Młode damy u księdza? Matecznik ojca Łazarza

fot. Daniel Polak
fot. Daniel Polak
- Jak to? Ojciec będzie do klasztoru młode mamy sprowadzał? - dziwili się mieszkańcy Głubczyc. Ale odważny pomysł cotygodniowych spotkań u duchownego wypalił. Franciszkaninowi udało się nawet namówić kobiety, żeby wspólnie zaadoptować dwójkę dzieci z Afryki.

Ojcostwo biorę na siebie - uśmiecha się ojciec Łazarz Żukowski z klasztoru Franciszkanów w Głubczycach.

Pomysł z adopcją dwóch afrykańskich dzieci wyszedł od ojca Krystiana, który do Głubczyc przyjechał, aby opowiedzieć mieszkańcom o zagranicznych misjach duchownych. Sam wiele widział, pracował m. in. z Togo. - Dzieci w Afryce są bardzo biedne, nie mają perspektyw. Ale możemy im pomóc, biorąc je w tzw. adopcję na odległość - przekonywał o. Krystian.

Chodziło mu o opłacenie nauki młodym Kenijczykom. Roczne czesne za szkołę w tym kraju to w przeliczeniu koszt około 50 euro. Długo nie musiał namawiać.

- Zdecydowaliśmy się adoptować dwoje młodych ludzi z Afryki. Rocznie kosztować będzie nas to 100 euro, a to niewielka kwota, biorąc pod uwagę szanse, jakie dajemy tym dzieciom. Zrobimy coś dobrego - opowiada o. Łazarz.

Mówiąc "my", duchowny ma na myśli siebie i kilkanaście kobiet, z którymi co tydzień spotyka się w "Mateczniku". To klub młodej mamy, ale tym się on różni od innych takich klubów, że prowadzony jest w budynku klasztoru. Ojciec Krystian, ten od misji, był niedawno jednym z gości "Matecznika". Bo głównym sensem istnienia tego klubu są właśnie spotkania z ciekawymi ludźmi. Przed misjonarzem z wykładem gościła tu brafitierka, czyli specjalistka od doboru biustonoszy.

- Większość z nas chyba wie, jak je dobierać. Choć, nie ukrywam, można było dowiedzieć się czegoś więcej. Generalnie wszystkie te spotkania, obojętnie, czego dotyczą, są niezwykle interesujące - uśmiecha się Anna Michalewska, mama 5-letniego Michałka oraz rocznego Franciszka, która jako pierwsza kobieta zapisała się do "Matecznika".

Napatrzyłem się na młode mamy
Ojciec Łazarz założył go w zeszłym roku. Tak opowiada o jego początkach: - Z myślą stworzenia miejsca, takiej przestrzeni dla młodych mam, nosiłem się już od samego początku mojej posługi. Zaraz po święceniach kapłańskich w 2001 r. przełożeni skierowali mnie do Prudnika. Jednym z moich zadań było kapłaństwo w szpitalu. Zaangażowałem się przede wszystkim na oddziale dziecięcym. To tam widziałem cud macierzyństwa, ale i czasem trudne zmagania młodych mam w opiece nad dzieckiem. Chwilę potem moje dwie bratowe zostały mamami. Rozmowy z nimi uświadamiały mi, jak niezwykłym i cudownym przeżyciem jest macierzyństwo. Ale jednocześnie jak trudnym.

Do Głubczyc przyjechał we wrześniu 2009 r. W czasie roratów, a potem na majówkach, poznał wiele młodych małżeństw cieszących się przyjściem na świat swoich dzieci.

- Powołaniem kobiety i najpełniejszą realizacją jej kobiecości jest właśnie macierzyństwo - tłumaczy. - To dlatego powstał "Matecznik", by pomóc kobiecie jeszcze bardziej odkrywać urok bycia rodzicem. A jednocześnie, by się macierzyństwem nie zmęczyć. Chodzi o to, żeby kobiety nie siedziały cały czas w domu, mogły gdzieś wyjść, zrobić makijaż, czy po prostu zadbać o własny wygląd.
Gdy po raz pierwszy zaprosił do siebie panie, część mieszkańców Głubczyc była w szoku. - Jak to? Ojciec będzie do klasztoru sprowadzał młode mamy? - pytali z niedowierzaniem.

Mam wciąż przybywa
Na pierwsze zajęcia przyszły cztery osoby. Ludzie bali się, że to będzie kółko modlitewne. Ci, którzy zaryzykowali, nie żałowali. Na kolejnych zajęciach pojawiło się już 12 mam.
- Dziś przychodzi ich 16, pukają tu także młode dziewczyny, które dopiero zostaną mamami. Już je ciągnie do klubu - mówi z dumą jego pomysłodawca.

Na pierwsze zajęcia przyszły cztery osoby. Ludzie się bali, że to będzie kółko modlitewne. Nie było, Więc Na kolejne zajęcia przyszło już 12 mam

Były już zajęcia z położną, pediatrą, bioetykiem (o in vitro) i pogadanki na temat gimnastyki mięśni Kegla. To te, dzięki którym dzieci przychodzą na świat.

Na jednym z takich spotkań obejrzeli film o Joannie Beretcie-Molli. Włoszka, gdy była w drugim miesiącu ciąży, dowiedziała się, że w jej macicy rozwinął się włókniak, taki rodzaj nowotworu. Lekarze namawiali ją do przerwania ciąży, gdyż groziła ona śmiercią kobiety. Joanna, która była już matką trójki dzieci, nie zdecydowała się na to. 21 kwietnia 1962 roku urodziła czwarte dziecko - Emanuelę. Tydzień później zmarła. Przyczyną śmierci było zapalenie otrzewnej, spowodowane właśnie rozwijającym się w macicy włókniakiem.

"Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu, że dziecko, które w sobie nosiła, było istotą, która miała takie same prawa, jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące" - powiedział po śmierci ukochanej żony Piotr Molla. Trzydzieści lat później Joanna została ogłoszona świętą.
- Ta opowieść zrobiła na nas wielkie wrażenie. Pozwala zrozumieć, czym naprawdę jest macierzyństwo, jakie poświęcenie się z nim wiąże. To tu mogliśmy się o tym dowiedzieć - przyznaje Anna Kobeluch, matka 5-letniego Mateusza, 9-letniej Oli i 16-miesięcznej Hani.
Takie przedszkole, tyle że w klasztorze
Spotykają się w każdy wtorek przy kawie i herbacie. Nie zawsze rozmawiają o Bogu i macierzyństwie. Też plotkują - o tym, co nowego w modzie kobiecej i w telewizyjnej "Modzie na sukces". Albo o tym, co zrobić na obiad.
- Z koleżankami doszłyśmy do wniosku, że najlepszy obiad to taki, który starcza na dwa dni - śmieje się Anna Kobeluch.

Gdy mamy rozmawiają, dzieci biegają po placu zabaw, jaki ojciec Łazarz zbudował im wraz z wolontariuszami. Są tu pluszowe misie, plastikowe samochodziki, kolorowanki.
- Takie małe przedszkole, tyle że w klasztorze - uśmiechają się kobiety. "Matecznik" idzie z duchem czasu i ma też swoją stronę internetową. Tam odnotowywane są najważniejsze wydarzenia. A oto wybrane wpisy:

"24 listopada 2010 roku - W środowy poranek w "Mateczniku" najpierw była aromatyczna kawa. Potem pani Danuta Tomaszek porwała nas do tańca. Tańczyły kobiety same, tańczyły mamy ze swymi pociechami na rękach, tańczył także o. Łazarz."
"13 października 2010. Czy każda kobieta po wyjściu od fryzjera jest zadowolona? Na to pytanie staraliśmy się odpowiedzieć na dzisiejszym spotkaniu "Matecznika". Odpowiedzi szukaliśmy u pani Grażyny Bober, fryzjerki. Odważne trzy mamy siadły na fotel. Efekt ocenią kochający mężowie".

Teraz zakłada "Tatecznik"
- Tutaj naprawdę nikt się nie nudzi. Ojciec Łazarz miał świetny pomysł. Dzięki temu wiele z nas nie siedzi w domu, tylko ma okazję wyjść, spotkać się z przyjaciółmi - podsumowuje Anna Michalewska.
Sukces "Matecznika" zachęcił ojca Łazarza, żeby spróbować zorganizować także spotkania dla ojców. "Tatecznik" jest jeszcze w powijakach, ale duchowny już sypie pomysłami jak z rękawa. Propozycje tematów:

- Czy talerze w kuchni lewitują i co się stanie, jak nie będziemy ich zmywać?
- Czy można siedzieć spokojnie, jak żona prowadzi samochód?
- Jak przewinąć pieluchę i dlaczego to nie jest aż tak dramatycznie trudne?
- Czy choinka może stać do Wielkanocy?
Mamy pomysł kwitują z uśmiechem. - Zgodzimy się na to, pod warunkiem, że tatusiowie będą na spotkania zabierać dzieci - mówi Elżbieta Śmidoda, mama 18-miesięcznej Marty.
Paniom chodzi o to, by ich mężczyźni czuli się w obowiązku wracać do domu od razu po wykładach, a nie organizować "zajęcia dodatkowe". - Nie daj Boże w jakimś pubie - uśmiechają się kobiety.
Ojciec Łazarz zapewnia, że po takim spotkaniu mężczyźni będą jednak chcieli jak najszybciej wrócić do swoich żon i pociech.

- Przekonam ich, że najlepsze, co ojciec może zrobić dla swoich dzieci, to kochać ich własną matkę - mówi franciszkanin z Głubczyc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska