Kończ pan, panie Turek! Rozmowa z Tomaszem Zimochem

Redakcja
Rozmowa z Tomaszem Zimochem, dziennikarzem Programu I Polskiego Radia, najbardziej znanym polskim komentatorem sportowym

- Pierwsze swoje relacje sportowe robił Pan podobno na podwórku. Pana ojciec odgrywał sportowców udzielających wywiadu, a Pan chwytał za kij, który miał być radiowym mikrofonem, i go odpytywał... Spodziewał się Pan wtedy, że zostanie gwiazdą w tym zawodzie?
- Z tą gwiazdą to niech Pani nie przesadza.... Strasznie mnie to krępuje. Oczywiście, że się tego nie spodziewałem. Kto by się spodziewał, że takie nieprawdopodobne przeżycia będą mi dane, że będę mógł nie tylko na żywo oglądać sportowe zmagania na światowym poziomie, ale też je komentować. W najśmielszych, marzeniach nie przypuszczałem...

- Tymczasem marzenia się spełniły i będę się przy tej gwieździe upierać. W Youtubie fragmenty Pana komentarzy biją rekordy popularności. Te z Vancouver, wrzucone zupełnie niedawno, już przesłuchało po 200-300 tysięcy osób, a słynne wołanie "Panie Turek! Kończ pan wreszcie to spotkanie! Turku, kończ ten mecz!" - prawie 700 tysięcy...
- To jest rzeczywiście fajne. Minęło już tyle lat, a spotkanie, w którym sędziował turecki sędzia, nadal żyje w wirtualnej przestrzeni. Wtedy, kiedy komentowałem ten mecz, a był to rok 1996, Widzew grał rewanż z Broendby Kopenhaga o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Zadziwiające, że ktoś nagrał też relację, żeby wrzucić ją do internetu. Stawiam szampana temu, kto to zrobił pierwszy! To istotne, bo przez wiele lat nie było tej relacji nawet w naszym radiowym archiwum. Dopiero dwa albo trzy lata temu, zupełnie przypadkiem, ktoś je znalazł w starych zbiorach. Mam nagranie tego meczu w całości. Zadziwia mnie, że ludzie zbierają takie rzeczy. Znam słuchacza w Gnieźnie, który podobno ma wszystkie moje radiowe relacje, od tych pierwszych począwszy. Przymierzam się do tego, by go odwiedzić, przegrać te zbiory i posłuchać. Pewnie się nieźle przy tym uśmieję...

- Wielu dziennikarzy po Vancouver pytało Pana o słynne porównania. Zwłaszcza to o krogulcu, do którego porównał Pan Adama Małysza. Mnie się szczególnie podoba ten fragment o ptakach, który kończy się okrzykiem "Adaś taś, taś, taś". Skąd to zawołanie?
- W ostatnim czasie czytałem dużo bajek moim dzieciom. Wśród tych czytanek był wiersz "Ptasie radio" Juliana Tuwima. No i jak byłem na igrzyskach, to mi się skojarzyło. To było bodaj wtedy, kiedy przetrzymywano Małysza na skoczni. Gdy wreszcie dali mu zielone światło, to coś mi przyszło do głowy z tymi tuwimowymi ptakami... Apelowałem do ptaków kanadyjskich, żeby zrobiły dla Małysza korytarz. Ostrzegałem, że one teraz mają czerwone światło, bo leci Adaś. No i wyszło "taś taś"... Tuwim tirlifirlał, ja wołałem taś, taś... To błysk. W radio nie ma czasu, żeby coś poprawić, przygotować sobie, wyreżyserować, wymazać gumką albo backspacem w laptopie.

- Czyli nie przygotowuje Pan tych porównań?
- To byłby początek i koniec sprawozdawcy. Nie można sobie napisać scenariusza wydarzenia sportowego. Sport to nie film, teatr ani książka. Jest nieprzewidywalny, pełen emocji, zaskakujący. Nie wiadomo, czy dziś Małysz pofrunie dalej niż Ammann. Tak samo, jak nie wiadomo było, czy słynna przecież kiedyś Odra Opole wygra spotkanie, czy nie...

- Znał Pan nasz klub?
- Oczywiście! To była kiedyś dobra drużyna. Grali w niej fajni piłkarze, byli świetni trenerzy. Zespół prowadził między innymi Antoni Piechniczek. No i grał w nim mój ulubiony bramkarz, Józek Młynarczyk. Był też całkiem fajny stadion. To miejsce jeszcze żyje? Dzieje się tam coś?

Całą rozmowę przeczytasz w sobotnim magazynie Nowej Trybuny Opolskiej.
Kup e-wydanie online

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska