Coraz mniej lekarzy w Polsce

Redakcja
Od lewej: dr Jarosław Kostyła, zastępca ordynatora oddziału ratunkowego WCM, opiekun stażystów. Lekarze stażyści: Karolina Drewniak (marzy o pediatrii), Justyna Markielis (o chirurgii dziecięcej), Małgorzata Sojka (o ginekologii), Roman Bocian (o medycynie ratunkowej), Ewa Cierpiała (o internie), Radosław Wąsek (o ortopedii), Jacek Chowaniec (o chirurgii). Teraz chodzi o to, by w Opolu znalazły się dla nich miejsca rezydenckie. Po prawej dr Maciej Gawor, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii WCM, opiekun stażystów.
Od lewej: dr Jarosław Kostyła, zastępca ordynatora oddziału ratunkowego WCM, opiekun stażystów. Lekarze stażyści: Karolina Drewniak (marzy o pediatrii), Justyna Markielis (o chirurgii dziecięcej), Małgorzata Sojka (o ginekologii), Roman Bocian (o medycynie ratunkowej), Ewa Cierpiała (o internie), Radosław Wąsek (o ortopedii), Jacek Chowaniec (o chirurgii). Teraz chodzi o to, by w Opolu znalazły się dla nich miejsca rezydenckie. Po prawej dr Maciej Gawor, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii WCM, opiekun stażystów. Paweł Stauffer
Według czarnego scenariusza za 10 lat nie będzie miał kto nas leczyć. Przyczyną jest indolencja Ministerstwa Zdrowia, ale i kumoterstwo i prywata samych środowisk lekarskich.

W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 2,2 lekarza. Na 34 państwa należące do OECD (Organizacji Gospodarczej Współpracy i Rozwoju), zajmujemy pod tym względem czwarte miejsce od końca. Niżej od nas w rankingu są tylko: Korea Południowa, Turcja i Chile.

Wskaźnik ten utrzymuje się od lat 90., choć zapotrzebowanie na lekarzy systematycznie rosło. Nic jednak nie zrobiono, aby to zmienić, zapobiec nadchodzącej zapaści.

- Problem z kadrą lekarską dotyczy całej Polski, ale na Opolszczyźnie widać go chyba najwyraźniej - przyznaje Roman Kolek, wicemarszałek województwa odpowiedzialny za służbę zdrowia. - Na 10 tys. Opolan przypada zaledwie 19,28 lekarza, gorzej mają tylko w województwie lubuskim, gdzie wskaźnik ten wynosi 18,29. Na Śląsku na 10 tys. mieszkańców jest 26,8 lekarza, na Dolnym Śląsku - 29,13. Najwięcej lekarzy jest na Podlasiu - 32,99.

Od dawna do deficytowych specjalistów na Opolszczyźnie należą: geriatrzy, interniści, pediatrzy, endokrynolodzy, psychiatrzy dziecięcy, lekarze rodzinni, patomorfolodzy, radioterapeuci.

Nie ma w ogóle hipertensjologów (od leczenia nadciśnienia), chirurgów klatki piersiowej, kardiochirurgów dziecięcych. Dlatego specjaliści z unikalnych dziedzin muszą przyjeżdżać do nas z ościennych klinik i wykonywać zabiegi, udzielać konsultacji.

- Z chirurgami ogólnymi też nie jest najlepiej, za mało młodych specjalistów, którzy przejmą pałeczkę - dodaje Roman Kolek. - Nikt nie garnie się również do specjalizacji z pulmonologii, neonatologii, medycyny pracy i medycyny rodzinnej.

Lekarze starzeją się z nami

Mamy niż demograficzny, społeczeństwo się starzeje, ale lekarzom też przybywa lat. Odchodzą na emerytury, umierają. Według danych Naczelnej Rady Lekarskiej w Polsce ok. 16 tys. medyków przekroczyło już 50-kę, z czego 8 tys. podchodzi pod 70-kę. Za 10 lat na emeryturze będzie ponad 20 tys. czynnych teraz zawodowo lekarzy. Aż tylu uczelnie nie zdążą wykształcić.

Na Opolszczyźnie pracuje około 2120 lekarzy, 58 proc. ma powyżej 50 lat. Średnia wieku wśród specjalistów z medycyny pracy wynosi 58-59 lat, u pediatrów - 55, ginekologów, reumatologów, dermatologów i neurologów dziecięcych - 56 lat i więcej.

Tylko 70 lekarzy jest w przedziale wiekowym 45-46 lat. Ponadto w grupie tej jest 300 lekarzy, którzy ukończyli już 65 lat. Nadal są czynni zawodowo, ale oni też za jakiś czas odejdą.

- Lekarze seniorzy ratują sytuację tam, gdzie brakuje specjalistów - mówi dr Jerzy Jakubiszyn, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu, ordynator Oddziału Laryngologii WCM i konsultant wojewódzki w tej dziedzinie. - Jeśli chodzi o laryngologów, to na razie w szpitalach ich wystarcza. Natomiast dostęp do laryngologów w poradniach powiatowych byłby utrudniony lub praktycznie niemożliwy, gdyby nie emerytowani specjaliści. Dotyczy to m.in. Prudnika, Krapkowic, Głubczyc, Strzelec Op. Gdy te osoby odejdą, los poradni będzie zagrożony.

Emeryci zasilają też przychodnie okulistyczne, alergologiczne, podstawową opiekę zdrowotną. Dotyczy to internistów i pediatrów.

Ryzykowne rozmnożenie

Do narastającego braku lekarzy przyczyniła się niezrozumiała polityka państwa. Uczelnie medyczne mają wyznaczony odgórnie, zbyt skromny limit przyjęć. Za mało jest też miejsc specjalizacyjnych w szpitalach, opłacanych przez państwo.

W efekcie jeśli ktoś skończy medycynę, to potem ma problem ze zrobieniem wymarzonej specjalizacji. Często z konieczności musi wybrać inną lub trafia do przypadkowego szpitala, choć widzi siebie tylko w klinice.

- Ukończyłam akademię medyczną z dobrymi wynikami, od początku studiów marzyłam o pediatrii i nadal chcę się w niej specjalizować - opowiada Liliana, świeżo upieczona pani doktor z Opola. - Marzyłam jednak o pozostaniu w klinice, gdzie odbywałam staż. Nic jednak z tego nie wyszło. Znalazło się dla mnie miejsce, ale w średniej wielkości szpitalu.

Chciałam się w klinice uczyć pod okiem najlepszych, gdzie trafiają mali pacjenci ze skomplikowanymi schorzeniami, ale tam nie mieli wolnej rezydentury. Nawet nie wiem, czy w ogóle o nią wystąpili. To zamknięte środowisko, którym rządzą profesorowie. Trudno ten mur przebić.

Lek. med. Krzysztof Łada, prezes i założyciel Fundacji Watch Health Care, monitorującej sprawność zarządzania służbą zdrowia, nie owija w bawełnę tego, co myśli o specjalizacjach i rozdziale miejsc rezydenckich: - To jest kumoterstwo, chęć zabezpieczenia swoich interesów, zapewnienia miejsc pracy swoim dzieciom, swojej rodzinie. I nikomu więcej! Ordynatorzy i konsultanci często nie wnioskują o nowe miejsca szkoleniowe, ukrywają listę lekarzy deficytowych, sztucznie utrzymują poziom zatrudnienia. Nie chcą uczyć następców, by nikogo nie dopuścić do swojego biznesu. Bo tylko wtedy uchodzą za niezastąpionych. Widziałem bardzo wielu okulistów, którzy przepisują okulary lecznicze, ale operują oczy, usuwają zaćmy nieliczni. Dostęp "świeżej krwi" blokuje samo środowisko okulistów.

Krzysztof Łada w trakcie studiów medycznych marzył o chirurgii. Ale jeden z profesorów szybko ostudził jego zapał. - Zapytał, czy mam jakieś znajomości w szpitalach. Bo inaczej nie mam szans. Ukończyłem specjalizację ze zdrowia publicznego.

Fundacja zwracała już uwagę Ministerstwu Zdrowia na patologię z miejscami rezydenckimi. - Ministerstwo jednak twierdzi, że nic nie może zrobić, bo konsultanci nie wnioskują o dodatkowe miejsca w tej czy innej dziedzinie. Ja rozumiem, że niektórzy lekarze bronią swoich interesów, ale nie rozumiem ministra. On powinien kreować politykę zatrudnienia, a nie zachowywać bierną postawę.

W tym roku akademickim studia medyczne w Polsce podjęło ok. 3160 osób. W Niemczech rozpoczyna je co roku ponad 10 tysięcy studentów.

- W naszym kraju, ze względu na mniejszą liczbę mieszkańców, powinniśmy przyjmować co roku na medycynę pięć tysięcy chętnych, zwłaszcza że tylko trzy czwarte z tych, co się dostają, studia kończy - mówi dr Jerzy Jakubiszyn. - Naczelna Rada Lekarska wystąpiła jakiś czas temu do Ministra Zdrowia z wnioskiem o zwiększenie limitu przyjęć. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Na razie ministerstwo chce zlikwidować staż podyplomowy. Ale to nie jest ukłon w stronę młodych lekarzy, tylko budżetu państwa. Teraz każdy absolwent medycyny odbywa przez rok płatny staż w szpitalu, gdzie przechodzi kolejno przez różne działy.

Dopiero potem może przystąpić do specjalizacji. Od 2018 r. staż, czyli praktyczną naukę zawodu będzie zaliczał już na szóstym roku studiów na zasadzie wolontariatu, czyli za darmo. To pomysł byłej minister zdrowia Ewy Kopacz na rozmnożenie kadry medycznej.

Ponoć odwrotu już nie ma. Ulegnie też skróceniu okres zdobywania specjalizacji z pewnych dziedzin. Do tej pory, by zostać np. diabetologiem, nefrologiem, należało najpierw zaliczyć 5 lat interny, potem jeszcze dwa z dziedziny szczegółowej. Teraz kształcenie zamiast siedmiu lat, potrwa pięć. Są też pomysły, zainicjowane przez prywatne uczelnie, by otworzyć kolejne wydziały lekarskie.

- To dobrze i niedobrze - uważa dr Marek Piskozub, dyrektor WCM w Opolu. - Szpitale, którym brakuje specjalistów, szybciej rozwiążą swój problem. Ale są obawy, że może się to odbić na poziomie wyszkolenia tych lekarzy. My akurat jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że możemy szkolić na wszystkich oddziałach. Mamy jednocześnie po 70-80 rezydentów w całym szpitalu. Zasilają stały trzon kadry lekarskiej. Część z nich po uzyskaniu specjalizacji zostaje, część odchodzi, ale na ich miejsce są inni. Dlatego nam specjalistów nie brakuje. Ale to wyjątkowa sytuacja.

Rezydent reglamentowany

Lekarzy brakuje, a jednocześnie z roku na rok maleje liczba miejsc szkoleniowych dla absolwentów medycyny.

W 2012 r. w naborze jesiennym Opolszczyzna otrzymała 54 miejsca przydzielane i opłacane przez Ministerstwo Zdrowia dla młodych lekarzy, którzy są przed specjalizacją. W naborze w 2013 było tych miejsc już o dwanaście mniej. Tylko jedno przypadło dla pediatry. W tegorocznym rozdaniu wiosennym miejsc jest zaledwie 20.

- Dostaliśmy po jednym miejscu rezydenckim w osiemnastu dziedzinach, takich jak m.in. chirurgia ogólna, choroby zakaźne, choroby wewnętrzne, medycyna rodzinna, medycyna sądowa, psychiatria, neurologia - informuje Jacek Szopiński, rzecznik prasowy wojewody opolskiego. - Wyjątek stanowi pediatria, były… dwa miejsca.

- Ministerstwo Zdrowia dawkuje miejsca jak kroplówkę, choć wiadomo, że te szpitale, które mogą szkolić lekarzy, najchętniej przyjmują rezydentów - zaznacza Józef Bojko, konsultant wojewódzki w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii. - Przez sześć lat nie muszą im wypłacać pensji, bo robi to ministerstwo. Trudno zresztą oczekiwać od dyrektora szpitala, że przyjmie na etat lekarza, który potem będzie jeździć po całej Polsce na kursy, dodatkowe szkolenia, często będzie nieobecny.

W naborze wiosennym Opolszczyzna dostała także tylko jedno miejsce na specjalizację z anestezjologii i intensywnej terapii.

- To stanowczo za mało - twierdzi dr Józef Bojko. - Już teraz jesteśmy na szarym końcu, jeśli chodzi o liczbę anestezjologów przypadających na 100 tys. mieszkańców. Zajmujemy piętnaste miejsce w kraju. Mamy 84 takich specjalistów, powinno być stu.

Zdaniem dyrektorów szpitali i konsultantów medycznych brakuje spójności między kształceniem przyszłych lekarzy a potrzebami i możliwością ich zatrudnienia. Ciągle się trąbi o starzejącym się społeczeństwie, że będziemy potrzebować geriatrów, tymczasem niewiele się robi, by ich przybyło. Na Opolszczyźnie jest zaledwie dwóch geriatrów, tymczasem ani jesienią, ani teraz Ministerstwo Zdrowia nie przyznało nam żadnego miejsca szkoleniowego. Z drugiej strony oczekiwania lekarzy i urzędników odpowiedzialnych za ochronę zdrowia ciągle się rozmijają.

W czasie ostatniego rozdania najwięcej medyków zgłosiło się na specjalizacje lekarsko-dentystyczne: chirurgię stomatologiczną i ortodoncję. Większość z nich raczej nie planuje pracy w publicznej przychodni, tylko ma w planie założenie prywatnego gabinetu. Bo to przynosi największe profity. Najmniejsze wzięcie miały: choroby wewnętrzne, zakaźne, płuc, medycyna sądowa, pediatria, psychiatria, rehabilitacja medyczna, hematologia i nefrologia.

- Jeśli brakuje internistów i pediatrów, to musi to dać ministerstwu do myślenia, że te dwie dyscypliny powinny być odpowiednio finansowane - mówi dr Marek Piskozub. - Żeby lekarz wiedział: będę godnie zarabiał, bez problemu znajdę pracę. Ale też szpitale powinny mieć godziwe kontrakty na internę i pediatrię. Bo inaczej nie będą lekarzy przyjmować i szkolić. Skąd potem wezmą pieniądze na ich zatrudnienie?

Zainteresowanie specjalizacją z chorób zakaźnych wygasło, bo przed laty zlikwidowano w Polsce wiele oddziałów zakaźnych w szpitalach. To samo spotkało Opolszczyznę. Z pięciu pozostały dwa - w Opolu i Nysie.

- Ja mimo to występowałam kilkakrotnie o miejsca szkoleniowe, ale nikt chętny się nie zgłaszał - mówi Wiesława Błudzin, ordynator Oddziału Chorób Zakaźnych Szpitala Wojewódzkiego w Opolu, konsultant wojewódzki w tej dziedzinie. - Dopiero niedawno udało mi się pozyskać dwie rezydentki. To osoby z pasją, bardzo zainteresowane tą dziedziną. Trzeba bowiem pamiętać, że specjalista chorób zakaźnych gabinetu prywatnego nie otworzy. Z drugiej strony nie możemy przyjąć na specjalizację więcej lekarzy, bo rynek zatrudnienia jest ograniczony. W tej chwili dwa razy w tygodniu dojeżdża do nas lekarka z Wrocławia.

Doktor Błudzin ubolewa, że wylano kiedyś dziecko z kąpielą, argumentując, że choroby zakaźne już nas nie dotyczą. One były, są i będą. Tylko że kiedyś ludzie masowo chorowali na odrę, polio, tężec. A teraz pojawiły się nowe plagi: ropne zapalenie opon mózgu, wirus HIV, borelioza. - Starsi lekarze mieli styczność z chorobami, których młodzi lekarze nie widzieli. Ważne jest następstwo pokoleniowe, żeby sobie tę wiedzę przekazać. Tylko trzeba mieć komu.

Jak przywiązać lekarza

Deficytowych specjalistów brakuje zwłaszcza w tych województwach, w których nie ma uczelni medycznych. Bo młodzi, najzdolniejsi lekarze, są zainteresowani pracą w klinikach.
Wicemarszałek Roman Kolek niedawno był na spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem, na którym poruszył problem braku lekarzy.

- Powiedziałem, że bez ścisłego powiązania polityki kadrowej z polityką regionalną nic nie wskóramy. Co z tego, że na endokrynologię czy diabetologię znajdą się chętni? Skoro oni przyjadą na Opolszczyznę, ukończą specjalizację i wracają do siebie. Może należałoby wprowadzić zasadę, żeby lekarz musiał to potem odpracować. Został u nas np. przez pięć lat. Można to zrobić w formie stypendiów refundowanych, wypłacanych przez konkretne miasto: Opole, Nysę czy Kędzierzyn-Koźle. Trzeba próbować jakoś związać lekarza z miastem.

- Nie wiem, czy to przejdzie - wątpi dr Jakubiszyn. - To trochę przypomina chłopa pańszczyźnianego, przypisanego do ziemi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska