Sieć bluzgaczy. Większość ludzi na forach internetowych to... idioci?

sxc.hu
sxc.hu
Gdyby nie internet, nie wiedziałbym, że na świecie jest tylu idiotów - mawiał Stanisław Lem. O tym, że miał rację, można się przekonać, zaglądając na dowolne forum.

Kilka dni temu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zlikwidowała stronę Antykomor.pl. Natychmiast pojawiły się głosy, że to zamach na wolność słowa, ale przypominano też, że na tej stronie, nazywanej przez autora "satyryczną", można było między innymi zagrać w zabijanie prezydenta i jego małżonki.

- Być może to czas, by zlikwidować przepisy w sposób szczególny chroniące prezydenta i premiera - dało się słyszeć z ust posłów PiS, niepomnych, że jeszcze kilka lat temu z tego samego paragrafu po całej Polsce ścigano bezdomnego, który obraził Lecha Kaczyńskiego. Wtedy o likwidacji przepisu i nadgorliwości prokuratury mówili tylko politycy PO, bo punkt widzenia, jak wiadomo, zależy od punktu siedzenia.

Nie zmienia to faktu, że polski internet pełen jest złych emocji. O tym, jak nienawistni potrafią być internauci, na własnej skórze przekonała się Alicja Stronciwilk, która pod koniec ubiegłego roku była kandydatką na wiceprezydenta Kędzierzyna-Koźla.

- Gdy ta sprawa wyszła na jaw, w internecie rozpętano przeciw mnie prawdziwą kampanię nienawiści. Ktoś, licząc na to, że pozostanie anonimowy i bezkarny, zaczął wypisywać o mnie nie tylko bzdury, ale także kłamstwa i rzeczy poniżające moją godność - Alicja Stronciwilk do dziś nie potrafi opowiadać o tym, co ją spotkało.

Koniec bezkarności

Wykorzystując otwarte forum internetowe, wypisywano na jej temat, że jest osobą nieuczciwą, uczestniczką afer, a nawet że ma dziecko z jednym z wpływowych niegdyś samorządowców, byłym wiceprezydentem Kędzierzyna-Koźla. Choć pani Alicja to była rzeczniczka urzędu miasta i założycielka urzędniczych związków zawodowych, a więc osoba zaprawiona w twardych politycznych bojach i przywykła do krytyki, ilość jadu skierowanego pod jej adresem w ciągu kilkunastodniowego ataku wywołała u niej głęboki szok.

- Postanowiłam, że nie puszczę tego płazem - opowiada Alicja Stronciwilk. - Skierowałam sprawę do prokuratury, ta poprosiła sąd o zlecenie policji poszukiwania autorów skierowanych przeciw mnie wpisów, bo taka jest procedura, a obecnie policjanci ustalają, kto mnie obrażał i poniżał. Gdy tylko osoby te zostaną zidentyfikowane, wystąpię przeciw nim o odszkodowania, a sprawę nagłośnię w mediach.

Takich osób jak Alicja Stronciwilk jest w Polsce coraz więcej. Ludzie skrzywdzeni przez internautów coraz częściej występują na drogę sądową. Ostatnio z tego rozwiązania postanowił skorzystać lżony w sieci minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Poszedł on jednak dalej niż większość dotychczasowych pokrzywdzonych.

- Za antysemickie i obraźliwe wpisy na mój temat odpowiadają nie tylko ich autorzy, ale właściciele forów, którzy ich nie moderują i dopuszczają do publikacji takich treści - stwierdził Radosław Sikorski, informując o skierowaniu pozwu przeciw wydawcy dziennika "Fakt".

Reakcją na to było czasowe zamknięcie forów nie tylko przez tę gazetę, ale także przez kilka innych dużych portali informacyjnych, obawiających się, że one także mogą stać się celem prawników szefa MSZ.

Wyroki już zapadają

Nie wiadomo, jak zakończy się krucjata ministra Sikorskiego, który zapowiada walkę o wysokie odszkodowania, ale niezależnie od tego pewne jest, iż fala sprzeciwu wobec nienawiści w polskim internecie narasta. Osoby pokrzywdzone przez sprawców, przekonanych o swojej anonimowości, nie od dziś wygrywają procesy i skutecznie bronią swego dobrego imienia.

Udało się to m.in. byłej głównej księgowej Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kędzierzynie-Koźlu Urszuli Goliat. W 2008 roku na forum jednej z lokalnych gazet pojawiły się pod jej adresem wpisy oskarżające ją o chorobę psychiczną, mobbing, przekraczanie kompetencji, a także godzących w sprawy intymne. Sprawa trafiła do prokuratury, która ustaliła, że autorką wpisów jest… dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej Teresa Koczubik, która zmusiła Urszulę Goliat do odejścia z pracy.

29 grudnia ubiegłego roku zapadł wyrok w tej sprawie. Sąd Okręgowy w Opolu nakazał Teresie Koczubik publicznie przeprosić byłą podwładną, a ta zrezygnowała z prawa do apelacji i kilka tygodni temu wykonała postanowienie sądu.

Pokrzywdzona domagała się jednak oprócz przeprosin odszkodowania w wysokości 50 tys. zł, na co sąd się jednak nie zgodził.

Wyroków nakazujących przeprosiny za wpisy w internecie jest coraz więcej, ale na razie nie wpływają one na zmianę tonu dyskusji w sieci.

- Wystarczy otworzyć jakikolwiek wątek na jakimkolwiek forum, by zobaczyć, że co najmniej połowa wpisów jest nie na temat, co trzeci zawiera wulgaryzmy, a większość powstaje po przeczytaniu przez internautę nagłówka, bez zagłębiania się w treść komentowanej wiadomości, o jej zrozumieniu nie wspominając - mówi Michał Żurek, informatyk z Opola. - Dlatego nie wchodzę na fora, gdyż najwyraźniej ich bywalcy to osoby, których opinii w realnym życiu nikt nie słucha, a treść zamieszczanych przez nich wpisów daje jasną odpowiedź, dlaczego. Po prostu nie warto.

Stosować prawo, a nie mnożyć paragrafy

Tak już jest, że gdy w jakimś pomieszczeniu stoi fortepian, większość ludzi, jeśli tylko może, podchodzi, żeby sobie "blimknąć" w klawisze. Zdecydowana większość robi to z pewną nieśmiałością, bo nie umie grać, ale mimo to próbuje. Z klawiaturą komputera jest podobnie - fakt, że każdy ma do niej dostęp, nie oznacza, że wszyscy potrafią pisać nie tylko płynnie i poprawnie, ale przynajmniej sensownie.

- To domena nielicznych, lecz wolność słowa jest powszechna i zgódźmy się, że to niezwykle cenna wartość - mówi mecenas Piotr Kruszyński, adwokat, profesor prawa Uniwersytetu Warszawskiego. - Z tego powodu jestem zwolennikiem zdecydowanego stosowania prawa wobec internautów, którzy łamią granice dyskusji, ale uważam, że żadne nowe regulacje nie są potrzebne.

Politycy są zupełnie innego zdania i zaczynają właśnie prace nad ustawą mającą na celu ograniczenie możliwości anonimowego bluzgania w sieci na innych.

- Mamy skłonność do produkowania ton przepisów na każdą okazję, a tak naprawdę każdy ma dziś możliwość obrony swojego dobrego imienia w procesach cywilnych - przypomina prof. Piotr Kruszyński. - Prawo karne należy stosować tylko w skrajnych przypadkach, gdy ktoś nawołuje do nienawiści czy przemocy, ale wtedy trzeba to robić konsekwentnie i z całą surowością.

Podobnego zdania są znawcy polskiego internetu i obserwatorzy zachodzących w nim nieustannie zmian.
- O wiele skuteczniej od nowych ustaw działa postęp technologiczny i wymagania portali internetowych.

Facebook czy chociażby GoldenLine premiują osoby podające swoje dane, a usuwają takie, które podają dane fałszywe - zwraca uwagę Maciej Budzich, bloger, fan i obserwator mediów, autor bloga Mediafun.pl. - Ten zdrowy i normalny proces powoduje, że anonimowość w sieci zanika, a wraz z tym maleje chamstwo i agresja. Tworzenie specjalnych przepisów nie ma sensu, bo internauta to nie kosmonauta. To prawie każdy z nas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska