Moje Kresy. Obrońca Morskiego Oka

Stanisław Nicieja
Rodzice Edwarda Kałużyńskiego, Feliks i Mieczysława z domu Łupian. Chodorów 1932 r. Po wojnie zamieszkali na ulicy Grunwaldzkiej w Opolu.
Rodzice Edwarda Kałużyńskiego, Feliks i Mieczysława z domu Łupian. Chodorów 1932 r. Po wojnie zamieszkali na ulicy Grunwaldzkiej w Opolu.
Oswald Balzer (1858-1933) był wybitnym polskim uczonym - humanistą, kresowiakiem, pochodzącym z Chodorowa - miasteczka, o którym pisałem obszernie przed tygodniem.

Istnieją różne typy uczonych. Jeden zamyka się w swojej pracowni niczym w wieży z kości słoniowej i zimnym szkiełkiem mędrca bada zagadnienia, w rozwiązaniu których widzi sens swego życia. Nie obchodzą go wiatry dziejowe i koniunktury polityczne, smagające ściany jego gabinetu. Ale są też tacy uczeni, którzy twierdzą, że w momentach przełomowych należy opuszczać kokon swej pracowni i nie dbając o ryzyko osobiste, wspierać prądy społeczne, które służą narodowi i cywilizacji ludzkiej. Przedstawicielem tej drugiej postawy był wybitny polski uczony Oswald Balzer.

Fenomen Balzera
Z niemiecka brzmiące imię i nazwisko odziedziczył Oswald Balzer po swoich przodkach, kolonistach osiadłych w Galicji. Jego matką była Niemka, Antonina z domu Kloss, a ojcem Austriak, Franz Balzer - naczelnik powiatu chodorowskiego, a później burmistrz Chodorowa. I tu zaznacza się fenomen kultury polskiej na kresach dawnej Rzeczypospolitej, gdzie żyło obok siebie tak wiele nacji: Żydzi, Ukraińcy, Polacy, Ormianie, Niemcy, Austriacy, Czesi, Węgrzy. Wielu przedstawicieli wywodzących się z tych narodów, zafascynowanych językiem, kulturą i historią Polski - polszczyło się i stawało (mimo iż nie było wówczas państwa polskiego) Polakami. Tak było z Janem Matejką czy rodziną Estreicherów. Ci swoiści neofici polscy kładli później ogromne zasługi w dziejach narodu polskiego. Liczną rzeszą wypełniają oni dziś nasz narodowy panteon kultury.

W wieku chłopięcym Oswald Balzer przeżył ciężką chorobę, co wywarło wpływ na uformowanie się jego osobowości. Mianowicie po przebyciu szkarlatyny, w czasie rekonwalescencji, skutkiem zmian wywołanych przez infekcję w lewym stawie biodrowym, nastąpiło przekręcenie kości udowej. Przypadek ten przykuł na dwa lata do łóżka młodego pacjenta i spowodował kalectwo. Do końca swego życia Balzer mocno utykał i zarzucał charakterystycznie jedną nogą. Tuż przed śmiercią przyznał, że nigdy tego nieszczęścia nie żałował, uważając, iż wszystkie późniejsze zainteresowania naukowe wywiodły się z tych dwu lat obowiązkowego leżenia w łóżku, w ciągu których przeczytał całą bibliotekę książek.
"Genealogia Piastów"

Jak wielu wybitnych historyków, swą działalność pisarską rozpoczął Balzer od beletrystyki. Początkowo całkiem serio myślał o pisarstwie. Ideałem wydawał mu się wówczas Józef Ignacy Kraszewski i jego imponująca twórczość historycznoliteracka. Jak większość debiutantów, zaczął od pisania wierszy. W siódmej klasie gimnazjum napisał komedię "Kłopoty panicza", a tuż przed maturą - sztukę sceniczną "Konkurenci panny Eudoksji", którą nawet ogłoszono drukiem i przetłumaczono na język czeski. Bohater tego utworu, Leon, przypomina charakterologicznie młodego Balzera i mówi o sobie, że jest poetą. Niedługo później Balzer przetłumaczył z greckiego "Iliadę" Homera.

Utwory literackie Balzera niczym szczególnym się nie wyróżniały. Gdy pod koniec życia przypomniano mu tę twórczość, mówił, iż należy ona do grzechów młodości, "kiedy głowę zaprzątały mi ładne panienki, a nadmiar zainteresowania nimi szukał ujścia w beletrystyce". Nie przywoływałbym dzisiaj tych pierwocin literackich, gdyby nie fakt, iż rzutowały one później w poważnym stopniu na styl, w jakim Balzer uprawiał działalność naukową. Zaczynając w młodości od literatury, szanując urodę języka, nie był Balzer później historykiem-rzemieślnikiem sucho, jak księgowy, zestawiającym źródła. Umiał pisać z pasją i powabem. Dbał o stylistyczną gładkość i kulturę słowa. Potrafił imponować wyrafinowaną formą, a krasomówczymi zdolnościami hipnotyzować słuchaczy. Tym, który oderwał go od literatury dla historii, był Ksawery Liske - twórca lwowskiej szkoły historycznej. On to pokazał mu uroki dziejopisarstwa i zatrudnił w Archiwum Aktów Grodzkich we Lwowie. Tam Balzer "poeta" uzyskał dostęp do niezmierzonych źródeł z dziejów Polski i Europy. I do końca życia historii już nie zdradził, wspinając się stopniowo na olimp powszechnego uznania.

Działalność naukowa Balzera miała zasięg tematyczny rozległy, a jej plon jest wyjątkowo bogaty. Są to setki artykułów, rozpraw, recenzji i monografii, a ponadto prace edytorskie, redakcyjne, wykłady i seminaria. Był też Balzer dziekanem i rektorem Uniwersytetu Lwowskiego oraz prezesem różnych związków i towarzystw naukowych.

Niewątpliwie ponad całą działalność pisarską Balzera, omówienie której przekracza ramy tego artykułu, wyrasta jedno jego dzieło, mające charakter ze wszech miar monumentalny. Jest to "Genealogia Piastów" - owoc długoletnich poszukiwań archiwalnych i dociekań, oparty na głębokich, wszechstronnych studiach. To Balzer po raz pierwszy w naszych dziejach przeorał od strony źródeł wzdłuż i wszerz ponad sześciowiekową niwę rodu Piastów. Ustalił tysiące dat, faktów i wydarzeń; usunął setki niedokładności, wątpliwości, nieporozumień oraz błędnych sądów. Pokazał panoramę najstarszej polskiej dynastii od Siemomysła - legendarnego ojca Mieszka I - po ostatniego Piasta - Janusza III mazowieckiego. Przedstawił i scharakteryzował niemal wszystkich potomków tego licznego rodu i ustalił ich związki rodzinne z innymi dynastiami europejskimi.

Była to praca benedyktyńska. Dziś, gdy nad takimi zagadnieniami pracują całe zespoły badaczy, trudno uwierzyć, iż dokonał tego jeden człowiek. "Genealogię Piastów" wydał Balzer w 1895 r. i ciągle znajduje się ona w żywym obiegu naukowym, stanowi książkę podręczną dla każdego badacza wieków średnich. Autor "Genealogii" ujawnił w niej cechy genialnego analityka, precyzyjnie prowadzącego rozumowanie w oparciu o okruchy źródłowe, a przy tym prezentował kapitalną ekonomię słowa, gdyż potrafił w jednym tomie zawrzeć ogromną ilość danych encyklopedycznych do biografii Piastów. Pracą tą wybudował sobie Balzer trwały pomnik w polskiej historiografii.

Polemika z noblistą Teodorem Mommsenem
Balzer nie był uczonym gabinetowym. Jako polski patriota zabierał na forum politycznym głos w ważniejszych kwestiach narodowych. Słuchano go z uwagą. Jego mowy publiczne oraz artykuły koncepcyjne i polemiczne należą do pereł polskiej publicystyki. Wypowiadał się m.in. na temat modelu polskich uniwersytetów, poziomu wiedzy historycznej w Polsce, kształtu godła państwowego (uważał, że powinien to być orzeł w koronie), nazwy polskiej waluty (postulował zmianę nazwy marka polska na złoty polski). Europejski rozgłos przyniósł mu jednak list otwarty, jaki skierował w roku 1897 do słynnego niemieckiego historyka, laureata Nagrody Nobla, Teodora Mommsena.

Kulisy tego wydarzenia były następujące: W październiku 1897 r. na tle ostrych konfliktów między Niemcami i Czechami o prawo używania swego języka w urzędach prof. Teodor Mommsen ogłosił w prasie niemieckojęzycznej odezwę, w której - szermując swym autorytetem naukowym - nazwał Słowian "apostołami barbarzyństwa, którzy niemiecką pracę w Europie Środkowo-Wschodniej pragną pogrzebać w przepaściach swej dzikości". Słowa takie, wypowiedziane nie przez krzykacza wiecowego czy zapalczywego, nie mogącego powstrzymać emocji posła, ale przez wybitnego, szanowanego w Europie intelektualistę, były szokujące dla Balzera. Uważał bowiem, iż o historii nie można w żadnym wypadku mówić w sposób histeryczny. Historyka powinien obowiązywać umiar, kult faktów, słuchanie racji i argumentów różnych stron, zestawianie i ważenie sądów bez założonej z góry hipotezy.

Oburzony postawą Mommsena Balzer pisał pod jego adresem: "Nie było dotąd historyka, który by twierdzenie takie, nie powiem, udowodnił, ale chociażby tylko gołosłownie poważył się wypowiedzieć. Musimy przypuszczać, iżeś Pan rozmyślał nad słowami, które tak łatwo wypłynęły spod Twego pióra, i potrafisz je uzasadnić". Następnie w błyskotliwym wywodzie przeprowadził Balzer porównanie kultur słowiańskiej i germańskiej, ukazując w jednej i drugiej pierwiastki oryginalne i niepowtarzalne, a zamykając swój list otwarty do Mommsena, stwierdził, iż "Słowianie nie mają zamiaru słowiańszczyć miejsc, gdzie stoją groby Mozarta i Grillparzena, Niemcy natomiast mają germanizatorskie zamiary w stosunku do ziem słowiańskich".

"Słowianie chcą tylko - konkludował - ażeby miejsca, gdzie niegdyś Przemysł Ottokar zasiadał na tronie, gdzie Jan Nepomucen poniósł śmierć męczeńską, gdzie stoją groby Palackiego i Szafarzyka, pozostały słowiańskimi, jak nimi były od czternastu wieków. Nie można im zabierać ich w imię kultury; bo oni sami dla niej pracować chcą i umieją, bez obcej, nieproszonej opieki. Kultura niemiecka nie jest ani pierwszą, ani ostatnią, ani jedyną, która by prowadziła do doskonałości".
Odpowiedź Balzera, w przeciwieństwie do odezwy Mommsena, była spokojna, godna, bez szowinistycznych wypadów i obraźliwych epitetów. Przyniosła ona jego autorowi uznanie w całym świecie słowiańskim, a zwłaszcza w Czechach, gdzie dwa miasta, Pardubice i Łuny, przyznały mu honorowe obywatelstwo.

Co z Morskim Okiem?
Morskie Oko, uroczy, chyba najpiękniejszy zakątek w Tatrach, stał się w pewnym momencie obiektem wyjątkowo ostrego sporu między Polakami i Węgrami o prawo do jego własności. Dziś trudno sobie nawet wyobrazić, że był czas, gdy Polska mogła stracić Morskie Oko. Zaczęło się w 1769 r., gdy magnaci węgierscy, wykorzystując słabość państwa polskiego, zajęli Spisz. Konflikt nabrał cech szczególnie dramatycznych u schyłku XIX stulecia, gdy w Europie rozpoczął się dynamiczny rozwój ruchu turystycznego. W 1890 r. władze węgierskie usunęły tablice polskie w pobliżu Morskiego Oka i Czarnego Stawu i zastąpiły je tablicami w języku węgierskim, a następnie zagrodziły ścieżki od strony polskich Tatr. Nad samym jeziorem wybudowały swoją strażnicę, którą jednak polscy górale zburzyli. Wówczas książę Christian Öhringen wezwał na pomoc żandarmów węgierskich i pod ich nadzorem kazał wybudować na spornym terenie stałe schronisko.

Drogę do Morskiego Oka Węgrzy poddali ścisłej kontroli. Gdy im ktoś nie odpowiadał, nie miał prawa z niej korzystać, a ścieżkę wybudowaną przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie zniszczono. Węgierscy pasterze mogli wypasać owce na spornym terenie, podczas gdy polskich górali przepędzano stamtąd bądź aresztowano pod zarzutem naruszania praw własności. Zaczęło więc dochodzić do coraz liczniejszych gwałtów. W czasie licznych bijatyk i potyczek niejedną połamano ciupagę i szablę. Polacy regularnie podpalali węgierskie schronisko i usuwali węgierskie napisy oraz kamienie graniczne. Z każdym miesiącem potęgowało się napięcie. Rosło widmo rozlewu krwi.

W tej sytuacji w 1902 r. zdecydowano się zorganizować w Grazu, w Austrii, międzynarodowy proces sądowy o przynależność narodową Morskiego Oka. Obrony interesów polskich odnośnie do spornego obszaru podjął się Oswald Balzer. Przewód sądowy obserwowany był przez stronę polską i węgierską z napiętą uwagą. Rosła temperatura sprawozdań prasowych i wówczas Balzer pokazał swój kunszt prawniczy oraz finezyjną erudycję. Jako obrońca praw polskich zadziwiał formą i precyzją wypowiedzi. Jego wywody, oparte na głębokiej znajomości dokumentów historycznych, kapitalnie zredagowane pod względem logicznym, rozstrzygnęły spór na korzyść Polski. Werdykt wywołał entuzjazm w społeczeństwie polskim i przyniósł mu powszechne uznanie. Pamięć o roli, jaką odegrał w procesie w Grazu, została wyrażona nazwaniem jego imieniem drogi wiodącej z Zakopanego do Morskiego Oka. Stał się też patronem gimnazjum w stolicy Tatr.
Balzer później wielokrotnie zabierał głos, gdy w Polsce toczyły się dyskusje na ważkie tematy społeczne. Wielkie wrażenie na europejskich intelektualistach wywarła jego książka o przyczynach upadku Polski w 1795 r. Ostatni raz zabrał głos w dyskusji publicznej w 1932 r., broniąc uniwersytetów przed próbą zabrania im autonomii. Zmarł w styczniu 1933 r. w wieku 75 lat, powalony atakiem serca. W nekrologu pośmiertnym prof. Stanisław Kętrzyński napisał: "Zmarł syty sławy i zaszczytów. Niesyty pracy, której się oddawał do ostatniej chwili życia". Spoczywa dziś w granitowym grobowcu na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie pod wykutym w marmurze napisem: "Służył Bogu i Ojczyźnie".

Wybitni chodorowianie
Oswald Balzer był najwybitniejszym chodorowianinem. Warto jednak przypomnieć innych znakomitych Polaków, którzy mieli w metrykach wpisany Chodorów jako miejsce urodzenia. Jednym z nich był dr Jerzy Masior (1924-2003), człowiek o iście renesansowych zainteresowaniach i talentach: lekarz, społecznik, poeta, malarz, reżyser teatralny, żeglarz, animator kultury. Był jednym z najbardziej ofiarnych działaczy Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, charyzmatycznym piewcą swej utraconej ojczyzny. Ostatnie lata swego życia spędził w Nowym Sączu. Zarażał pasją oraz tworzył dla młodzieży legendę oraz mitologię utraconego Lwowa i miasteczek kresowych.

W Chodorowie urodził się Wojciech Urbański (1820-1903) - jeden z pierwszych polskich badaczy zjawisk elektrycznych, ojciec poety i dramaturga Aurelego Urbańskiego, kustosz i dyrektor biblioteki Uniwersytetu Lwowskiego (ratował tę bibliotekę po jej zbombardowaniu przez Austriaków w 1848 r.). W Chodorowie mieszkała też pewien czas, co dokumentuje dziś tablica na tamtejszym gimnazjum, Irina Wilde (1907-1982) - wybitna ukraińska pisarka, autorka trylogii "Siostry Riczyńskie".

W ostatnich latach popularność w środowiskach kresowych osiągnął prof. Antoni Mieczysław Dancewicz (rocznik 1922) - wybitny chemik, pracownik Instytutu Badań Jądrowych, gdzie przeszedł wszystkie szczeble kariery naukowej, syn chodorowskiego handlowca. Był doradcą rządu polskiego w sprawach przemysłu chemicznego. Po przejściu na emeryturę pasja historyka amatora spowodowała, że stał się autorem dwóch ważnych monografii najpełniej odtwarzających dzieje jego miasta rodzinnego - "Chodorów" i "Chodorowianie".

Artykuł sprzed tygodnia ożywił wspomnienia opolskich chodorowian i spowodował napływ listów oraz e-maili, dzięki którym uzyskałem obraz rozmieszczenia chodorowian na Śląsku Opolskim. Największe ich skupisko w Opolu było i częściowo jeszcze jest w rejonie ulic: Grunwaldzka, Ozimska, Oleska, Waryńskiego i Kolejowa. Są to rodziny: Augustynowiczów, Bieńkowskich, Chudyków, Dallów, Dżawałów, Hoszowskich, Karpińskich, Krotiuków, Lubienickich, Łupianów, Putów, Sierżęgów, Stokaluków, Szczepaniuków, Trojanowskich, Walskich, Wareckich, Żuków.

W 1945 r. osiadła w Opolu szczególnie liczna rodzina Kałużyńskich, przed wojną pracowników cukrowni "Chodorów", którzy później kontynuowali swą pracę w cukrowniach Opolszczyzny. Byli to Adam, Stanisław, Feliks, Mieczysław, Janina Kałużyńscy oraz ich dzieci - m.in. Krystyna, Edward, Ryszard, Maria, Adam. Prawdziwą encyklopedią tego rodu jest Edward Kałużyński (rocznik 1933) - przez 40 lat pracownik opolskich firm budowlanych, autor dwutomowego opracowania "Dzieje rodziny Kałużyńskich" i "Moje wspomnienia", gdzie zgromadził masę fotografii i opisał wszystkie koligacje. Od lat regularnie spotyka się z kolegami kresowiakami w każdą niedzielę w kawiarni "Pod Arkadami" w Opolu. Jest duszą towarzystwa.

Najbardziej znani chodorowianie, którzy osiedli w Nysie, to rodzina Sanockich: Michał Sanocki (1896-1970) - muzyk, skrzypek, pianista, a jednocześnie pracownik kolei, jego żona Maria, z domu Bakowska (1904-1997), właścicielka dużego ogrodu w Chodorowie, oraz trójka ich dzieci - Józefa Sanocka-Wiertak (1926-2008), Bronisław Sanocki (ur. 1929) i Adela Sanocka-Kwapisz (ur. 1932), absolwenci liceum handlowego, księgowi w nyskich zakładach pracy. Wnukami Michała są Janusz Sanocki, były burmistrz Nysy, polityk, dziennikarz, oraz Zbigniew Kwapisz, wiceprezes dużej firmy w Domaszkowicach, i jego brat Mariusz Kwapisz, również pracownik tej firmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska