Cuda pani Klarki, uzdrowicielki z Jaryszowa

Daniel Polak
Klara to katoliczka. Pomaga bezinteresownie, a przyjmuje w parafialnym budynku.
Klara to katoliczka. Pomaga bezinteresownie, a przyjmuje w parafialnym budynku. Daniel Polak
W Jaryszowie pod Ujazdem działa uzdrowicielka, która pomogła już tysiącom ludzi. Od domorosłych szarlatanów różni ją wiele, m.in. głęboka religijność i to, że za udzielaną pomoc nigdy nie bierze pieniędzy. Służbie chorym podporządkowała całe prywatne życie.

Pięć lat temu mama pani Jolanty z Kędzierzyna-Koźla zapadła na ciężką chorobę.

- Lekarze zdiagnozowali nowotwór na kręgosłupie w śródpiersiu. Wiązało się to z ostrym stanem zapalnym, mama trafiła do szpitala w Opolu i była po prostu roślinką w stanie krytycznym - opowiada pani Jolanta. - Usłyszałam, że jedynym ratunkiem jest operacja, ale istnieje poważna groźba, że mama jej nie przeżyje. Wszystko dlatego, że stan zapalny naruszył kręgosłup, a operacja mogła spowodować jego całkowite uszkodzenie i śmierć.

Zrozpaczona córka chorej postanowiła chwycić się ostatniej deski ratunku i ze zdjęciem mamy udała się do Jaryszowa, niewielkiej wsi w gminie Ujazd. Od wielu lat dzień w dzień przyjeżdżają tu szukający pomocy schorowani ludzie z całej Polski, a nawet z zagranicy. Jak magnes przyciąga ich przekazywana z ust do ust sława Klary Kupki, miejscowej uzdrowicielki.

Całe życie dla chorych

Skromna kobieta po siedemdziesiątce unika rozgłosu, prowadząc życie, którego centrum stanowi głęboka wiara. Chorzy przybywają do "pani Klarki" - jak powszechnie jest tu nazywana - ze względu na jej skuteczną i bezinteresowną pomoc, jakiej udzieliła już kilkudziesięciu tysiącom potrzebujących.

- Klarka odmawia jakiegokolwiek wynagrodzenia. Czasem ludzie przyniosą jej kwiaty, innym razem jakąś bombonierę. Zawsze jest wtedy zakłopotana, ale w kwestii pieniędzy zasada jest jedna: nie bierze ani grosza - opowiada Alojzy Kamiński, sołtys Jaryszowa i jeden z nielicznych współpracowników pani Klary. - Można po wizycie zostawić w skarbonce całkowicie dobrowolną ofiarę na kościół, ale Klara dla siebie nie chce nic.

Sołtys Kamiński jest zarazem kościelnym w miejscowej parafii i czasem pośredniczy w rejestrowaniu chorych. O wizytę nie jest łatwo, gdyż już teraz kalendarz uzdrowicielki wypełniony jest aż po lipiec. Przybywające do niej osoby przyjmuje w parafialnej salce katechetycznej. Za wiedzą i zgodą proboszcza.

- Pani Klarka nie potrzebuje reklamy i wywiadów. O jednym mogę zapewnić, co potwierdzi w naszej wsi każdy: ona nikomu nie robi krzywdy. Przeciwnie, poświęca na niesienie bezinteresownej pomocy innym większość swojego czasu - zapewnia ks. Krystian Jan Krawiec.

Na drzwiach skromnego domu parafialnego wisi kartka "Przyjmuję w poniedziałki, wtorki, czwartki, piątki od 9.00 do 20.00". Ale jedenaście godzin dziennie to czasami za mało.

- Bywa, że Klarka siedzi w gabinecie nawet do północy, bo ludzi jest tak dużo. Żeby wyszła wcześniej, przed ósmą wieczór? Nie, to się nie zdarza, bo zawsze ktoś jest i czeka - opowiada starsza kobieta, której uzdrowicielka pomogła wiele lat temu jako jednej z pierwszych. - W kościele niespodziewanie zapytała mnie: "Masz ostre bóle głowy, prawda? To już ich nie będziesz miała". I rzeczywiście, moje cierpienie nagle minęło - zaświadcza kobieta.

Od tamtej chwili minęły lata zapisane tysiącami wizyt i ogromną liczbą świadectw o uzdrowieniach dokonanych przez pobożną wdowę z Jaryszowa.

- Klarka zaczęła leczyć po śmierci męża i dziś na pożytkowanie niezwykłego daru, jaki otrzymała, poświęca niemal cały swój czas - mówi mężczyzna, którego spotykamy koło kościoła w Jaryszowie. Podobnie jak inni tutejsi nie chce rozmawiać o uzdrowicielce, bo - jak przekonują zgodnie - ona rozgłosu nie potrzebuje. - Kto ma do niej trafić, tego Bóg tu przyprowadzi - mówi mężczyzna.

Trudno z tym polemizować, gdyż pod dom parafialny codziennie przyjeżdżają samochody z całej południowej Polski, a nieraz z Pomorza oraz z zagranicy. I to pomimo że o
uzdrowicielce nie pisały dotąd gazety ani nie mówiły telewizje. Mimo to znają ją i odwiedzają rzesze ludzi.

- Tą ulicą idzie się do Klarki, w górę, pod kościół - informuje z życzliwym uśmiechem sprzedawczyni z miejscowego sklepu. Ale gdy mówię, że jestem dziennikarzem i chciałbym dowiedzieć się czegoś o uzdrowicielce, ton rozmowy diametralnie się zmienia. - Żadnych wywiadów, zostawcie Klarkę w spokoju! Ona z wami też nie porozmawia. Zapytajcie tych, których leczy, jaka jest prawda. Do widzenia! - mówi sklepowa i obraca się na pięcie.

- Szukamy pomocy dla mamy. Jest ciężko chora, nie wiemy, czy ta kobieta pomoże, jesteśmy tu pierwszy raz - mówią dwaj młodzi mężczyźni z Milicza na Dolnym Śląsku, których spotykamy w Jaryszowie we wtorkowy poranek. Jak tu trafili? - Znajomi powiedzieli nam o pani Klarze, im pomogła w bardzo trudnej sytuacji, może i nasza rodzina uzyska pomoc. Z tą nadzieją przejechaliśmy prawie 200 km...

Ks. prof. Piotr Morciniec, bioetyk z Uniwersytetu Opolskiego, przyznaje, że słyszał o uzdrowicielce spod Ujazdu.

- Ale nie znam tej pani - zaznacza. Pytany o to, czy wierzy w możliwość posiadania daru leczenia przez osobę bez gruntownego przygotowania medycznego, odpowiada:
- Z Ewangelii wiemy, że Pan Jezus uzdrawiał chorych i ten dar przekazał swoim apostołom, którzy byli ludźmi takimi jak my. Także w naszych czasach takie osoby żyją, niosąc ulgę w cierpieniu - mówi ksiądz profesor.

Radzi jednak, by do uzdrowicieli podchodzić ostrożnie. Przysłowiowa czerwona lampka powinna się zapalić zawsze, gdy osoba obdarzona rzekomo nadprzyrodzonymi zdolnościami usiłuje na tym zarabiać lub zyskiwać medialny rozgłos. Klara nie chce ani pieniędzy, ani sławy, co zaskarbia jej szacunek sąsiadów, którzy otaczają ją swoistą ochroną.

- Tu przez cały dzień będą przychodzić ludzie umówieni na konkretną godzinę wiele tygodni temu. Dla nich to życiowa sprawa. Możecie się wepchnąć bez kolejki, ale po co zakłócać spokój Klarce? - pyta mieszkanka pobliskiej wsi, która właśnie wyszła z gabinetu uzdrowicielki. - Tu dokonuje się bardzo wiele dobra, ale może dlatego, że w ciszy, bez zgiełku. Uszanujcie to.

Wkrótce poczekalnia domu katechetycznego wypełnia się kolejnymi osobami i staje się jasne, że na ewentualne spotkanie z panią Klarą bez umówionego terminu nie ma szans. Tak jest każdego dnia z wyjątkiem śród.

- Wtedy Klarka opiekuje się niepełnosprawnymi dziećmi, które nie mogą do niej przybyć - wyjaśnia sąsiadka uzdrowicielki.

Wbrew medycynie

Zrozpaczona zdiagnozowanym przez lekarzy nowotworem u swej matki pani Jolanta z Kędzierzyna-Koźla od uzdrowicielki z Jaryszowa usłyszała, że lekarze się mylą.

- Twoja mama nie ma raka kręgosłupa w śródpiersiu. Cierpi na bardzo poważne zakażenie gronkowcem - powiedziała pani Klara i stanowczo odradziła operację, mimo że zdaniem lekarzy z Opola była to jedyna szansa na przedłużenie życia matce kędzierzynianki. Uzdrowicielka wyraziła się bardzo jasno: - Nie zgadzaj się na operację, bo twoja mama jej nie przeżyje.

Pani Jolanta posłuchała tej rady. - Wiedziona wewnętrznym przekonaniem bezgranicznie zaufałam pani Klarce i w ostatniej chwili wycofałam zgodę na operację, mimo że w Opolu byli już profesorowie z Wrocławia, którzy mieli zająć się moją mamą ze względu na fakt, że jej przypadek był bardzo skomplikowany i rzadki - opowiada kobieta. - Moja decyzja bardzo rozzłościła lekarzy. Pukali się w czoło i odmówili mi nawet karetki, która miała przewieźć mamę na inny oddział. Zabrałam ją tam swoim samochodem.

- Zrozpaczeni ludzie chwytają się każdej nadziei, a efekt placebo jest w medycynie znany, chociaż wciąż nie w pełni wyjaśniony - mówi Zbigniew Brachaczek, ordynator oddziału intensywnej opieki medycznej szpitala w Strzelcach Opolskich. - Osobiście ufam tylko konwencjonalnej medycynie, chociaż nigdy nie zabraniam rodzinom pacjentów sprowadzania uzdrowicieli nawet do szpitala. Uważam jednak, że ich działania nigdy nie powinny odbywać się zamiast tradycyjnego leczenia, co najwyżej równolegle.

Ta zasada bliska jest zdecydowanej większości lekarzy, lecz pani Jolanta pod wpływem rady uzdrowicielki postanowiła ją złamać. W ostatniej chwili zabrała matkę z bloku operacyjnego i zażądała przeprowadzenia badań pod kątem gronkowca.

- Miałam szczęście, bo trafiłam na panią doktor, która uszanowała moją decyzję i zleciła badania, o które prosiłam. Jakież było zdziwienie lekarzy, gdy okazało się, że mama rzeczywiście ma gronkowca, a nie nowotwór! - mimo upływu kilku lat, kobieta łamiącym się głosem opowiada o tamtych wydarzeniach. - Bywałam wtedy u pani Klarki co kilka dni. W krótkim czasie mama usiadła na łóżku, a ja uznałam to niemal za cud! Dziś jest całkowicie zdrowa, biega, cieszy się pełnią życia i to rzeczywiście jest cud, który nasza rodzina zawdzięcza pani Klarce.

Medalik pomaga rozpoznać choroby

W sali zaadaptowanej na poczekalnię dla odwiedzających jaryszowską uzdrowicielkę nietrudno spotkać osoby opowiadające równie niebywałe historie.

- Zaczęłam czuć się coraz gorzej. Później, w ciągu kilku godzin zwiotczały mi mięśnie, zaczęłam mieć problemy z wymową, traciłam świadomość - opowiada Wioleta, elegancka kobieta w średnim wieku, mieszkanka Ujazdu. - Zaniepokojona moim coraz gorszym stanem teściowa udała się do pani Klarki, a ta - nie widząc mnie na oczy! - stwierdziła, że zostałam ugryziona przez dwa kleszcze. Teściowa usłyszała, że ma się nie martwić, bo za dwa dni wyzdrowieję.

Pani Wioleta wspomina, że bliscy obejrzeli ją i rzeczywiście znaleźli w skórze dwa kleszcze, o których mówiła uzdrowicielka.

- Wyjęli mi je, a objawy choroby, którą jak się okazało była borelioza, ustąpiły jak ręką odjął.

Na jedynym forum internetowym poświęconym działalności uzdrowicielki spod Ujazdu można znaleźć i takie świadectwo:
"Kilka lat temu z silnymi bólami brzucha leżałam w szpitalu w Strzelcach Op. Miałam robione wszystkie badania z kolonoskopią włącznie. Nie znaleziono ogniska zapalnego, a leukocytoza była podwyższona i wskazywała, że gdzieś jest. Bardzo cierpiałam, nawet oddychać musiałam płytko, bo każdy ruch powodował ból brzucha. Kiedy bóle nie ustępowały, a pojawiła się gorączka, mąż pojechał do Jaryszowa. Zanim wrócił do mnie do szpitala, gorączka spadła, wstałam z łóżka, bóle ustąpiły. Pani Klara znalazła dwa ropnie na przeponie. Doradziła wziąć jeszcze antybiotyk, więc wzięłam, następnego dnia wróciłam do domu".

Choć uzdrowienia "na odległość" robią największe wrażenie, zwykle pani Klara spotyka się z przybywającymi do niej chorymi osobiście.

- Bierze wtedy w dłonie medalik z Matką Boską i wprawia go w wahadłowy ruch zbliżając do poszczególnych partii ciała - opowiada starszy mężczyzna, który odbył już wiele podobnych wizyt, najpierw dla uleczenia z kamicy nerkowej, a teraz profilaktycznych. - Potem kładzie medalik na stole i mówi o wykrytych schorzeniach. Następnie znów bierze w dłoń medalik i diagnozuje kolejne fragmenty ciała.

- Samo uzdrawianie w moim przypadku polegało na tym, że położyła mi dłonie na ramionach i poczułam coś w rodzaju opływającego mnie z zewnątrz i od wewnątrz ciepła, trudnej do precyzyjnego opisania energii - relacjonuje pani Malwina ze Sławięcic, której diagnoza postawiona przez Klarę Kupkę pomogła zwalczyć poważne schorzenie neurologiczne. - Lekarze nie radzili sobie z tym przez kilkanaście lat, bo nikt nie wpadł na diagnozę, którą postawiła pani Klarka. Ale nigdy nie odwodziła mnie od tradycyjnego leczenia, przeciwnie - zachęcała do jego kontynuacji z uwzględnieniem tego, co wykryła.

Podobnymi doświadczeniami dzieli się z nami znany opolski polityk, jeszcze kilka lat temu jedna z czołowych postaci w regionie, który także gościł w Jaryszowie. - Lekarze powiedzieli, że mam problemy z trzustką i muszę zacząć się oszczędzać, bo nie jest dobrze. Pani Klarka stwierdziła, że to nie trzustka, ale zakażenie wątroby. Gdy poddałem się szczegółowym badaniom, okazało się że rzeczywiście mam problemy właśnie z wątrobą. Leczę się konwencjonalnie, ale po wizycie u uzdrowicielki odczułem poprawę stanu zdrowia, a jej diagnoza okazała się dla lekarzy właściwym tropem. Nie potrafię tego wytłumaczyć i nawet nie próbuję - dodaje.

Wiara czyni cuda

Zdarza się, że pani Klara odsyła ludzi z niczym. Gdy tak się dzieje, argument zwykle jest taki sam.

- Wy nie wierzycie, że mogę wam pomóc. A skoro nie wierzycie, rzeczywiście jestem bezradna - mawia w takich sytuacjach kobieta.

Znacznie więcej osób zapewnia jednak, że otrzymały skuteczną terapię dzięki energii uzdrowicielki. Matka zaświadcza, że po wizycie spod oczu dziecka zniknęły narośle, których lekarze nie potrafili usunąć przez kilka lat maściami i naświetlaniami; ktoś inny mówi, że pozbył się kamieni żółciowych bez operacji, która wydawała się nieodzowna; jeszcze inna osoba opowiada o opętaniu przez szatana i zapewnia, że dopiero dzięki pani Klarze odzyskała spokój ducha.

Te zadziwiające opowieści to efekt zaledwie jednego pobytu w pełnej ludzi poczekalni w Jaryszowie. Kto zaznał tu pomocy, zwykle wraca w celach profilaktycznych lub przywozi bliskich, borykających się z kłopotami zdrowotnymi. A pani Klara, mimo że czasem jest ogromnie wyczerpana, próbuje pomóc każdemu. Wielu mówi, że to święta kobieta, bo jej terapie oczyszczają ciało, lecz zarazem odradzają wiarę w Boga.

- Nie byłem zbyt pobożny, kościół omijałem szerokim łukiem - przyznaje Janusz, kierowca z Ujazdu. - Pani Klarka uleczyła mnie z choroby, a gdy zapytałem, jak mam jej dziękować, skierowała tylko palec ku niebu i powiedziała: "Moja zapłata jest tam i na mnie czeka". To odmieniło moje życie… Święty nie jestem, ale dziś nie wyobrażam sobie niedzieli bez uczestnictwa we mszy. Za to też jestem wdzięczny pani Klarce.

Tymczasem zdaniem ks. prof. Piotra Morcińca prawdziwy uzdrowiciel leczy nie tylko ciało.

- Często ludzie przekazujący tajemniczą moc nie mają świadomości, skąd ona pochodzi. Tymczasem może się to wiązać z zagrożeniami duchowymi o trudnych do przewidzenia konsekwencjach zarówno dla nich, jak i dla tych, którzy z ich usług korzystają - zwraca uwagę duchowny. - W kontaktach z uzdrowicielami należy kierować się ewangeliczną zasadą "po owocach ich poznacie". Nie chodzi jednak tylko o skutki dla ciała, ale w równym stopniu warto zwracać uwagę, czy uzdrawiająca energia odnawia człowieka wewnętrznie i ma kojący wpływ na jego duszę. Dopiero to pozwala przypuszczać, że uzdrowiciel czerpie swoją siłę od Boga - kończy ks. prof. Piotr Morciniec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska