Morderca zaskoczył Samantę

Fotomontaż/sxc.hu
Fotomontaż/sxc.hu
16-latka z Jasienia została brutalnie zamordowana ponad rok temu i choć prokuratura sprawę umorzyła, policjanci zapewniają, że ujęcie sprawcy jest tylko kwestią czasu.

Niestety, to nie jedyna zbrodnia popełniona na Opolszczyźnie, która - mimo upływu lat - nie doczekała się kary.

W sprawie Samanty policjanci przesłuchali kilkuset świadków - rodzinę, sąsiadów, znajomych i osoby jadące pobliską trasą w czasie, kiedy doszło do zabójstwa - niektóre osoby nawet z użyciem wariografu. Sprawdzili kontakty telefoniczne i internetowe, dokładnie odtworzyli ostatnie godziny życia nastolatki.

- Nic nie wskazuje na to, żeby zbrodnię popełnił ktoś z kręgu znajomych. Moim zdaniem dziewczyna mogła wsiąść do któregoś z przejeżdżających samochodów i to tam rozegrał się dramat. Nie wykluczamy, że sprawca może przebywać za granicą - mówi Zbigniew Stawarz, zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Opolu do spraw kryminalnych, a zarazem szef zespołu pracującego nad rozwikłaniem zagadkowej śmierci nastolatki. - Początkowo wydawało nam się to nieprawdopodobne, żeby nastolatka w środku nocy wsiadła z kimś obcym do auta. Przy drodze nie było jednak śladów walki, dziewczyna nie miała też naderwanego ubrania, co mogłoby wskazywać, że siłą została wciągnięta do samochodu. Dlatego dziś to właśnie wersja, że wsiadła do samochodu nieznajomego mężczyzny wydaje się najbardziej prawdopodobna...

Gimnazjalistka z niewielkiej miejscowości Jasienie, położonej w powiecie kluczborskim wyszła z domu późnym wieczorem 11 czerwca ub.r. Żywą widziała ją jeszcze matka koleżanki, z którą nastolatka chciała się spotkać. Kiedy Samanta usłyszała, że ta już śpi, poszła dalej. Gdzie i z kim się spotkała - policja nadal to ustala.

Morderca miał wspólnika?

Jej ciało robotnicy znaleźli dwa dni później w lesie w pobliżu skrzyżowania dróg z Kaniowa do Kup i Popielowa. Dziewczyna miała poderżnięte gardło tak głęboko, że sprawca niemal odciął jej głowę. Policjanci są jednak pewni, że do zabójstwa doszło w innym miejscu. Może o tym świadczyć ilość krwi w miejcu, gdzie znaleziono zwłoki, której było za mało jak na obrażenia, które morderca zadał nastolatce.

Funkcjonariusze twierdzą, że sprawcą był mężczyzna, raczej nie działał sam (nie odnaleziono na przykład śladów wleczenia zwłok, co może świadczyć o tym, że ktoś je do lasu przyniósł) i że Samantę atak musiał bardzo zaskoczyć, bo nawet niespecjalnie się broniła. Jaki był motyw zbrodni? Na to pytanie nie był w stanie odpowiedzieć nawet policyjny psycholog. Nie ujawniono śladów gwałtu, ale jak mówią policjanci, nie można wykluczyć, że doszło do stosunku seksualnego.

- O sprawcy wiemy więcej, niż mogłoby się wydawać, ale nie będę mówił o szczegółach. Policjanci chcą złapać tego gościa - podkreśla wicekomendant Stawarz.

Policjant nie potrafi powiedzieć, czy nastąpi to za tydzień, miesiąc czy rok. - Z doświadczenia wiem, że albo sprawcę ujawnia się w ciągu 2-3 miesięcy, albo trwa to całymi latami - mówi Stawarz. - Ale nie ma zbrodni doskonałej. Czasami po latach, pewnie gdy już sprawca odetchnął z ulgą, sądząc, że nigdy nie wpadniemy na jego trop, jednak następuje przełom.

Tak było w głośnej krakowskiej sprawie, gdzie po kilkunastu latach poszukiwań zaginionego (jak twierdziła żona) mężczyzny jego zwłoki odnaleziono w sarkofagu zamkniętym w ścianie domu, w którym mieszkała kobieta. Stawarz nadzorował tę sprawę jeszcze jako wiceszef małopolskiej policji, nadzorujący działalność tamtejszego Archiwum X, do którego trafiają niewyjaśnione zbrodnie sprzed lat.

- Okazało się, że ta kobieta uknuła intrygę razem z kochankiem. Mąż, który na co dzień pracował w Austrii, stał im na drodze do szczęścia, więc postanowili się go pozbyć - wspomina. Sprawa wydała się po latach, gdy sielanka kochanków się skończyła i postanowili się rozstać. Któreś z nich zaczęło mówić o zbrodni przed lat. Mówić na tyle głośno, że dotarło to również do policjantów, którzy postanowili wrócić do sprawy. Wtedy natknęli się na ten sarkofag zamurowany w ścianie.

Co do jednego gliniarze są zgodni - pracując nad sprawami kryminalnymi trzeba mieć trochę szczęścia. Czasami nadzieja na rozwiązanie zagadki sprzed lat przychodzi niespodziewanie. Tak jak w sprawie 37-letniej Wity K., która w 1996 roku została zamordowana w mieszkaniu na opolskim ZWM (dziś osiedlu Armii Krajowej). Zabójca działał wyjątkowo brutalnie. Ślady krwi, których w mieszkaniu było mnóstwo, wskazywały na to, że rzucał kobietą m.in. o ściany i szafki.

- Po wielu latach jeden z dziennikarzy opisał tę sprawę na łamach nto i okazało się, że ludzie zaczęli sobie przypominać pewne fakty - mówi Adam (imię zmienione), kryminalny z kilkunastoletnim doświadczeniem, pracujący w opolskim Archiwum X.

Zabójca zabrał Joannie komputer

Jednostka działa przy Komendzie Wojewódzkiej Policji od 4 lat. Pracujący w niej funkcjonariusze na nowo przyglądają się tajemniczym zbrodniom sprzed lat (najstarsza dotyczy zabójstwa, którego dokonano w Brzegu w 1989 roku). - Pod wpływem tego artykułu zgłosiła się do nas osoba i przekazała informacje, które mogą być pomocne w rozwiązaniu sprawy - dodaje Adam. - Dzięki temu jesteśmy o krok bliżej, ale za wcześnie, żeby mówić o szczegółach. Nie możemy też dopuścić do tego, żeby sprawca zorientował się, kim jest nasz informator, bo nie wiemy, jak by się w tej sytuacji zachował.

Na przełom policjanci czekają też w sprawie nauczycielki z Nysy, która przyjechała na egzamin do Opola (studiowała zaocznie na ówczesnej WSP) i już nigdy nie wróciła do domu. Joanna M. miała 23-lata, męża i maleńką córeczkę, która czekała na jej powrót. Tego majowego poranka, kiedy koledzy i wykładowcy widzieli ją po raz ostatni, wyszła z egzaminu i udała się na przystanek autobusowy przy ul. Wrocławskiej, skąd miała pojechać do domu, i słuch po niej zaginął. Policjanci rozpatrywali różne wersje wydarzeń, włącznie z tą, że kobieta z własnej woli nie wróciła do domu i w innym miejscu ułożyła sobie życie na nowo.

Tajemnicze zniknięcie wyjaśniło się po roku, kiedy w lasku w pobliżu miejsca, gdzie dziś stoi Makro znaleziono przykryte gałęziami zwłoki młodej kobiety - jak się później okazało, było to ciało Joanny M.

Policjanci pracujący nad tą sprawą podejrzewają, że nysanka, zamiast czekać na autobus, złapała stopa. Jechali mało uczęszczaną, zwłaszcza w niedzielny poranek, trasą, kierowca skręcił w las i zamordował młodą kobietę. Nie ma pewności, czy wcześniej nie została zgwałcona.

Kiedy pytam policjantów o tę sprawę, zaraz przypomina im się komputer przenośny, który Joanna miała ze sobą.

- To był atari portfolio - mówi Mariusz, funkcjonariusz z kilkunastoletnim doświadczeniem w rozwiązywaniu najpoważniejszych zagadek kryminalnych. Poza bieżącymi sprawami, pracuje również dla Archiwum X. - Takich komputerów było wtedy bardzo niewiele. Na początku lat 90., kiedy doszło do zbrodni, nie każdy miał w domu komputer stacjonarny, a co dopiero takie cacko. Tego komputera nigdy nie odnaleziono, ale gdyby się to udało, byłby to dla nas ważny trop - mówi z nadzieją, że być może ktoś przypomni sobie gadżet, który w tym czasie u kogoś zauważył.

Nie ma zbrodni doskonałej

Praca funkcjonariuszy z Archiwum X, wbrew temu co się niektórym wydaje, to żmudna robota. Jak mówią, ceną są litry przelanego potu i setki przejechanych kilometrów, bo na miejsca zbrodni wraca się czasami nawet po latach.

- Ludzie naoglądają się seriali typu W-11 i wydaje im się, że zabójstwo można wyjaśnić w ciągu kilkunastu godzin - mówi Mariusz, oficer wydziału kryminalnego. - W praktyce nad jedną sprawą czasami pracuje się kilka miesięcy, nie mając wcale gwarancji, czy sprawcę uda się zatrzymać. Naszym zdaniem nie ma jednak zbrodni doskonałej. Zawsze jest jakiś ślad, który w końcu musi doprowadzić do sprawcy. Gdybyśmy w to nie wierzyli, to nasza praca nie miałaby sensu.

Na wątpliwości tych, którzy pytają, czy po tak długim czasie warto jeszcze wracać do spraw, których całymi latami nie udało się rozwiązać - odpowiadają bez chwili zastanowienia, że warto.

- Nauka na przestrzeni ostatnich 10 lat poszła mocno do przodu, m.in. za sprawą badania śladów DNA, które są swego rodzaju wizytówką sprawcy - wyjaśnia Adam. - Jeśli koledzy, którzy zajmowali się sprawą przed laty, zabezpieczyli takie ślady, dziś możemy niemal ze stuprocentową pewnością stwierdzić, czy sprawcą był mężczyzna czy kobieta, jaki miał lub miała kolor włosów, a nawet oczu. Możliwości mamy mnóstwo, ale nie będę o nich mówił, żeby nie dawać instrukcji potencjalnym przestępcom.

Właśnie korzystając z tych nowych możliwości, jakie daje nauka, policjanci wzięli pod lupę niewyjaśnione sprawy sprzed lat. - Chcemy spojrzeć na nie na świeżo, żeby zastanowić się, co jeszcze możemy zrobić, aby namierzyć sprawcę - tłumaczy Mariusz. - Przy obecnej technice żaden sprawca nie może spać spokojnie.

Przyjaciele Samanty wierzą, że w przypadku jej zbójcy tak się właśnie stanie. Że sprawca zostanie namierzony i poniesie zasłużoną karę, zanim sprawa zdąży trafić do Archiwum X. Policjanci mają wprawdzie zabezpieczone ślady DNA mordercy, ale osoba, do której one należą, nie figuruje w policyjnej bazie.

- Na tej sprawie nie oszczędzaliśmy i nadal nie będziemy tego robić. Zlecaliśmy wszystkie badania, co do których mieliśmy podejrzenie, że mogą nas przybliżyć do rozwiązania zgadki śmierci Samanty - mówi inspektor Zbigniew Stawarz. - Myślę, że to zabójstwo spędza sen z powiek nie tylko mi. Na wolności grasuje człowiek, który poderżnął gardło 16-latce i co do tego, że prędzej czy później go złapiemy - nie mam wątpliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska