Markowe oszustwa. Uważaj na okazje

Daniel Polak
Daniel Polak
Kusi nas cena. Potem dziwimy się, że perfumy pachną kilka minut, ubranie zbiegło się w praniu, a narzędzia psują się przy pierwszej próbie użycia. Jesteśmy potentatem w handlu udawanymi markami.

Romuald z Kędzierzyna-Koźla sam o sobie mówi, że jest "łowcą okazji". - Ciuchy kupuję zawsze na wyprzedaży, markowe trunki nabywam w marketach, gdy te robią megapromocje - opowiada mężczyzna. Z ostatniego zakupu nie jest jednak zadowolony, a nawet jest mu wstyd, bo już wie, że dał się nabrać. - Sprawdziło się porzekadło, że kto tanio kupuje, dwa razy kupuje - przyznaje.

Kilka dni temu dał się namówić na kupno piły spalinowej pod jednym z kędzierzyńskich marketów.

Sprzedawcami byli Romowie. Mówili, że pilarka, którą oferują, w sklepie kosztuje ponad tysiąc złotych. A oni oddadzą ją za 800 zł. Gdy pan Romuald kręcił nosem, sprzedawcy zaczęli spuszczać z ceny. 700, 600, 500 złotych... Gdy spadła do 300 zł, powiedział "biorę". Wyciągnął gotówkę z portfela, zapłacił, wziął piłę pod pachę i poszedł.

- Miała napis Stihl, a to porządna firma produkująca narzędzia. Wypróbowałem ją w szopie - opowiada.

Tam okazało się, że sprzęt nie pracuje tak jak należy. Zaczął podejrzewać, że piła to nie produkt markowej firmy. I faktycznie - Romowie już od dawna sprowadzają tanie piły z Chin i sprzedają jako oryginalny sprzęt porządnych firm.

- Uważajmy na takie okazje - przestrzega mł. asp. Hubert Adamek z kędzierzyńskiej policji. - Jeśli widzimy, że ktoś oferuje towary w podejrzanie niskiej cenie, najlepiej powiadomić funkcjonariuszy, którzy przyjadą na miejsce i sprawdzą, czy nie pochodzą one z kradzieży albo nie są podróbkami.

Handel tymi ostatnimi kwitnie na całego. Dla handlarzy to doskonałe źródło dochodu, a naiwnych klientów, skuszonych atrakcyjną ceną, nigdy nie brakuje.

Naiwnych nie brakuje

Przemysław z Kędzierzyna-Koźla sprzedaje "markowe" perfumy. - Mam zapachy Hugo Bossa, Armaniego, Lacosty, Dolce&Gabbany, Davidoffa - mówi. Od wymienionych marek jego perfumy różnią się dwiema rzeczami: ceną i co najmniej jedną literką w nazwie. I tak Boss u niego to Bross, Armani faktycznie nazywa się Azzani, a Davidoff jest Dafidofem. Kosztują po 30 złotych za 100 ml flakon, tj. około dziesięć razy mniej, niż za oryginał płaci się w drogerii. Zapachy są nawet podobne, z tym, że perfumy Przemka pachną kilkanaście minut, prawdziwe - cały dzień.

Sprzedaję je w knajpach i na ulicy. Najlepszy klient to niezbyt gustownie ubrany facet w średnim wieku, który dezodorantem, zamiast pod pachy, psika się na ubrania. Taki gość, jak usłyszy, że ma do kupienia Bossa za trzy dychy, myśli sobie "kurde, chociaż raz w życiu będę miał porządny perfum". I kupuje - uśmiecha się handlarz. - Niektórzy biorą po kilka opakowań naraz.

Baaardzo podobny zapach

Przemek mówi, że policji się nie boi, bo w świetle prawa nie sprzedaje podróbek, ale zupełnie inne marki, tyle że podobnie brzmiące. Kupuje się je w internecie. Tam noszą nazwę "alternatywnych zapachów". Jeden flakon kosztuje osiem złotych. Sprzedawca w sieci zachwala, że te oferowane przez niego mają "baaardzo podobny zapach do oryginałów".

- To jest legalne, no może na granicy prawa. Co innego faceci, którzy sprzedają tzw. perfekcyjne podróbki z prawdziwymi nazwami. Je kupuje się w Turcji za kilka dolarów i przemyca do Polski. Mają łudząco podobne do oryginalnych opakowania, butelki i wydaje się, że nawet pachną identycznie. Od prawdziwych różni ich jednak trwałość, wietrzeją najpóźniej po godzinie - opowiada handlarz z Kędzierzyna-Koźla.

Na co jeszcze dajemy się nabrać? Jednymi z najczęściej podrabianych towarów są ubrania. Kiedyś masowo handlowało się imitacjami dresów i butów Adidasa i Nike. Teraz, gdy Polacy dres ubierają zwykle do biegania, a nie na dyskotekę, na wielką skalę handluje się ubraniami ekskluzywnych marek. Te - podobnie jak perfumy - kupuje się i przemyca z Turcji. Jak robi się taki biznes? O tym zgodził się opowiedzieć Michał, kolejny z handlarzy.

15 tysięcy dolarów na start

- Ciuchy kupuje się w Stambule. Do tego interesu musi cię ktoś wprowadzić, byś mógł poznać sprzedawcę w Turcji. Najczęściej jest to właściciel sklepu z "markową" odzieżą. Na telefon przygotowuje on większe partie towaru, po który musisz jednak sam polecieć. Ze sobą zabrać trzeba co najmniej 15 tysięcy dolarów, żeby interes się opłacał - opowiada Michał. - Na miejscu umawiasz się ze sprzedawcą, który przygotowuje dla ciebie odzież. Najczęściej bierze się bluzy i koszulki, czasem też kurtki. Spodnie rzadziej, bo te trudniej dopasować pod przyszłego klienta. Kupujemy takie marki jak Dolce&Gabbana, Lacosta, Timberland. Przy okazji warto nabrać też trochę okularów i zegarków. Za 10 do 20 dolarów można kupić idealne podróbki Gucciego albo Calvina Kleina, które będą gustownie wyglądać na każdej ręce, bądź nosie.
Cały towar ładuje się potem do wielkiej paczki albo kilku mniejszych i wysyła do Polski. Zazwyczaj wszystko się udaje i po odebraniu jej z lotniska, można już sprzedawać towar.

- Niektórzy tworzą własną sieć kurierów albo bawią się w to samemu. Sprzedaż towaru za 15 tysięcy dolarów zajmuje około pół roku. Nawet po odliczeniu marży kurierów, zarabia się na tym co najmniej raz tyle, ile się włożyło. Przeliczając to na złotówki, wkładam 50 tys. zł i dostaję z powrotem 100 tys. - opowiada.

Nie palą podróbek

Dobry interes. Tyle że czasami paczka trafia w ręce celników. Nie tureckich, bo ci nie czepiają się, że ktoś wywozi od nich z kraju ciuchy. Na nie polują polscy funkcjonariusze. Jeszcze do niedawna przechwycone podróbki były palone. Kilka lat temu opolska Izba Celna zapytała jednak producentów oryginalnych wyrobów, czy może przekazać podróbki potrzebującym. Zgodziły się firmy Puma, Gucci, Arena, Burberry i Atomic. Markowi producenci postawili tylko jeden warunek: z odzieży trzeba usunąć metki i inne znaki towarowe udające oryginalne.

Kilkadziesiąt tysięcy bluz, spodni, sukienek, kostiumów kąpielowych opolska Izba Celna przekazała do domów dziecka w Kędzierzynie-Koźlu, Paczkowie, Skorogoszczy, Strzegowie, Głogówku oraz do "Naszego Domu" w Bogacicach-Bąkowie i DPS-u w Radawiu. Tam, gdzie napisów nie dało się wypruć bez uszkodzenia materiału, umieszczono naszywki, które przykryły znaki towarowe.

Polskie Stowarzyszenie Wytwórców Produktów Markowych ProMARKA od lat zwraca uwagę na fakt, że rynek podróbek jest gigantyczny. Niedawno opublikowano raport na ten temat. W 2009 roku na terenie całej Unii Europejskiej zatrzymano ponad 118 milionów produktów podrobionych marek. Wśród przechwyconych towarów najwięcej jest papierosów i wyrobów tytoniowych (w sumie 35 procent), a także ubrań (13 procent) i leków (10 proc.) Coraz częściej podrabia się też szampony, pasty do zębów, zabawki i urządzenia AGD.

Z badań przeprowadzonych przez CBOS dla Stowarzyszenia ProMARKA wynika, że to jednak kosmetyki - po odzieży - są najczęściej podrabianą kategorią produktów, która trafia w ręce Polaków. Głównymi kanałami dystrybucji są internet i bazary. Polski konsument, mimo że wciąż zwraca największą uwagę na cenę kupowanego produktu, oczekuje też, że towar, również ten kupiony w sieci, będzie oryginalny i spełni jego oczekiwania. Ale tylko zakup w autoryzowanym sklepie internetowym takie gwarancje daje i, co najważniejsze, nie naraża konsumentów na straty finansowe i na niebezpieczeństwa związane z używaniem podrobionych produktów kosmetycznych -tłumaczy Piotr Maj z ProMARKI.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska