Jak się robi BMW? Polacy przy taśmie produkcyjnej

Archiwum prywatne
W ciągu ośmiu godzin pracy przy taśmie montażowej w BMW przez ręce Wojtka Łopaty z Leśnicy przechodzi jakieś 300 aut.
W ciągu ośmiu godzin pracy przy taśmie montażowej w BMW przez ręce Wojtka Łopaty z Leśnicy przechodzi jakieś 300 aut. Archiwum prywatne
Dla żadnego z nich monotonna robota przy taśmie produkcyjnej w niemieckim Dingolfingu nie jest szczytem marzeń. Ale lepsze to niż nisko płatna lub żadna praca na Opolszczyźnie.

Na Wojtku Łopacie to, że pracuje przy "siódemkach" (takie autko kosztuje jakieś 100 tys. euro i trafia głównie za ocean, do USA) już nie robi wrażenia. - Niespełna trzy lata temu, kiedy trafiłem do fabryki w Dingolfingu, fakt, że pracuję przy taśmie, z której wyjeżdżają takie bryki, miał znaczenie. Dziś ten dreszczyk emocji wraca tylko wtedy, gdy do produkcji wchodzi jakiś nowy model - opowiada 23-latek z Leśnicy. Jego rolą jest wykańczanie podwozia auta tuż przed zjechaniem z taśmy. W ciągu jednej ośmiogodzinnej zmiany przez jego ręce przechodzi jakieś 300 aut.

W Polsce Wojtek skończył technikum leśne (bo lubi przyrodę) i przymierzał się do studiów w tym samym kierunku. Złożył nawet papiery, ale zobaczył w gazecie ogłoszenie o pracy w niemieckim BMW. - Uznałem, że to okazja, z której warto skorzystać. Nie uśmiechało mi się zarabiać 1500 zł w Polsce - wyjaśnia.

Kiedy wyjeżdżał, jeszcze sądził, że uda mu się pogodzić montowanie niemieckich aut ze studiowaniem w Polsce, ale zobaczył, że w fabryce ludzie po studiach robią to samo, co on, więc odpuścił. - Trudno byłoby pogodzić dojazdy na zajęcia z pracą i okazało się, że nie warto - ocenia.

Do rodziny przyjeżdża raz na dwa miesiące. W Niemczech Wojtek spotyka się ze starszą siostrą, która studiuje w Stuttgarcie finanse i bankowość i w wolnych chwilach (a wolny ma każdy weekend) zwiedza kraj. Coraz bardziej mu się tu podoba. Imponuje mu niemiecka precyzja i porządek. - Rodzicom pewnie jest przykro, ale sami wiedzą, że w Polsce nie mam czego szukać, brak perspektyw. Tu życie jest łatwiejsze. Praca przy samochodowej taśmie to nie jest moje marzenie, ale jeśli podszkolę język i pójdę tu na studia, to znajdę coś bardziej ambitnego - planuje Wojtek.

W Leśnicy razem z rodzicami mieszka jego najmłodsza siostra - gimnazjalistka. Czy pójdzie w ślady starszego rodzeństwa i wyjedzie za chlebem i lepszym życiem na Zachód, tego jeszcze Wojtek nie potrafi przewidzieć.

Hejka, mam pytanko, kto będzie od poniedziałku pracować na dingolu w BMW?? - wpis na portalu mypolacy.de

Dingolfing to dwudziestokilkutysięczne miasto, gdzie mieści się fabryka. Latem, kiedy rodzimi pracownicy BMW biorą urlopy, na 20 tysięcy zatrudnionych jedną czwartą stanowią Polacy, głównie z Opolszczyzny, ale - po otwarciu niemieckiego rynku pracy dla państw nowej Unii - także z okolic Lublina, Rzeszowa czy Nowego Sącza.

Zatrudniają ich agencje pracy tymczasowej, które współpracują z niemieckim gigantem motoryzacyjnym. Na zimę branża automotive usypia, więc przed bożonarodzeniowymi świętami posypały się w agencjach zwolnienia. Część zatrudnionych w BWM Opolan wróci więc na kilka miesięcy w rodzinne strony albo będzie szukała na miejscu innego zajęcia. Odłożone pieniądze pozwolą im przeżyć bez stresu nawet przez kilka miesięcy na bezrobociu i czekać na wiosenne ożywienie w produkcji aut.

Zarobki osoby zaczynającej pracę w takim zakładzie jak BMW za pośrednictwem agencji pracy wynoszą 1300 euro. Po kilku latach pracy i docenieniu przez majstra (więcej obowiązków, więcej odpowiedzialności) można zarobić nawet 2200 do 2500 euro.
Wynajęcie pokoju w Dingolfingu kosztuje od 200 do 300 euro miesięcznie, życie na średnim poziomie łącznie z transportem jakieś 300-500 euro. Nawet najmniej zarabiający, a potrafiący oszczędzać, mogą odłożyć co miesiąc i 500 euro.

Przed laty podstawowym warunkiem przyjęcia do tej pracy było obywatelstwo jednego z krajów starej UE, dlatego tłumnie trafiali tu mieszkańcy Opolszczyzny z niemieckimi paszportami, głównie z okolic Krapkowic, Strzelec Opolskich i Olesna.

- Dziś ważna jest znajomość niemieckiego, potrzebna do kontaktów z majstrami i obsługi komputerów przy linii produkcyjnej - informuje Paweł Singer z Gorzowa Śląskiego.
Zaczynał od pracy w fabryce w Monachium, gdzie trafił w 2007 roku za pośrednictwem człowieka z Jemielnicy. Przyjechał niemal zaraz po skończeniu technikum mechanicznego w Oleśnie. Niemal, bo przepracował wcześniej miesiąc w jednej z oleskich fabryk. Obsługiwał wtryskarki do aluminium. - Praca nie była zła, za to zarobki na poziomie najniższej krajowej. Żeby dostać więcej, trzeba było brać nadgodziny, przychodzić w soboty i niedziele - wspomina.

Do BMW można dostać się na dwa sposoby: na fest (na stałe bezpośrednio do BMW) oraz przez leihfirmę (agencja pracy tymczasowej). Obecnie dostanie na fest uważam za niemożliwe. Leihfirmy zatrudniające do BMW są trzy, przynajmniej o tylu wiem - wpis z blogu.

Konkurencja nie jest może taka ostra jak niegdyś. Ale jednak dwupaszportowcom jest trochę łatwiej. Niemiecki paszport pozwolił Pawłowi Singerowi na szukanie lepiej płatnego zajęcia za granicą.

- Moje wykształcenie nie miało i nie ma żadnego znaczenia w tej pracy. Tu nie potrzeba żadnych kwalifikacji, wystarczą zdolności manualne - przyznaje szczerze Paweł, który w Dingolfingu sprawdza drzwi w autach na końcowym etapie produkcji.

Do Polski przyjeżdża niemal co tydzień. Tutaj czeka na niego dziewczyna Kasia - studentka pedagogiki. To ona namówiła Pawła na studia. Chłopak jest na czwartym semestrze zarządzania przedsiębiorstwem. Kontynuuje naukę, ale bez wielkiego przekonania, że mu się to na coś przyda. Jeszcze nie wie, czy wrócić do Polski.

- Gdyby pojawiły się u nas firmy z zachodnim kapitałem, które zwiększyłyby konkurencję na rynku pracy i dzięki temu oferowałyby godziwe zarobki, to nie zastanawiałbym się - zapewnia 25-letni gorzowianin. Godziwe według Pawła byłoby zarabianie 2500 zł na rękę za 40 godzin pracy w tygodniu w zadaszonej hali. - Nie przyjeżdżamy tutaj, bo nam się tak podoba, czy czujemy się jak w domu. Gdyby nie czynnik ekonomiczny, to mało kto by tu został - uważa Paweł Singer.

Wolne miejsca z PL do Dingolfingu i okolic z okolic Opola, Krapkowic, Prudnika, a także do Polski w piątek 9.11. po pierwszej zmianie w BMW do PL z DE. Cena 25 euro - wpis na portalu mypolacy.de

Anna Marek często korzysta z takiego "składkowego" transportu, by wracać z pracy do domowych pieleszy w Zalesiu Śląskim. Bezskuteczne szukanie pracy w Opolskiem zajęło Ani, absolwentce filologii polskiej, ponad pół roku. Startowała do policji na stanowisko archiwistki, ale na teście nie potrafiła wykazać się wiedzą, np. o tym, gdzie trzymane są firmowe pieczątki. Nie dostała się też na staż w urzędzie pracy ani na etat do archiwum sądowego. Inne rozmowy kwalifikacyjne też kończyły się fiaskiem.

- Był taki moment, że zrobiłam sobie wykaz wszystkich interesujących mnie miejsc pracy w okolicy i wysyłałam podania jedno za drugim. Było ich może sto. Na nic to się zdało - wspomina. Z urzędu pracy dostała jedno skierowanie do biura przewozowego, ale pracodawca uznał, że nie ma odpowiednich kwalifikacji i doświadczenia. W końcu trafiła na trzy miesiące do recepcji hotelu, ale kierownictwo nie dowierzało jej, że - ze swym wykształceniem - chce dłużej zagrzać tam miejsce i nie przedłużyło okresowej umowy. - Zarabiałam tam najniższą krajową plus kilkaset złotych premii uzależnionej od efektów pracy. Nie zależało mi na wysokich zarobkach na starcie, bo mieszkałam z rodzicami - wspomina Ania.

Jej krewny pracował już wtedy od kilku lat w fabryce w Dingolfingu. Podpowiedział, jak się tam dostać, choć Ania toczyła wewnętrzne walki na myśl o wyjeździe. - Miałam nieprzyjemne doświadczenia z wakacyjnych wyjazdów do pracy w Holandii, gdzie spotykałam różnych ludzi, także takich, którzy zarabiali głównie na alkohol i narkotyki. Ich imprezowe życie zazwyczaj kończyło się mniej wesoło - przyznaje.

Żeby pracować, trzeba znać pośrednika, mówić po niemiecku (...). Co innego, żeby zostać tam inżynierem... marzenie. Bezpośrednio do BMW praktycznie nie ma szans się dostać, ostatnie masowe przyjęcia były 10 lat temu... - wpis z blogu.

To nie jest praca, o której marzą intelektualiści, ale pozwala zarobić.
Praca przy montażu samochodów - też nie jawiła się mieszkance Zalesia Śląskiego kolorowo. Najpierw wyjechała na osiem miesięcy. Przykręcała elementy wyposażenia wnętrz aut. - Początki były trudne. Wracałam cała poobijana od wielokrotnego nieumiejętnego wchodzenia i wychodzenia z samochodów. Zastanawiałam się, co ja tam robię - przyznaje. Potem miała przerwę, ale już wiedziała, że chce wrócić.
Przez ostatnie pięć miesięcy Ania znów pracowała w Dingolfingu, wykonując ostatnie testy silników. Na cztery pracujące z nią na tym samym odcinku osoby, dwie są z Polski. W zespole pracowników BMW jest też coraz więcej dziewczyn, więc Ania przestała już być osobliwością.

Jest jedna pauza 30-minutowa, tzw. przerwa obiadowa, i trzy 15-minutowe springerpauzy, podczas których na twoje miejsce wchodzi tzw. springer. Jeśli chodzi o pozostałe warunki, to do fabryki pracowników dowożą firmowe autobusy, koszt ok. 20 euro na miesiąc. Odnośnie mieszkań to jest różnie, od syfu poprzez w miarę dobre warunki. Mieszkanie oczywiście załatwia leihfirma, ale można szukać samemu - wpis z blogu.

- Ogromnym plusem tej pracy, oprócz zarobków, jest także atmosfera. "Bajery" to ludzie życzliwi, pozytywnie nastawieni do życia, lubiący się bawić. Niemiecki majster codziennie pyta nas o samopoczucie. Nikt nie daje odczuć, że wykonując proste prace, jesteśmy gorsi - opisuje Ania Marek.

Pytana o to, co mogłoby skłonić młodych Opolan (większość pracujących ma od 18 do 25 lat) do powrotu do Polski, wymienia to, o czym wiemy wszyscy - możliwość zdobycia pracy, odpowiednio wysokie płace i ten życzliwy stosunek do pracownika. - Mężczyźni uważają, że żeby utrzymać w kraju rodzinę, muszą zarobić jakieś 3-4 tysiące złotych na rękę. Jeśli nie mają takiej możliwości, to wybierają pracę za granicą i nawet cotygodniowe dojazdy do domów.

Na kobiecie nie ciąży taka presja. Ania ma nadzieję, że coś się jednak w Polsce zmieni na lepsze i pojawi się możliwość pracy na miejscu, dlatego rozpoczęła studia podyplomowe z logopedii w Opolu. - Nie chcę pozbawić się szansy na znalezienie pracy w innym niż obecnie charakterze - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska