczych KWP w Opolu nie mają wątpliwości, że piractwo jest w zasadzie nie do pohamowania (Partia Piratów wygrała w Niemczech z neonazistami i ma posła w europarlamencie):

- Mimo że w sieci nie ma pełnej anonimowości, ludzi kusi możliwość ściągnięcia czy to filmów, czy empetrójek, czy programów. Jest tylko kwestia skali, w jakiej to się robi.
Prawo też pozwala na różne interpretacje pirackiego procederu. Jeśli bowiem ściągamy na własny, prywatny użytek serię filmów z "Winnetou" i odtwarzamy je na swoim komputerze, nie popełniamy przestępstwa kradzieży własności intelektualnej. Jeśli natomiast urządzilibyśmy (co gorsza) płatne pokazy filmów we własnym domu czy (jeszcze gorzej) sprzedawalibyśmy wypalone w nagrywarce płytki - kara może być dotkliwa. W sieci są oczywiście programy, które pozwalają szacunkowo przeliczyć, ile może nas kosztować używanie nielegalnego Windows - i zależnych programów - plus bonus za nielegalną muzykę, jednak mało to kogo odstrasza.

Fragment mojej rozmowy
z oficerem opolskiej policji:
- Hatetetepe polish elite board peel?
- Znam. Ma pan konto bankowe? Dokonuje pan przelewów przez internet? No to życzę szczęścia, żeby pan się nie obudził pewnego dnia z wyzerowanym kontem.
Bo tam, gdzie jest superokazja (ściągnięcia filmu za złotówkę, gdy w sklepie trzeba byłoby zapłacić za niego 60 zł), czają się cwaniacy. Wiedzą, że warto poczekać na kogoś, kto pozostawia włączony komputer na długo, by z określonego źródła "ssać" pliki, dzięki czemu jego komp pozostaje otwarty na sieciowy gwałt.
Łatwo podrzucić mu trojana, wirusa czy inne paskudztwo.

A wszystkie one służą jednemu: wyrwaniu z komputera haseł, także śledzeniu tego, co użytkownik stuka na klawiaturze.
Administrator jednego z serwisów powiedział mi na Gadu-Gadu tak: - Jest taki serwer "Chomik". Pomysłowość nie zna granic… On polega na tym, że ludzie rezerwują sobie miejsce gdzieś tam na dysku - gdzie, nie mają pojęcia. Może w komputerze w Nowej Zelandii. I pakują tam swoje pliki. Do Chomika mają dostęp wszyscy. Każdy może bezpłatnie założyć tam swoje konto, zarezerwować przestrzeń i robić, co mu się żywnie podoba, wymieniając kradzione pliki z muzyką czy filmami.

Oficer opolskiej policji: - Ruch w internecie nie jest poza wszelką kontrolą. Są związki autorów, które temu ruchowi się przyglądają i czasem zdarza się tak, że jesteśmy przez nie informowani, że ktoś, z określonego IP (adres identyfikujący w internecie komputer) dokonuje dziwnych manewrów, czyli pobiera ogromne ilości plików z witryn oferujących na przykład filmy. Wtedy wkraczamy.

Wspomagający piratów serwer Rapid Share istnieje w Niemczech. Kraju słynącym z praworządnych obywateli, którzy ani myślą, by prawo obejść czy ominąć. To dobrze - mówią ludzie administrujący polskimi witrynami - że oni są tacy dokładni. Inaczej utonęlibyśmy w piractwie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska