Alimenty na wnuczka

Archiwum
Archiwum
Drżyjcie, dziadkowie! Jeśli wasz syn lub córka nie będą płacić na swoje dziecko, sąd obciąży waszą emeryturę.

63-letnia Maria S. ma syna jedynaka. Po śmierci męża wychowywała go sama.
- Dziś wiem, że popełniłam wielki błąd - byłam matką nadopiekuńczą. Chciałam na różne sposoby wynagrodzić synowi sieroctwo. Dużo dawałam, mało wymagałam, co obróciło się przeciwko mnie, jego bliskim i jemu samemu. Po raz drugi wyszłam za mąż dopiero dziesięć lat temu, kiedy syn miał trzydzieści kilka lat i swoją rodzinę.

Długo nie wiedziałam, że małżeństwo syna się rozpadło, że wszedł on w krótkotrwały związek z inną kobietą, z którego urodził się syn. Z matką dziecka syn nigdy mnie nie poznał.

Przez długi czas nie informował też o istnieniu kolejnego wnuka. W końcu w ogóle zerwaliśmy kontakty. Aż w czerwcu tego roku listonosz przyniósł mi zawiadomienie z sądu o terminie rozprawy z powództwa kobiety będącej matką mojego nieślubnego wnuka. Ponieważ nie mogła wyegzekwować alimentów od mojego syna, postanowiła obciążyć nimi mnie.

Wyrokiem sądu pani Maria została obciążona alimentami na wnuka w kwocie 200 zł miesięcznie. Sama ma 1200 zł emerytury i orzeczoną niepełnosprawność pierwszego stopnia ze względu na ciężką chorobę oczu.

Sędzia w uzasadnieniu stwierdził, że ojciec 12-letniego chłopca nie płaci na syna ani nie utrzymuje z nim kontaktów, a prowadzona egzekucja komornicza jest całkowicie bezskuteczna.

Ostatni raz komornik sądowy uzyskał od niego niewielkie kwoty w 2006 r. W takiej sytuacji sąd nie zajął się analizowaniem sytuacji materialnej ani życiowej 44-letniego zdrowego ojca.

Stwierdził natomiast, że w świetle art. 132 kodeksu rodzinnego powstaje obowiązek alimentacyjny dalszych krewnych - z reguły dziadków - jeśli rodzic "nie jest w stanie uczynić zadość swemu obowiązkowi lub gdy uzyskanie od niego na czas potrzebnych uprawnionemu środków utrzymania jest niemożliwe lub połączone z nadmiernymi trudnościami".

Sąd po analizie warunków życia chłopca stwierdził, że od jego urodzenia koszty utrzymania ponosi matka. Zarabia około 1700 zł, w każdym razie mniej, niż wynosi kryterium dochodowe, które uprawnia samotnych rodziców do ubiegania się o wsparcie z funduszu alimentacyjnego.

Sędzia uznał, że pomimo choroby sytuacja materialna pani Marii nie jest tragiczna i może dołożyć te 200 złotych do utrzymania wnuka, którego nigdy nie widziała na oczy. Pozwana ma emeryturę, dom, wreszcie męża na stanowisku kierowniczym. Co prawda państwo S. mają rozdzielność majątkową, ale to jeszcze nie zwalnia męża z dokładania się do utrzymania domu.

Dlaczego sędzia, obciążając alimentami niewielką emeryturę Marii S., bierze pod uwagę dochody jej męża, który nie jest spokrewniony z chłopcem, i poucza, że powinien w jeszcze większym stopniu łożyć na utrzymanie rodziny? Brzmi to paradoksalnie w kontekście pytania do młodego, zdrowego ojca chłopca, czy zgadza się, by jego matka przejęła jego zobowiązania. On oczywiście wyraża na to zgodę.

- Nie mogę się z tym pogodzić - płacze pani Maria S. - Syn nie wygląda na osobę z patologicznego środowiska, która żyje na działkach. Gdzieś mieszka i z czegoś się utrzymuje, ma zawód, wcześniej pracował, jest zdrowy i ma 44 lata. Wystarczy, że oświadczy, iż jest bez pracy, aby zwolniono go z płacenia na dziecko. Mogłabym się na to zgodzić na przykład na kilka miesięcy, gdyby miał przerwę w pracy. Moim zdaniem sąd powinien zobowiązać ojca dziecka do tego, by za kilka miesięcy podjął pracę, a tymczasem zdejmuje z niego obowiązek alimentacyjny bezterminowo. To mnie, osobę wiekową i schorowaną, która na obecne świadczenie pracowała 22 lata, państwo powinno chronić, a nie młodych, zdrowych ludzi.

On chyba matki nie skrzywdzi

Klaudia Z. dopiero złożyła w sądzie wniosek o obciążenie alimentami na córkę swojej teściowej i czeka na wyznaczenie terminu rozprawy. Zrobiła to, bo - jak mówi - nie widziała innego wyjścia. Z czegoś przecież musi wraz z córką żyć, bo mąż przed rokiem wyjechał za granicę i zapadł się pod ziemię.

Była na ostatnim roku pomaturalnej szkoły laborantów medycznych, gdy okazało się, że jest w zagrożonej ciąży. Zamiast się uczyć, leżała w szpitalu, dziecko urodziło się chore. Dziewczynka cierpiała na niedowład kończyn i orzeczono u niej częściowe upośledzenie umysłowe.

- Nie miałam wtedy głowy do nauki. Uzgodniliśmy z mężem, że on będzie pracował, a ja zajmę się córką. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby dziewczynka była sprawna.

Wieloletnie wysiłki rehabilitantów i moje okazały się skuteczne. Patrycja ma teraz 16 lat, chodzi i mówi. Pozostał natomiast niedorozwój umysłowy - nie ma orientacji w terenie, nie potrafi sama wrócić z najbliższego sklepu do domu. Prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła zdobyć zawodu i pracować. Mnie cieszy jednak, że radzi sobie, bo zanosiło się na to, że zawsze będzie zależna od innych.

Mąż zapewniał matce i córce poczucie bezpieczeństwa. Do czasu, gdy zaproponowano mu wyjazd na budowę do odległego miasta. Nowe warunki pracy miały swoje minusy, bo dotąd rodzina się nie rozstawała, ale największym plusem była perspektywa znacznie wyższych zarobków. Nawet jeśli miałoby to trwać dwa lata, rodzina mogłaby się finansowo "odkuć".

Po kilku miesiącach Klaudia zauważyła, że mąż rzadziej dzwoni i przyjeżdża. Nie dawał jej też wszystkich zarobionych pieniędzy, jak na początku. Zaczęła podejrzewać, że ma w nowym miejscu inną kobietę. Zwierzała się przez telefon teściowej, ale ta uspokajała, że nic złego się nie dzieje.

Gdy mąż przez miesiąc nie dał znaku życia, zadzwoniła do jego firmy. Powiedziano jej, że już tam nie pracuje, ale nikt nie wie, dokąd się przeniósł. Pojechała do teściowej na Podlasie. Od sąsiadki dowiedziała się, że mąż od dawna przyjeżdża tam z nową kobietą i małym dzieckiem. Niedawno wszyscy wyjechali za granicę, ale dokąd - to tajemnica.

Klaudia miała straszny żal do teściowej. Wiedziała, że syn prowadzi podwójne życie, prawdopodobnie wiedziała też o jego planach opuszczenia kraju i zapewne zna aktualny adres syna. Ponieważ sama mogła teraz liczyć tylko na zasiłek z opieki społecznej, długo się nie zastanawiała, w jaki sposób poprawić swoją i córki sytuację. Skoro nie dostawała na córkę ani grosza od jej ojca, postanowiła wyegzekwować alimenty od babci.

- On jest dobrym synem i prawdopodobnie matki nie skrzywdzi, tylko wyrówna jej to, co jej potrącą - przypuszcza Klaudia.

Dla kogo fundusz alimentacyjny?

Klaudia ma szanse otrzymać alimenty z Funduszu Alimentacyjnego, bo na dochody jej rodziny składa się zasiłek z opieki społecznej i renta dziewczynki, a jednym z warunków, które należy spełnić, by się o takie świadczenie ubiegać, jest kryterium dochodowe.

Miesięczny dochód na osobę w rodzinie nie może przekroczyć 725 zł netto. Drugi warunek to bezskuteczna egzekucja alimentów od osoby zobowiązanej do płacenia.

Dawniej wypłacaniem świadczeń i egzekwowaniem zadłużenia od osób zobowiązanych do alimentów zajmował się ZUS, czyli raptem kilkanaście osób w całym regionie. Teraz w każdej gminie zajmuje się tym przynajmniej jedna osoba, a sytuacja na rynku pracy wskazuje na to, że te działy administracji będą musiały się powiększać.

- Osoby, które uchylają się od płacenia alimentów, można podzielić na kilka grup - mówi Anna Radlak, dyrektor Miejskiego Centrum Świadczeń w Opolu. Do pierwszej należą osoby ze środowisk patologicznych. To mieszkańcy działek i pustostanów, od których nikt nigdy nie zobaczy pieniędzy na dzieci.

Grupa druga to mężczyźni pracujący na czarno, którzy mają po kilkoro dzieci z różnymi kobietami, oraz grupa trzecia - równie liczna i dostarczająca najwięcej pracy urzędnikom - to ci, którzy mają własne firmy, niemałe pieniądze i tak doskonale znają przepisy prawa, że nie można ściągnąć pieniędzy z ich majątku, bo... niczego nie posiadają.

Wszystko jest na żonę lub na mamę. Najwięksi cynicy nie płacą alimentów na własne dzieci, ale w gminach uważani są za dobrodziejów, uczestniczą w różnych akcjach charytatywnych i jako sponsorzy otrzymują listy dziękczynne. Są i tacy, którzy mają w zawieszeniu wyrok za niepłacenie alimentów, ale unikają odsiadki, płacąc na dziecko po 50 zł co 3 miesiące i dlatego sąd nie może im udowodnić uporczywego uchylania się od płacenia alimentów.

Urzędnicy starają się odzyskać od dłużników pieniądze i występują do starostów o zatrzymanie prawa jazdy.

- Przez pewien czas było to skuteczne, zwłaszcza gdy dotyczyło zawodowych kierowców - przyznaje Anna Radlak. Szybko znajdowali pieniądze i spłacali długi. Potem okazało się, że znaleźli wyjście. W Niemczech wyrabiali nowe prawo jazdy. W kilku przypadkach kierowaliśmy do sądu wniosek o egzekucję zadłużenia z posiadanej przez dłużnika nieruchomości.

Niestety okazało się, że albo dom nie należy do dłużnika, bo go przepisał na kogoś innego, albo matka dzieci nie godziła się na licytację, ponieważ mamił ją, że przekaże majątek dzieciom, albo po prostu kobieta mieszka w nim wraz z dziećmi. Problem narasta z roku na rok. Praca bez umów, wyjazdy za granicę to najczęstsze zachowania tatusiów, którzy nie dbają o swoje dzieci. Wzrasta też niestety liczba pań, które porzucają rodziny, co dawniej zdarzało się incydentalnie, oraz liczba starych, schorowanych matek dłużników, które biorą kredyty, by płacić długi za synów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska