Rower opolski

Redakcja
Sławomir Szota został zatrudniony przez UMw Opolu jako oficer rowerowy. Ma śledzić rowerowe absurdy i podpowiadać, jak budować cyklostrady.
Sławomir Szota został zatrudniony przez UMw Opolu jako oficer rowerowy. Ma śledzić rowerowe absurdy i podpowiadać, jak budować cyklostrady. Sławomir Mielnik
Niby dwa koła, widelec, kierownica... A może być niczym limuzyna, wyścigówka, terenówka. Za 500 lub za 20 tysięcy złotych.

Można mu podporządkować całe życie, zainwestować w niego wieloletnie oszczędności, planować z nim wakacje. To już nie moda, trend czy lans. To pasja.

Limuzyna na pedały

Dla Sławka Szoty czas fascynacji rowerowych dzieli się na epokę przed i po Balcerowiczu. Na pytanie kiedy zaświtała mu myśl, aby jeździć na rowerze innym niż pozostałe, na takiej rowerowej limuzynie, odpowiada: - Przed Balcerowiczem!

Pomysł zrealizował zaś w epoce pobalcerowiczowskiej.

- Gdy był schyłek komuny, w czasopiśmie "Świat Młodych" znalazłem plany roweru poziomego, czyli takiego, na którym jedzie się bardziej leżąc, niż siedząc. Takie niemal auto na pedały - wspomina.

O nowinkach technicznych wiedziano wówczas tyle, co pokazano w programie telewizyjnym Sonda (były wówczas tylko dwa programy tv - dop. aut.).

Plany i szkice kusiły, ale rzeczywistość ograniczała ich realizację, czasy były ciężkie, wszystko zdobywało się na kartki, za flaszkę, spod lady i po znajomości.

- Elementy do tego roweru kompletowałem latami, szukałem ich na złomisku, zaglądałem ludziom do piwnic, czasami w zamian za jakiś kawał metalu dawałem kartkę na cukier - mówi Sławomir.
Ostatecznie, po kilku latach kombinowania w zaprzyjaźnionym warsztacie powstał pierwszy "poziom" Sławka (wówczas 22 latka). Rower był dalece niedoskonały, ale jednak najbardziej ukochany ze wszystkich rowerów, jakie Szota miał do dziś.

- Jeździłem nim na krótkie wycieczki, wzbudzając sensację. Wtedy mieć samochód to było coś, a samochód na pedały - to już była rewelacja. Ale czasy się zmieniły, ja dojrzałem, trzeba było urządzić sobie życie, przyszła miłość, założyłem rodzinę… - wspomina. - Przy jednej z przeprowadzek pozbyłem się swego pierwszego poziomego roweru, uznając, że zapewne nigdy nie będę mieć czasu na takie pierdoły.

Ale plany, te z archaicznego "Świata Młodych", pozostawił. Bo rowery rdzewieją, ale miłość do nich - nie.

- Chyba przeczuwałem, że wrócę do swej pasji - śmieje się.

I tak, już w epoce po Balcerowiczu, powstał kolejny rower poziomy wykonany wedle planów z gazety: - Kiedy zajechałem nim na zbiórkę jednej z wycieczek rowerowych, wszyscy byli zaskoczeni. Kolega nawet zaczął mnie i moją maszynę fotografować ze wszystkich stron. Po dwóch tygodniach ten znajomy przyjechał swoim poziomym bikiem. Widać mój rower nie był taki zły, a jego konstrukcja dobrze pomyślana, skoro na podstawie fotek można było zrobić replikę.

Kolega zaś produkuje rowery do dziś, na indywidualne zamówienie wyczaruje każde cudo. - Chyba wykonał ich z 15, jeździłem wieloma. Średnio co dwa lata zmieniam rower, udoskonalam. Ostatnio chwalę się nową plandeką, taką chroniącą przed wiatrem, deszczem, śniegiem.

Zjeździł poziomym rowerem nie tylko Polskę, ale i Europę, przy czym największą sensację wzbudzał jednak w rodzimym kraju. - Kiedyś podróżowałem po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, wjechałam w czereśniową aleję, tam kobiety zbierały owoce. Przystanąłem, a one spytały, czy chcę trochę owoców. Zaskoczyły mnie taką uprzejmością, oczywiście powiedziałem, że tak. Zszedłem z maszyny, a one wówczas w krzyk: To pan chodzi! A myśmy myślały, że pan niepełnosprawny, bo na takim dziwnym rowerze.

Auta są nudne

Można jeździć rowerem kupionym w markecie za 500 zł. Lub rowerem za 2000-3000, kupionym w lepszym sklepie sportowym. Albo rowerowymi mercedesami, takimi składanymi na miarę właściciela, cena zaczyna się średnio od 10 tys. zł. Marek (pseudo Perkoz - pod takim nickiem można go namierzyć na internetowych forach cyklistów) jeździ właśnie rowerowym mercedesem, może nie najwyższej klasy, bo cena ledwo "dobija" do 10 000 zł. Ale jednak.

- Porównania z tymi rowerami z najwyższej półki nie ma - twierdzi skromnie. - Kiedyś siadłem na rower wart niemal 20 tysięcy. To był góral ze wspomaganiem elektrycznym. Przy dwukrotnym wciśnięciu pedału bez problemu rozwijał prędkość startową, w zależności od biegu, który miał włączony, od 10 do 15 km/h.

Życiówka Marka w rozwijanej prędkości na jego aktualnym jednośladzie to 75 km na godzinę. Zjeżdżał z góry w Rejviz w Czechach, tuż przy granicy. Jechał też 65 km na godzinę, ale to podpiąwszy się do tira. - Nie polecam, głupota, głupota, głupota - mówi. - Żaden rowerzysta podczepiony do tira nie wyhamuje na czas, gdy tir lekko przyhamuje, choćby zbliżając się do przejścia dla pieszych. To śmierć dla rowerzysty, który wbija się w pakę.

Prawdziwa frajda (choć równie głupio niebezpieczna) to jazda w tunelu aerodynamicznym 2-3 metry za samochodem ciężarowym. Niemal nie trzeba naciskać na pedały, a jednoślad się rozpędza "zassany" przez auto. Nawet jazda "na kole" poprzedzającego nas rowerzysty pozwala oszczędzać siły - o czym wiedzą wszyscy kolarze.

Inna życiówka Perkoza to przejechany w jednym dniu dystans - wynosi 190 km.

- Wystartowaliśmy o 7.00, wróciliśmy o 18.00 To była wyprawa w Jeseniki, też w okolice Rejviz, z postojami na piwko i smażony ser oraz na małe zakupy - uściśla Marek.
- Kask uratował mi życie - mówi Marek. - Podczas ostrego zjazdu we mgle z gór nie zauważyłem zakrętu o 90 stopni, wyleciałem z drogi, wywinąłem salto w powietrzu i podczas upadku uderzyłem głową z pełnym impetem w asfalt. Kask się rozleciał, rower też trochę, musiałem kontynuować zjazd na stojąco. Ja byłem cały.

Marek wreszcie prezentuje swoje cudo. ERA 2.0 Author, full suspension. Nic specjalnego: u mnie na wsi nikt czymś takim nie jeździ, bo rower nie ma błotników ani koszyka na zakupy.

Podnoszę rower i wiem wszystko. Każde chuchro o wzroście Napoleona spokojnie wniesie ten wehikuł na 5. piętro. Nie trzeba się też wysilać, aby je rozpędzić, jedzie się jak po maśle, siedzi jak na bujanym fotelu, to za sprawą amortyzatorów wartych kilka tysięcy. Rama karbonowa, widelec tytanowy (materiały stosowane także w samolotach).
Dostępna jest też wersja enduro, to już na kompletne bezdroża.

Po co komuś auto, gdy ma się taki rower? - Po nic. Auta nie mam, nie chcę mieć, nawet nie chciało mi się dokończyć kursu prawa jazdy - mówi Perkoz.
Bo auta są nudne.

Nie przeklinać na cyklu!

Rowerem wyścigowym jest szosówka. Na tych rowerach rozwija się prędkość nawet ponad 100 km na godzinę, oczywiście nie pod górkę.

- No, chyba że jedzie się lekkim wzniesieniem za ciężarówką, w tunelu aerodynamicznym, wtedy 70 km na godzinę jest możliwe - mówi mi jeden z rowerzystów.

Współczesne cykle na szosę są lekkie jak piórko: ważą np. 7 kilo. I pomyśleć, że kiedyś szukało się kół z mniejszą ilością szprych albo wycinało otwory w zębatce rowerowej - byle by tylko maszyna była lżejsza. - To już przeszłość - mówi Antoni Pietrukaniec, właściciel wyścigowej szosówki Pirelli, wartej tyle, co równowartość jego auta osobowego razy trzy. - Niska waga roweru w połączeniu z odpowiednią techniką jazdy pozwali uzyskać prędkości o około 10 procent wyższe niż konkurencja.

Pan Antoni wie, co mówi, bo jeździ w maratonach rowerowych, trzy razy ścigał się w Tour Pologne i dwa razy go skończył. Jest liderem opolskiej nieformalnej grupy rowerzystów, miłośników rowerów szosowych, Cyklo Fan.

- Zaczęło się, gdy miałem 7 lat, wtedy wsiadłem na rower... 28-calowy (czyli dla dorosłego postawnego mężczyzny - dop. aut.). To był rower po moim bracie. Nogę wciskałem między rury ramy, aby dosięgnąć pedałów - wspomina początki pasji.

Przez wiele lat był skazany na rowery po starszych braciach. Jednym takim pojechał do klubu sportowego, aby zapisać się do opolskiej sekcji rowerowej. To tak, jakby utalentowany biegacz zgłosił się do sekcji lekkoatletycznej w butach do biegania, ale za dużych od 3-4 rozmiary.

- Trener zmienił mi opony oraz dał nową ramę - mówi pan Antoni. Bo przyjechał na oponach - tzw. szytkach. Aby móc na nich jeździć, trzeba było być dwie klasy sportowe wyżej.

14-letni opolanin zdobywał już dla regionu puchary w wielu ogólnokrajowych wyścigach.

- Także na Opolszczyźnie rowerowe wyścigi odbywały się w sezonie nawet co tydzień - mówi.

Teraz spotyka się nawet dwa razy w tygodniu z grupą Cyklo Fan - jadą dziesiątki kilometrów by się spocić, zmęczyć, rozwinąć prędkość, na współczesnych szosówkach spokojnie można jechać 100 km na godzinę.

- Autem robię do 15 tysięcy kilometrów w roku. Rowerem niewiele mniej - bo 10 tysięcy - dodaje. Pan Antoni prowadzi też serwis rowerowy, składa nowe jednoślady na zamówienie. Jedno z ostatnich było szczególne: rama z lat 70., darzona przez właściciela dużym sentymentem. Była cała pordzewiała trzeba było ją odmalować i to już w Szczecinie - gdzie jest warsztat specjalizujący się w malowaniu ram rowerowych do maszyn na specjalne zamówienie.

- Ale reszta sprzętu jest już z wysokiej półki - mówi pan Antoni - Na przykład koła warte 8 tysięcy złotych.

Na rowerach obowiązuje savoir-vivre.

- Grupie, z którą jeżdżę powtarzam: nie przeklinajcie jadąc na rowerach - mówi.
Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że śmigając z dużą prędkością i krzycząc do siebie, na przykład słowa niecenzurowane, może dojść do przykrych nieporozumień. Słowa rzucane przez szybko jadącego na rowerze, szczególnie gdy wieje wiatr, są słyszalne w odległości nawet 200 metrów.

Kiedyś Antek, jadąc z kolegą, i minąwszy patrol milicyjny (dokładnie MO - ORMO, bo to były dawne czasy) po kilkudziesięciu metrach, skomentował stojących przy drodze funkcjonariuszy. - Wkrótce dogonili nas radiowozem i zabrali na komisariat w Strzelcach Opolskich, rowery musieliśmy zostawić u jakiegoś gospodarza... - mówi.

Zasada numer dwa: jadąc wyścigówką - zawsze trzymaj ręce na kierownicy. Bo na szosówce jedziesz w mocno pochylonej pozycji. Wystarczy z dużą prędkością wpaść w dziurę lub na kamień - a nieszczęście gotowe.

- Ja kiedyś wpadłem w dziurę, gdy lekko trzymałem kierownicę. Ręce z kierownicy natychmiast mi spadły. I proszę sobie wyobrazić, że przez kilkaset metrów nie potrafiłem się podnieść z ramy, a rower wciąż jechał - mówi cyklista.

Pani Ania dużo może!

Z panią Anią nie jest tak łatwo umówić się na rozmowę. Rano pojechała na rower i około południa wciąż pedałuje - jest w okolicach Komprachcic. Jak przyjedzie do Opola, czasu na pogaduszki też będzie miała niewiele, bo musi zdążyć na popołudniowe ćwiczenia. I jeszcze jedna ważna inforacja - pani Ania ma grubo ponad 70 lat. A na poważnie zaczęła jeździć na rowerze, gdy przeszła na emeryturę.

- W ogóle to nauczyłam się jeździć, gdy miałam 16 lat - mówi Anna Wrona z Opola. - I nie była to "moja bajka", w życiu miałam inne pasje, byłam w zespole Opole, potem pokochałam turystykę górską.

Pani Anna pracowała w księgowości, więc ruch był dla niej doskonałą odskocznią od tabelek i rachunków.

Na emeryturze zaś dużo chodziła po górach. Kontuzja kostki przerwała na krótko to aktywne życie.

- Syn doradził mi rehabilitację poprzez jeżdżenie na rowerze, ale po płaskim - mówi. - Dopiero wówczas załapałam bakcyla rowerowego. Syn zadbał o odpowiedni rower - lekki, wygodny, ale oczywiście swoje muszę na nim wycisnąć, spocić się - to lubię.

Stara się jeździć codziennie, jej standardowy dystans to 40 km. Trudno rozpoznać, że kolorowo ubrana rowerzystka śmigająca po ulicach to taka "starsza" pani:

- Wciąż słyszę okrzyki zdumionych osób, gdy zdają sobie sprawę, z kim mają do czynienia - śmieje się rowerzystka.

Startuje w ogólnokrajowych zawodach - płaskich lub tylko z delikatnymi podjazdami. W kobiecym amatorskim kolarstwie zwykle najwyższa kategoria to 35 lat wzwyż. Pani Ania w tej kategorii jeździ i wygrywa. Młodszym pozostaje jej gratulować i gromko bić brawo.

- Zdarzyło się, że na rower patrzeć nie mogłam. Wjechał we mnie pijany kierowca, miałam złamanie kręgosłupa, wiele tygodni i miesięcy leczenia oraz rehabilitacji. Nachodziły mnie czarne myśli. Na szczęście czas leczy rany i w końcu wsiadłam na rower, tyle że nowy. Stary "góral" został skasowany.

Ale pani Anny i jej pasji skasować się nie dało!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska