Orła Źlinice cień. Tak buduje się klub

Redakcja
Henryk Olsok, 33-letni prezes Orła Źlinice: – Dla młodych trzeba zrobić coś więcej. Kawa i kołocz ich tutaj nie zatrzyma.
Henryk Olsok, 33-letni prezes Orła Źlinice: – Dla młodych trzeba zrobić coś więcej. Kawa i kołocz ich tutaj nie zatrzyma. Sławomir Mielnik
Ludzie nadal dziwnie to pojmują, mówię im: przyjdź, zrób coś dla klubu, a oni na to: dobra, Heniek, zrobię to dla ciebie - irytuje się Henryk Olsok, prezes Orła Źlinice w gminie Prószków. - Ale ja nie dla siebie proszę. Tylko dla wszystkich.

Pani Monika Malkusz otwiera furtkę i spogląda w stronę pędzących wąską uliczką ciężarówek. Na chwilę się krzywi, kiedy spod kół unoszą się tumany kurzu.

- Teraz to tutaj cały czas coś się dzieje… - wzdycha. - To prawda, że w ogródku kurz i ciągle wpada piłka. Ale chłopcy, zanim wejdą, to kilka razy przeproszą. Trudno się na nich gniewać.

W oddali małe postacie biegają po murawie boiska Orła Źlinice - co jakiś czas znikają za reklamami miejscowych firm wiszących na siatce stadionu.

Nad murawą widać kilka wysokich fontann - poszły w ruch zraszacze trawy. Widać kilka rzędów czerwono-żółtych krzesełek, w takich samych kolorach są też kosze na śmieci. Łącznie 700 miejsc. Na boisku można też grać nocą, bo pozwala na to oświetlenie. Takie jak na stadionach w dużych miastach.
Na stadionie budynek z widokowym tarasem - w niczym nie przypomina szatni wiejskich LZS-ów. Ponad 170 metrów kwadratowych dostali zawodnicy.

- Czterdzieści procent na inwestycję dostaliśmy z programu Odnowy Wsi, reszta to udział gminy. A samo utrzymanie w sezonie w czterdziestu procentach zawdzięczamy sponsorom - mówi Henryk Olsok, 33-letni prezes Orła Źlinice.

Wśród sponsorów skromnie nie wymienia siebie.
Na boisku dwóch mężczyzn w skupieniu przecedza farbę do malowania linii na murawie.
- Jutro mecz Źlinice - Krośnica - rzucają znad przelewanej do specjalnego urządzenia farby. - Wylej do końca, szkoda tego marnować! - starszy, Henryk Plech, poucza młodszego kolegę, Andrzeja Fronia.
Andrzej jest pracownikiem firmy "APN - Pośrednictwo Pracy", której właścicielem jest Henryk Olsok.

- Teraz prezes częściej mnie wysyła do robót na stadionie - mówi Andrzej. - A to szatnia gospodarzy - oprowadza po pachnącym jeszcze farbą budynku. Na ścianie tablice taktyczne jak gry planszowe z magnetycznymi pionkami. Toalety, natryski. - Wstępnie miały być cztery brodziki, ale prezes powiedział, że nigdzie w Europie się nie sprawdziły - tłumaczy Andrzej. - Pod ośmioma natryskami zmieści się więcej chłopów.

Prezes prania się nie boi

Na piętrze taras widokowy, widać z niego nie tylko boisko, ale całą okolicę. Grill, pod parasolami kilka stolików.

- I będzie jeszcze sauna dla zawodników, wszystko jak w najlepszym zachodnim klubie - dodaje Andrzej. - Nie słyszałem, żeby jakiś opolski LZS miał taki stadion jak my.
Monika Malkusz codziennie widuje prezesa Olsoka, jak krząta się przy stadionie.

- Heńka, to znaczy naszego prezesa, to stale tutaj widać - poprawia się pani Monika. - Jak ludzie nie chcieli przyjść do koszenia, to sam kosił boisko. A i widziałam, jak łopatą machał przy budowie szatni.
Ludzi to trudno czasem zadowolić. - Chodzą i na Heńka narzekają, aż trudno zrozumieć czemu - głośno się zastanawia pani Monika.

Z samochodu wyskakuje Henryk Olsok, chodzi po boisku - najwyraźniej jest niezadowolony z nawierzchni. - Źle to zrobili, no źle i tyle! - denerwuje się prezes Orła. - Od dziecka grałem, nawet teraz, jak mam czas, to jeszcze wyskoczę na boisko. Przecież wiem, jaka ma być murawa.

Okazuje się, że na to boisko w ciągu dnia piłkarze wchodzą aż cztery razy. Juniorzy, trampkarze, okręgówka i czwarta liga. Bywa, że czasem jest konflikt interesów.

- Pracowałem długie lata na Zachodzie, chodziłem tam na mecze - opowiada Olsok. - Patrzyłem, w jakich warunkach trenują zawodnicy w tych niemieckich klubach. No, to sobie pomyślałem, czemu nasi nie mogliby w podobnych warunkach trenować?

Wyciąga z furgonetki kosiarkę Johna Deera, mercedesa wśród kosiarek, czas ją wypróbować. - Sprzęt przywiozłem z Niemiec, skąd mogłem, to od znajomych go z zagranicy ściągnąłem - tłumaczy. - A ostatnio zawodnicy ze Źlinic dostali nawet transport firmowych ubrań w różnych rozmiarach, nowych, jeszcze z metkami.

Prezes nie ukrywa, że wymaga szacunku do tego, co ciężko zdobywał.
- Po meczu koszulka ma być złożona, a nie byle jak na kupę rzucona - mówi. Stroje w pojemniku zabiera po meczu do domu.

- Pierze je moja żona, jeszcze się nie zbuntowała, tak jest po prostu taniej - tłumaczy. - Nie robię tego dla siebie, ale niektórym trudno to zrozumieć. Jak mi pomagają, to traktują to tak, jakby nie sobie, ale mnie robili przysługę. U nas brakuje jeszcze takiego wspólnego myślenia.

Jestem stąd, to widać

Reklamy na stadionie źlinickim promują okolicznych przedsiębiorców.
- Tak jest w każdym kraju, gdzie ludzie myślą lokalnie, gdzie chcą robić coś wspólnie i budować swoje otoczenie - kontynuuje Olsok. - Tam reklamy na stadionach zachęcają do kupowania usług u przedsiębiorców z sąsiedztwa. To oczywiste, że miejscowi przedsiębiorcy wzajemnie się popierają.
Według Olsoka wszyscy powinni być jak chłopcy z jednej drużyny, grać do jednej bramki.

Tak, jak jest w Holandii lub w Niemczech. Prezes mówi, że trzeba stamtąd czerpać dobre przykłady. Ale żeby tam zostawać, to raczej odpada.

- Po powodzi w 1997 wróciłem do Boguszyc, bo moi rodzice wyjechali do Holandii, żeby zarobić na remont zniszczonych budynków - opowiada Olsok. - Zostałem na gospodarstwie z ponad stu świniami, rozpocząłem studia na AWF, prowadziłem już firmę pośrednictwa pracy. No i przede wszystkim rodzice powierzyli mi opiekę nad zbuntowanym wtedy, czternastoletnim bratem.

Wówczas postanowił, że przejmuje to wszystko i zostaje w Boguszycach. - To tak, jakbym wybrał wtedy swój klub - śmieje się Olsok.

Teraz wielokrotnie powtarza, że jeśli któryś z trenujących chłopaków myśli o dużych pieniądzach, to musi zmienić klub.

- Bo wielkich pieniędzy i kariery w LZS-e się nie zrobi - tłumaczy. Zawodnicy wiedzą, że prezes ma swoje zasady i pieniędzy młodym nie wypłaca. I nie dlatego, żeby im skąpił.
- Większy pożytek mają, kiedy im fundujemy wyjazd na porządny mecz do Berlina - uzasadnia prezes Olsok. - Bo co z tego, że po meczu dostaliby chłopcy po dwie setki, które w jeden dzień przepuszczą. Po tygodniu żaden z nich nawet by tego nie pamiętał. A takiego wyjazdu nie zapomną.

Sam dobrze pamięta, jak grał kiedyś w Orle Źlinice, jeszcze za prezesury Henryka Zamojskiego, dyrektora Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Łosiowie.

- Niby nie tak dawno, ale to były całkiem inne czasy. Jestem chłopakiem z gospodarstwa w Boguszycach i nie zawsze mogłem jechać na trening - wspomina prezes Olsok. - Ale jak już ojciec mi pozwolił, to wpadałem na boisko i waliłem bramkę jedną po drugiej.

Bywało, że działacze z LZS-u przyjeżdżali po nastoletniego Heńka nawet do domu. Tak było, kiedy dwadzieścia lat temu grały Źlinice z Łosiowem. Zawieźli go na pole, żeby prosić Alfreda Olsoka o zezwolenie. Heniek zdążył tylko podbiec do maszyny i jak szrapnelem zarobił w głowę burakiem cukrowym.

- Krew lała mi się po twarzy, a tato popatrzył i powiedział: "No, jedź, jak tak bardzo ci na tym zależy" - śmieje się dzisiaj prezes Olsok. - Miałem 12 lat, ale grałem już z dorosłymi zawodnikami. Wyszedłem na boisko na piętnaście minut i od razu strzeliłem im bramkę. Tak Źlinice dzięki młodemu wygrały z Łosiowem.

Henryk Zamojski, były prezes Orła Źlinice, mówi o Olsoku, że przerósł swojego nauczyciela.
- Tego wszystkiego, czego nie udało mnie się zrobić, Heniu dokonał - podkreśla Zamojski. - Wyprowadził naszą drużynę już wysoko, a jak promuje wszędzie naszą okolicę! Został prezesem gminnego zrzeszenia sportu. I prywatnie wiele zdziałał: ma własną dobrze prosperującą firmę, ożenił się i wybudował dom.

Ma dwóch synów, a przecież ten chłopak dopiero osiągnął wiek chrystusowy
Energia i rozmach Olsoka nie wszystkim się jednak podoba. Burzy im spokój. Ludzie nie przywykli, że można patrzeć dalej poza swoje obejście, za parkan wypielęgnowanych ogródków.

- Heniu wybiega do przodu, a to nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem ludzi - ocenia Zamojski.
- Że ktoś może poświęcać swój czas i pieniądze na coś, co nie będzie dla niego.

Do tańga trzeba dwojga

Pod akacjami w Boguszycach coś się zaczyna. We wsi mówią, że to drugie boisko Olsok szykuje.
- Chodzi o mniejsze boisko, treningowe dla juniorów, bo na głównym, w Źlinicach jest tłok - zdradza prezes Orła. - Ale chcę, żeby było porządne, takie z oświetleniem. Na tym boisku przecież wszyscy mogą trenować, bo tym młodym trzeba coś zaoferować.

Jak podkreśla Olsok, boisko ma powstać za pieniądze sponsorów. Nie obyło się jednak bez konfliktów. Najnowszy pomysł prezesa nie wszystkim się spodobał.
- Dostaję teraz anonimy, że mój ociec zaorując teren pod akacjami, zniszczył plac, który jest własnością rady sołeckiej - irytuje się Olsok.

Alfred Olsok, ojciec Henryka, przez wiele lat był sołtysem Boguszyc. - I zawsze mi mówił, że na zadowolenie wszystkich to nie mam co liczyć - przyznaje młody Olsok. - Ale tym razem chodzi o coś więcej, trzeba młodych nauczyć, że popołudniami nie muszą uciekać do Opola, a mogą być u siebie, na swoich boiskach.

W końcu Olsok wyznaje, co go najbardziej w tym wszystkim zaskoczyło.
- Rada sołecka z Boguszyc kazała mi podpisać zobowiązanie, że boisko będzie dla mieszkańców okolicy, a nie dla zawodników! - denerwuje się Olsok. - Jakbym to ja robił coś za ich plecami i tylko dla siebie albo swojej rodziny! A ja chcę coś dla naszych dzieci.

Lidia Piechaczek, sołtys Boguszyc, przekonuje, że wszystko można pogodzić. - Ta kostka brukowa, która leży pod akacjami, to będzie podest dancingowy na wolnym powietrzu - tłumaczy. - Ale nie trzeba też rezygnować z boiska.

Choć po chwili dodaje, że już jest jedno boisko dla dzieci, szutrowe na terenie miejscowej szkoły.

Pani Lidia zapewnia, że ma dobre doświadczenia z ludźmi. - Od jesieni jestem sołtysem, jak organizowałam Dzień Kobiet i potrzebowałam czternastu blach ciasta, to mi nasze kobiety niczego nie odmówiły - mówi sołtyska. - Mam nadzieję, że ludzie i teraz mi nie odmówią.
- Tylko że podest dansingowy będzie wykorzystywany kilka razy w roku, a dla młodych trzeba zrobić coś więcej, bo kawa i kołocz ich tutaj nie zatrzyma - mówi Henryk Olsok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska