Emeryci i renciści nie dają się biedzie. Jak żyją?

sxc.hu
sxc.hu
Emeryci i renciści z lękiem przyjmują informacje o tegorocznych podwyżkach. Liczą swoje grosze i szukają rezerw w cienkich portfelach.

Róża Baranowska dostaje co miesiąc 643 zł. Ma tak małą emeryturę, bo pracowała tylko 20 lat. Nikt nie wziął pod uwagę, że większość tego czasu harowała jak mężczyzna. Mimo że była przecież kobietą, matką, sprawnie operowała koparką w żwirowni pod Szczecinem.

Ponieważ mieszkała przy granicy z Niemcami, potem zdecydowała się na pracę u sąsiadów i robiła meble w Schwedt. Krótkotrwały okres niezłych zarobków miał korzystny wpływ na emeryturę pani Róży, bo gdyby nie to, dostawałaby jeszcze mniej. Potem zachorowała, jest po zawale, a konieczność systematycznego przyjmowania leków sprawia, że nie może utrzymać się sama.

Pomaga jej córka - dobre dziecko. Kiedy są razem na zakupach w markecie, odgania matkę od kasy i zapełnia jej lodówkę. Pani Róża stara się jednak, jak tylko może, aby korzystać z tej pomocy możliwie najmniej.

W grudniu, gdy tylko się dowiedziała, że leki podrożeją od nowego roku, zrobiła sobie ich zapas do kwietnia. Na razie jeszcze ich po nowych cenach nie kupowała i nie wie, w jakim stopniu teraz obciążą jej budżet. Znajome, które nie zrobiły aptecznych zapasów, po prostu części leków nie wykupują i uważają, że to rząd z premedytacją pragnie stopniowo wyeliminować część emerytów. Tak ludzie mówią!

Pani Róża wyczytała, że to nie żarówki mają największy wpływ na rachunki za energię, ale urządzenia agd. Dlatego stara się ich używać możliwie najmniej. Gotuje raz na trzy dni zupę z "wkładką", czyli kawałkiem kurczaka.

Pierze, gdy nazbiera się pełny wsad. Wody spuszczonej z pralki używa do mycia podłóg. I naprawdę nie bardzo wie, jak i na czym jeszcze oszczędzić. Ostatnio dowiedziała się, że jedna z pań, które spotyka systematycznie w Domu Dziennego Pobytu "Magda-Maria", ma talent do stylowego ścinania włosów, więc pani Róża ją poprosi o podcięcie i nie wyda na fryzjera, a kolor to już sama sobie robi od dawna.

Sweterek, który ma na sobie, kupiła w lumpeksie, na wagę. Teraz to już będzie sobie mogła pozwolić
tylko na letnie bluzki, bo mało ważą, a sweter zrobi sobie sama na drutach. Kosmetyków nie kupuje, no, może z wyjątkiem szamponu, bo chodzi na pokazy firm, które zajmują się sprzedażą bezpośrednią.

Zaproszenia przysyłają i zawsze dają jakiś upominek. Pani Róża najbardziej ceni sobie krem. Zimowe buty kupiła na targu od Rumuna za 20 zł. Żeby były cieplejsze, zrobiła sobie wełniane skarpety z resztek.

Pod spodniami nie widać, że są w kolorowe paski. W sumie więc ma wszystko, co jest do życia potrzebne i gdyby nie ceny leków, toby na nic nie narzekała. Nawet modne korale z tkaniny ma zrobione własnoręcznie. Do tuneliku z materiału wkłada się drewniane kulki ze zdezelowanych samochodowych mat na siedzenie i już ma człowiek coś modnego, coś nowego.

Mikołaj Heiman ma 56 lat i jest na rencie. Ciężkimi chorobami mógłby obdzielić parę osób. Nie ma nerki, miał zawał i jeszcze inne choroby. Jakiś czas nie mógł się poruszać o własnych siłach i jeździł na wózku. Teraz chodzi i cieszy się życiem. Ma 498 zł i 28 groszy renty.

Jakkolwiek liczyć, jakkolwiek oszczędzać - nie wystarczy na życie. A gdzie opłaty? Pan Mikołaj ma malutkie mieszkanie, które dostał cudem bożym, dzięki pomocy dziennikarza i ludzkiego prezydenta Opola dawno temu. Bardzo je sobie ceni. Nigdy by nie dopuścił do tego, żeby go za niepłacenie czynszu z niego wyrzucili. Dlatego postarał się o pracę. Już 3 lata i 3 miesiące pracuje na portierni. Jak złoży do kupy zarobek i rentę, nie ma na co narzekać.

Wystarczy prześledzić dochody i wydatki pana Mikołaja, żeby stwierdzić, że z roku na rok sytuacja takich jak on się pogarsza. Kiedyś jego renta wystarczała na opłaty i utrzymanie. Było skromnie, to fakt, ale przecież głodny nie chodził. A teraz ma dochody z dwóch źródeł i ledwo wystarcza. Ale pan Mikołaj nie narzeka. Co to, to nie. Radzi sobie. I ma tylko dwa życzenie - mieć zdrowie i pracę.

Wyczaił, że rano w jednym z marketów robią miejsca na półkach z gotowymi daniami dla tych z nowym terminem ważności. Ten termin można sobie samemu potraktować trochę łagodniej niż producent i jeść kilka dni dłużej, niż napisali na opakowaniu.

Dzięki temu dość często pan Mikołaj jada flaczki, fasolkę po bretońsku czy gołąbki za niewielkie pieniądze. Kto ich nie ma, powinien się krzątać wokół półek z gotowymi daniami, bo taki zakup bardzo się opłaca. Nie trzeba przecież używać prądu czy gazu do gotowania, no i czasu się tyle nie traci. Najtaniej się człowiek wyżywi przy pomocy kopytek i klusek.

Jak jest do tego kawałeczek mięsa, to super. Ale można je też okrasić boczkiem albo sosem z torebki. Nie da się ukryć, że człowiek niebogaty musi myśleć i cały czas kalkulować, co się bardziej opłaci. A jak się myśli, to można żyć całkiem przyzwoicie za małe pieniądze.

Pan Mikołaj oszczędza czas na to, żeby rozwiązywać krzyżówki. Lubi takie dla intelektualistów, więc kupuje specjalistyczne pisma. To też się opłaca, bo bardzo często wysyła rozwiązania i wygrywa nagrody. Nie gardzi też takimi z codziennych gazet. W konkursach radiowych też fajnie jest wziąć udział.

Dziś Mikołaj odpowiedział na trudne pytanie i dostał dwa bilety do kina. Radio u niego gra non stop. Ale telewizor już nie. Pobiera więcej prądu, więc pan Mikołaj włącza go na dziennik i czasem na film. Woli pomyśleć, poczytać, czegoś się nauczyć, żeby potem móc te krzyżówki rozwiązywać. O innych rozrywkach nie marzy. Do domu "Magda-Maria" przychodzi regularnie, z ludźmi porozmawia, w bingo pogra, a wielkich marzeń nie ma. I tak się nie spełnią.

Rita Heinelt (renta 700 zł) stale bierze leki na epilepsję. Żyje przy rodzinie i uważa, że tak jest łatwiej. Jak rodzina ma pracę, to dobrze, a jak młodym bezrobocie zajrzy w oczy, to jeszcze ona się z nimi podzieli. W domu dziennego pobytu je obiady. Tak jest taniej. Ubrania kupuje w "ciucholandzie", jak wszyscy jej znajomi. Pani Rita myśli tylko o tym, żeby nie było gorzej i żeby było zdrowie.

Józef Peksa uważa, że kryzys najlepiej przetrwać we dwoje. Dwa lata temu po długotrwałym wdowieństwie ożenił się i teraz nie tylko ma się do kogo odezwać, ale też razem z żoną o wiele lepiej im żyć. Jak się ma dwie emerytury, to nawet jeśli nie są wysokie, da się jeszcze z tego życia wydusić trochę przyjemności. Utrzymanie mieszkania rozkłada się na dwie osoby. Kiedy się pali światło, to też we dwójkę z niego korzystają. Już się nie martwią - każde u siebie - jak związać koniec z końcem.

A że jest coraz drożej - każdy to odczuwa. Kiedy ostatnio przyszły rachunki za gaz, to chociaż mrozów nie było, są wyższe niż w ubiegłym roku. Spółdzielnia zapowiedziała podwyżkę czynszu, za energię trzeba będzie więcej zapłacić. No po prostu wszystko drożeje, a pan Józef nie martwi się, że mu na opłaty nie starczy, ale że będą musieli z żoną zrezygnować z jedynej rozrywki, jaką sobie fundują latem - ze zwiedzania ładnych zakątków kraju. No bo czy człowiekowi na emeryturze naprawdę nic się już nie należy?

Pani Danuta Zdybel (1400 zł emerytury) za największy grzech uważa to, że rząd okrada emerytów z waloryzacji. Nawet jak ktoś odchodzi z pracy z niezłym uposażeniem, to po kilku latach, gdy wszystko drożeje, a świadczenia stoją w miejscu, człowiek robi się dziadem. Pani Danuta mieszka sama i myśli, na czym by tu oszczędzić. Opłaty to konieczność, leki - też. O przyjemnościach nawet nie myśli, bo dawno je skreśliła. Może jeszcze skreślić jakieś pozycje z wyżywienia. Ale co? Mięsa nie je od dawna.

Zamiast niego w jej jadłospisie jest soczewica, groch i kasze. Dobrze, że jeszcze może jeść takie ciężkostrawne strączkowe warzywa. Ale co mają robić starsi ludzie, z których większość tego nie trawi?
Na szczęście do tej większości nie należy pan Andrzej Chojczak, dziarski 70-latek. Na nic nie choruje, więc nie bierze leków. Życie tak mu się ułożyło, że nie ma własnego mieszkania i wynajmuje pokój z używalnością kuchni. Po jego opłaceniu na życie zostaje mu z emerytury 1000 zł.

Od razu odkłada stówkę, żeby co roku pojechać do sanatorium, które sam opłaca. Długo uprawiał wyczynowe sporty, co zaprocentowało dobrym zdrowiem, wyglądem i werwą, której mogą mu pozazdrościć młodzi.

Jem to, na co mnie stać i co lubię. Kiedy tylko mam ochotę, chodzę na tańce i na brydża. Mam dwie córki i 3 wnuków. Pamiętam o ich urodzinach i stać mnie na drobne prezenty. Nie mam za wielkich wymagań, żyję tu i teraz, cieszę się z tego, co mam, a do swoich rówieśników się nie garnę. Jak ich spotkam, to oni mają tylko dwa tematy: kiedy podwyższą emerytury i jakie mają choroby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska